Wojna to zawsze ból, cierpienie i dramat całych rodzin. Wywiad z Ewą Sobieniewską
Data: 2024-11-26 14:28:00 | artykuł sponsorowany– Pięknie się czyta romantyczne poematy o Ordonie, możemy się wzruszać tragicznym losem Emilii Plater, ale wojna to zawsze ból, cierpienie, odrąbane nogi, pocięte twarze i dramat całych rodzin. Jak wielką trzeba odnaleźć w sobie siłę, by zaryzykować wszystko dla wolności, dla Ojczyzny, dla wyznawanych idei. Ja, pisząc o powstaniu styczniowym, myślałam też o współczesnych bohaterach, o tym, co dzieje się w Ukrainie, o Andrzeju Poczobucie, który kolejny rok spędza w koloni karnej. Myślę o rodzinach, które czekają na wieści o najbliższych. Jak żyć w tak bolesnej rzeczywistości, jak żyć z poczuciem niewyobrażalnej krzywdy? – mówi Ewa Sobieniewska, autorka książki Czarna sukienka.
Serce czytelnika łamie się, gdy obserwujemy, jak lęk wdziera się w serca bohaterów. My wspominamy powstania jako heroiczne czyny, ale ich cena była bardzo, bardzo wysoka?
Tak, pięknie się czyta romantyczne poematy o Ordonie, możemy się wzruszać tragicznym losem Emilii Plater, ale wojna to zawsze ból, cierpienie, odrąbane nogi, pocięte twarze i dramat całych rodzin. Jak wielką trzeba odnaleźć w sobie siłę, by zaryzykować wszystko dla wolności, dla Ojczyzny, dla wyznawanych idei. Ja, pisząc o powstaniu styczniowym, myślałam też o współczesnych bohaterach, o tym, co dzieje się w Ukrainie, o Andrzeju Poczobucie, który kolejny rok spędza w koloni karnej. Myślę o rodzinach, które czekają na wieści o najbliższych. Jak żyć w tak bolesnej rzeczywistości, jak żyć z poczuciem niewyobrażalnej krzywdy?
Gdy ojczyzna wzywa, mężczyźni idą na wojnę. Jednak kobiety, jak Wiktoria Łempicka, wcale nie mają spokoju? One również były wówczas narażone?
Bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać. Wiktoria jest głosem tych wszystkich kobiet, które musiały pożegnać najbliższych. Ona nie chce, by mąż szedł do powstania. Jest patriotką, ale też żoną i matką, nie chce, by jej dzieci straciły ojca, ona nie chce stracić mężczyzny, którego kocha. Cierpi, ale nie ma czasu na rozpacz. Trzeba zajmować się majątkiem, ludźmi, którzy służą, musi zadbać o to, by mąż miał do czego wrócić. Kobiety w czasie powstań musiały liczyć się z tym, że dwór zostanie splądrowany, spalony, a one same – zgwałcone i zabite. Tak naprawdę wszystko mogło się zdarzyć. Wystarczył donos i koniec. Aresztowanie, Sybir, utrata domu i tułaczka.
Już sama dedykacja Twojej książki pokazuje, że powstanie styczniowe Cię porusza. Dlaczego tak mocno do Ciebie trafia?
Przypuszczam, że zaczęło się to lata temu, gdy jako dziewczynka oglądałam filmy Nad Niemnem, Noce i dnie, Wierna rzeka. Byłam pod wrażeniem odwagi i hartu ducha powstańców. Potem dużo czytałam. Zafascynowała mnie postać Zygmunta Sierakowskiego – wszechstronnie utalentowanego oficera, człowieka szlachetnego, mądrego, za którego sprawą zniesiono w carskim wojsku karę chłosty. Interesował mnie udział kobiet w powstaniu, to, że dotrzymywały kroku mężczyznom i w walce i jako kurierki. Sama Eliza Orzeszkowa była zaangażowana w pomoc powstańcom, za co jej mąż został zesłany. W walkach brali udział również trzynastoletni chłopcy. To było najdłużej trwające powstanie i niosące najtragiczniejsze dla narodu skutki. Pamiętam, jak pojawiły się informacje, że w Wilnie na Górze Giedymina odkryto szczątki powstańców styczniowych, w tym Sierakowskiego. Tyle lat musieli czekać na godny pochówek. Czy ta danina krwi była potrzebna? Nie ośmieliłabym się osądzać.
Jak zawsze w swoich powieściach przykładasz wagę do detali, do dawnej obyczajowości. Kobiety miały z seksem czekać na mężczyzn, ale mężczyźni pierwsze doświadczenia zdobywali w domu publicznym? I nikt się temu nie dziwił? Zastanawia mnie to w kontekście tego, że później mężczyzna, który miał już swoje upodobania, trafiał na partnerkę całkowicie niedoświadczoną, bo ona takiej szansy nie miała…
Mężczyzna z wyższych sfer zdobywał doświadczenie w domach publicznych, ze służącymi, z chłopkami, z mężatkami. Nikt się nie dziwił, bo powszechnie uważano, że mężczyzna musi się wyszumieć. Było ( i chyba jest do tej pory) powszechne przyzwolenie na rozwiązłość mężczyzn, chociaż nazywano to zdobywaniem doświadczenia. Istniał i pod pewnymi względami wciąż istnieje jasny podział na święte, dziewice, kobiety niewinne, z którymi się żeniono, a także kobiety upadłe, z którymi zaspokajano popęd. Uważano, że panienka powinna pozostać nieuświadomiona aż do dnia ślubu, co często prowadziło do prawdziwych dramatów. Dziewczęta, żyjąc wyobrażeniem o pięknej, platonicznej miłości, niewinnym muskaniu dłoni, były brutalnie uświadamiane w noc poślubną. Matki przyuczały, że żona ma być posłuszna, zgadzać się na zachcianki męża, a wtedy Bóg jej pobłogosławi i zostanie matką. Wyobraźmy sobie, co musiała czuć młodziutka dziewczyna, która nawet kąpiel brała w koszuli, a tu nagle mężczyzna, z którym wcześniej nie wymieniła nawet pocałunku, zaczyna brutalnie egzekwować swe prawa. Magdalena Samozwaniec pisała między innymi o tym, że młode żony przybiegały z płaczem do rodziców, zeznając wśród łkań, że Oleś czy Zdziś nagle dostał pomieszania zmysłów. Słynna była historia niejakiej panny Grocholskiej, która przed legalnymi zakusami męża zasłoniła się krucyfiksem. Oczywiście, były też bardzo szczęśliwe małżeństwa, gdzie doskonale miała się sfera intymna i z której oboje małżonkowie czerpali satysfakcję. O tym można również przeczytać w starym pamiętnikach i wspomnieniach.
Wiktoria Łempicka to kobieta, która potrafi sobie poradzić. Jej spryt i odwaga to jedyny sposób na przetrwanie?
Czasem trzeba było być słodką kotką, innym razem – lwicą. Kobiety postawione w tak trudnej sytuacji miały cel: chronić rodzinę i przetrwać. Wiktoria sprytnie lawiruje, a postawiona w sytuacji ostatecznej, decyduje się na ryzykowny krok.
Osłodą w tej trudnej, wypełnionej po brzegi emocjami powieści, jest wątek młodej Oktawii. Te porywy serca z dawnych czasów… Jak to możliwe, że są aż tak angażujące, tak słodkie?
Tak, wątek Oktawii został wprowadzony po to, by czytelnik mógł nieco odetchnąć. Poza tym wyraźniej widać kontrast miedzy beztroskim i spokojnym (pomimo zaborów) życiem w szlacheckim dworku na początku XIX wieku a gehenną powstania. Większość kobiet przeżywała to, co Oktawia – pierwsze, niewinne zauroczenie, gorycz odrzucenia, marzenia o idealnej miłości, te wszystkie fantazje, w których galopujemy z ukochanym na koniu ku zachodzącemu słońcu. I potem konfrontacja z rzeczywistością, której doświadcza także dorosły mężczyzna – Dominik. Oktawia straciła męża w powstaniu listopadowym, potem drży o życie syna i wnuka, wybiera więc emigrację wewnętrzną. Cierpienia z młodzieńczych lat wydają się trywialnie błahe w zestawieniu z tym, co musi znosić jako nestorka rodu.
Opowiadasz o wspaniałych kobietach – żonach, matkach, ale też niezależnych jednostkach, które mają prawo do swoich emocji. O kobietach, które rozumieją obowiązek względem ojczyzny – ale wcale się na to nie godzą?
Nie godzą się, bo to oznacza koniec świata, który znały. Ryzyko jest ogromne. Jak sobie poradzić z utratą ukochanego męża, ojca, brata, syna, z utratą domu. Jak żyć na wygnaniu, bez rodziny i pieniędzy? Mężczyźni ginęli, a kobiety musiały ponosić konsekwencje. Niektóre szły za mężami w bój, inne szły za mężami na Sybir.
Nie owijasz w bawełnę. Twoja powieść to bolesna prawda o tym, co spotykało ludzi wtedy? Nie ma sensu ubarwiać, udawać, że było lepiej?
Myślę, że było gorzej niż to pokazałam. Starałam się w swojej powieści nie gloryfikować tego zrywu, pokazać prawdę, emocje ludzi, którzy tak bardzo chcieli żyć, ale poczucie honoru nie pozwalało im na dezercję. Sam Sierakowski uważał, że powstanie nie ma szans, że jest za wcześnie i gdy posłaniec przyniósł mu wiadomość, by wsparł walczących, wiedział, iż dla niego oznacza to wyrok śmierci. Miał młodą żonę w ciąży, a mimo to objął dowództwo na Żmudzi, bo jeśli trzeba, na śmierć idą po kolei.
W pracach nad tą książką wspierało Cię wiele osób. Ile znaczy dla Ciebie patronat Centrum Polonistycznego Uniwersytetu Wileńskiego?
Pisanie książki to długi i żmudny proces, rodzaj podróży, toteż miło mieć w drodze towarzystwo zaufanych przyjaciół (śmiech). Patronat Centrum Polonistycznego to dla mnie zaszczyt i tak zwyczajnie po ludzku ogromna satysfakcja i radość, że tak szacowna instytucja firmuje swoim prestiżem moją powieść. To pozwala mi wierzyć, że Czarna sukienka to dobra i wartościowa pozycja. Poza tym jestem dumna, że wystarczająco wiarygodnie odmalowałam Wileńszczyznę, która jest mi tak bliska.
Czy będzie kolejna część Sagi Wileńskiej?
Oczywiście – i to już wkrótce, bo na wiosnę. Przed nami jeszcze niejedna tajemnica do odkrycia!
Książkę Czarna sukienka kupicie w popularnych księgarniach internetowych: