Przeczytałam z zachwytem, przerażeniem, wzruszeniem! Dawno żadna opowieść tak mnie nie porwała i nie wywołała tylu emocji. ,,Polecam" to za mało!
Magda Knedler
Trudne dzieciństwo to dopiero początek. Co zrobi, gdy zazdrość o nią przerodzi się w szaleństwo?
Ernestyna August trafia w czasie wojny do polskiego sierocińca. Podobnie jak inne dzieci walczy o przetrwanie, choć jej sytuacja okazuje się trudniejsza. Jest Niemką, a zatem jest inna. Gorsza. Zakonnicom trudno zapanować nad dorastającymi sierotami i coraz częściej dochodzi między nimi do aktów przemocy.
Po wojnie dziewczynę adoptuje polska lekarka. Przeprowadzka do Warszawy jest jak spełnienie najpiękniejszego snu. Szkoda tylko, że ta sielanka będzie trwała krótko.
Do Polski wraca ojczym Erny. Mężczyzna zaczyna obsesyjnie myśleć o dziewczynie. Przypomina mu kobietę, w której zakochał się jako chłopiec. Mroczna historia z dzieciństwa odżywa na nowo z jeszcze większą siłą.
Joanna Parasiewicz snuje przejmującą opowieść o wyobcowaniu, najmroczniejszych otchłaniach ludzkiej duszy i cierpieniu, na które nikt nie zasługuje.
Wydawnictwo: WAM
Data wydania: 2022-06-15
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 432
- Czasem myślę, że ludziom za łatwo przychodzi rozmnażanie się - mówi cicho i patrzy przed siebie. - Może gdyby dziecko nie zjawiało się ot tak, po dziewięciu miesiącach, tylko trzeba było na nie latami zapracować i na przykład nabiegać się z taczkami z węglem, nie byłoby nas na tym świecie, Erno.
Poruszająca do głębi historia dziecka, któremu dane było przyjść na świat w złych okolicznościach - okropnym momencie historycznym, patologicznej rodzinie… Skończyłam czytać, zamknęłam okładkę, odłożyłam powieść… i dalej o niej myślę!
Erna, a właściwie Ernesine August, urodziła się pierwszego sierpnia 1940 roku w szpitalu psychiatrycznym. Jako trzydniowy noworodek została umieszczona w ochronce dla niemowląt. Poznajemy ją jako nieśmiałą, wycofaną, skrytą dziewczynkę, która z nikim się nie spoufala i stara się nikomu nie przeszkadzać. Początkowo jej całym światem jest Dom Sierot Obojga Płci w Breslau/Wrocławiu, później Dom Zdrojowy w Dusznikach-Zdroju. Obie instytucje prowadzone są przez siostry, stanowiące jedyną ostoję w życiu sierot.
Łatwo się domyślić, że rezygnacja, samotność i cierpienie stale towarzyszą „szwabskiej znajdzie”, której polskie dzieci dokuczają z powodu pochodzenia, złego akcentu, błędów w odmianie… Zawsze znajdą się jacyś prześladowcy, szukający słabszych, których można bezkarnie gnębić.
Erna była przekonana, że nie zazna rodzinnego szczęścia, że nikt jej nie zabierze do prawdziwego domu. Właściwie to pogodziła się z tym, że nigdy nie zazna „normalności”. A jednak pewnego dnia szczęście się do niej uśmiechnęło – spotkała ciepłą i życzliwą doktor Wandę, która postanowiła ją przysposobić. W życiu nastolatki dużo się zmieniło na lepsze… Niestety, nie na długo…
Równolegle do losów dziewczyny toczy się historia Eryka – którego poznajemy jako małolata zakochanego pierwszą szczenięcą miłością w kolaborantce Alinie, a z czasem - budzącego podziw i szacunek chirurga o międzynarodowej sławie. Z przerażeniem obserwujemy, jak z wrażliwego chłopca wyrasta na pozbawionego uczuć, emocji, ogarniętego obsesją despotę.
W pewnym momencie nitki życia bohaterów przecinają się… Zabieg powierzenia narracji tej dwójce sprawia, że wnikliwie możemy poznać ich myśli, motywy, odczucia. W żaden sposób nie jesteśmy w stanie przewidzieć biegu wydarzeń, co sprawia, że napięcie rośnie, emocje gęstnieją, niecierpliwie sięga się po kolejny rozdział…
Jest coś takiego w Ernie, co budzi sympatię. Bardzo jej współczułam, kibicowałam, marzyłam o szczęśliwym zakończeniu. Wzruszało mnie, że tak niewiele wymaga od życia, że z jednej strony próbuje pogodzić się z przeznaczeniem, a z drugiej – walczyć. Szczerze ucieszyłam się, że spotkała na swej drodze Irkę, Annę i Marusię…
Okładka książki przedstawia drzwi i nie wiem dlaczego, ale pierwsze moje skojarzenie - to może być dobry thriller. Ciekawy, pełen zwrotów akcji. I tak jakoś nastawiłam się na dreszczowiec, a dostałam... Oh, co ja dostałam...
Nie posiada skrzydełek, więc nie ma dodatkowego zabezpieczenia przed uszkodzeniami mechanicznymi. Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka. Marginesy i odstępy między wersami zostały zachowane. Podzielona została na rozdziały, gdzie mamy narratorów i daty.
