Pewnie nie znała go od tej strony, tak jak on siebie nie znał, ale jak się okazało, on nie znał również swojej żony. Można by rzec: remis...
Wydaje mi się, że coraz bardziej oddalam się od ludzi, jakbym żeglował ku nieskończoności, przenosił się do innego bytu. (...) Wieczność wydaje mi się światłem, cudownym, nieznanym, które świeci daleko na bezkresnym, pustym morzu. (...) Moja cela to moja kajuta. W niej udam się w wielką podróż. Porzuciłem ludzi, podświadomie jeszcze słyszę wrzawę i szum głosów, niczym monotonne uderzanie o brzeg fal niesionych przypływem i odpływem. Echo jest jednak coraz słabsze... i wnet oddalę się, wtulony w ciszę i milczenie, w bezkres dni.
Książka: Skrucha