Żyję w celibacie, celibat to jest moja wolność. Tak wybrałem i nigdy się nie złamałem. Nie ma nic gorszego niż łajdaczący się ksiądz. Ale potrzeba bliskości i czułości we mnie nie zanikła. I nie zaniknie do końca moich dni.
Dom aktora był bardzo duży. I nigdzie nie widziałem tylu książek. Pomyślałem, że jeśli on to wszystko przeczytał, to musi mieć łeb jak sala gimnastyczna.
Przez jakiś czas byłem łysy, bo do ułożenia takiej fryzury wystarczy gąbka.
Nie trzeba być katolikiem, żeby być dobrym człowiekiem. Dobro czyń, zła unikaj i żyj na pełnej petardzie!
Po cholerę żyjemy? Po co ta cała spina o forsę, bryki, ciuchy? Dlaczego taki Kaczkowski, który robi tyle dobrego, ma zabójczego raka, a największe znane mi skurwysyny chodzą zdrowe i srają forsą? Dlaczego w tym hospicjum nie myślę o chlaniu i ćpaniu?
Jan miał rację. Człowiek potrzebuje przytulenia. Nawet recydywista.
Stopniowo zaczęło do mnie docierać, jakim zawodnikiem jest ksiądz Jan. Ledwo chodził, ledwo widział, jeszcze śmiertelny nowotwór i codziennie przy czyjejś śmierci. Jak on to dźwigał? I te jego teksty na luzaku. Próbowałem to ogarnąć, ale słabo mi szło.
Moje uszczelki w oczach były do dupy.
Naprawiłem światło u dwóch milczących starszych pań. W trakcie roboty ugryzł mnie wyjątkowo wredny pies córki jednej z nich. Takie kudłate coś, co nie wiadomo gdzie przód, gdzie tył, dopóki się nie zesra. Albo upierdoli.
Na pewno nie był to szpital. Dobrze. Na pewno nie było tłumu. Bardzo dobrze. Było jasno i czysto. Super. I średnia wieku w granicach w pół do prababci. Zajebiście.
Wiem po sobie, że facet może żyć totalnie bez seksu, ale jeśli nie prowadzi samochodu, zaczynają mu rosnąć piersi.
Kiedy nasze życie już nie jest w naszych rękach, przychodzi w końcu moment pogodzenia. Czasem pogodnego, spokojnego, a czasem bezsilnego, poprzedzonego buntem, odcięciem się, wyparciem. Kto tego nie doświadczył, nie ma pojęcia, jak samotny jest wtedy człowiek. Pacjent Kaczkowski był spokojny.
Wiecie, kiedy człowiek zaczyna umierać? Kiedy czuje się niepotrzebny. Byłem trupem. Oddychającym, ale tylko do pewnego momentu.
W końcu nadszedł ten dzień, w którym hospicjum przyjęło pierwszych pacjentów. Marzenie, które wyśmiewano i wybijano mu z głowy, stało się rzeczywistością. Dał radę, sukinksiądz.
- Fajnie by było, gdyby braciszek chociaż raz nas posłuchał.- Zawsze was słucham. I zawsze robię tak, jak uznam za stosowne.
Żyję w celibacie, celibat to jest moja wolność. Tak wybrałem i nigdy się nie złamałem. Nie ma nic gorszego niż łajdaczący się ksiądz. Ale potrzeba bliskości i czułości we mnie nie zanikła. I nie zaniknie do końca moich dni.
Książka: Johnny. Powieść o księdzu Janie Kaczkowskim
Tagi: ksiądz