Samochód prześlizgiwał się z wolna wśród paryskiej nocy. Deszcz dudnił po dachu zagłuszając wszystkie inne odgłosy. Łuk Triumfalny wychyną nagle ze srebrnej topieli i zaraz znowu znikną. Przesunęły się cicho Pola Elizejskie ze swymi oświetlonymi oknami. Rond Point pachniał kwiatami i świeżością jak barwna fala wśród dymu. Place de la Concorde majaczył jak ocean ze swymi trytonami i potworami morskimi. Z jasnymi arkadami przypłynęła rue de Rivoli, przelotny blask Wenecji, potem zbliżył się szary, odwieczny Luwr z bezkresnym podwórcem, migocąc wszystkimi oknami. Przemknęły mosty i nabrzeża, nierzeczywiste, zawieszone nad wolno płynącą wodą. Barki, holowniki przypominające swoim ciepłem świateł setki zacisznych domów. Sekwana, bulwary, autobusy, zgiełk, ludzie, sklepy. Żelazne kraty Ogrodu Luksemburskiego, za nimi park jak poezja Rilkego. Zapomniany, milczący cmentarz Montparnasse. Stare, wąskie, stłoczone uliczki, domy, otwierające się nagle ciche place, drzewa, drzewa, chylące się fasady, kościoły, pomniki, które nadgryzł ząb czasu. Uliczne latarnie święcące wskroś deszczu, pisuary jak małe fortece sterczące z ziemi, hoteliki, w których wynajmowano pokoje na godziny, a między tym uliczki z zamierzchłych czasów, uśmiechające się czystym rokokiem i barokiem frontonów, mroczne bramy jak z powieści Prousta...
Rzeczy nie są takie, jakie się wydają, a prawda tkwi ukryta pod jakimś drugim dnem.
Stara prawda głosi, żeby nie osądzać książek po okładkach. Ale to samo tyczy się ludzi.
Będzie jak zwykle. Bo to był zwyczajny rejs. Najzwyklejszy. Z tabunem nudziarzy, garstką oryginałów i kilkorgiem dziwaków. Rejs, podczas którego nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego i zapewne już nic się nie wydarzy.
Czasem jest tak, że kogoś spotykasz i już wiesz, że od teraz nie będziesz widział świata poza nim
Majątek i sława są nic niewarte, jeżeli nie masz z kim się nimi podzielić
Czasem jedno słowo może wywołać lawinę nieprzewidzianych zdarzeń, a co dopiero może zdziałać dłuższe wyznanie.
…różne sytuacje są dziełem przypadku.
Melancholia nie musi być czymś złym. Bo tak naprawdę jest stanem wygłodniałych dusz, ludzi ambitnych, poszukujących. Artystów. Wizjonerów. Wciąż do końca niespełnionych...
Przez wieki próbowano wygnać z nas to, czego tak naprawdę nie ma. Albo inaczej... Melancholia oczywiście istnieje, ale jest zupełnie czymś innym, niż się wydawało.
Samochód prześlizgiwał się z wolna wśród paryskiej nocy. Deszcz dudnił po dachu zagłuszając wszystkie inne odgłosy. Łuk Triumfalny wychyną nagle ze srebrnej topieli i zaraz znowu znikną. Przesunęły się cicho Pola Elizejskie ze swymi oświetlonymi oknami. Rond Point pachniał kwiatami i świeżością jak barwna fala wśród dymu. Place de la Concorde majaczył jak ocean ze swymi trytonami i potworami morskimi. Z jasnymi arkadami przypłynęła rue de Rivoli, przelotny blask Wenecji, potem zbliżył się szary, odwieczny Luwr z bezkresnym podwórcem, migocąc wszystkimi oknami. Przemknęły mosty i nabrzeża, nierzeczywiste, zawieszone nad wolno płynącą wodą. Barki, holowniki przypominające swoim ciepłem świateł setki zacisznych domów. Sekwana, bulwary, autobusy, zgiełk, ludzie, sklepy. Żelazne kraty Ogrodu Luksemburskiego, za nimi park jak poezja Rilkego. Zapomniany, milczący cmentarz Montparnasse. Stare, wąskie, stłoczone uliczki, domy, otwierające się nagle ciche place, drzewa, drzewa, chylące się fasady, kościoły, pomniki, które nadgryzł ząb czasu. Uliczne latarnie święcące wskroś deszczu, pisuary jak małe fortece sterczące z ziemi, hoteliki, w których wynajmowano pokoje na godziny, a między tym uliczki z zamierzchłych czasów, uśmiechające się czystym rokokiem i barokiem frontonów, mroczne bramy jak z powieści Prousta...
Książka: Łuk Triumfalny
Tagi: Paryż, Francja