Największe dramaty dzieją się w człowieku. Wywiad z Marcinem Silwanowem
Data: 2024-07-01 15:35:46 | artykuł sponsorowany– Człowiek jest takim stworzeniem, że nawet kiedy zatrzyma myślenie, nie przestanie odczuwać. Gdy wsiądziesz do pociągu, dajmy na to w Białymstoku, a wysiądziesz w Krakowie, to – patrząc z zewnątrz – można by było powiedzieć, że w Twoim życiu nic się nie działo. Ot, przesiedziałeś kilka godzin w jednym miejscu, z kilkoma wyjściami do toalety. Ale wewnątrz? W ilu miejscach można w czasie takiej podróży być? Ile spraw można „załatwić”, ile rzeczy zaplanować i przemyśleć? A wszystko to dzieje się w ludzkiej głowie. Dlatego tak, uważam, że największe dramaty dzieją się w człowieku i niemałą sztuką jest umiejętność oddania tej złożoności. Oczywiście akcja, czyli to co na zewnątrz, jest niejako punktem wyjścia i jest bardzo ważna, natomiast chodzi chyba o to, żeby wywołać w czytelniku poczucie takich zawieszonych nisko na niebie, burzowych chmur, z których w każdej chwili może spaść deszcz – mówi Marcin Silwanow, autor powieści Wiatr.
fot. M. Obrycki
Obsesja, zachowania psychopatyczne… Czy to rodzi się niewinnie? W swojej powieści pokazujesz, jak zbrodnicze zdolności przeplatają z prozą życia… I chyba to mrozi krew w żyłach najbardziej.
Tak, łatwo stracić z oczu tę perspektywę, że zabójca, nawet seryjny, to zazwyczaj nie jest ktoś, kto sypia w trumnie, w cmentarnej krypcie. Nierzadko jest to człowiek z sąsiedztwa, taki pan nikt, który zawsze pierwszy mówił: Dzień dobry. Może odwrócę tę kwestie i zapytam, o którym zabójcy ktokolwiek mówił później, że coś wskazywało, że tamten morduje? Chyba właśnie świadomość, że zło może mieszkać za ścianą, że ten zabójczy gen nie jest widoczny i może ujawnić się w zasadzie w każdej chwili, burzy w pewien sposób nasze poczucie bezpieczeństwa.
Pozwalasz nam, czytelnikom, poznać mordercę już na wstępie. Wiemy, kto nim jest. A jednak napięcie i tak sięga zenitu, a gra w kotkę i myszkę jest wyborna. Obawiałeś się ryzyka, jakim jest odsłonięcie kart już na wstępie?
Przyznam, że w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Interesowało mnie pokazanie pracy śledczych, podążania kolejnymi tropami, które raz ukazywały się same, innym razem podrzucał je zabójca, a jeszcze innym – przypadek. Od początku założenie było takie, by obserwować równoległe dwa kontinua – jedno: zabójcy, drugie: policji i wyczekiwać, kiedy w końcu się przetną.
Pokazujesz pracę śledczych i jednocześnie odzierasz ten zawód z romantycznych wyobrażeń. Ta praca jest żmudna, momentami nużąca?
Przywiązanie do szczegółów i wierne oddawanie realiów to – tak przynajmniej słyszę – moja cecha charakterystyczna. Niektórzy mogą traktować to jako wadę, natomiast ja nie potrafię wyzbyć się takiego obrazowania pracy policji, jakie ono, w istotnej części, jest. Miejsca w nim na spektakularne wydarzenia, jak pościgi i wybuchy, jest niewiele. Dużo więcej czasu zajmują żmudne rozmowy ze świadkami i łączenie poszczególnych elementów śledczej układanki.
Jednym z ważnych motywów powieści Wiatr jest zemsta. Są takie winy, za które jedyną słuszną karą jest śmierć? Czy jednak życie nigdy nie powinno być najwyższą ceną?
To zależy. Ludzkie życie nie ma jednej ceny, a jej miara jest inna w zależności od kontekstu. Inaczej „wyceniamy" życie swoje i bliskich, a inaczej – obcych. Inaczej oceniamy śmierć ofiary wypadku, a inaczej – śmierć jego sprawcy. Z kolei przywołana zemsta jest osią mojej powieści. Chciałem pokazać, że może być ona swego rodzaju siłą, determinującą czyjeś postępowanie. Kiedy myślimy o historii ludzkości, pewne tematy w kulturze są, powiedzmy, leitmotivami. Mam na myśli na przykład miłość, śmierć, sens życia, ale też zemstę. Jest ona czymś, co niemal domyślnie kojarzy się nam negatywnie, choć już bliskie znaczeniowo słowo pomścić budzi bardziej pozytywne skojarzenia, a przecież źródłosłów jest ten sam. Zresztą w Wietrze mamy dwóch bohaterów, których pobudką do działania jest właśnie zemsta, a których oceniamy skrajnie. Mamy bowiem Jacka Zacharę, który chce się zemścić za wrobienie przed laty jego brata w zabójstwo. Jego postawę chyba wszyscy oceniamy jednoznacznie negatywnie. Ale mamy też postać męża pielęgniarki, która zostaje niewinnie zamordowana. Mężczyzna mówi o tym, że chce się zemścić na jej zabójcy i jemu z kolei w pewnym sensie „kibicujemy”, bo mamy poczucie, że występuje w słusznej sprawie. A przecież na końcu w obu przypadkach jest śmierć.
Myśląc o Twoim bohaterze, zastanawiam się, jak rozdzielić psychopatię od choroby psychicznej. Jedno idzie z drugim w parze? A może psychopata, mściciel, morderca może mieć czysty umysł i nosić w sobie po prostu zło? Skłaniam się ku tej drugiej opcji.
Przy takim założeniu można by było odwrócić słowa Goethego i powiedzieć: Jam częścią tej siły, która wiecznie dobra pragnąc, wiecznie czyni zło. Czy jednak jest coś, co niejako predestynuje człowieka do czynienia zła? Coś, co zresztą sam kiedyś nazwałem genem zła? Myślę, że tak, choć takie podejście musi automatycznie zakładać ograniczoną odpowiedzialność „nosicieli” tego genu za swoje czyny. Zgodnie z tym podejściem, te naganne czyny nie byłyby świadomym wyborem a rodzajem konieczności . Jest to o tyle trudne do przyjęcia, że jako ludzie oczekujemy prostych rozwiązań, w których za zabójstwo kara jest adekwatnie surowa, bez niuansowania, które – kończąc się niskim wyrokiem – bulwersuje opinię publiczną. Podobnie jest w przypadku choroby psychicznej, która również jest czymś, co się człowiekowi przydarza, a co nie jest jego wyborem. Chociaż, przy okazji, wybitny polski psychiatra, a przede wszystkim humanista, Antoni Kępiński uważał, że różnica pomiędzy osobami chorymi psychicznie a zdrowymi jest wyłącznie ilościowa, a nie jakościowa. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że wielu z nas, postawionych wobec ekstremalnych sytuacji, mogłoby się zachować w sposób, o który nigdy by siebie nie podejrzewało. W każdym razie nie patrzę na człowieka ani jak Rousseau, który widział go jako dobrego z natury, ani jak Schopenhauer, który mówił raczej o jego złej naturze.
Mirosław Grocki, śledczy, który jest podejrzewany o współpracę z przestępcami jest świetny w swoim fachu i jednocześnie tajemniczy. Ma swoją przeszłość. Polubiłeś go na tyle, by uczynić go bohaterem serii?
Myślę, że jest pomiędzy nami trzeźwa sympatia. To znaczy jestem świadomy jego predyspozycji, ale i ograniczeń, wynikających z pewnych przeszłych doświadczeń. Nie wiem, czy Grocki mógłby być moim przyjacielem, ale na pewno czułbym się bezpiecznie, wiedząc, że jest gdzieś w pobliżu. Nie powiem, żeby był antytezą superbohatera. To zwykły facet – no, może trochę bardziej wyczulony na różne sprawy niż przeciętny człowiek. A co do serii – to pytanie bardziej do czytelników, czy chcieliby przeczytać o kolejnych przygodach Mirka?
W powieści dużo jest emocji, gry psychologicznej. Twoim zdaniem to emocje tworzą duszny, gęsty klimat w kryminałach?
Człowiek jest takim stworzeniem, że nawet kiedy zatrzyma myślenie, nie przestanie odczuwać. Gdy wsiądziesz do pociągu, dajmy na to w Białymstoku, a wysiądziesz w Krakowie, to – patrząc z zewnątrz – można by było powiedzieć, że w Twoim życiu nic się nie działo. Ot, przesiedziałeś kilka godzin w jednym miejscu, z kilkoma wyjściami do toalety. Ale wewnątrz? W ilu miejscach można w czasie takiej podróży być? Ile spraw można „załatwić”, ile rzeczy zaplanować i przemyśleć? A wszystko to dzieje się w ludzkiej głowie. Dlatego tak, uważam, że największe dramaty dzieją się w człowieku i niemałą sztuką jest umiejętność oddania tej złożoności. Oczywiście, akcja, czyli to, co na zewnątrz, jest niejako punktem wyjścia i jest bardzo ważna, natomiast chodzi chyba o to, by wywołać w czytelniku poczucie takich zawieszonych nisko na niebie, burzowych chmur, z których w każdej chwili może spaść deszcz.
Zaczynając przygodę z pisaniem, pewnie byłeś świadomy tego, jak bardzo Twoja praca czytelnikom będzie wydawała się fascynująca. Jesteś prywatnym detektywem. Jak bardzo te dwa zawody się przenikają?
Oczywiście, jestem świadomy naturalnego zainteresowania, jakie wzbudza mój zawód i wielokrotnie przekonywałem się o tym podczas spotkań autorskich, kiedy oprócz poruszania tematów literackich, wyjaśniałem różne zagadnienia związane z moją pracą. Natomiast pytania o ewentualne związki pomiędzy zawodem detektywa a byciem autorem kryminałów wydają się dość instynktowne – tyle że według mnie tego przenikania się albo nie ma, albo ja nie potrafię go dostrzec. Owszem, pewne zagadnienia, powiedzmy, natury technicznej, jestem prawdopodobnie w stanie opisać w książce bez konieczności dopytywania o niuanse osób kompetentnych, ale jednak już sam fakt, że przeważająca większość poczytnych autorów kryminałów nie miała nigdy nawet epizodu związanego z pracą czy to policjanta, czy detektywa, świadczy o tym, że tego rodzaju doświadczenie nie jest ani warunkiem koniecznym, ani nie musi stanowić wartości dodanej.
A co wygrywa u Ciebie: pisanie, czy praca detektywa? Mógłbyś wybrać?
Rozumiem, że pytanie dotyczy tego, kim chciałbym być, gdybym mógł wybierać. Myślę, że stawiając w ten sposób sprawy, wybrałbym pisanie, choć doświadczenia, które zebrałem do tej pory – choćby w formie rozmów z uznanymi pisarzami – wskazują, że nie jest to łatwa profesja. Tło, którego czytelnicy zazwyczaj nie są świadomi, jest naprawdę angażujące na różnych płaszczyznach.
EPka, minialbum inspirowany Wiatrem to coś, czego chyba jeszcze nie było. Opowiesz więcej o tym projekcie?
To jest rzecz, o której myślę chyba każdego dnia i wciąż nie mogę oswoić się z myślą, że to się wydarzy. Adam Piechocki, znany szerzej jako PIH, jedna z legend polskiej sceny hip-hopowej, mieszka w Białymstoku. Kiedyś, przed laty, nasze drogi na krótko się przecięły, a do odświeżenia znajomości doszło właśnie przy okazji wydania mojego debiutu. Przy jednej z rozmów Adam rzucił pomysł, żeby zbudować muzyczną opowieść wokół kryminału. Wtedy akurat byłem na świeżo po ukończeniu pisania Wiatru, więc tekst „bazowy” niejako sam się narzucał, a że przy okazji historia spodobała się Adamowi, pomysł zaczął nabierać coraz bardziej realnych kształtów. Po trójstronnej rozmowie z moim wydawcą (Wydawnictwo Czarna Owca) doszliśmy do wniosku, że tego rodzaju produkcja, czyli połączenie płyty i książki jako koncepcyjnej całości, jeszcze na polskim rynku nie było i warto przetrzeć ten szlak. Tu przy okazji ukłon w stronę Adama, bo fajnie to wymyślił. Słuchałem już pierwszych dźwięków i brzmi to naprawdę dobrze.
Wiatr to Twoja druga powieść w dorobku. Czujesz różnicę między Warstwami podskórnymi a Wiatrem? Jest inaczej? Coś zmieniło się w Tobie, jako pisarzu?
Oczywiście. Zmiana wynika wprost z doświadczenia, bo nie da się wyobrazić sobie, jak to jest wydać książkę. Trzeba to przeżyć, aby w pełni zrozumieć wszystko, co jest z tym związane, a różnych aspektów jest naprawdę dużo. Do tego dochodzi też zmiana, będąca efektem swego rodzaju wewnętrznej ewolucji i dążności do bycia wciąż lepszym, również na tej literackiej płaszczyźnie. Wydaje mi się, że w Wietrze ta zmiana jakości jest wyczuwalna – a przynajmniej ja to zauważam.
Jakie są Twoje dalsze plany literackie? Czego możemy się spodziewać?
Jak aktor musi mieć widzów, tak autor potrzebuje czytelników. Jeżeli więc ich nie zabraknie, z pewnością jeszcze niejedna opowieść może przenieść się z mojej głowy na karty książki.
Powieść Wiatr kupicie w popularnych księgarniach internetowych: