Duchy i dzieci są trochę z innego świata. Wywiad z Krzysztofem A. Zajasem
Data: 2024-12-16 14:34:40 | artykuł sponsorowany– Dopóki nie opowiemy uczciwie, jak było, spod ziemi będą wyłazić upiory i przypominać o tym, co tak usilnie chcemy zapomnieć. To jest poza naszą decyzją, poza wyborem. One są i już. Wracają, ponieważ – jak nas uczy Mickiewiczowski romantyzm – dopóki nie odeślemy ich dobrym słowem w zaświaty, będą nas nawiedzać. A dzieci są ich największymi sprzymierzeńcami. W IV części Dziadów pustelnik właśnie dzieciom objaśnia, że kołatki pod podłogą to są duchy zmarłych i można, a nawet trzeba z nimi rozmawiać. I dzieci mu wierzą. A ponieważ są również znakiem niewinności, są najbardziej upoważnione do wystawiania nam rachunków. Za ich krzywdy. Duchy i dzieci są trochę z innego świata. Wiedzą, czego nie wiemy – mówi Krzysztof A. Zajas, autor powieści Oszpicyn.
Twoja powieść Oszpicyn znów pojawia się na rynku jako wznowienie. Jak czujesz się z tą książką po latach? Co zmieniłeś, co dodałeś? A może nic? Tak zwany lifting to zawsze ciekawa sprawa.
Niewiele zmieniłem, głównie stylistyczne drobiazgi. Ta książka powstała na jednym głębokim oddechu, ma swoje tempo i swoje napięcia – nie chciałem tego wszystkiego burzyć dopisywaniem nowych rzeczy. Natomiast ponowne jej przeczytanie uświadomiło mi coś bardzo ciekawego: zmianę we mnie jako autorze. Oszpicyn pisał podmiot autorski, z którym nie potrafię się dzisiaj całkiem utożsamić. Kiedyś wydawało mi się, że jestem sobą i już. Teraz widzę jakieś przesunięcie, nietożsamość. Nie do końca czuję się człowiekiem, który pisał tamtą powieść.
Jak sądzisz, skąd się to bierze?
W tym wypadku chyba chodzi o załatwienie pewnej sprawy. Doświadczenia moje i moich najbliższych, opowieści na ich bazie powtarzane przez dekady – to wszystko postawiło przede mną pewne literackie zadanie. Po jego wykonaniu poszedłem dalej. Czy jednak na pewno udało się wszystko załatwić? Nie jestem pewien.
Wydawnictwo wznawia również trylogię grobiańską. Ta trylogia jest w Twoim pisarskim dorobku szczególna? Czytałam jeden tom i powiem: kawał mocnej literatury!
To był mój początek, pierwsza trylogia, pierwsze literackie koty za płoty. Debiutanccy Ludzie w nienawiści to w ogóle powieść pisana moimi prywatnymi sentymentami, rozrachunkami ze sobą, jest jednym wielkim rozpisywaniem siebie na postacie literackie. Stąd ten dziwny i frapujący czytelników i czytelniczki duet Krzycki – Bałyś: jeden ponurak, drugi dowcipniś; jeden twardziel – drugi delikacik; jeden powikłany i zarażony genem zdrady, drugi poczciwy i prostoduszny. Obaj są mną.
Ta trylogia jest też próbą rozliczenia nas z naszych zbiorowych traum, win i kompleksów. Każdy z tomów poświęcony jest jednej z naszych polskich patologii: Ludzie w nienawiści to nieuczciwość sądów i policji, czyli niewydolność systemu sprawiedliwości; Mroczny krąg to nasz szaleńczy ruch drogowy i bezkarność kierowców–zabójców; Z otchłani to z kolei problem pedofilii w kościele. Trylogię pisałem niemal dekadę temu, a wszystkie te patologie nadal nas gnębią.
Wróćmy do Oszpicyna. Oświęcim to miasto, które już na zawsze będzie kojarzone z wojną i zagładą. Ty wychwytujesz mrok i demony, często symboliczne, choć nie zawsze. Słyszałam jednak ostatnio, że Oświęcim próbuje się trochę bronić przed łatką miasta smutnego, w którym kiedyś działy się rzeczy straszne. Jak Ty to odbierasz?
Moje rodzinne miasto to nie tylko Zagłada i Muzeum Auschwitz-Birkenau. To również żywi ludzie, którzy w cieniu tamtej hekatomby próbują normalnie funkcjonować. I coraz lepiej to się udaje. Dzisiaj Oświęcim należy do najlepiej zarządzanych i rozwijających się miast w Polsce. To nie żadna przesada. Natomiast inną sprawą jest, na ile ta walka o normalność jest możliwa w obliczu tego, co się tam wydarzyło w przeszłości. To jedno z najdziwniejszych i najstraszniejszych miejsc na świecie. Czasem mam wrażenie, że popiół miliona ludzi spalonych w tamtejszych krematoriach nadal unosi się nad okolicą. Jest w powietrzu, wymieszany z tlenem, którym oddychają mieszkańcy. Niełatwo w takich warunkach budować normalność.
Oświęcim jest Ci bliski. Jak wspominasz to miasto z czasów dzieciństwa? Jakie budziło w Tobie emocje? Przeniosłeś je do tej książki?
Nie mam jednego wspomnienia Oświęcimia. To raczej ciąg obrazów, doznań, zdziwień i cierpień, które nie układają się w jednolity obraz. Próbowałem to oddać w powieści dziwną atmosferą i nieobliczalnością niektórych postaci. Niby codzienne życie, a tu łuny nad Brzezinką. Tu sklep, plac zabaw, kąpielisko nad Sołą, a tam wspomnienie ojca o tym, jak w tej samej Sole szukali złotych zębów, bo popioły czasem wysypywano do rzeki. Tu akademie ku czci polskich bohaterów, tam porażająca wiadomość, że obok naszych domów spalono milion Żydów. Wiesz, że do końca liceum nie powiedziano nam na żadnej lekcji, że nasze Muzeum to przede wszystkim największe cmentarzysko żydowskie na świecie? O tym się nie mówiło. A jak się nie mówiło, to to, co niewymówione, gada spod ziemi głosem zmarłych. Ta dwoistość uderza mnie w Oświęcimiu do dzisiaj.
Kwestia stosunków polsko-żydowskich nigdy tak do końca nie została rozwiązana?
Myślę, że nigdy. Zostaliśmy nieszczęśliwie naznaczeni przez historię i bez końca będziemy snuć narracje o tym, żeśmy winni albo niewinni, że mogliśmy coś zrobić albo nie mogliśmy nic zrobić, że powinniśmy pamiętać albo wreszcie zapomnieć i żyć normalnie... To nasz los, nie do końca wybrany, ale i nie do końca niezawiniony. W mojej powieści również nie ma rozwiązania (mam nadzieję, że to nie spojler). Mieszkańcy próbują zapomnieć i nie mogą zapomnieć. Są zarażeni śmiercią, jak pisał Tadeusz Różewicz, ale i niską, chłopską chciwością. Klątwa żydowskiego złota działa nadal.
Jednak Twoja powieść, choć tak mocno czerpie z historii, jest horrorem, literaturą grozy. Dzieci, które stoją za serią makabrycznych zdarzeń… Czego demony chcą? Po co wracają?
Właśnie o to chodzi z nieprzepracowaną traumą i z żydowską klątwą. Dopóki nie opowiemy uczciwie, jak było, spod ziemi będą wyłazić upiory i przypominać o tym, co tak usilnie chcemy zapomnieć. To jest poza naszą decyzją, poza wyborem. One są i już. Wracają, ponieważ – jak nas uczy Mickiewiczowski romantyzm – dopóki nie odeślemy ich dobrym słowem w zaświaty, będą nas nawiedzać. A dzieci są ich największymi sprzymierzeńcami. Pamiętasz IV część Dziadów? Pustelnik właśnie dzieciom objaśnia, że kołatki pod podłogą to są duchy zmarłych i można, a nawet trzeba z nimi rozmawiać. I dzieci mu wierzą. A ponieważ są również znakiem niewinności, są najbardziej upoważnione do wystawiania nam rachunków. Za ich krzywdy. Duchy i dzieci są trochę z innego świata. Wiedzą, czego nie wiemy.
Szczury także pełnią ważną rolę w Twojej powieści. Utożsamiasz je z brudem? Przypominają te szczury z baśni, które podążały za szczurołapem…
No tak, motyw szczurołapa jest tu ważny i niemal dosłowny. Szczury są figurą zła, brudu duchowego, jakiejś takiej niskiej podłości, którą w ludziach wyzwala czas okrucieństwa i ludobójstwa. Kiedy ten czas przemija, ludzie chcą jak najszybciej zapomnieć i udawać, że nie było, co było. W Oszpicynie szczury pasą się na tym udawaniu, unikaniu konfrontacji z prawdą. Dzieci, szczury, duchy, popiół – wśród takich demonów przychodzi żyć bohaterom powieści.
Łączysz motyw Oświęcimia, dawnych traum i zła z grozą. Twój horror każe się zastanawiać, przyglądać… I jednocześnie jest porywającą opowieścią. Czy porównanie tej książki w pewnych aspektach do twórczości Stephena Kinga będzie słuszne?
Tego właśnie się nauczyłem od Stephena Kinga: związku dobrego horroru z traumą. Jego najlepsze powieści zbudowane w moim przekonaniu na poczuciu obcości i winy amerykańskiego społeczeństwa, zbudowanego na zagładzie cywilizacji Pierwszych Narodów. Nie chodzi o konkretne rozliczanie takich czy innych zbrodni, polityki, przemocy, lecz o zapisanie tych złych czynów w ziemi. Amerykanie to taki naród, który zbudował całe imperium na nieswoim terenie. Przyszli, wymordowali mieszkańców, zabrali ziemię, pobudowali domy z werandami, usiedli na bujanych fotelach i patrzą. Moje. Ale przecież nie moje. A jak obce, to straszne. W każdej chwili coś może wyleźć spod ziemi. I wystawić rachunek. Mam nieodparte wrażenie przy lekturze Kinga, że jego geniusz polega na trafnym przełożeniu tego amerykańskiego imperialnego lęku na opowieść. Próbowałem coś podobnego zrobić w Oszpicynie: opisać ziemię, w której tkwią nasze podstawowe lęki.
Twoja powieść to właściwie kopalnia motywów, wątków. Gorączka złota, motywy romskie, historia miasta, motyw milczenia pokoleń… Jak zbierałeś materiały? Skąd cała ta wiedza?
Z literatury. Z obserwacji. A przede wszystkim z opowieści mojej mamy, której tę powieść zadedykowałem. Miała fenomenalny dar gawędziarski, potrafiła godzinami opowiadać niesamowite zdarzenia oświęcimskie, przeżyte osobiście lub zasłyszane od bliskich. A miała co opowiadać, bo wojna wybuchła, gdy mama miała siedemnaście lat. Rok później rodzice wydali ją za mąż za obcego jej człowieka, w powszechnej wówczas obawie przed wywózką na roboty do Niemiec. W roku 1942 jej mąż zmarł na tyfus i mama w wieku dwudziestu lat została wdową z malutkim dzieckiem, moją najstarszą siostrą. I cały czas mieszkała z rodzicami w domu z widokiem na Brzezinkę. To właśnie mieszkanie dziadków posłużyło mi za wzór mieszkania Abrahama Zylbersztajna w Oszpicynie. Stąd cała ta wiedza.
Dla Ciebie ta powieść to gatunkowa hybryda? Czy jednak myślisz o niej jako o horrorze? Dla mnie gatunkowa niejednoznaczność zawsze zwiastuje coś wyjątkowo ciekawego.
Nigdy nie byłem zwolennikiem czystości gatunkowej. To trochę jak czystość moralna – nudna i zawsze trochę podejrzana. Ramy gatunku są po to, by je rozsadzać, bo tylko przesuwanie granic jest twórcze. Wypełnianie gotowych wzorców to najwyżej rzemiosło, a zwykle nieudolność. Za Kingiem powtarzam, że opowieść ma być przede wszystkim dobra i po pańsku korzystać z rozmaitych wzorów na własne potrzeby, a nie służalczo wypełniać polecenia gatunkowej musztry. Literatura to sfera wolności. I może o to przede wszystkim chodzi w Oszpicynie – jest opowieścią o wyrywaniu się z zakłamania i milczenia ku wolności. Inna sprawa, że zwykle to sporo kosztuje.
Oszpicyn jest dla Ciebie książką szczególną? Prywatnie? Pisarsko?
Oczywiście. To książka o napięciach, lękach i traumach mojej młodości, więc musi być ważna prywatnie. A pisarsko? W żadnej innej z moich powieści nie próbowałem tyle napisać o sobie i swoich najbardziej intymnych przeżyciach. W cieniu grozy. To w zamyśle taki mój osobisty Pan Tadeusz, z którego zamiast sielanki wyszedł horror.
Książkę Oszpicyn kupicie w popularnych księgarniach internetowych: