Demencja to okropna rzecz. Choroba uderza w same fundamenty tego, co czyni człowieka tym, kim jest.
Tego dnia w gabinecie Kalin orzekł, że słyszał, iż Szeremietiew jest pielęgniarzem nie tylko o najlepszych kwalifikacjach, ale też niespotykanej rzetelności, o ile taki opis - rosyjski poczciwiec - nie czynił z niego chodzącego oksymoronu.
Gdy jedną ręką brał łapówkę, drugą dawał coś - choćby niewielkiego - w zamian, sprytnie utrzymując przeciętnego moskwianina w stanie zadowolenia.
Nie wiedział, jak długo już tu siedzi. Może minęły dwie godziny. A może dwa lata.
Potwory się nie rodzi, je się tworzy.
W tym kraju jesteś jak naleśnik. Raz słodki, raz przesłodzony.
Męczę się sama ze sobą. I łudzę się, że dam radę, dam radę, dam radę...Ciągle to samo. Ja nawet nie mam siły wypowiadać tych słów.
Podejść tam i udawać, że palę, gadać pierdolety, byle zagadać? Byle złapać z nią kontakt wzrokowy? A może i nie tylko? Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. O nie! Chyba mnie dostrzegła. Tak. Patrzy głęboko w moje oczy. A ja nic. Tylko odwracam się i idę dalej.
Podobało mi się dawanie sobie w żyłę. Ten rytuał dawania sobie w żyłę był boski. To uzależnia. I zresztą nie tylko to. Ten stan zobojętnienia na wszystko i wszystkich to cudo. To jak orgazm. Oczywiście nie wszystko w tej historii jest piękne.
Ślub to coś więcej niż dzień, w którym dwoje ludzi się pobiera, coś więcej niż suknia i smoking; w małżeństwie chodzi o nią i o niego.
Nie sposób poznać drugiego człowieka. Nie słuchaj, kiedy ktoś ci wmawia, że jest inaczej.
Gdy go poznałam, był jak zielona łodyżka przebijająca się przez bura ziemię. Albo jak fajerwerk rozbłyskujący na ciemnym niebie. Czaiła się w nim obietnica. Jawił mi się czysty, ekscytujący. Był dla mnie wszystkim.
Gdy wychylał pierwszy kieliszek, poczuł, jak przechodzi go prąd; przypominało to trochę orgazm. Chwila zapomnienia, relaksu całego ciała. Tylko tyle i aż tyle.
Jedni mówią, że ich ulubionym zapachem jest woń świeżo upieczonego chleba, drudzy że kawy, jeszcze inni że ogniska. Simon od najmłodszych lat upodobał sobie zapach piwa. Nic tak nie pobudzało jego zakończeń nerwowych.
Tata nie lubił, jak światło padało na grający telewizor; mama nie lubiła wścibskich sąsiadek. Stanęło na tym, że mimo wczesnej pory siedzieli po ciemku.
Demencja to okropna rzecz. Choroba uderza w same fundamenty tego, co czyni człowieka tym, kim jest.
Książka: Ostatnie dni Władimira P.
Tagi: demencja, czlowiek, człowieczeństwo