W tym momencie radio zaczęło wydawać z siebie jakieś irytujące popiskiwania. Albo się zepsuło, albo zaczęto grać piosenkę Zenka Martyniuka, co w sumie na jedno wychodziło.
Skołowaciałam. Byłam jak Andrzej Gołota u progu nowego milenium, powalony prawym sierpowym Tysona, nim jeszcze ich starcie na dobre się zaczęło.
Kto mógł przypuszczać, że ta, w gruncie rzeczy drobna robótka położy faceta trupem, i to w rozumieniu ścisłym, to znaczy – nieodwracalnym!
Do wielu rzeczy trzeba mnie było długo namawiać, ale do jedzenia – nigdy.
By wyrazić swój sceptycyzm, dziennikarz lekko wykrzywił usta, a dłonie wsunął do kieszeni spodni.
Ocucona przyjemnym chłodem murów starej willi, zupełnie nieświadoma tego, co czeka mnie tuż za rogiem, zeszłam po schodach klatki schodowej na półpiętro.
Oblana pąsem dziewczyna, raz po raz nerwowo zerkała na zegarek.
W powietrze wzbiła się pachnąca chmurka perfum komisarz Zaremby. Wyglądało na to, że ich ognista woń zadomowiła się w tapicerce mojej kanapy, by ustawicznie przypominać mi, że jestem na muszce. I to czyjej?!
Ktoś mądry kiedyś doszedł do wniosku, że to co jest w życiu najlepsze, jest niezdrowe, niemoralne albo tuczące.
Nie wiem dlaczego, ale zawsze gdy w szkole ktoś coś zmalował, wszyscy w pierwszej kolejności patrzyli na mnie.
Od zawsze myślałam, zresztą chyba nie tylko ja, że pisaniem książek nie zajmują się zwykli ludzie. Że siedzi sobie taki oderwany od rzeczywistości, zwichrowany psychicznie odludek i coś tam bazgroli.
Już nawet i za dawnych lat książki nie miały łatwego życia. Wszyscy przecież uczyliśmy się o płonących onegdaj stosach heretyckich wymysłów.
Z rozkoszą wyrywam się z domowego zacisza, odpalam moje ukochane cztery koła, pakuję weń cztery litery i w drogę. Do świata, do ludzi, do moich cudownych czytelników.
Z jednej strony uwielbiam ludzi, z drugiej jestem urodzona domatorką, która świetnie bawi się w swoim własnym towarzystwie.
W tym momencie radio zaczęło wydawać z siebie jakieś irytujące popiskiwania. Albo się zepsuło, albo zaczęto grać piosenkę Zenka Martyniuka, co w sumie na jedno wychodziło.
Książka: Po trupach do celu
Tagi: radio, zepsute radio