Cisza. Niemal ¿adnego d¼wiêku, choæ nie by³o jeszcze pó¼no. Niebo na zachodzie p³onê³o ostatnimi promieniami s³oñca odbijaj±cymi siê w podstawie nadci±gaj±cych wraz ze zmierzchem poszarpanych chmur. Jak na tak wczesny wieczór ta cisza by³a niezwyk³a.
Bezsilna nasza mowa,
jej d¼wiêki nagle - ubogie.
Szukam wysi³kiem my¶li,
szukam tego s³owa
- ale znale¼æ nie mogê.
Nie mogê.
Wy³o. Chichota³o. Wrzeszcza³o po nocach, s³ychaæ by³o te¿ przera¿aj±cy p³acz, jaki¶ taki bardzo mêski, czasami chóralny. Gdyby siê ws³uchaæ, mo¿na by us³yszeæ co¶ w stylu: "Ratunku... ratunku, niech kto¶ zabierze ode mnie tê potworn± babê!".
Cisza. Niemal ¿adnego d¼wiêku, choæ nie by³o jeszcze pó¼no. Niebo na zachodzie p³onê³o ostatnimi promieniami s³oñca odbijaj±cymi siê w podstawie nadci±gaj±cych wraz ze zmierzchem poszarpanych chmur. Jak na tak wczesny wieczór ta cisza by³a niezwyk³a.
Ksi±¿ka: Cieñ
Tagi: cisza, d¼wiêki, chmury, wieczno¶æ