Superbohater z sąsiedztwa. Recenzja filmu "Spiderman. Daleko od domu"
Data: 2019-07-08 11:34:40O filmie „Spiderman. Daleko od domu” nie da się powiedzieć, że to nowa jakość w kinie superbohaterskim, że zapiera dech w piersiach i wyznacza kierunek najpopularniejszego ekranowego uniwersum. Ale to z pewnością urocza i bardzo lekka opowiastka o przyjaznym superbohaterze z sąsiedztwa. I chyba najlepszy aktorski film o Spidermanie.
Zacznijmy od tego, co najbardziej oczywiste: we wszystkich dotychczasowych filmach Marvel Cinematic Universe Peter Parker pragnął dorosnąć do roli superbohatera, dorównać innym członkom drużyny Avengers, nie zawieść swego mentora, Tony’ego Starka. Marzył, by przestano go traktować jak nieco nieporadnego chłopaka w przyciasnym kostiumie. Po dramatycznym finale „Avengers: Koniec gry”, po traumatycznych doświadczeniach ostatnich lat, po „Blipnięciu”, kiedy z powierzchni Ziemi zniknął co drugi człowiek, Spiderman marzy o tym, by udać się na „urlop”. Pragnie wakacji. Okazją do tego staje się klasowa objazdowa wycieczka do Europy. Tyle że szybko okaże się, że świat nie zapomina o swoich bohaterach. Że – szczególnie w sytuacji, gdy tak wielu spośród nich zginęło lub przeszłą na emeryturę – nie mogą oni tak po prostu się wycofać.
Ta przemiana, zaakceptowanie przez Petera siebie samego w nowej roli – jako pełnoprawnego „Avengera”, obrońcę Ziemi – to kanwa, na której zbudowany zostaje film Jona Wattsa. Absolutnie rewelacyjny w roli Petera Parkera Tom Holland świetnie ukazuje kolejne oblicza swojego bohatera. Jest tu Parker – zwyczajny nastolatek, przeżywający pierwszą miłość do MJ (co najmniej równie dobra Zendaya), jest i klasowy geek, chłopak mocno niezgrabny, mało zaradny w codziennym życiu, który zaskakująco dobrze radzi sobie z ratowaniem świata. Jake Gyllenhaal jako Mysterio z nawiązką spełni wszystkie oczekiwania fanów komiksu, a Nick Fury (Samuel L. Jackson) odsłoni swoją nieznaną dotąd twarz. Świetnie widzieć Jona Favreau, reżysera pierwszego „Iron Mana”, otwierającego I fazę MCU, który wspiera Petera, protegowanego swego dawnego szefa, w kluczowym momencie niemogącego poradzić sobie ze stratą. „Spiderman. Daleko od domu” stoi pełnokrwistymi bohaterami, z których wielu poznaliśmy już kilkanaście lat temu. Stoi też tym, że każdemu spośród nich poświęca się odpowiednio dużo uwagi.
Tu drobna uwaga: tak, akcja w filmie momentami mocno zwalnia. Przede wszystkim bardzo dużo miejsca poświęca się tu sercowym perypetiom Parkera. Rzecz w tym, że Holland jest tak uroczy w odgrywaniu nieporadności swego bohatera w sprawach uczuciowych, a całość jest tak wiarygodna i lekka, że zupełnie nie mam tu tego za złe. Są też nieco przydługie przemowy i dyskusje, czasem – zdecydowanie zbyt patetyczne. Te fragmenty rzeczywiście mogą nużyć. Jeśli chodzi o konstrukcję, pierwszy poważny zwrot jest udany, ale miłośników komiksów ze Spidermanem zaskoczyć nie ma szans, mimo tego jednak w filmie pozostaje sporo dużo chwil niepewności co do dalszego rozwoju akcji.
Pamiętajmy: mamy do czynienia z blockbusterem, więc obowiązkowe są widowiskowe sceny walk i pojedynków. I o ile w pierwszej połowie wypadają one raczej konwencjonalnie, są poprawne, widzów, którzy po kino superbohaterskie sięgają regularnie, zdecydowanie nie zaskoczą, o tyle w finałowych pojedynkach okazują się zaskakująco psychodeliczne, szalone, trochę przywodzące na myśl najbardziej efektowne sceny z „Doktora Strange’a” – i chyba momentami bijące je na głowę.
Filmy ze Spidermanem mają być dla miłośników MCU szansą na chwilę oddechu, produkcjami lżejszymi, komediowymi w charakterze. Dlatego właśnie „Spiderman. Daleko od domu” gra z konwencją komedii młodzieżowej, trochę w stylu „Eurotripa”, odwołując się zarazem do bardziej klasycznych produkcji, jak „Jeśli dziś wtorek, to nadal jesteśmy w Belgii”. Momentami scenarzyści z humorem potrafią przeholować, generalnie jednak natrząsanie się ze stereotypów dotyczących odwiedzających Europę Amerykanów i – z drugiej strony – naigrawanie się ze stereotypowego obrazu niektórych europejskich krajów wypada całkiem zabawnie.
O wiele ciekawsze jednak niż strona wizualna, efekty czy humor są metarefleksje, które film Jona Wattsa przemyca czy wywołuje. Coraz częstsze są szokujące komentarze, że kino superbohaterskie stało się nową Biblią, że współczesnemu miłośnikowi popkultury przemyca pod płaszczykiem rozrywki całkiem poważne refleksje, graniczące wręcz z charakterem przypowieści. Scenarzyści zadają sobie (i przy okazji widzom) pytanie, czy filmy te nie są jednak mimo wszystko wydmuszką? Czy rzeczywiście zastanawiamy się nad poruszonymi w nich tematami? Opowiadanie historii zawsze oznaczało porządkowanie świata. Czy kino superbohaterskie rzeczywiście pomaga nam uporządkować sobie świat w dobie fake newsów, fałszywych proroków, manipulacji i algorytmów, wykrzywiających nasz obraz świata?
Warto, by na to ostatnie pytanie widzowie odpowiedzieli już samodzielnie, ja bowiem w pełni satysfakcjonującej odpowiedzi udzielić na nie nie potrafię. Wiem natomiast, że temat ten z pewnością powróci. Powróci w kolejnym filmie o Spidermanie, w kolejnej produkcji MCU czy jego wielkiego konkurenta, DC. Bo kino superbohaterskie – niezależnie od tego, czy jest dziś moralitetem, czy tylko (aż) dobrą rozrywką – wcale się nie kończy. Świetnie pokazuje to film „Spiderman. Daleko od domu”.
Fot. materiały prasowe / UIP Polska / Jay Maidment / ©2019 CTMG, Inc. All rights reserved.
Dodany: 2019-07-08 22:54:57
Czekam aż pojawi się w kinie w mojej miejscowości. Uwielbiam Marvela.
Dodany: 2019-07-08 21:16:29
Nie jestem fanką filmowych "manów".
Dodany: 2019-07-08 18:45:45
Nie moja kategoria....
Dodany: 2019-07-08 15:58:49
Kompletnie nie moja bajka.
Dodany: 2019-07-08 12:37:56
Na wszystko należy patrzeć z dystansem i w ten sposób podchodzić także do tego rodzaju produkcji.