Bez złudzeń. Wywiad z Jackiem Komudą
Data: 2025-03-21 12:51:41 | artykuł sponsorowany– Kiedy zakładano podwaliny demokracji szlacheckiej, była nowoczesną formą republiki, w której – jak w dawnej Grecji czy Rzymie – najbogatszy, najbardziej wykształcony i wpływowy stan, stan szlachecki, wziął w swoje ręce odpowiedzialność za państwo. Natomiast przez całe lata degenerowała się i – co najgorsze – była reformowana w tragiczny sposób. Rozrywana z jednej strony przez próby władców – zapatrzonych we wzorce zachodnie – wprowadzenia absolutyzmu, z drugiej zaś – przez magnaterię, chcącą zamienić Rzeczpospolitą w luźną federację księstewek. Zreformowano ją, ale za późno i rezygnując z walki o wprowadzone zmiany – mówi Jacek Komuda, autor książki Upadek. Jak straciliśmy I Rzeczpospolitą.
Myśli Pan, że poza utratą niepodległości Polska straciła także unikalny model ustrojowy, który mógłby się rozwinąć w nowoczesną demokrację?
To jest podstawowe założenie mojej książki – I Rzeczpospolita powinna wyewoluować w nowoczesną republikę, stać się odpowiednikiem Stanów Zjednoczonych Europy, może czymś w rodzaju Anglii, jednak państwem, w którym przestrzegane są podstawowe wolności obywateli i obowiązuje konstytucja. Tak się nie stało.
W książce zwraca Pan uwagę na wyjątkowe cechy I Rzeczypospolitej. Które z nich uważa Pan za najbardziej unikalne na tle ówczesnej Europy?
Myślę, że najpotężniejszą z nich był swoisty czynnik kulturotwórczy – nawet w okresach wielkiego kryzysu kultura polska i litewska była tak otwarta i atrakcyjna, że potrafiła spolonizować nawet przedstawicieli jej wrogów. Polskie obyczaje przyjmowali w XVII wieku liczni cudzoziemcy, później nawet carscy dyplomaci, jak ambasador Grigorij Dołgorukow, który odegrał niemałą rolę w przyjęciu uchwał Sejmu Niemego w 1717 roku.
Czy w XVII wieku Polska miała realne szanse na utrzymanie swojej pozycji między rosnącymi w potęgę sąsiadami? Jakie błędy popełniono w polityce zagranicznej?
Tak, pod warunkiem zwiększania swojej własnej siły wojskowej i zawierania odpowiednich sojuszy. W połowie stulecia naszymi największymi przeciwnikami były Szwecja i Turcja. Pod koniec stulecia i na początku kolejnego następuje drastyczna zmiana – Turcja zostaje pokonana, Szwecja – kompletnie rozbita. Ich miejsca zajmują Moskwa i Prusy, które wyrastają na bezwzględnych, najokrutniejszych naszych wrogów. Zatem Polska i Litwa powinny były stworzyć blok wschodni razem ze Szwecją i Turcją, po czym wspólnie zaatakować Rosję, podczas gdy nasz król August II Sas podpisał pakt z carem Piotrem przeciwko Szwecji i wciągnął nieprzygotowaną Rzeczpospolitą w długotrwały konflikt, który przyniósł jej tylko zniszczenia.
Tymczasem wspomniany przeze mnie sojusz był logiczny i spójny jako następstwo zmieniającej się sytuacji politycznej w naszej części Europy. Proszę sprawdzić, o czym dzisiaj zaczynają mówić geostratedzy. Kiedy siła USA słabnie, najlepiej byłoby odwołać się do państw zagrożonych w podobnym stopniu przez putinowską Rosję – do Szwecji, Finlandii (w XVIII wieku była pod szwedzkim panowaniem) i właśnie Turcji.
W książce porusza Pan temat polskiej wojskowości. Czy husaria rzeczywiście była kluczowym elementem siły militarnej Rzeczypospolitej, czy raczej symbolem, który przysłaniał jej rzeczywiste słabości?
Husaria naprawdę była rewolucyjnym rodzajem jazdy, pamiętajmy też, że nie miała wiele wspólnego z dawną rycerską konnicą XVI wieku. Jednak jednocześnie stała się w pewien sposób przekleństwem wojskowości polskiej. Ponieważ odnosiła wspaniałe zwycięstwa, wydawało się, że wystarczy wystawić ją do walki i wszystko skończy się pomyślnie. Tymczasem nasi główni przeciwnicy – najpierw Szwecja, potem Moskwa – zaczęli intensywnie myśleć nad tym, co zrobić, aby uchronić się od ataków naszej świetnej jazdy. I tak – zmienili taktykę; Szwedzi już w czasach Gustawa Adolfa nie chcieli staczać bitew w otwartym polu, chroniąc się za fortyfikacjami i umocnieniami, Moskwa zaczęła rozbudowywać armię wzorowaną na tych z Zachodniej Europy. Tymczasem u nas łatwo było wystawić ogromną armię złożoną z jazdy – bo mieliśmy całą masę szlachty jeżdżącej konno i kultywującej dawne rycerskie obyczaje służby konno. Natomiast były problemy z piechotą, którą rekrutowano w miastach. A na początku XVIII wieku samą jazdą i husarią nie sposób było wygrać bitwy w polu.
Jak dużą rolę w upadku państwa odegrała magnateria i związane z nią konflikty wewnętrzne? Czy można było temu przeciwdziałać?
Magnateria była główną przyczyną upadku Rzeczypospolitej, ale, nie łudźmy się, nie zachowywała się ona inaczej niż jej odpowiednicy na Zachodzie. Jednak tam magnacka anarchia zaczęła być szybko powstrzymywana i wręcz druzgotana przez system wszechwładzy króla i cesarza, którzy zyskali możliwości, aby zdusić w zarodku wszelakie przejawy buntu – jak Ludwik XIV, który rozbił Frondę. W Rzeczpospolitej powinien być to zreformowany system parlamentarny – z ogromną rolą antymagnackich stronnictw – partii reprezentujących interesy szlachty średniej i przeciwstawiających się – z pomocą aparatu państwowego i wojska – próbom rozsadzenia państwa od środka przez wybujałe pragnienia polityczne magnatów. Ci zaś, cóż, realizowali pod koniec XVIII wieku samobójczą politykę niszczenia Konstytucji i własnego państwa. Kim stali się naczelni targowiczanie – Franciszek Ksawery Branicki, Seweryn Rzewuski i Stanisław Szczęsny Potocki – po doprowadzeniu do likwidacji Rzeczypospolitej? Mało znaczącymi, prowincjonalnymi arystokratami, pogardzanymi w Petersburgu i nie dopuszczanymi nawet do pocałowania ręki carowej Katarzyny, podczas gdy we własnym republikańskim państwie mieli o wiele większą władzę jako przedstawiciele potężnych stronnictw politycznych.
Nie łudźmy się, proszę: dzisiejsza Unia Europejska jest tysiąckrotnie bardziej rozrywana i doszczętnie zgniła i skorumpowana przez współczesnych magnatów – oligarchów, którymi są gigantyczne korporacje i ich szefowie – niż I Rzeczpospolita u jej schyłku. Co więcej, dziś uzurpują sobie oni władzę nad duszami, prawami i zmysłami zwykłych ludzi o wiele bardziej niż jakiś Kondeusz Wielki albo Dominik Zasławski. To są wynaturzone postacie w rodzaju dawnych królów-bożkow z dawnych monarchii wschodu, gdzie władca był jednocześnie Bogiem i jedyną wyrocznią dla swoich poddanych. Chcą być tak wynaturzeni i jeszcze bardziej kiczowaci niż Kserkses z popularnego filmu 300.
Czy były momenty, w których można było realnie zatrzymać proces rozpadu Rzeczypospolitej, czy też upadek był nieunikniony?
Tak, kilka. Rok 1652, kiedy Jan Kazimierz nie powinien był pozwolić na zerwanie sejmu! Lata po potopie, gdy winien doprowadzić do zreformowania obrad sejmowych, a nie narzucać niemożliwą do wprowadzenia elekcję „vivente rege”. Czasy Sobieskiego, kiedy powinien przy poparciu szlachty zniszczyć Sapiehów, złamać kręgosłup magnaterii, jak sto lat wcześniej Batory ścinając Zborowskiego. Koniec stulecia, kiedy August II Sas nie powinien zawierać sojuszu z Rosją, a jeśli nawet nie chciał sprzymierzać się ze Szwecją, to czekać – wejść do wojny jako ostatni – być może po to, aby cara dobić; aby następcą został po nim Aleksy Romanow, zupełnie różny od ojca. Ale nie powinien był wrzucać nieprzygotowanej Rzeczpospolitej w konflikt z silniejszym Karolem XII.
Ostatni moment był w 1792 roku; Stanisław August Poniatowski zamiast kapitulować powinien jak Jerzy Washington stanąć na czele ogólnonarodowego powstania przeciwko Moskwie. Jest rzeczą przeraźliwie tragiczną, że jeden z najwybitniejszych władców Polski i Litwy, który zmienił jej system polityczny i wreszcie ją zreformował, stracił to wszystko, stracił jakikolwiek szacunek, został tchórzem i zdrajcą tylko dlatego, że… bał się tego wszystkiego bronić.
Demokracja szlachecka rzeczywiście była nowatorskim systemem, czy raczej drogą do anarchii?
Kiedy zakładano jej podwaliny, była nowoczesną formą republiki, w której – jak w dawnej Grecji czy Rzymie – najbogatszy, najbardziej wykształcony i wpływowy stan, stan szlachecki, wziął w swoje ręce odpowiedzialność za państwo. Natomiast przez całe lata degenerowała się i – co najgorsze – była reformowana w tragiczny sposób. Rozrywana z jednej strony przez próby władców – zapatrzonych we wzorce zachodnie – wprowadzenia absolutyzmu. Z drugiej zaś – przez magnaterię, chcącą zamienić Rzeczpospolitą w luźną federację księstewek. Zreformowano ją, ale za późno i rezygnując z walki o reformy.
W książce wspomina Pan o roli zmian klimatycznych i postępu technicznego w kształtowaniu historii. Czy uważa Pan, że te czynniki miały istotny wpływ na osłabienie Rzeczypospolitej?
Możliwe że tak, chociaż nie widzę w dawnych źródłach historycznych wielkiego wpływu oziębienia klimatu w połowie XVII wieku na gospodarkę I RP. Szczerze mówiąc, nie widzę nawet tej rzekomej małej epoki lodowcowej. Wywóz zboża zmniejszał się jako skutek ruiny kraju na początku XVIII wieku i konkurencji Rosji, która przez Inflanty niejako „przebiła się” na zachód, oferując towary i zboża taniej niż Rzeczpospolita, gdyż korzystała naprawdę z niewolniczej pracy chłopów. Na pewno słabsze niż u zachodnich sąsiadów uprzemysłowienie Polski i Litwy miało wpływ na sytuację szlachty. Jednak głównym motorem wprowadzania przemysłu było mieszczaństwo, a to było w dawnej Polsce bardzo osłabione.
Jakie najważniejsze wnioski z upadku I Rzeczypospolitej powinniśmy wyciągnąć dzisiaj, aby uniknąć podobnych błędów?
Przede wszystkim pozbyć się skundlonych elit politycznych, kopiujących wszystkie rozwiązania ustrojowe z zachodu. Polska jest, podobnie jak dawna Rzeczpospolita, tak niezwykłym krajem, że wymaga własnych reform i unikalnych pomysłów. Po drugie – i najważniejsze – nie polegać w polityce – zwłaszcza zagranicznej – tylko na obcej pomocy, bo może się to skończyć podobnie jak za naszych przodków. Przecież mamy drugą dekadę XXI wieku, a układ polityczny prawie jak z 1670 roku, dwa zwalczające się stronnictwa – każde wiszące u klamki innego światowego mocarstwa. Wówczas rolę USA spełniała Francja, a niemieckiej UE – Austria.
W książce często pojawia się motyw honoru i lojalności – jak definiuje Pan te wartości w kontekście realiów dawnej Rzeczypospolitej?
Ja nie muszę ich definiować, bo są obecne do dzisiaj w życiu Polaków; oczywiście równie często łamane, jak i dotrzymywane. Jednak ich stosowanie ciągle pozwala określić pozytywnie postawę tego czy innego człowieka. Polska jest jednym z nielicznych krajów na świecie, gdzie w trakcie XVIII i XIX wieku niższe stany – jak chłopski i mieszczański – na skutek splotu wypadków dziejowych przejęły kulturę stanu wyższego – szlachty. Drugim przykładem takiego procesu jest Japonia.
Rekonstruowanie życia szlachty i dawnego pogranicza pozwala lepiej zrozumieć dzisiejsze konflikty i problemy społeczne?
Przede wszystkim pozwala spojrzeć na nie z perspektywy, z jakiej patrzyli na Polskę mieszkający we dworach Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski czy Władysław Reymont.