Chłopcy często zaczytują się powieściami szpiegowskimi. Wywiad z Rafałem Junoszą Piotrowskim
Data: 2024-11-21 10:05:29 | artykuł sponsorowanySzpieg, który przede wszystkim jest dziadkiem. Człowiek o niezwykłej przeszłości, który nie zawaha się użyć wszystkich swoich zdolności, by walczyć o życie najbliższej osoby. Taki właśnie jest Jan Skórzewski, bohater powieści Rafała Junoszy Piotrowskiego zatytułowanej Dziadek. Z autorem rozmawiamy o tym, jak łączy się sensację, historię i powieść obyczajową.
Relacja dziadek-wnuczka kontra ojciec-córka. Wydaje się, że ojciec z dziadkiem nie ma szans? W końcu dziadek może wszystko, a ojciec musi się trzymać pewnych zasad?
Owszem, tak to postrzegam, z obserwacji własnych i przemyśleń. Ojciec jest przede wszystkim głową rodziny, a to funkcja poważna i pochłaniająca wiele czasu i zasobów (oczywiście, matka jest szyją, która tą głową kręci). Ja to ująłem w mojej powieści metaforycznie, pisząc, że ojcowie nie mają czasu zakochiwać się w swoich córkach. Naturalnie na to zakochanie jako pojęcie też należy patrzeć z przymrużeniem oka, ale czytelnicy dotychczas nie mieli z tym problemu. I dziadkowie z racji wolnego czasu faktycznie mają szersze pole manewru.
Jan Skórzewski, dziadek Emilki, to człowiek niezwykły. Pozwalasz nam dobrze poznać jego przeszłość. Całe jego życie, wszystkie umiejętności, prowadziły go właśnie ku temu, by móc pomóc osobie, którą kocha najbardziej na świecie?
Sedno historii faktycznie sprowadza się do akcji ratowniczej, podjętej przez Jana. Natomiast żeby on mógł w ogóle się poważyć na coś takiego, musiały w jego przeszłości zajść pewne uwarunkowania. W tym wypadku te wydarzenia mają bardzo złożony charakter, to jest coś na kształt efektu motyla. A historia sensacyjno-szpiegowska – uznałem, że ten element może być dla wielu interesujący; i podobno jest, sądząc z sygnałów od licznych czytelników. My, maluczcy, często bywamy wplątywani w zdarzenia, które są wielofasetowe, mają wiele warstw. Ja te warstwy dodatkowe rozbudowałem opisowo dla wzbogacenia dramaturgii i zapewnienia frajdy czytelniczej.
Oferta pracy w wywiadzie spada na młodego bohatera jak grom z jasnego nieba. Takich propozycji się nie odrzuca? To jest przeznaczenie, powołanie?
W ramach samej powieści faktycznie można mówić o przeznaczeniu. Przy innym scenariuszu Jan nie nabyłby umiejętności, które umożliwiłyby mu podjęcie takich, a nie innych działań w przyszłości. Czy powołanie? Nie sądzę, raczej impuls, który jednak został poparty jakimiś przemyśleniami. Bohater traktował to bardziej jako przygodę, coś, co dla dwudziestokilkulatka jawiło się jako ekscytująca kariera. Wszak chłopcy często zaczytują się powieściami szpiegowskimi.
Pokazujesz przeszłość Jana – znajdujemy tu wywiad Królestwa Norwegii, CIA, GRU, a nawet pewną organizację mafijną, która cały czas działa… Jak zbudowałeś tak skomplikowany i jednocześnie barwny obraz bohatera? Sam przecież przemierzyłeś kawał świata i przeżyłeś niejedno.
Postać Jana budowała się trochę sama w miarę, jak rozwijała się opowieść. Musiałem znaleźć dla niego na rożnych etapach motywację i dopasować do cech osobowości. Później musiałem sobie wyobrazić, jak będzie wyglądać akcja po wypłynięciu hiobowych wieści o zdrowiu Emilki, czyli jakie czynności mogliby podjąć w takiej sytuacji zwykli zjadacze chleba. A tło historyczne, polityczne i szpiegowskie to coś takiego jak płótno na rolkach, przewijane jak w teatrzyku lalek. Ma być kolorowe, atrakcyjne i ma przyciągać wzrok; a w wypadku książki – masować wyobraźnię.
Choroba wnuczki jest dla Jana koszmarem. Ale jednocześnie aktywuje go. Skłania do użycia różnych umiejętności. To dla niego satysfakcja? Czy wolałby mieć już spokój?
Wydaje mi się, że mimo całego tragizmu sytuacji, Jan ma typ osobowości, która lubi być zajęta, aktywna, walczyć z wyzwaniami i wyszukiwać rozwiązania. Więc walczy on tu, z całą świadomością potencjalnego okrucieństwa walki, bo to dla niego mała, osobista wojna. Ale walczy, by zwyciężyć. I samo zwycięstwo jest celem nadrzędnym, bo chodzi o najdroższe życie. Aczkolwiek satysfakcja z tego zwycięstwa to dodatkowa osłoda, choć jest odczuciem pobocznym. Spokój zdecydowanie nie jest ulubionym stanem Skórzewskiego, tak bohater został uformowany. A gdyby miał wybierać: czy wolałby statecznie (i dość statycznie) cieszyć się z relacją ze zdrową wnuczką, czy zawalczyć o jej życie i wygrać? Niech czytelnicy zdecydują sami. I niech się na ten temat rozpętają setki polemik; byłby to dla mnie komplement i kolejna zachęta, by kontynuować pisanie.
Jan założył rodzinę, choć jego bliscy nigdy do końca nie dowiedzieli się o nim wszystkiego. Szpieg jest nauczony, że tak naprawdę nigdy nie może być w pełni sobą? A może to właśnie to ciągłe ukrywanie faktów jest jego prawdziwą naturą?
Nie być w pełni sobą na pewno musiał z racji swojego wyszkolenia i charakteru misji, był wszak w tamtym czasie aktywnym szpiegiem. Później, gdy był już dziadkiem i wykonywał swoją misję pozaprofesjonalnie, ukrywał pewne rzeczy, bo za wszelką cenę chciał chronić swoją rodzinę. Z jednej strony ryzykując nawet więzienie, gdy uda się sfinansować leczenie Emilki, a to dość słona cena; zaś z drugiej – nie chciał, by w razie wpadki jakieś odłamki uderzyły w jego rodzinę, na przykład oskarżenia o współudział czy pomocnictwo itp. A poza tym jest człowiekiem o dość przeciętnym charakterze, takim everymanem, i nie ma jakichś niepokojąco odstających cech osobowości, jak choćby chorobliwa skrytość.
Jan w jakimś sensie zapłacił za swoje drugie życie. Jednak po latach odzyskał to, co utracił. A Emilka okazała się najcenniejszym darem. Można powiedzieć, że Jan to szczęściarz? Czy raczej wytrawny gracz?
Przede wszystkim szczęściarz, choć temu szczęściu próbował, i to kilka razy nie bez powodzenia, pomagać. Raczej nie ma w swoim repertuarze mocy nadmiernie sprawczych. Jak powiedziałem wcześniej – to everyman, jeden z maluczkich, którzy są rzucani przez losy to w jedną, to w drugą stronę. Natomiast mnie osobiście zainteresowała pewna koncepcja (mam nadzieję, że czytelnicy znaleźli przyjemność czy inspirację z podążania za mną w tym kierunku): te pomniejsze rzuty, czy może raczej wektory losu, często-gęsto miewają bardzo dalekosiężne, bardzo głębokie przyczyny. Ratujemy ukochaną wnuczkę za wszelką cenę – jeśli tą ceną ma być rabunek, to powinniśmy mieć umiejętności do jego przeprowadzenia. Umiejętności mamy, bo nas przeszkolił norweski wywiad, a w Norwegii znaleźliśmy się, bo wojna, bo śmierć rodziców… i tak dalej do czuba, aż po operację Wielki Błękit i międzynarodową megaaferę z przejęciem dokumentacji programu satelitów Corona przez komunistów. I tę koncepcję gdzieś tam starałem się uwypuklić swoją opowieścią, próbując nakłonić czytelników do refleksji nad złożonościami losu, przepraszam za banalność pojęcia i wyrażenia.
Tytułowy dziadek bardzo pasuje do Jana. Ale jednocześnie w całej fabule pełni rolę drugorzędną. Jan musiał dojrzeć do roli dziadka? Do tak silnej, wspaniałej miłości?
Nie jestem pewien, czy dobrze rozumiem kontekst – czy też podtekst – pytania. Jan jest bohaterem pierwszoplanowym, podobnie jak Oskar z oczywistych względów. No i, przede wszystkim, Emilka. Więc tu jest trójka (czy może dwójka i pół?) równorzędnych, pierwszoplanowych postaci. A czy Jan musiał dojrzeć? Tu niech czytelnik sobie sam dopowie i odpowie; przeznaczenie, przypadek, czy przypadek wspomagany wolą?
Zawsze ciekawią mnie czytelnicze inspiracje. Których szpiegów w literaturze i kulturze cenisz najmocniej? W końcu postać Jana jest świetnie ułożona. Musiała wyrosnąć na jakichś fascynacjach.
Nie miałem jakiegoś ulubionego szpiega, raczej kilka ulubionych opowieści szpiegowskich; tutaj prym wiodą Dzień szakala i Igła, a z nowszych pozycji Pielgrzym – nie ten od Coelho, rzecz jasna. Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że powieści jak najbardziej wyrastają na fascynacjach – ale by wyrosła naprawdę mocarna rzecz, to trzeba, by tych fascynacji były nie setki, tylko tysiące. Podpowiem na ucho: tysiące przeczytanych książek. I nie, nie chwalę się.
Twój debiut jest mocny, pochłaniający. Mnóstwo akcji, wątków, świetnie poprowadzona narracja. Co dalej? Czym chcesz znów zaskoczyć czytelników?
Ogromnie dziękuję za Twoją opinię, sprawiasz mi dużą przyjemność uświadamiając, że mogłem sprawić przyjemność Tobie. A co do dalszego ciągu… owszem, jest w planach dalszy ciąg. W planach i w przygotowaniu. Popełniłem około 100 stron książki, której tytuł jest trochę spoilerem. Brzmi on: Wnuczka. A czym zaskoczę? Treścią, rzecz jasna.
Powieść Dziadek kupicie w popularnych księgarniach internetowych: