Z chwilą gdy żywioł odchodził, góry wydawały jej się najpiękniejsze. Deszczowe chmury rozmywały się powoli, ukazując, że w czasie, w którym zasłaniały widok na nieboskłon, słońce pokonało sporą drogę i chyliło się powoli ku zachodowi.
Miała wrażenie, że ostatnio każda jej próba powrotu „na dół" - do miasta, do cywilizacji, kończy się jakąś katastrofą. Jak nie spotkanie z matką i nieudane wyjście do teatru, to teraz wizyta u gburowatego lekarza.
Liczba wypadków wzrosła znacząco od momentu, w którym las obumarł. Czy wszechobecne uschnięte drzewa rzeczywiście tak bardzo dezorientowały ludzi? A może zdarzenia te były zemstą Ducha Gór na ludziach za to, że przez swoją bezmyślność zniszczyli hektary lasów w jego królestwie?
W starej lipie coś nagle załopotało i spomiędzy liści wyleciał duży ptak. Wylądował na sąsiednim drzewie i, głośno skrzecząc, znikł między gałęziami.
Kudypskie lasy są ostoją wielu gatunków zwierząt i ptaków między innymi: łosia, jelenia, bobra, dzika, sarny, orła bielika, orlika krzykliwego, bociana czarnego.
Życie rolnika i pasterza w ich sielankowej krainie toczy się w cyklach sezonowych, również moje, piekielne i przeklęte, biegnie takim samym trybem.
Obrzędy narodzin, chrztu, zaślubin, pochówku chronią ludzką egzystencję - zdaniem Mircei Eliadego - przed cofnięciem się do poziomu istnienia zoologicznego. Człowiek to przecież istota nieznana, pomost łączący świat zwierząt i aniołów.
Historia to powracająca fala - tłumaczy Krasicki - wieczne nawroty, błędne koło fortuny. Co roku rok nowy. Dawna nowość starością się staje. Cykl trwa. Nowa trwa, nowe sianokosy, jesienie, śniegi, zapusty, lute mrozy, przednówki, wiosenne wody, kwitnienie, zdziwienie, owoce, złe moce, ziarna, co różne plony przyniosą, zboże i kąkol. Ale non omnis moriar, jak to pisał Horacy! Niepotrzebnie przeto narzekamy i psujemy sobie przyszłość owym echem, iż coraz gorzej i gorzej. Raz w raz ani źle, ani dobrze, radość się z troską plecie. Trwałość i niszczenie, och, powszechne to przyrodzenia prawo, o czym już Kohelet w Piśmie prawił. Cóż, próżny żal, gdy rzecz dobra nagrodzoną być nie może...
- A jak nie zadzwonię?
- Zadzwoni pan. Jestem tego pewien. Kryguje się pan, jak napalona dziewica przed jurnym młodzieńcem, która nie zdaje sobie sprawy, że i tak natura zaplanowała wszystko za nią. Nie oprze się pan.
Miasto - największa budka lęgowa.
Dużych drzew jest jednak w miastach coraz mniej, wraz z nimi mogą zniknąć i ptaki.
Szpaki z parku Świętokrzyskiego przynoszą do gniazd także wióry suchej szynki, kawałki hot dogów. Ich sąsiedzi od strony pasażu Szymborskiej - nawet frytki ze śródmiejskich barów.
Wrony polują nie tylko na szczury. Polują również na chore gołębie, podloty ptaków, nawet młode jeże. Pustoszą gniazda małych wróblaków, rozkopują mrowiska i dłubią w martwym drewnie jak dzięcioły. W ekosystemie miasta odnajdują się więc doskonale.
Gwałtowna nawałnica nie poi największych roślin miasta, bo woda nie wsiąka w glebę o strukturze zbliżonej do betonu.
Liście lipy żółkną, niektóre spadają, nieliczne przebarwiają się na obrzeżach, co - choć wygląda jak cecha ozdobnej odmiany - jest oznaką stresu.
Z chwilą gdy żywioł odchodził, góry wydawały jej się najpiękniejsze. Deszczowe chmury rozmywały się powoli, ukazując, że w czasie, w którym zasłaniały widok na nieboskłon, słońce pokonało sporą drogę i chyliło się powoli ku zachodowi.
Książka: Schronisko, które przetrwało
Tagi: góry, przyroda, natura, pogoda, żywioł