Ksiądz ciągle pierdolił, jakim to dobrym młodzieńcem był "świętej pamięci Roman", a Ariela ogarniał śmiech, kiedy tego słuchał. Romek był miernotą, niewiele inteligentniejszą od kija od szczotki, jego najlepszą rozrywką było dręczenie słabszych, a wieczorami popijał tanie wina ze swoimi przydupasami na szkolnym boisku.
Ariel czuł mdłości, kiedy rozglądał się po uduchowionych i pełnych cierpienia twarzach uczestników mszy. Cholerna hipokryzja. Teraz zginają kark przed ołtarzem, żeby za chwilę stąd wyjść i dalej chlać wódkę, być żonę, obmacywać własne dzieci, pieprzyć sąsiadkę w stodole za chałupą, obgadywać innych, przeklinać, kraść i oszukiwać.
- Bóg nie stworzył kobiet dla nauki, Bóg powierzył im inne zadanie! Powinny rodzić dzieci, wychowywać te młode pisklęta, dbać o mężów. Oto, czego Bóg chce!
- Jak może być grzechem coś, co każe ci zrobić ksiądz? Jestem wysłannikiem Boga na ziemi.
Oto wielki pan lekarz, mocno wierzący katolik w otoczeniu swojej wspaniałej rodziny. Taki chciał się pokazywać światu. Tyle, że ona wiedziała, jaki staje się w jej sypialni. Grzeszny i rozpustny.
Miała nadzieję, że wielka tragedia zmieni ojca, sprawi, że stanie się inny, lepszy. Ale nie! Po pożarze wcale nie udzielał jej wsparcia. Zamknął się, skupił na sobie, na tych bzdurnych rytuałach i tłumaczeniach, że niby "Bóg tak chciał". Bóg chciał zabrać Wiktorka? Co to niby za Bóg?!
Sąsiedzi nie słyszeli o żadnych awanturach, nawet sprzeczkach czy problemach. Poza tym Bóg ich dziećmi szczodrze pobłogosławił, a oni co niedziela pod rękę chodzili na sumę, więc jak miało być między nimi źle? Po prostu nie ma takiej możliwości.
Na początku była chęć życia. Nic prócz niej, a wszystko w niej. To nieskończoność Anaksymandra, wyłaniająca z siebie byty świadome i nieświadome, to święty ogień Heraklita, który niszczy i tworzy światy materialne i duchowe. To Duch Boży, który unosił się nad potencjalnością istnienia i tworzył cztery żywioły. A powstająca z nicości idea człowieka czekała, aż Stwórca zmaterializuje ją, poruszy i rzuci w pulsującą, rytmiczną przestrzeń odchodzenia i powrotu.
Człowiek jest jak cebula - konstatuje fromborski badacz nieba. - Im szybciej kolejne łupiny zedrze, rezygnując z tego i owego, by do jądra własnego jestestwa się dostać, tym wyraźniej czuje Stwórcę. Mistrz Eckhart napisał, że ten, kto się wyrzeka wszystkich rzeczy przemijających, odzyskuje je na powrót w Bogu, w którym są one prawdą. Ale kto jest zdolny do takiego poświęcenia?
Następne dziesięć minut upłynęło mu na przekazywaniu go sobie przez pewną panią i dwóch młodych księży. Najdziwniejsze, że każde z nich wiedziało, kim jest i do kogo się udaje. Mimo to droga do biskupa przypominała drogę ku zbawieniu; była długa, mozolna i towarzyszył jej narastający brak nadziei na osiągnięcie celu.
Najstarsi ludzie wyspy naprawdę wierzyli w smoki i w ich opiekę.
Uśpione namiętności trzeba rozbudzić w sobie na nowo. Bo dopóki serce bije i zegar cichutko tyka, dopóty nadzieja wciąż żywa. Podążaj za nią, a odnajdziesz szczęście bez powodu. Po prostu sięgnij po szczęście. Ono jest na wyciągnięcie ręki. Jedyne, co musisz zrobić, to uwierzyć.
Ponoć wiara bez uczynków jest martwa. I trzeba być zimnym albo gorącym, a nie letnim.
Teresa wprawdzie była wierząca, ale to nie znaczy, że głosowała na obecnie nam panujących. Co to, to nie! Wszak ojciec dyrektor z jej ulubionego radia już nie raz i nie dwa wykazał się nieufnością wobec posłów. A ten dobry człowiek wiedział, co robi.
Gdyby sądzić ludzi według tego, w co wierzą, a w co nie, większość można by uznać za wariatów, a może i wszystkich. Dla nich z kolei ateista może być dziwakiem.
Ksiądz ciągle pierdolił, jakim to dobrym młodzieńcem był "świętej pamięci Roman", a Ariela ogarniał śmiech, kiedy tego słuchał. Romek był miernotą, niewiele inteligentniejszą od kija od szczotki, jego najlepszą rozrywką było dręczenie słabszych, a wieczorami popijał tanie wina ze swoimi przydupasami na szkolnym boisku.
Książka: Poszukiwacz zwłok
Tagi: ksiądz, księża, duchowość, duchowieństwo, kościół, Wiara