Sensację łączę z romansem i erotyką. Wywiad z Anielą Wilk
Data: 2020-10-09 08:00:01- Większość powieści sensacyjnych piszą mężczyźni i kierują je do męskiego odbiorcy. Pomyślałam, by stworzyć powieść sensacyjną pisaną z myślą o kobietach. Taką „Szklaną pułapkę”, którą przecież oglądamy w telewizji co roku, ale dla kobiet – mówi Aniela Wilk, autorka powieści Figurantka i Ryzykant.
Co powiedzieliby Pani uczniowie, gdyby przeczytali Ryzykanta?
Na szczęście chociaż zawsze chciałam być nauczycielką i z wykształcenia jestem filologiem, nigdy nie pracowałam w szkole. Prowadziłam za to księgarnię kameralną, ale zawirowania związane z pandemią sprawiły, że ta już nie istnieje.
I to właśnie pracując w księgarni pomyślała Pani o tym, że mogłaby Pani napisać książkę?
O napisaniu książki marzyłam od zawsze, jak chyba każdy pisarz. Na początku chciałam być poetką, zdobyłam nawet kilka nagród w konkursach, ale z czasem zrozumiałam, że do trzydziestego roku życia mogę się bawić w poezję, potem przychodzi czas na prozę życia i pisanie prozy.
Dlaczego?
Studia, a potem praca w księgarni pozwoliły mi poznać i zrozumieć rynek książki. A codzienny kontakt z czytelnikami sprawił, że rozumiem już, jakiej literatury oczekują.
Ale pisania uczyła się Pani sama?
Tak, studia dały mi ogólną znajomość literatury światowej i polskiej. Poznałam też znaki edytorskie, ale warsztatu pisarskiego nikt na polonistyce nas nie uczył. Bardzo długo pisałam więc do szuflady, nie próbowałam publikować, kasowałam swoje teksty. Ale miałam jasny cel: ustaliłam średnią liczbę znaków, którą muszę codziennie „wyrobić”. Pisząc, uczyłam się warsztatu. I wreszcie zadebiutowałam.
Nie pod własnym nazwiskiem.
Nie, korzystam z pseudonimu, bo znam trzy dziewczyny, które mają takie samo imię i nazwisko jak ja. Poza tym, gdy używam pseudonimu, nie mam tak wielkich hamulców, oporów, że ktoś będzie szukał w mojej prozie odbicia moich przeżyć. Pisanie pod pseudonimem jest bezpieczniejsze.
Nie była też Pani w Stanach Zjednoczonych, chociaż to tam toczy się akcja Figurantki i Ryzykanta?
Nie byłam. Kiedy wydałam swój debiut, mocno osadzony w polskich realiach, słyszałam od czytelniczek, że obrana przeze mnie konwencja się nie sprawdza, że polskie realia na tło romansu zupełnie się nie nadają. Pomyślałam, że spróbuję inaczej i akcję kolejnych powieści przeniosłam za ocean. Ale odtworzenie atmosfery Ameryki nie było trudne – ludzie z mojego pokolenia przesiąkli amerykańskim kinem, popkulturą i związanymi z nią kalkami, które zresztą całkiem świadomie wykorzystałam w swoich powieściach.
W Ryzykancie zabiera Pani czytelniczki do kolumbijskiej selwy.
I tu już zrobiłam bardzo solidny research. Polacy niewiele wiedzą o tym, jak wygląda życie codzienne w Kolumbii. Chciałam to zmienić. W ramach przygotowania docierałam do niszowych reportaży na ten temat, a ich lektura sprawiła mi mnóstwo przyjemności. Ale też słuchałam mnóstwo muzyki latynoamerykańskiej i to już było sporym wyzwaniem, bo latino to zdecydowanie nie moje klimaty.
Sensacja potrzebuje takiego researchu?
Chciałam być uczciwa wobec moich czytelników, nie chciałam zmyślać, kłamać, stwarzać fałszywego obrazu autentycznych miejsc.
Figurantka czy Ryzykant to powieściowe odpowiedniki holywoodzkich thrillerów z akcją o dużym rozmachu.
To jedna strona tych książek. Ale tak naprawdę zauważyłam, że większość powieści sensacyjnych piszą mężczyźni i kierują je do męskiego odbiorcy. Pomyślałam, żeby stworzyć powieść sensacyjną pisaną z myślą o kobietach. Taką „Szklaną pułapkę”, którą przecież oglądamy co roku, ale dla kobiet.
Powieści sensacyjne piszą zwykle mężczyźni – ale też gatunek ten uprawiają przede wszystkim Amerykanie.
A ja w swoje powieści mimochodem wplotłam trochę naszego, słowiańskiego spojrzenia na tę kulturę. Jedna z blogerek zauważyła, że w Figurantce i Ryzykancie jest bardzo dużo krytyki tego, co uważamy za typowo amerykańską postawę – uśmiechu na pokaz, wiary, że wszystko się uda.
Jest też w tych książkach dużo erotyki.
Erotyka to ta sfera moich powieści, której najbardziej się bałam. Uważam, że sceny erotyczne to pod względem technicznym, warsztatowym, najtrudniejsze do napisania fragmenty. Chciałam stworzyć je ze smakiem, tak, by nikt nie uznał ich za obrzydliwe, ale też chciałam pisać o miłości bez tego całego słodkopierdzącego filtra, który zawsze pojawia się w powieściach obyczajowych. Powieści Figurantka i Ryzykant miały łączyć solidną sensację, z romansem i erotyką. W odpowiednich proporcjach.
Czysta rozrywka?
Tak i zupełnie się tego nie wstydzę. Oczywiście, lubię doszukiwać się teorii czy prądów filozoficznych w filmach w science-fiction, rozbieranie wielkich sag – jak „Gwiezdne Wojny” – na części pierwsze to świetna zabawa, ale w moich książkach liczy się to, by czytelnik przyjemnie spędził kilka godzin. Żeby mu to zapewnić, sięgam po schematy i fabularne klisze, wykorzystuję je – albo niszczę je i odwracam. Czytelnik, który je dostrzeże, albo to doceni, albo po prostu przestanie sięgać po moje książki.
Już wiem, co łączy Pani książki z Pani pasją – rekonstrukcjami historycznymi – wielka skala.
5 lat temu w Polsce może tak to wyglądało, rekonstruktorzy dążyli do odtworzenia średniowiecza w wielkiej skali. Dzisiaj w rekonstrukcjach historycznych zupełnie nie ma już zadęcia. Zresztą dla mnie zawsze była to po prostu świetna zabawa. Już w czasach licealnych byliśmy z przyjaciółmi miłośnikami fantasy, historii. Postanowiliśmy, że stworzymy bractwo i będziemy odtwarzać XV wiek. Po szkole też regularnie spotykaliśmy się, jeździliśmy co któryś weekend w sezonie na turnieje, obozy, różne wydarzenia. Teraz rzadziej to robię, bo dużo więcej czasu muszę poświęcić na pisanie.
To kiedy kolejna książka?
Myślę, że nie trzeba będzie na nią zbyt długo czekać.
Powieść Ryzykant kupicie w popularnych księgarniach internetowych: