Świat się zmienił od czasów Reymonta! Wywiad z Anną M. Brengos
Data: 2021-06-28 11:17:46Czy wieś to oaza szczęścia i spokoju? Co się robi na wsi i dlaczego niektórzy wolą wiejskie klimaty od miejskich możliwości? Z Anną M. Brengos, autorką wydanej właśnie powieści Dzień prawdy rozmawiamy o pewnej wiosce, w której przez jeden dzień w roku dzieje się coś niezwykłego.
Dzień prawdy to opowieść o pewnej klątwie. Czy dzisiaj ktoś wierzy w klątwy?
Trudno mi odpowiadać w imieniu innych, ale myślę, że jest wiele osób, które wierzą w klątwy. Łatwo na nie zrzucić odpowiedzialność za swoje niepowodzenia, nazwać w ten sposób ciąg nieszczęśliwych zdarzeń, wyjaśnić przy ich pomocy spotykające nas choroby czy inne nieszczęścia. Ja wierzę w klątwę. W psychologii mamy też do czynienia z tzw. samospełniającą się przepowiednią. Działa to mniej-więcej na zasadzie: wystarczy w coś uwierzyć, by się zmaterializowało.
Mamy zatem klątwę bardzo wychowawczą, trzeba przyznać. Kara spadnie na tego, kto…
…kto w szczególny dzień – 3 sierpnia (każdego roku) skłamie. I tak od czterystu lat. Tego dnia wypadają imieniny Nikodema – patrona miłujących prawdę. Kara jest adekwatna do przewinień i jakby wprost z nich wynikająca. Ale prawdomówni nie mają się tego dnia czego obawiać.
W powieści pojawia się młoda absolwentka studiów, pani magister Zuzia, której rodzice mają zmysł do interesów. Szukają swojego miejsca na ziemi i trafiają na pewną wieś. Chyba wielu ludzi marzy o takiej sielance?
Tak, wielu ludzi marzy o swojej małej (albo dużej, jak w przypadku powieściowych Nowaków) enklawie, gdzie na łonie natury, wśród pól, łąk i lasów mogliby odetchnąć od miejskiego gwaru… Ale dla kontrastu są i tacy, którzy boją się os i pająków, las ich przeraża, a do tego się w nim gubią, nawet idąc prostą drogą w tym samym kierunku, mają alergię na trawy i kwitnącą pokrzywę, muszą mieć pod ręką Lidla albo jakąś inną Biedronkę i za nic na wieś nie wyjadą. Nowakowie na wieś wyjechali i z niej uciekli. Co prawda nie z powodu os i komarów, ale dla rodziców Zuzanny przestało być tu sielankowo.
Choć Zuzi i jej babci wieś nadal się podoba. Ale czy nie jest ona trochę z piekła rodem?
Ależ skąd! To całkiem miła, nowoczesna wieś, zadbana, ukwiecona, gdzie mieszkańcy sobie pomagają, są otwarci, serdeczni, uczciwi (we wsi nic nie zginęło, można pieniądze na drodze zostawić i nikt ich nie ruszy), stanowią zgraną społeczność, potrafią się zjednoczyć... A że raz w roku mają zły dzień?! I to nie wszyscy! W sumie to drobiazg.
Mamy tu kilka kluczowych postaci: ksiądz, weterynarz, lokalna malarka… Tak myślę, że obraz dzisiejszej wsi bardzo się zmienił od czasów Reymonta…
Bo świat się zmienił od czasów Reymonta! A w Dniu prawdy księży było dwóch… Było – bo to postacie „historyczne”, a może lepiej określić, legendarne… Do współczesnej części opowieści już nie należą. To znaczy, aktualnie nie ma żadnego księdza we wsi. U Reymonta weterynarza we wsi nie było ani żadnego innego medyka, bo przypomnijmy sobie, jak ludzie reagowali wówczas na hasło: „Doktory jadą!” – jakoś ich chyba nie lubili. Zdradzę tajemnicę, że w drugim tomie trochę mi się weterynarze rozmnożą.
Oho!... A artystka?
A artystka? No cóż… W ludzkiej naturze jest tworzenie. Czy w mieście, czy też na wsi, zawsze znajdzie się ktoś, kto je kultywuje.
Ale żeby nie było tak sielsko, w tym dosyć spokojnym, jeśli nie liczyć klątwy, świecie, pojawia się mafia. I zaczyna się robić niebezpiecznie. Jednak mafia nie będzie miała łatwego orzecha do zgryzienia, bo Zuzia i jej babcia to godne przeciwniczki. Tak mi się łza w oku zakręciła, bo przypomniałam sobie wczesne powieści Joanny Chmielewskiej.
Gdyby moi bohaterowie jedynie leżeli na leżaku, łapiąc opaleniznę, zbierali kwiatki na łące i poziomki w lesie, to czytelnik zanudziłby się po drugim rozdziale.
To prawda!
Coś tam się musiało zadziać, żeby kogoś tym zainteresować. Mafia stwarza dużo możliwości. Dzięki niej dużo się dzieje.
Powinnam poczuć się mile połechtana, jeśli porównuje się moje powieści do Joanny Chmielewskiej – szanuję, lubię i „wychowałam się na jej książkach”. Już przy okazji mojej pierwszej powieści Scenariusz z życia padło to porównanie. Ale nie dążę do tego, żeby zostać „drugą Chmielewską”, wolę być „pierwszą Brengos”.
Wrócę jeszcze do tej wsi. Polska wieś ma wiele literackich wizerunków. W każdym z nich gdzieś tam tkwi taki archetyp idealnych wakacji. A czy Pani także jeździła na wakacje na wieś?
Otóż nie… To znaczy nie spędzałam wakacji w wiejskim gospodarstwie, na przykład u babci. Już choćby z tego powodu, że obie moje babcie mieszkały w miastach. Lato spędzałam na obozach sportowych albo harcerskich, można powiedzieć, że poniekąd było to „na wsi”, ale raczej w ośrodku sportowym albo w lesie. Z harcerzami czasami pomagaliśmy w polu, to fakt. Ale nie były to typowe/archetypowe „wakacje na wsi”.
Ale klimat sielskiej wioski oddała Pani idealnie…
Mam na wsi rodzinę, do której zwracałam się w sprawach „eksperckich”, gdy do książki potrzebna była mi wiedza rolnicza albo dotycząca hodowli zwierząt. To ludzie z wyższym wykształceniem rolniczym, nadal zajmujący się gospodarstwem, więc mam nadzieję, że mój opis nie odbiega zbytnio od realiów.
Przypomina mi się, jak z kuzynkami u krewnych nocowaliśmy w sianie, co rano biegając po świeże jajka. Takie sentymentalne wycieczki, dzisiaj już chyba tylko do skansenu.
Dlaczego? Przecież nadal na własne potrzeby hoduje się we wsi kurki i nie musi to być od razu kurza ferma. Co do spania na sianie, to mam przeciwwskazanie – puchnę i się duszę, więc nie wiem, jak to teraz wygląda. Za czasów harcerskich często w czasie rajdów sypialiśmy po stodołach. Wstawałam niepodobna do ludzkiej postaci. Można mną było straszyć dzieci. Ale za nic bym z tego nie zrezygnowała!
Zajrzyjmy jeszcze do powieści. Wolno kłamać? Na przykład w słusznej sprawie? Za kłamstwo mieszkańców Wioski Małej spotyka kara…
Ja dopuszczam drobne kłamstwa w słusznej sprawie. Sama, co prawda, nie mam zwyczaju kłamać (co czasami drogo mnie kosztuje) i nie rozumiem ludzi, którzy kłamią bez potrzeby, ale wiem, że są sytuacje, gdy prawdę trzeba przynajmniej przemilczeć. A w Wiosce Małej nie jest tak źle. 364 dni w roku można kłamać do woli!
Uda się zdjąć rzuconą przed laty klątwę?
No przecież tego nie mogę powiedzieć!!! Zaspojlerowałabym dwie powieści za jednym zamachem. Bo uprzedzam, że we wrześniu pojawią się dalsze przygody mieszkańców tej wsi. Tym razem będzie to Noc prawdy.
Czekamy zatem. Dziękuję za rozmowę.
Powieść Dzień prawdy kupicie w popularnych księgarniach internetowych: