Czym tak naprawdę jest odwaga? Wywiad z Małgorzatą Prządką
Data: 2024-06-25 11:45:34 | artykuł sponsorowany– Odwaga często kojarzy się z wielkimi czynami na miarę herosów lub superbohaterów – w taki sposób jest zazwyczaj przedstawiana w bajkach, prawda? A przecież odwagą jest przede wszystkim to, że nie uciekamy od problemów, tylko stawiamy im czoło – mówi Małgorzata Prządka, autorka książki Mia, kot Pesto i ucieczka w nieznane.
fot. Patryk Koć
Mię zastajemy w trudnej sytuacji – bohaterka leży w szpitalu. Podoba mi się normalizowanie tego, co w życiu bolesne i smutne. A jak reagują Twoi czytelnicy?
Dla dzieci temat smutku czy szpitala wcale nie jest obcy ani nie stanowi tematu tabu. Nie traktują tego wątku w powieści jako coś niekomfortowego. Część dzieci, z którymi miałam okazji porozmawiać po lekturze, przyznała, że utożsamia się z Mią, bo – podobnie jak ona – boi się igieł albo musiała spędzić jakiś czas w szpitalu, co nigdy nie jest wesołym doświadczeniem. Inni czytelnicy byli zaciekawieni, na co dokładnie choruje główna bohaterka – celowo tego nie sprecyzowałam, chciałam, żeby każda osoba w trudnej sytuacji widziała w Mii cząstkę siebie. Od rodziców, którzy czytali moją powieść razem z dziećmi, usłyszałam, że taki wątek daje pole do dyskusji i porozmawiania o uczuciach towarzyszących pobytowi w szpitalu. Takie historie z pewnością uwrażliwiają i pomagają ćwiczyć empatię.
Na przyjaciela Mii wybrałaś kota. Pesto jest wyjątkowym zwierzakiem. Z tego co wiem, sama masz kocich przyjaciół w domu. Stanowili inspirację dla Twoich bohaterów?
Jestem totalną kociarą! Te zwierzęta fascynują mnie na wielu płaszczyznach. Podziwiam ich niezależność, zadziorność, zdolności niemalże paranormalne (na przykład umiejętność przewidywania trzęsienia ziemi). Poza tym są cudownymi puchatymi istotkami, nie potrafię przejść obok nich obojętnie. A miłości do kotów nauczył mnie mój Pesto! Przeżył jako jedyny z miotu, jego biologiczna mama go odrzuciła, gdy był malutkim kociakiem, miał obniżoną odporność, koci katar, zapalenie spojówek... Uratowałam go i wyleczyłam, a on stał się moim przyjacielem i uwrażliwił na los swoich gatunkowych braci. Dwa lata temu do naszej rodziny dołączyła kotka, Lilka – odratowana tym razem przez moją mamę i zabrana z ulicy prosto do weterynarza, a następnie do domu. Pesto i Lilka mają zupełnie odmienne charaktery. Uwielbiam obserwować zachowania tych urwisów, a to z kolei pobudza moją wyobraźnię i powoduje ciąg mniej lub bardziej fantastycznych skojarzeń. Część z nich udało mi się przelać na papier.
Mia dzięki kociakowi wyrusza w niezwykłą podróż do pewnego królestwa pełnego… słodyczy! Spełniasz marzenia dzieci?
Myślę, że nie tylko dzieci! Osobiście mam ogromną słabość do słodkości i muszę przyznać, że bez problemu odnalazłabym się w krainie mlekiem i kajmakiem płynącej! W dzieciństwie zdarzało mi się śnić, że jestem w nocy w supermarkecie w dziale z batonikami i cukierkami. Czułam się wtedy, jakbym wygrała na loterii! I wiem, że nie ja jedna marzyłam o bieganiu bez żadnych konsekwencji między półkami uginającymi się od słodkich przysmaków. Można powiedzieć, że to największe marzenie dziecka, a jednocześnie… najgorszy koszmar dentysty.
Królowa ma na imię Lukrecja. Celowo wybrałaś słodycz cieszący się wśród dzieci... złą sławą?
Z tą konkretną słodyczą wiąże się zabawne skojarzenie z dzieciństwa. Kiedy miałam jakieś 11 lat, przeczytałam wywiad ze swoim ukochanym wokalistą, w którym powiedział, że najbardziej ze słodyczy lubi lukrecję. Nie miałam wtedy pojęcia, co to jest i byłam bardzo ciekawa, jak smakuje. Kiedy w końcu udało mi się wypatrzyć w sklepie czarne zawijaski, bez większego zastanowienia je kupiłam. Jakże wielkie było moje rozczarowanie po pierwszym ugryzieniu... Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego mój idol zajada się czymś tak dziwacznym! Kiedy szukałam imienia dla władczyni Szmaragdowego Królestwa, Lukrecja przyszła mi na myśl niemal od razu. To imię w sam raz dla monarchini: nie jest infantylne, ładnie brzmi, jednocześnie nawiązuje do słodyczy, która jest, moim zdaniem, dystyngowana. Niepospolita. Wyjątkowa. Zupełnie jak książkowa królowa.
Antagonistą w Twojej książce jest natomiast Kolczur – symbol udręk, problemów życiu. Jednak z Kolczurem da się walczyć?
Z Kolczurem nie tylko da się walczyć, ale wręcz należy to robić. I absolutnie każdy może się z nim zmierzyć. To często trudna walka i samo podjęcie jej jest oznaką niesamowitej odwagi i dojrzałości. Ciężko jest przyznać, że mamy z czymś problem, że coś nas przerasta. Niekiedy bywa tak, że walczymy ze swoim Kolczurem, ale nie damy rady go pokonać w pojedynkę. Wtedy warto zwrócić się o pomoc, co nie jest przecież oznaką słabości, wręcz przeciwnie – umiejętność zwrócenia się po pomoc, gdy tego potrzebujemy, jest też pewnego rodzaju odwagą. Może naszego Kolczura warto oswoić i nauczyć się z nim żyć tak, aby nie zawadzał nam na co dzień.
Czy nie jest więc tak, że Mia, kot Pesto i ucieczka w nieznane to tak naprawdę opowieść nie o ucieczce, ale konfrontacji?
Faktycznie, ta tytułowa ucieczka miała być metaforycznym zdystansowaniem się od codziennych trosk, z którymi przychodzi się nam mierzyć. Ostatecznie główna bohaterka konfrontuje się z potworem, w powieści uosobionym w postaci leków, ale dzięki swojej bajkowej podróży zdobyła umiejętność radzenia sobie z trudnymi emocjami i ich analizy, a także zrozumienia, skąd się wywodzą. Mia otwiera się też na potrzeby innych, słabszych istot, których problemy są równie ważne, co jej. Dzieli się swoją odwagą, udowadnia sobie i reszcie świata, że jest silna i samodzielna. W chwilach zwątpienia tęskni za rodzicami, na których mogła liczyć w nie-bajkowym świecie. Każdy potrzebuje kogoś takiego, kto zaoferuje nam wsparcie. To może być rodzic, przyjaciel, psycholog, życzliwy nauczyciel. Dzięki serdeczności innych ludzi (i zwierząt!) możemy zmierzyć się z największymi problemami.
Czy oswajanie dzieci z wyzwaniami poprzez literaturę uważasz za cenną broń? Dla mnie to narzędzie może zdziałać cuda…
Zdecydowanie tak. Poprzez czytanie i poznawanie różnych historii dzieci uczą się nowego spojrzenia na wiele spraw i trudnych zagadnień, oswajają się z trudnymi tematami, których może nie miały okazji przepracować z rodzicem. Dziecko może ocenić zachowanie bohatera – utożsamić się z nim lub skrytykować. Zastanowić się, jak samo mogłoby postąpić w podobnej sytuacji. Może nawet zainspirować się odwagą literackiego bohatera albo też… wyciągnąć wnioski z jego błędów.
Twoja książka oddziałuje na wyobraźnię, porywa przygodą. Czy sama zaczytywałaś się w takich opowieściach jako dziecko?
W dzieciństwie bardzo lubiłam książki przygodowe nasączone magią. Przepadłam za takimi książkami jak Osobliwy dom Pani Peregrine Ransoma Riggsa, Atramentowe serce Cornelii Funke czy Opowieść o Despero Kate DiCamillo. To tytuły, które mogę polecić każdemu!
Mia znajduje w sobie odwagę, jednak… czym ona tak naprawdę jest?
Odwaga często kojarzy się z wielkimi czynami na miarę herosów lub superbohaterów – w taki sposób jest zazwyczaj przedstawiana w bajkach, prawda? A przecież odwagą jest przede wszystkim to, że nie uciekamy od problemów, tylko stawiamy im czoło. To umiejętność mierzenia się z przeciwnościami losu, ale też walki o siebie i swoje szczęście. I choć może brzmi to jak banał, to w praktyce nie jest to łatwe ani dla dziecka, ani dla dorosłego.
Tak naprawdę Mii można pozazdrościć: ma wspaniałych rodziców, dobrą opiekę, koleżanki i niesamowitego kota. Za sprawą powieści pokazujesz, byśmy nie zapominali o tym, jak wiele dobrego jednak nas otacza?
W trudnych chwilach zawsze łatwiej jest narzekać na sytuację, w której jesteśmy i skupiać się na negatywach. A sztuką jest dostrzegać rzeczy, za które powinniśmy być wdzięczni. Warto jest prowadzić pamiętnik, w którym spisujemy miłe „codziennostki” – nawet małe i nieznaczne sytuacje, które jednak uprzyjemniły nam dzień. Piękna pogoda, żart opowiedziany przez kolegę, uliczny kotek, który wyjątkowo się do nas przymilił, nowa piosenka zasłyszana w radiu – to drobne rzeczy, które, paradoksalnie, mają ogromny wpływ na nasze samopoczucie. W momentach zwątpienia dobrze jest wrócić do naszych zapisków i uświadomić sobie, że wcale nie mamy tak źle. Sama prowadzę „wdzięcznopis” – to niezwykle budujące doświadczenie.
Dobro zwycięża nad złem, zwłaszcza gdy się nie poddajemy. Ta myśl dodaje otuchy także Twoim bohaterom?
Mia i Pesto są konsekwentni w działaniach i uparci w swoich postanowieniach. Nie rzucają słów na wiatr – jeśli obiecali komuś pomóc, to pomogą, nie zostawią w potrzebie. Dzielnie znoszą trudy podróży i wspierają się nawzajem. Spotykają się przy tym z niezwykle przychylną postawą nowo napotkanych przyjaciół. Dobro, którym się podzielili, wraca do nich ze zdwojoną siłą i pomaga przezwyciężyć zło. Ich wysiłki zostają wynagrodzone. Takie historie z pewnością dodają otuchy i dają nadzieję na poprawę losu.
Czy myślisz o kolejnej części książki? A może masz w głowie nową historię?
Na pewno powstaną kolejne części serii o tytule zaczynającym się słowami: Mia, kot Pesto i..., no właśnie, jakaś tajemnicza rzecz! Pomału spisuję pomysły do drugiej części przygód. Choć zarys jest ciągle niedoprecyzowany, to mogę zagwarantować, że będzie w niej dużo fantastycznych stworków, bajkowych krain i... nowy główny bohater! Mam nadzieję, że czytelnicy z zaciekawieniem będą śledzić dalsze losy dziewięciolatki i jej puchatego przyjaciela.
Dziękuję za rozmowę.