Jest to moje pierwsze spotkanie z autorką, niezwykle... udane. Nie spodziewałam się, że podczas czytania w dłoniach trzymam TAKĄ fantastyczną historię. Jest napisana przystępnym językiem, bez blokad, nic nam nie utrudnia czytania, nawet sam fakt, że jest ona osadzona w dawniejszych czasach, trudnych czasach, gdy toczy się wojna. Nie mogę napisać, że czyta się przyjemnie, bo cały czas towarzyszyło mi uczucie poddenerwowania, nie wiedziałam konkretnie dlaczego, później zaczęłam się domyślać... Nie ma tu przyjemnych scen zbyt wiele, jest tu szare, smutne życie, pełne problemów i kłód rzucanych pod nogi. Autorka musiała poświęcić tej opowieści sporo czasu, bo raz, że ma ponad czterysta stron, a dwa jest ona dopracowana w każdym calu. Niczego jej nie brakuje, jest... idealna. Czytając, od razu wpadłam do świata bohaterów i... i poczułam wszystko to, co czują oni.
Mnogość emocji, momentami była dla mnie przytłaczająca. Musiałam ją odłożyć, by móc odetchnąć. Od pierwszych stron poczułam to, co bohaterowie, a w szczególności Ernestine. Całą sobą odczuwałam i chciało mi się płakać. Wyć z bezsilności, że w żaden sposób nie mogę pomóc. To, co ją spotykało bardzo mocno zapisało się w mojej głowie i cały czas myślę o niej i wydarzeniach jakie ją spotkały. Byłam wzruszona, wściekła, chciałam pewnego bohatera z tej książki, a nawet dwóch, zatłuc czymkolwiek. Za to, jakimi ludźmi byli... Chorzy, ale zdaje sobie sprawę, że takie rzeczy miały miejsce i być może są cały czas na świecie takie kreatury, które zachowują się właśnie w ten sposób. Normalnie przysłowiowy nóż w kieszeni się otwiera, którego wszak nikt nie nosi...
Przyznaję szczerze, że ta książka to moje tegoroczne zaskoczenie. Odczuwałam pełną piersią wszystko, co odczuwała nasza główna bohaterka i cierpiałam razem z nią. I pomyśleć, że nawet teraz, na naszej planecie są takie małe Ernestine, porzucone, niekochane, nie mogące znaleźć ciepła i domu... To... przykre. Jako osoba wysokowrażliwa cierpię o wiele mocniej, wszystko przeżywam mocniej. Każde wydarzenie, które miało miejsce w życiu młodej dziewczyny, było niczym kolec. Uporczywy, bolący, sącząca się rana...
Mamy tutaj kilku bohaterów, niemniej jednak to żeńska narratorka przypadła mi do gustu. Jak zdążyliście się zorientować, nie miała ciekawego życia, niewiele miała w nim radości...
Za to Eryk... Początkowo też zaczęłam go lubić, jednak gdy zrozumiałam co robi, do czego doprowadza... Oh, myślałam, łudziłam się, że się zmieni... A jego postępowanie im starszy był - ręce mi opadały. Nie cierpię takich ludzi, jakim był on i nie potrafię wiecznie zrozumieć tego postępowania.
Mamy tutaj różnorodne charaktery, dobre, złe, obojętne... Jednak one wszystkie są dopracowane i nie są stworzone na jedno kopyto. Bardzo realistyczne, których śmiało moglibyśmy spotkać w codziennym życiu...
Podobało mi się w tej powieści to, jak autorka skupiła się na aspekcie psychologicznym. Idealnie wręcz lawirowała między bohaterami, a dzięki temu, że i Ernestine i Eryk byli narratorami, śmiało mogliśmy ich lepiej zrozumieć. Zachowanie, myśli, skąd to się brało i dlaczego postępują tak, a nie inaczej.
Relacje między nimi również były kluczowe - widać było, czego brakowało wychowankom sierocińca, widać, że niektóre charaktery uprzykrzały życie innym... Czytelnik skupiał się na danym rozdziale bądź dwóch, a później o nich intensywnie myślał. Mimo trudnych doświadczeń i znajomości, byłam tak zainteresowana dalszym ciągiem, że ledwo szło się oderwać od losów tej dwójki. Nie przewidziałam, co się wydarzy, a chciałam wiedzieć już, chciałam wiedzieć wszystko...
Autorka zaplanowała to świetnie. Kiedy trzeba było - działo się sporo, że czytelnik niemal na wdechu czytał rozdział. I zostawał niejednokrotnie z otwartą buzią - ale jak to? Dlaczego to dzieje się właśnie tej postaci? Dlaczego nie napisano dla niej innego scenariusza? To przykre, ale prawdziwe... Ta historia jest CIĘŻKA. Mimo wszystko warto po nią sięgnąć...
Znajdziecie tutaj wiele wątków, nudzić się z pewnością nie będziecie... Są tajemnice, jest obsesja, która ma fatalne efekty... Jest samotność, brak miłości, i nie tej damsko męskiej... Jest lęk, fobia - mamy wiele tematów trudnych, o których wiele osób w naszej codzienności milczy, bo przecież tak jest łatwiej. Jak się nie mówi, to nie ma problemu przecież... To przykre, ale niestety prawdziwe.
Reasumując uważam, że jest to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w swoim życiu, Tak wiele czułam razem z bohaterką, tak była to ciężka przeprawa, a jednocześnie tak wspaniała... Trudno jest mi wyrazić zachwyt, jaki pozostał mimo negatywnych, przykrych wydarzeń, mimo tego całego cierpienia, bólu i smutku... Koniecznie musicie po nią sięgnąć. ZDECYDOWANIE POLECAM!
Z pewnością wielu osobom słowo "sierociniec" zazwyczaj źle się kojarzy, ja nie mam takich skojarzeń. Myślę, że dlatego, iż niemal połowę swojego dość długiego życia mieszkałam obok takiego domu. Byłam tam bardzo częstym gościem, zresztą nie tylko ja. To był naprawdę bardzo przyjazny ośrodek dla dzieci, nie tylko dla sierot, ale i dla ich znajomych..., przyznam nawet, że zazdrościliśmy dzieciom z domu dziecka zabawek, imprez i... jedzenia. To były takie czasy i z pewnością pracujący tam ludzie byli naprawdę bardzo życzliwi. Teraz już tak nie jest słodko podobno, lecz teraz nie ma w tym domu żadnych sierot a po drugie wszystko się zmieniło, system wychowawczy również. Jednak czytając czasem o różnych takich placówkach, to aż ciarki przechodzą po plecach. Widok samotnych, porzuconych i skrzywdzonych dzieci, które pragną rodzicielskiej miłości i odmiany losu źle się kojarzy...
W tej książce jednak mamy do czynienia z prawdziwym sierocińcem prowadzonym przez zakonnice.
Ernestine August trafiła do tego sierocińca we Wrocławiu jako pięcioletnia dziewczynka. Od samego początku była na straconej pozycji z racji swojego
pochodzenia. Była Niemką, a więc tą złą, gorszą. Zakonnice nie potrafiły ujarzmić dzieci i dokładnie przypilnować porządku, więc między dziećmi często dochodzi do awantur i przemocy wobec słabszych.
"Przybywa znajd, podrzutków czy kukułczych jaj, których nikt nie potrzebuje, bo najstarsze z nas ma dziesięć lat, więc to za mało na front, a przecież trzeba nas wykarmić i ubrać, mimo że czasy są trudne."
Pod koniec działań wojennych siostry zakonne uciekają z dziećmi z Wrocławia. Wysiadają z pociągu w Dusznikach-Zdroju. Docierają do opuszczonego Domu Zdrojowego, który adaptują na sierociniec.
Bardzo lubię Wrocław a także miałam okazję bywać w Dusznikach-Zdroju. Dlatego opisy autorki sprawiły mi wielką przyjemność, przypomniały mile spędzone tam dni. To tak, jakbym podróżowała razem z dziećmi, razem z Erną...
Po wojnie niemieckie dzieci maja być wywiezione do Niemiec, część polskich jest adoptowana. Polska lekarka Wanda, zabiera Ernę ze sobą do Warszawy. Dziewczynka jest szczęśliwa. Wreszcie ma swoją rodzinę. Ma nowe imię - Nina. Swój pokój, tylko dla siebie. Lecz czy szczęście może tak długo trwać?
"Jeszcze nie mogę uwierzyć w to, co się stało, przypominam cyrkowe zwierzę wypuszczone po latach z niewoli – i jak ono drepczę w miejscu, kręcę się w kółko – oszołomione nagle podarowaną wolnością."
Historia opowiadana jest z punktu widzenia dwóch osób, jedną z nich jest Erna a drugą Eryk, młody lekarz, który ożenił się z Wandą. Wyjechał do Rosji, więc początkowo dziewczynka nie miała z nim kontaktu. I byłoby dobrze, żeby tak już zostało...
Ta historia wyzwala tak wiele skrajnych emocji, że po prostu brakuje mi słów.
Warto przeczytać tę książkę, bo nie jest to taka sobie zwykła historyjka.
Polecam.
Brakuje mi słów, w myślach biegają pytania. Ile zdoła udźwignąć jeden człowiek? Gdzie jest granica naszego bólu? Ile trzeba mieć sił, by przetrwać? A może to kwesta przypadku? Wierzycie w przypadki losowe?
Nie wiem, co się stało z moim czasem, gdy wzięłam tę książkę. Wszystko się rozpłynęło w przestrzeni, a ja skupiona na literach, trwałam w zawieszeniu. Po przeczytaniu, czuję się zmęczona psychicznie, wyprana z emocji. Poturbowana przez obsesję bohatera.
Dziewczyna z sierocińca Joanna Parasiewicz
Nie o takiej treści myślałam, zaczynając czytać. Miało być, wojna, sierota, trauma. Prawie, ale jak wiadomo prawie robi różnicę. Nawet przez myśl mi nie przeszło, na czym to starcie będzie polegać. Nie ma wartkiej akcji, zwrotów, szaleńczego tępa. Jest mrok egzystencji dziecka, jest światełko w tunelu - po adopcji, i jest walka o przetrwanie, by kolejny raz nie pochłonęła Ernie – Niny ciemność.
To historia o złu, ukrytym pod płaszczykiem troski.
Zostałam urzeczona pięknem języka, swobodą przekazu. Wzruszyłam się, przeraziłam i zachwyciłam.
empikgo e- book
Ernestine w czasie wojny trafia do polskiego sierocińca, w którym w cały czas musi walczyć o przetrwanie. Ma zdecydowanie gorzej niż inne dzieci, ponieważ jest Niemką. Po wojnie Ernestine zostaje adoptowana przez polską lekarkę. Jak dzieciństwo wpłynęło na dziewczynę? Jak potoczą się losy Ernestine?
To moje pierwsze spotkanie z powieściami autorki, do sięgnięcia po książkę z pewnością zachęciła mnie tajemnicza i przyciągającą oko okładka oraz intrygujący opis. Język jakim posługuje się autorka jest bardzo przyjemny, co z pewnością przekłada się na łatwość i szybkość czytania. Fabuła książki została w bardzo dopracowany i przemyślany sposób nakreślona i poprowadzona. Historia przedstawiona w książce ukazana jest na przestrzeni kilkunastu lat, mianowicie 1941 -1957, więc mamy spory wgląd w to co działo się w życiu bohaterów przez kolejne lata. Poznajemy tutaj historię Erny małej Niemki, która trafiła do polskiego sierocińca, gdzie "sprawują władzę" surowe zakonnice. Do Erny w końcu uśmiecha się szczęście i zostaje adoptowana, od tego momentu ma na imię Nina. Kolejna ważną postacią jest Eryk, lekarz i mąż Wandy - opiekunki Erny. Historia ukazana jest właśnie oczami tej dwójki bohaterów, co pozwoliło mi ich poznać, dowiedzieć się co czują, myślą, co ich ukształtowało i w znaczącym stopniu wpłynęło na ich życie i obecne zachowania. Postaci zostały w naprawdę świetny sposób wykreowane. Autorka w bardzo realny i mocny sposób pokazała tajniki ludzkiej psychiki. Z każdej ze stron tej powieści wręcz wylewają się emocje, bądźcie przygotowani na naprawdę poruszająca i mroczną historię, która z pewnością na dłużej zostanie w Waszych głowach. Polecam! Moja ocena 9/10.
... Istnieje coś gorszego niż zazdrość...
Obsesja, która odbiera zdolność myślenia...
Ernestine August trafia w czasie wojny do polskiego sierocińca.
Wraz z innymi dziećmi walczy o przetrwanie,chociaż jej sytuacja jest trudniejsza.
Ernestine jest Niemką, a więc tą inną i gorszą.
Zakonnicom jest coraz trudniej zapanować nad dorastającymi sierotami przez co dochodzi do aktów przemocy.
Po wojnie dziewczynę adoptuje polska lekarka Wanda. Przeprowadzka do Warszawy to dla niej marzenie o lepszym jutrze.
Niestety szczęście nie jest jej pisane...
Na jej drodze staje Eryk, który ma za sobą niespełnioną miłość.
Autorka przeplata ze sobą losy Ernestine i Eryka. Dzięki ich opowieścią możemy bardziej zanużyć się w historii pełnej bólu, strachu, niezrozumienia i tęsknoty za szczęściem.
Autorka świetnie pokazała fakt jak wojna może podzielić nawet dzieci, które do niedawna wspólnie się bawiły i żyły beztrosko.
Pokazuje dobitnie tęsknotę za miłością matczyną, za przytuleniem, buziakiem i ciepłym spojrzeniem.
To nie jest historia, która po przeczytaniu uleci z pamięci .
To historia, która na długo pozostanie w nas, będzie wierciła dziurę i nie da spokojnie zapomnieć.
Myślę że będąc matką jeszcze mocniej ją przeżywałam i nie jest mi obojętna.
Tak bardzo chciałam, żeby wszystko dobrze się skończyło, żeby wkoncu bohaterka zaznała szczęścia, ciepła i miłości...
Czy to się udało?
Z tym pytaniem Was zostawiam.
Gorąco polecam lekturę.
Deszcz za oknem, szare niebo, słychać tylko krople dudniące o parapet… pisząc te słowa właśnie taką aurę dostrzegam za oknem, a ona idealnie odzwierciedla klimat książki #dziewczynazsierocińca.
To historia smutna, przepełniona tragedią, bólem, strachem.
Młoda dziewczyna, Niemka, trafia w czasie wojny do polskiego sierocińca. Od samego początku nie jest jej łatwo, a kolejne dni przyniosą tylko więcej utrapienia i samotności. Choć na chwilę jej los się odmienia i po tym jak w Polsce cichną odgłosy ostrzałów i ciągłej walki zostaje adoptowana przez lekarkę. Pomimo chwili oddechu dziewczynie trudno zaklimatyzować się w nowym miejscu. Niestety spokój trwa bardzo krótko, po lepszych dniach znowu nastaje mrok, może jeszcze straszniejszy i bardziej przerażający, niż wtedy, podczas wojny, kiedy była zdana tylko na siebie, bo życie w bidulu, nawet w „normalnym czasie” nie jest proste.
Historia poprowadzona jest dwutorowo. Poznajemy perspektywę Ernestine, głównej bohaterki i Eryka, cenionego lekarza, który skrywa w sobie wiele zła, szaleństwa, a jego działania naszpikowane są egoizmem i chęcią dominacji.
To przejmująca opowieść, w której na próżno szukać szczęścia, choć zalążek radości tli się, ale tak szybko jak się pojawia również znika, a później było tylko trudniej.
Ernestine próbowała walczyć o siebie, próbowała odnaleźć swoje prawdziwe „ja”, ale jej poszukiwania okadzone były niepewnością i przerażeniem. „Domowa przystań”, w której znalazła się po utracie namiastki normalności, wcale nie była bezpieczna.
Smutna, ponura, posępna, momentami przygnębiająca - taka właśnie jest ta historia. Jestem bardzo ciekawa, jak losy Ernestine potoczyły się dalej, po postawionej ostatniej kropce przez autorkę. Mam nadzieję, że odnalazła spokój…
To lektura, która nie należy do łatwych, ale z pewnością ta historia młodej dziewczyny warta jest poznania.
"Istnieje coś gorszego niż zazdrość. Obsesja, która odbiera zdolność myślenia"
Ernestine August nie miała łatwego dzieciństwa. W czasie wojny trafia do polskiego sierocińca prowadzonego przez siostry zakonne. Jak każde dziecko, próbuje walczyć o swoje, jednak jest Niemką, tym samym jej sytuacja jest trudniejsza. Choć zakonnice próbują zapanować nad dziećmi, to jednak Ernestine coraz częściej jest poniżana, wyśmiewana, dochodzi nawet do ataków przemocy.
Po wojnie Ernestine adoptuje polska lekarka i wraz z nią dziewczynka przeprowadza się do Warszawy. Czy Ernestine w końcu pozna czym jest domowe ognisko? Czy w jej życiu w końcu zapanuje szczęście?
Są takie książki, które potrafią wywołać w czytelniku wiele różnych emocji. Jedną z nich jest właśnie "Dziewczyna z sierocińca". Rozpoczynając lekturę tej powieści byłam pewna, że biorę do ręki mroczny, pełen tajemnic thriller... dostałam historię przepełnioną bólem i cierpieniem. Historię dziecka, które nie pragnęło niczego oprócz odrobiny szczęścia i matczynej miłości.. Nie ukrywam, że gdzieś w połowie książki troszkę ta historia mnie męczyła, ale dotrwałam do końca i nie żałuję.
Historię poznajemy z perspektywy Ernestine i Eryka. Choć akcja powieści nie jest zbyt wartka, płynie sobie spokojnie i pomału poznajemy losy obojga bohaterów, to jednak trzyma nas w napięciu do samego końca. Duszny i pełen niepokoju klimat oplata nas swoimi mackami i nie pozwala odłożyć książki na półkę. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, w jaki sposób Autorka wykreowała swoich bohaterów, ich portrety psychologiczne bardzo mnie zaskoczyły.
Przyznaję, że po skończonej lekturze czuję pewien niedosyt, to jednak nie mogłam wyobrazić sobie innego zakończenia. Z całego serca kibicowałam Ernestine, trzymałam mocno kciuki by w końcu zagościł na jej buzi uśmiech, chciałam by ta dziewczynka w końcu była szczęśliwa. Czy moje pragnienia się spełnieniły? Musicie przekonać się sami. Choć historia nie należy do łatwych, to uważam, że warta jest poznania. Polecam.
Ernestine była dzieckiem, które nie pragnęło wiele. Chciała być kochana, chciana, pragnęła, aby ktoś się nią opiekował, utulał do snu. Jednak to, co dla wielu jest czymś normalnym, oczywistym, dla dzieci takich jak ona było tylko marzeniem. Ernestine jest sierotą, mieszka w domu prowadzonym przez siostry zakonne gdzie nie jest łatwo. Na dodatek wojna, która zmusiła je do ucieczki, wszystko pogorszyła. Dziewczynka z pochodzenia Niemka, nie ma łatwo w domu dziecka w Polsce. Jest poniżana, wyśmiewana, inne dzieci jej dokuczają, a momentami nawet znęcają się nad nią. Nadchodzi jednak dzień, który wszystko zmieni. Co takiego się stanie? Czy Ernestine odnajdzie swoje miejsce na ziemi? Czy będzie szczęśliwa?
Są książki, które wywołują wiele emocji, są smutne, ukazują niełatwe rzeczy, poruszają trudne tematy. Właśnie taka jest ta książka. Podczas czytania niejednokrotnie miałam świeczki w oczach, a nawet zdarzyły się momenty, w których pojawiły się łzy. To historia o domu dziecka, prześladowaniu, poniżaniu, maniakalnej miłości i wiele więcej (niestety nie mogę wam więcej zdradzić). To jednak z tych pozycji, o której nie zapomina się jeszcze długo po przeczytaniu ostatniego zdania.
Główną bohaterką jest Ernestine. Sierota, z pochodzenia Niemka. Poznajemy ją jako małą dziewczynkę i śledzimy jej dorastanie. To bohaterka, która nie ma łatwego życia. Osobiście ją polubiłam i mocno kibicowałam, aby w końcu w jej życiu zaświeciło słońce i to na dłużej nić tylko na chwilę.
„Dziewczyna z sierocińca” to książka, w której znalazłam niełatwą, bardzo emocjonującą historię, o której nie zapomnę szybko. Ze swojej strony polecam.
Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA
Sierociniec, dom dziecka, ochronka, zakład opiekuńczo-wychowawczy, bidul. Te miejsca zawsze kojarzyły mi się z brakiem ciepła, nakazami, zakazami, samotnością podopiecznych.
Do takiej placówki w Breslau, dzisiejszym Wrocławiu, trafiła Erna August, Niemka z pochodzenia. Pieczę nad wychowankami, sprawują siostry zakonne. Mała dziewczynka radzi sobie jak może. Stara się nie okazywać słabości. Pocieszeniem jest dla niej obraz wiszący na ścianie, hrabiny dobrodziejki, czyli Eleonory zu Stolberg, fundatorki Domu dla Sierot Obojga Płci.
Dziewczynka po wojnie, trafia do polskiej lekarki Wandy. Kobieta adoptuje małą Ernę, która wreszcie zaznaje ciepła i uwagi. Ma swój własny kąt, swoje rzeczy, niczego jej nie brakuje.
Jednak szczęście Erny nie trwa długo. W domu Wandy pojawia się ktoś, kto od pierwszego spotkania wywołuje w dziewczynie niepokój.
Jak potoczy się dalej ta historia? Przekonajcie się sami.
"Dziewczyna z sierocińca" została rozpisana na dwa głosy: Erny i Eryka. Drogi tych dwojga pewnego dnia skrzyżują się ze sobą.
Życie Erny wypełnia mrok, pustka, strach i samotność. Dziewczyna cierpi na lęki i fobie. Jej świat nie jest zbudowany z miłości, szczęścia i beztroski. Bohaterka wie, że nie każdy ma na własność rodziców. Erna czuje, że nie należy nigdzie i do nikogo.
A kim jest Eryk? Tego wam nie zdradzę.
Powieść Joanny Parasiewicz jest poruszająca, mroczna, wstrząsająca, nieodkładalna. Wkrada się do naszego mózgu niczym robak, powoli, niespiesznie. Z każdą stroną wwierca się coraz bardziej i uzależnia, a czytelnik zapomina o całym świecie.
Jedna rzecz, która mi przeszkadzała, to zawirowania czasowe występujące w książce.
Dobrze przemyślana i skonstruowana fabuła sprawiła, że nieustannie podczas lektury czułam niepokój i spore napięcie. Emocje w książce były wręcz namacalne. Nie było też oczywistego zakończenia, tylko takie, które wbiło mnie w fotel.
Co kryje się w ludzkiej duszy? Jak obsesja może zawładnąć człowiekiem? Ile złego może przytrafić się jednej osobie?
Te pytania nasunęły mi się po przeczytaniu genialnej "Dziewczyny z sierocińca".
Chylę czoła przed autorką, bo wykonała kawał świetnej roboty i sprawiła, że jej powieść, nie pozostawi nikogo obojętnym.
Polecam serdecznie.
"Nie mogę jej spłoszyć.
Nie mogę jej spłoszyć, muszę ją oswoić.
Nie mogę jej spłoszyć, muszę ją oswoić, jesteśmy sobie przeznaczeni."
"Dziewczyna z sierocińca" to powieść, która trzyma czytelnika w napięciu do samego końca. Nie raz autorka zaskoczy wydarzeniami, które miały miejsce, a los Ernestine August mogło podzielić wiele dziewczynek i później kobiet, które żyły w czasie wojny i dorastały w nie swoim kraju tuż po niej.
Dzieciństwo nie oszczędziło głównej bohaterki, a mimo tego potrafiła w nim znaleźć dobre strony. Gdy adoptuje ją polska lekarka, dziewczynka niemieckiego pochodzenia dostaje w końcu dom, o którym mogło by marzyć każde dziecko wychowujące się w sierocińcu. Spokojne życie w poczuciu jako takiego bezpieczeństwa nie trwa zbyt długo, gdy przychodzi moment, kiedy ojczym zaczyna sprawować nad nią opiekę.
Losy Ernestine i Eryka poznajemy od czasów dzieciństwa, dzięki czemu mamy możliwość dowiedzieć się, co ukształtowało ich jako człowieka, podejście do życia i walkę z demonami, które w postaci mroku wlewały się do ich codzienności. Przejmujące jest to, jak jeden życiowy zawód, w tym przypadku ten miłosny, potrafi zniszczyć młodej osobie życie. Jak obsesja potrafi zawładnąć człowiekiem i do czego dzięki niej jest zdolny. Jak dziewczynki, później młode kobiety, miały ciężko w latach czterdziestych-pięćdziesiątych. Jak dzieci, które nie miały wpływu na swoje pochodzenie, były traktowane w powojennej Polsce i czuły się mocno wyobcowane.
Autorka porusza temat molestowania dziewczynek przez osoby im najbliższe, chorego zafascynowania, ale także poniżania i robienia z takich osób krótko pisząc - wariatek. "Problemy" załatwiało się lekami, otępieniem, a później szpitalem psychiatrycznym. Przykro się czytało o tych wszystkich wydarzeniach, ale samo życie pisze takie scenariusze i czytając "Dziewczynę z sierocińca" ma się poczucie, jakby ta historia wydarzyła się naprawdę.
Pani Joanna Parasiewicz od pierwszych stron wciąga czytelnika w mroczniejsze uroki dzieciństwa i wydarzeń, które swoje konsekwencje mają w przyszłości. Rozdziały z życia Ernestine i Eryka poznajemy naprzemiennie, podpisane miejscem i rokiem, w którym miały miejsce.
Myślę, że o tej książce można pisać wiele. Poruszać tematy trudne, rozwijać myśli, ponieważ skłania do refleksji i zasmuca swoją realnością. Pomimo przerażających zdarzeń historia "Dziewczyny z sierocińca" niesie ze sobą nadzieję, ale czy słusznie? Tego musicie się dowiedzieć sięgając po tę powieść. W moim odczuciu koniec tej historii rozwiązał się dość szybko, mam tu na myśli ostatnie strony, ale może to i lepiej? Zdecydowanie polecam powieść porażającą swoim realizmem i mocno oddziałującą na emocje czytelnika.
Nie cierpię gdy ludziom dzieje się krzywda ale na krzywdę dzieci jestem totalnie uczulona. Dzieci nie wybierają sobie rodziców, Polaków, Chińczyków, Niemców itd. To nie ich wina, że rodzą się niechciane, że są zaniedbywane. Główna bohaterka Erna jest Niemką co w okresie wojny i czasach bezpośrednio powojennych jest dla niej bardzo bolesnym doświadczeniem. Tak jak dzieci nie wybierają sobie rodziców, tak i nie wybierają swoich oprawców, to oni wybierają je. Nie podobało mi się to co działo się w sierocińcach, nie podobał mi się także Eryk, który od początku miał zadatki na drania. Miał też aparycję, która wielu wprowadzała w błąd. Spotkanie i zderzenie się ze sobą Erny i Eryka ma swoje negatywne skutki i bardzo mnie ucieszyło zakończenie. Źli ludzie źle kończą. To było moje pierwsze spotkanie z prozą Pani Joanny ale z całą pewnością nie ostatnie. Podobało mi się także, że historia była opowiadana przez dwoje narratorów.
Myślałam, że biorę do ręki thriller, czytając czekałam na te mroczne sceny i z każdą kolejną stroną przekonywałam się, że to nie ten gatunek. Do pewnego momentu kiedy to z obyczajowej książki zaczęła wydzierać się obsesja, zazdrość, chęć posiadania, a życie młodej nastolatki zaczęło przypominać więzienie.
Ernestine, dziecko urodzone w zakładzie dla obłąkanych, żyje z tym piętnem. Po wojnie nie ma łatwego życia, niemieckie ziemie stają się polskie a ona jest wyzywana i poniżana przez polskie dzieci. Szczęście się do niej uśmiecha, trafia do domu polskiej lekarki Wandy, zmienia tożsamość i zaczyna szczęśliwie życie. Niestety idylla nie trwa wiecznie, Wanda umiera a opiekę nad Niną przejmuje Eryk, mąż Wandy, który ma wobec dziewczyny swoje plany.
Zawsze tak jest, że ci idealni ludzie, którzy cały czas noszą maskę okazują się psychopatami ale nikt w to nie uwierzy, przecież są idealni. Ofiara przechodzi piekło i jeszcze się ją obwinia o kłamstwo. Całym sercem kibicowałam Ninie i przez całą tą historię odczuwałam ogromne emocje. Nie jest to lekka i łatwa powieść ale to na pewno książka z tych nieodkładalnych. Narracja dwuosobowa pokazuje nam spojrzenie obojga głównych bohaterów, co jest niesamowitym plusem.
Całym sercem polecam, nie przechodźcie obok tej książki obojętnie.
No, totalnie nie spodziewałam się, że ta historia tak bardzo mnie wciągnie! Co chwilę były takie momenty, że serce mi się krajało ze wzruszenia i nerwów jednocześnie. Nigdy nie chciałabym wylądować w takim sierocińcu, a książki opisujące pobyty w tych ośrodkach coraz bardziej mnie przerażają. Był tu nawet taki moment, nie zdradzę jaki, najlepiej samemu go odkryć, że musiałam odłożyć ją trochę na bok. Było mi tak smutno, czułam wszechogarniającą niesprawiedliwość, aż pociekły mi łzy. Ja wiem, że to tylko książka, ale one nie biorą się z niczego. Znałam kiedyś taką staruszkę, która opowiadała mi wiele historii z czego dużo przekłada się ich teraz na opowieści książkowe. Z tą różnicą, że ona opowiadała o czymś, co zdarzało się naprawdę. Jak wiele człowiek był w stanie zrobić dla kawałka chleba, czy też czekolady. To był rarytas dla bogatych, przede wszystkim dla tych, którzy mieli mamę i tatę. Wiele osób z książki wyobraża sobie, że ich mają i oni za nimi czekają. Wychwalają je pod niebiosa, by tylko ulżyć własnemu sumieniu i odtrącić przykrą prawdę. Nikt bowiem bez powodu nie znajdował się w takim sierocińcu. Nikt nie chodził tam w ładnych ubrankach, nawet bielizna była zakładana po kimś, buty cerowane na tyle, na ile jeszcze da się w nich chodzić. A, że przemakały, któż się tym przejmował...
Najgorszą rzeczą dla innych dzieci jest słyszeć, że któraś jest od nich ładniejsza. Wtedy potrafiło rozpętać się prawdziwe piekło. Nie bez wyjątku i skazy jest również jej pochodzenie przez które jest traktowana jako ta gorsza. Dorastające dziewczynki potrafią być problematyczne, ale już zazdrosne dorastające dziewczynki potrafiły zrobić wszystko, by tylko przyprawić ją o cierpienie. Nikt nie adoptuje nastoletnich dziewcząt, jednak jej się to udaje. Jest ktoś, kto ją chce. Tylko jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić?
Doprawdy porażająca prawda, która ukazuje trudy życia w czasach powojennych. Sekrety, które wychodzą na jaw i przeszłość, która miała pozostać na zawsze zamknięta. Ogromnie ją polecam!
Są książki, które wchłaniają nas już od pierwszych stron. Dlaczego? - bo autor posiada dar do przekazywania nam swojej opowieści w tak piękny i przejmujący sposób, że zatracamy się całkowicie.
O to jedna z nich-,,Dziewczyna z sierocińca"
Główna bohaterka to Niemka, Ernestina August, która nie zna swojej biologicznej matki. Przez całe życie dorastała w poczuciu odrzucenia i samotności wychowywana przez siostry zakonne w Polskim sierocińcu.
Kim była jej matka? Tysiące pytań bez odpowiedzi, trawiące serce i duszę przeświadczenie, że nigdy, nikt jej nie kochał. Dla każdej dziewczynki, wkraczającej w dorosłe życie, to matka jest tą, która wspiera, służy radą i pomocą. Pewnego dnia los uśmiecha się do niej i na swojej drodze spotyka cudowną kobietę, z ogromnym pokładem miłości. Jednak życie jest przewrotne i w pewnym momencie los zadrwił z dziewczynki. Wtedy pojawia się on Eryk Hydryński, złote dziecko, wirtuoz skalpela, Bóg chirurgii.
Co tych dwoje łączy?
Doskonale oddane realia tamtych czasów, fenomenalnie odwzorowane nastroje panujące po wojnie. Wszechobecna i dominująca rola władz w polityce, jak i w życiu publicznym, wojenne losy dzieci, stosunki między narodami, przyjaźń z ZSRR, trudne relacje polsko-niemieckie.
,,Dziewczyna z sierocińca" powieść na kartach, której czytelnik odnajduje obraz miłości w różnych jej aspektach, miłość dziecka, miłość kobiety, miłość mężczyzny, miłość, która nie zawsze wiąże się ze szczęściem, może być odwzajemniona lub nie i wtedy może sprawić ból. Może być też niebezpieczna, gdy przerodzi się w miłość chorobliwie obsesyjną.
Joanna Parasiewicz oddała w ręce czytelników, przepiękną, wzruszającą książkę o tęsknocie i bólu, ale przede wszystkim o walce o własną tożsamość. Autorka uświadamia nam, że dopóki nie rozliczymy się z przeszłością i nie zaakceptujemy jej, wybaczając sobie, ale również innym, nie będziemy gotowi na to, by rozpocząć nowy etap w naszym życiu.
Wydawało, mi się, że wiem, co mnie czeka na kartach tej historii, ale autorka udowodniła, że wcale nie byłam na to gotowa. Opowieść o nas i naszej ludzkiej złożonej naturze, która zdolna jest do obojętności, beznamiętności, ale i do wielkiej, bezinteresownej miłości i poświęcenia dla drugiej osoby, o odwadze i nadziei.
,,najważniejszą umiejętnością pisarza jest przykuwanie uwagi czytelników"
Nie ulega wątpliwości, że Joanna Parasiewcz to potrafi.
Historia, która najpierw skradła moje serce, później rozbiła je na kilka kawałków, żeby na koniec skleić i tchnąć w nie nadzieję. Polecam gorąco.
Ona chciała być kochana.
Ona chciała być szczęśliwa.
Ona chciała mieć rodzinę.
Ona chciała, aby ktoś się nią zaopiekował...
Powojenna zawierucha to koszmar, przez który musiały przejść miliony ludzi. Joanna Parasiewicz pokazała w bardzo obrazowy sposób adaptację Ernestine, dziewczynkę niemieckiego pochodzenia, sierotę. Tak bardzo zapadło mi w pamięci zdanie, które wprost idealnie opisało życie dziewczynki przed adopcją i po adopcji: "Zachwyca mnie cisza tego miejsca, a ja przecież nie znam ciszy, bo w sierocińcu nie było jej nawet nocą".
Bardzo lubię, gdy narracja jest pierwszoosobowa, dzięki temu dogłębniej poznaję bohaterów. Joanna Parasiewicz oddała glos dwójce z nich, Ernestine, wychowanej w sierocińcu w ówczesnym Breslau, oraz Erykowi - tajemniczowi młodzieńcowi z Saskiej Kępy, których losy później splotą się ze sobą w wyniku intrygi i pozornej dobroduszności.. Takiego powiązania kompletnie się nie spodziewałam!
Szyderczy chichot losu jest punktem zwrotnym, wtedy już wszystko zaczęło się staczać po równi pochyłej. Dziewczynka po przejściach odnalazła dom, zaopiekowała się nią lekarka, ale w ich życiu to wszystko cisza przed burzą. Moja wnikliwość i ciekawość zostały uśpione przez śledzenie, jak nawiązuje się relacja pomiędzy adoptowaną córką i matką. Do czasu, gdy w grę nie weszła, niczym taran, którą owładnięty był młody, świetnie zapowiadający się lekarz, ojczym.
Niezwykle mroczna, obsesyjnie wciągająca powieść z pogranicza thrillera psychologicznego zadziwiła mnie swoją lekkością odbioru. Mówiąc potocznie: dosłownie połknęłam tę książkę. Autorka w wyrafinowany sposób serwowała zaskakujące zwroty akcji, a mroczna i duszna atmosfera "Dziewczyny z sierocińca" sprawiła, że ja, nieświadoma czytelniczka, zostałam zniewolona emocjami i domysłami. Podejmując się lektury, byłam pewna, że czeka mnie bardzo burzliwa, naznaczona cierpieniem powieść historyczna, a dostałam w swoje ręce coś, co dosłownie zwaliło mnie z nóg: wybitne połączenie powieści obyczajowej, osadzonej w czasach powojennych, z thrillerem psychologicznym, który mrozi krew w żyłach. I właśnie takich literackich niespodzianek potrzebuję!
Opowieść o pożądaniu, sławie i tragedii Najpierw czuję mrowienie w końcówkach palców. Takie delikatne i łatwo je przeoczyć, więc czasem bywa, że nie zauważam...
Nic nie uskrzydla tak, jak prawdziwa pasja Jest rok 1901, w przestworzach królują balony, a pierwsze zeppeliny podbijają niebo. Śmiałków...
Tak już bowiem jest na tym świecie - wzdychała. - Każdy tanio ceni, co mu łatwo przychodzi.
Więcej