Trzeba dotknąć dna, żeby móc się odbić. Wywiad z Marcinem Halskim
Data: 2024-09-27 14:42:27 | artykuł sponsorowany– W Polsce (oficjalnie) osób w kryzysie bezdomności jest ponad 30 tysięcy. To sporo. Są to osoby, które mieszkają lub przewijają się przez przytułki, nocują na pustostanach, dworcach, śmietnikach. W większości, niestety, wiąże się to z nałogami, rzadziej z jakimiś zaburzeniami czy chorobami. Mamy do czynienia z ludźmi, którzy trwają z dnia na dzień, zazwyczaj zbyt pochłonięci autodestrukcją, żeby spróbować się wyrwać. A że średnia długość życia na ulicy (to akurat nieoficjalne dane, raczej wniosek po rozmowach z bezdomnymi we Włocławku) to około pięciu lat, sytuacja wydaje się tragiczna. Najbardziej zaskoczyła mnie ilość młodych osób – zazwyczaj uzależnionych od narkotyków. Ci ludzie jeszcze mają szanse na wyjście z tej matni, ale wiem, że wielu się to nie uda – mówi Marcin Halski, autor książki Bezdomność all inclusive.
Twoja nowa powieść jest bardzo mocna, bo dotyka problemu bezdomności i uzależnień. Określasz ją mianem wyjścia ze swojej strefy komfortu. Jak doszło do tego, że Twój przyjaciel Piotr podzielił się swoją historią i pozwolił ją opisać?
W zeszłym roku Piotrek przechodził kolejną próbę podniesienia się po upadku. Napisał wtedy do mnie, że marzy mu się, by ktoś opisał jego historię. Pokazał, od czego się to wszystko zaczęło. Ponieważ temat uzależnień nie był mi obcy, postanowiłem spróbować. I już po pierwszych stronach wiedziałem, że choć to trudna tematyka, dam radę.
W Polsce problem bezdomności widać jak na dłoni, ale temat jest zamiatany pod dywan. Jak w wielu krajach. A co to znaczy: stracić dach nad głową? Nie mieć się gdzie podziać? I jak wyglądają statystyki, wiadomo coś o tym?
W Polsce (oficjalnie) osób w kryzysie bezdomności jest ponad 30 tysięcy. To sporo. Są to osoby, które mieszkają lub przewijają się przez przytułki, nocują na pustostanach, dworcach, śmietnikach. W większości, niestety, wiąże się to z nałogami, rzadziej z jakimiś zaburzeniami czy chorobami. Mamy do czynienia z ludźmi, którzy trwają z dnia na dzień, zazwyczaj zbyt pochłonięci autodestrukcją, żeby spróbować się wyrwać. A że średnia długość życia na ulicy (to akurat nieoficjalne dane, raczej wniosek po rozmowach z bezdomnymi we Włocławku) to około pięciu lat, sytuacja wydaje się tragiczna. Najbardziej zaskoczyła mnie ilość młodych osób – zazwyczaj uzależnionych od narkotyków. Ci ludzie jeszcze mają szanse na wyjście z tej matni, ale wiem, że wielu się to nie uda.
Akcja książki rozgrywa się we Włocławku. Odsłaniasz oblicze miasta, które jest przygnębiające (choć obecnie przeszło ono sporą rewitalizację). Dlaczego to właśnie tutaj bezdomnych jest tak dużo? Byłeś tam osobiście. Rozmawiałeś z tymi ludźmi, słyszałeś opowieści…
Tak, pojechałem do Włocławka, do Śródmieścia, bo nie mogłem uwierzyć w to, co opowiedział mi Piotrek. Żyję na Górnym Śląsku, swego czasu wynajmowałem mieszkanie w jednej z najgorszych dzielnic województwa, widziałem wiele. Ale żeby aż tak?
No właśnie aż tak…
Centrum tego miasta, choć ma niesamowity potencjał, wydaje się opuszczone, upadające, zniszczone, jakby coś zżerało je od środka. Pierwszy raz w życiu widziałem tyle przygnębionych twarzy, taką… obojętność i rezygnację. I tylu bezdomnych. To było bardzo trudne doświadczenie, dlatego we wstępie i w posłowiu książki opisałem pokrótce moją wyprawę.
A co do przyczyn, mam swoją teorię – w tym miejscu jest mnóstwo pustostanów, opuszczonych zakładów, jest gdzie się podziać i spać. Do tego mamy obok siebie Caritas, noclegownie, jadłodajnie oraz punkty pomocy dla bezdomnych. Dlatego chyba ściągają tam osoby z problemami z okolic i nie tylko.
Twój bohater nie ma lekko od samego początku. Przemocowy ojciec, alkohol, upokorzenie. Polacy wciąż utrzymują, że alkohol to nie jest największe zagrożenie, trucizna?
Pamiętam słowa mojej terapeutki, że w chorobie alkoholowej to nie alkohol jest przyczyną. Raczej jej efektem. Wszystko zaczyna się właśnie od pędu do autodestrukcji, który stanowi największe zagrożenie. A że alkohol, w odróżnieniu od narkotyków czy hazardu wydaję się… normalny, to niewielu dostrzega problem i przymyka oko na nadużywanie, dopóki nie jest za późno. Dochodzi też kwestia współuzależnienia, ale to naprawdę długi i skomplikowany temat.
Młody chłopak z przemocowej rodziny nie wie, co zrobić ze swoim życiem. Decyduje się na ucieczkę, ale to rodzi jeszcze gorsze skutki. Na rok pogrąża się w kryzysie bezdomności… To opowieść o wielu młodych ludziach? Z góry skazanych na porażkę?
Takich młodych ludzi jest wielu. Bunt i sprzeciw mogą wskazać nam drogę, ale nie należy ona do łatwych. Zazwyczaj prowadzi przez powielanie schematów i tej swoistej spirali emocjonalnej, z jaką borykają się osoby współ- lub uzależnione. Ale można to przekuć w swoiste zwycięstwo, niestety, wielu się to nie udaje. I o nich również jest ta historia. Piotrek podczas pisania stał się dla mnie pewnym symbolem wiecznej ucieczki młodego człowieka.
Bohater zmaga się z chorobą alkoholową. Chorobą niedocenioną, bo potworną, wyniszczającą, bezlitosną. Większość bezdomnych, których poznałeś, sięga po alkohol? To najłatwiejsza ucieczka od bólu życia?
Z pewnością najtańsza i łatwo dostępna, dlatego w głównej mierze osoby bezdomne piją. Ale – jak wspomniałem – to nie stricte alkohol jest powodem upadku, tylko właśnie ta ucieczka, źle ukierunkowany bunt i powielanie błędów. Choć od kilku lat nie piję, nie jestem wrogiem używek. To z autodestrukcją trzeba walczyć. W naszym kraju istnieje dziwne przeświadczenie, że zwracanie się o pomoc w sprawach emocjonalnych jest oznaką słabości. Nikt nie krępuje się iść do lekarza, kiedy bolą go plecy czy brzuch, ale gdy cierpi umysł, to na samą myśl o terapii dostajemy drgawek. Powinniśmy skupić się na uświadamianiu społeczeństwa, że terapie to nic złego.
Historia Piotrka ma dużą moc rażenia. Wywarła na Tobie piętno? Takie, które zostanie, choć zapewne ucisk w sercu już nieco zelżał?
Tak, sam borykałem się z podobnymi problemami, sam dążyłem do samozniszczenia i doszedłem już do punktu, w którym mogłem albo upaść całkowicie, albo się podnieść. Udało mi się pozbierać i zmienić życie, ale pisanie o Piotrku otwarło wiele ran, często musiałem robić przerwy w tworzeniu. Zwłaszcza, że swego czasu razem graliśmy, imprezowaliśmy, a nawet Piotrek pomieszkiwał u mnie. Myślę, że z tej książki nieprędko się otrząsnę.
Szokujące jest również posłowie w Twojej powieści. To, co spotkało większość bohaterów. Pozbierałeś się po tym? Domyślam się, że musiał być to cios…
Cały wyjazd do Włocławka okazał się wielkim szokiem. Spędziłem tam trzy dni i wracałem tak przygnębiony, że odłożyłem na prawie miesiąc pisanie książki. Myślę, że historia tych ludzi zostanie już ze mną na zawsze, ale jak mówiłem wyżej – sam wyszedłem z podobnych problemów i pamiętam o nich każdego dnia. Przepracowanie nałogów to nie próba zapomnienia, tylko wykształcenie mechanizmów obronnych, które nie pozwolą do nich wrócić.
Co, Twoim zdaniem, mogłoby pomóc osobom w kryzysie bezdomności i w sidłach nałogu? Czytając o losach bohaterów Twojej powieści, mam wrażenie, że z tego dna nie da się nikogo wydobyć. A jednak niektórym się udaje.
To jest bardzo skomplikowana kwestia. Bo na przykład pomaganie alkoholikowi na zasadzie dam mu coś jeść, posiedzę przy nim, bo ledwo mi tu dycha czy pocieszę, bo się załamuje, biedak, zazwyczaj pogłębia problem. Nie wszystkim udaje się wyjść z nałogu, ale niestety, to, co jeszcze parę lat temu uważałem za oklepany frazes okazało się prawdą. W nałogu trzeba dotknąć dna, żeby móc się odbić. Pozostaje nam tylko uświadamiać potrzeby psychoterapii, dawać przykład własnym dzieciom i pokazywać, że… się da.
Piotrek - brudny, śmierdzący alkoholik, błąkający się po pustostanach młody człowiek bez domu, bez perspektyw. Co chciałbyś przekazać czytelnikom Twojej książki? Poza wyrazistym obrazem rzeczywistości, od której odwracamy wzrok?
Każdy czytelnik wyciągnie własne wnioski. Zaczynając pisanie, chciałem upamiętnić życie Piotrka, zanim będzie za późno. Potem zmieniło się to w pokazanie dramatu ludzi, żeby na końcu dać pouczającą lekturę. Powieść tak naprawdę zaskoczyła mnie swoim przekazem i sam nie wiem, co dalej z tym zrobić.
Po tej mocnej, szokującej premierze - co planujesz dalej?
Oprócz promocji samej książki? Nie wiem. Mam rozgrzebaną nową powieść, ale w klimacie postapo, bo do tej pory pisałem fantastykę. Niemniej Bezdomność all inclusive pokazała mi coś innego, wskazała pewien kierunek. Wielu moich starych znajomych skończyło źle, a upaść można naprawdę na wiele sposobów. Gdzieś z tyłu głowy rodzi się pomysł, żeby o nich też opowiedzieć… czas pokaże, póki co mam kaca pisarskiego.
Książkę Bezdomność all inclusive kupicie w popularnych księgarniach internetowych: