Punktem wyjścia zawsze jest człowiek. Wywiad z Magdą Knedler
Data: 2024-07-08 14:29:54 | artykuł sponsorowany– Wielka historia – to jest nasze fatum. Możemy budować domy, sadzić drzewa, zakochiwać się, inwestować w edukację, ale zawsze jest coś ponad nami, układy, do których nie mamy do dostępu, siły, których nie rozumiemy. I można mówić, że to ludzie ludziom gotują ten los. To prawda. Uważam, że punktem wyjścia zawsze jest człowiek i wybór, którego dokonuje. Ale człowiek nigdy nie jest zawieszony w próżni, zawsze ma jakiś kontekst. Kontekst mają ludzie wywołujący wojny, które pochłaniają całe społeczeństwa, ale kontekst ma też np. mitologiczna Medea (dlaczego ona jest pamiętana jako dzieciobójczyni? dlaczego zabija własne dzieci?) i kontekst ma moja książkowa Medea. Można więc uznać, że jej drugim fatum jest właśnie kontekst - jej położenie, umiejscowienie w społecznym systemie, jej zaplecze ekonomiczne (zerowe), jej zaplecze intelektualne (niezłe), jej sytuacja rodzinna (żadna), jej rola wobec ludzi położonych wyżej (bardzo podrzędna). To wszystko popycha ją do takich a nie innych działań – mówi Magda Knedler, autorka książek Medea z Wyspy Ognia oraz Medea z Wyspy Wisielców.
fot. Agata Sobolewska
Postać mitologiczna, jaką jest Medea, jest wyjątkowo tragiczna, ale też niebezpieczna. Medea to matkobójczyni i trucicielka. Na pewno jednak jest kobietą naznaczoną cierpieniem. Tymczasem bohaterka Twojej powieści, młodziutka Medea, nosi na barkach ciężar wielu nieszczęść. Jest naznaczona jakimś fatum?
Celowo wybrałam taki, a nie inny czas historyczny na tło powieści – akcja zaczyna się w roku 1912 i obejmuje dwa lata, do momentu wybuchu pierwszej wojny światowej. Uważam, że to jest właśnie coś zewnętrznego i niezależnego od nas – wielka historia. To jest nasze fatum. Możemy budować domy, sadzić drzewa, zakochiwać się, inwestować w edukację, ale zawsze jest coś ponad nami, układy, do których nie mamy do dostępu, siły, których nie rozumiemy. I można mówić, że to ludzie ludziom gotują ten los. To prawda. Uważam, że punktem wyjścia zawsze jest człowiek i wybór, którego dokonuje. Ale człowiek nigdy nie jest zawieszony w próżni, zawsze ma jakiś kontekst. Kontekst mają ludzie wywołujący wojny, które pochłaniają całe społeczeństwa, ale kontekst ma też na przykład mitologiczna Medea (dlaczego ona jest pamiętana jako dzieciobójczyni? dlaczego zabija własne dzieci?) i kontekst ma moja książkowa Medea. Można więc uznać, że jej drugim fatum jest właśnie kontekst – jej położenie, umiejscowienie w społecznym systemie, jej zaplecze ekonomiczne (zerowe), jej zaplecze intelektualne (niezłe), jej sytuacja rodzinna (żadna), jej rola wobec ludzi położonych wyżej (bardzo podrzędna). To wszystko popycha ją do takich a nie innych działań.
Nie pierwszy raz w swojej twórczości odwołujesz się do starożytności. Co urzeka Cię w tych opowieściach?
Ich ponadczasowość, ale – oczywiście – jeśli zredukujemy je do emocji postaci, do psychologii, motywów, konfliktów itd. Bo – znowu – kontekst mamy inny. Mitologia to opowieści o bogach i ludziach, ułożonych na siatce konkretnych reguł. Oni czasami muszą zachowywać się w określony sposób. Niekiedy na przykład muszą zabić. To jest wymagane, choćby w honorowej zemście. Albo dla podkreślenia zwycięstwa robią rzeczy okrutne. Czy Achilles po zabiciu Hektora musiał zmasakrować jego ciało, ciągnąć je za rydwanem wokół murów Troi? Chcemy powiedzieć: nie musiał. Ale czy na pewno? Niesamowite dla mnie jest to, że niezależnie od zmiany epok i obyczajów ludzie zawsze są ułożeni na jakiejś siatce reguł. Pod tym względem jesteśmy jak bohaterki i bohaterowie mitologii.
Medea ma zaledwie 21 lat, ale sama opowiada, że w życiu zniosła już więcej niż osiemdziesięciolatka. Tak trudny start, bolesna młodość hartuje, czy jednak utrudnia dorosłość? Zwłaszcza kobiecie w tamtych czasach.
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Obecnie również mamy młodych ludzi, którzy niosą ogromny bagaż doświadczeń, a także ludzi dojrzałych, którzy tych doświadczeń mają niewiele. Sądzę, że wszystko zależy od odporności psychicznej. Jednych bolesna młodość zahartuje, innych napiętnuje i sprawi, że nie będą umieli niczym się cieszyć. Będzie potrzebna terapia, bo wyparte traumy, niestety, lubią wyłazić na powierzchnię.
Twoja bohaterka ma za sobą bardzo burzliwe małżeństwo. To dlatego do nowej relacji podchodzi z tak wielkim dystansem, niemal paniką?
Tak. Poza tym to nie tylko małżeństwo. To także pierwsza miłość, która okazuje się rozczarowaniem i iluzją. Ona czuje się oszukana – i została oszukana. Czuje się zdradzona i odrzucona. Została upokorzona w straszny sposób. Trudno więc dziwić się, że nie jest cała w skowronkach, gdy pojawia się szansa na inny związek. Jej relację z Horstem celowo przedstawiłam zupełnie inaczej. Tu nie ma od razu motyli w brzuchu. Są raczej podchody. Sprawdzanie, cofanie się, wątpliwości. Poza tym on znika też celowo. Moim zdaniem Horst na tym etapie ich znajomości nadal jest jeszcze jej terapeutą. A z terapeutą nie można się związać. Więc musiał odejść. Na razie? (uśmiech)
Odnoszę wrażenie, że obecnie na rynku mamy bardzo wiele powieści z akcją osadzoną w czasach drugiej wojny światowej – i nic dziwnego. Ty tym razem skupiłaś się na pierwszej. Uważasz, że jest zapomniana, bagatelizowana?
Tak! O tak, jest bardzo. I niesłusznie. Trochę to rozumiem. To była wojna w dużej mierze tocząca się na frontach, druga wojna zaś zaskoczyła wszystkich skalą okrucieństwa wobec ludności cywilnej i ideologiczną podporą, uzasadniającą dokonanie masowej zagłady na określonych grupach społecznych, etnicznych. Pierwsza wojna poza tym widziana jest przez Polaków trochę inaczej, bo była szansą na niepodległość. Można więc dość pewnie powiedzieć, że byli tacy, którzy się z niej cieszyli. Przyniosła wiele zła, była źródłem schorzeń psychicznych dotąd niespotykanych i niespotykanych chorób oraz kalectw, które należało jakoś leczyć. Ale znowu: efekt? Ogromny, potężny skok medycyny. Inny efekt tej wojny: zmiana porządku społecznego, emancypacja kobiet, gwałtowne przeobrażenia polityczne, wyrastanie republik, tworzenie demokratycznych rządów. To wszystko zadziało się po pierwszej wojnie. Ta wojna była też, moim zdaniem, jedną z przyczyn wybuchu drugiej. Tej, z której do tej pory się nie otrząsnęliśmy. To łańcuch wydarzeń, którego nie da się rozerwać. Ani jednoznacznie ocenić.
Mada dźwiga na swoich barkach ciężar wyrzutów sumienia. Czy to nie za dużo dla młodej dziewczyny? Czasem uważa się za złego człowieka…
A czy nie jest tak, że każdy uważa się czasem za złego człowieka? Mada popełniła w życiu błędy i jest tego świadoma. Samobiczowanie nie jest dobre dla nikogo. Ale świadomość wyrządzonego zła i wyrzuty sumienia świadczą raczej o człowieku dobrze, bo przecież oznaczają, że on to sumienie w ogóle ma. A zatem jest i szansa na wnioski, na poprawę.
Druga część historii o Medei różni się od pierwszej, skupiasz się tu nieco bardziej na polityce, na samej obyczajowości. Z czym najbardziej borykały się kobiety w tamtych czasach?
Zostały same, bo mężczyźni poszli na front. I musiały ogarnąć swoje życie, wszystko, nie tylko to, czego wcześniej od nich wymagano, czyli zajmowanie się domem i dziećmi. Świetnie poradziły sobie te, które zawsze były samodzielne (istniały takie kobiety, serio!, to nie jest „wymysł” dzisiejszych czasów), te, które zawsze chciały być samodzielne i skwapliwie skorzystały z szansy, którą dostały, a także te, którym dotąd samodzielność była obojętna, ale wykazywały się taką przydatną cechą jak zaradność. Kiepsko poradziły sobie te kobiety, które były nauczone, że tylko mężczyzna decyduje. Bo mężczyźni „dostępni” w domach byli albo nieletni, albo leciwi, albo chorzy i dlatego nie poszli walczyć. Na te choroby zresztą z biegiem czasu patrzono coraz mniej pobłażliwie, bo wojna się przedłużała i w pewnym momencie można było powołać już prawie każdego. Remarque opisuje sytuację, w której komisja lekarska w szpitalu frontowym kieruje do okopów chłopaka bez nogi, bo przecież w okopie drewniana noga nie przeszkadza. Więc… Kobiety miały na pewno trudno, ale też dostały szansę na coś, na co wcześniej jej nie miały. Np. w Breslau ktoś musiał kierować tramwajami. Wsiadły kobiety. I co? I tramwaj normalnie jechał, nic się nie stało. Szok i niedowierzanie.
Jednocześnie Mada jest już zmęczona, bo ciągle o coś musi walczyć. Wojna na świecie, wojna w niej?
Mada byłaby tak czy owak zmęczona, bez wojny również. Paradoksalnie właśnie wojna też pozwala jej uciec od własnych problemów. Bo wytwarza się efekt skali. Jak duże są moje problemy w porównaniu z XY? Na przykład w porównaniu z problemami okaleczonych żołnierzy na froncie. Z problemami matek, które tracą kolejno w tej wojnie wszystkich synów. Z problemami mieszkańców miast frontowych, gdzie dzieją się dantejskie sceny. Z problemami, dajmy na to, eksterminowanych Ormian, o których wspominam w jednym rozdziale. Ogólnie wielu ludzi jest w naprawdę złej sytuacji. Co, oczywiście, nie znaczy, że wobec tego problemy Mady są nieistotne. Są istotne. Tylko że można je na chwilę odsunąć i zająć się teraźniejszością.
Muszę zapytać, bo jestem ciekawa Twoich wrażeń. Jak wiele znaczy dla Ciebie wydanie Twoich powieści w tak oszałamiający sposób? Co poczułaś, biorąc do ręki te małe arcydzieła?
Cykl o Madzie to trylogia i widziałam już okładkę trzeciego tomu, jest również oszałamiająco piękna! To niesamowite uczucie. Nigdy nie miałam tak pięknie wydanych książek i trudno przestać je podziwiać.
Chyba po raz pierwszy poświęciłaś jednej bohaterce tak wiele miejsca. Dlaczego właśnie ta historia sprawiła, że zapragnęłaś ją rozszerzyć? Od razu planowałaś trzy tomy?
Już wcześniej wydałam trylogię o Annie Lindholm, ale to był obyczaj kryminalny i każda książka opowiadała o czym innym. Dylogią był Ocean odrzuconych o Lotte Seidemann, wiedeńskiej Żydówce, która opowiada swoją historię od pierwszej do końca drugiej wojny światowej. Mada jest trzecia, ale chyba mi najbliższa. Trylogia wynika z tego, że chciałam stworzyć opowieść nawiązującą do całego mitu Medei, nie tylko do tego momentu, w którym giną jej dzieci, a ona rozstaje się z Jazonem. Medea w mitologii żyje dalej, związuje się z królem Aten, wchodzi w konflikt z jego synem Tezeuszem, znowu ucieka, ma kolejne dzieci, kolejnego męża… Więc dzieje się sporo (śmiech).
Twoja twórczość jest niezwykła. Tworzysz opowieści skupione wokół kobiet i nie boisz się poruszać tematów trudnych. O czym marzysz jako pisarka? Wiele już udało Ci się osiągnąć.
Nie mam wielkich marzeń. Sądzę, że chciałabym utrzymać to, co mam. Ten poziom zainteresowania czytelniczek i czytelników. I będzie dobrze.
A jakie są Twoje dalsze plany literackie?
Kolejna trylogia, tym razem bez nawiązania do mitu. Właśnie nad nią pracuje i osiągnęłam już ten etap, na którym ciężko jest wyjść ze świata bohaterów i bohaterek. Trzymajcie kciuki!
Książkę Medea z Wyspy Ognia kupicie w popularnych księgarniach internetowych: