Śledztwo to nudna i żmudna robota. Wywiad z Katarzyną Gacek
Data: 2020-12-11 11:38:03– Czytelnikowi łatwiej wejść w buty detektywa amatora niż świetnie wyszkolonego policjanta. Taki bohater dostarcza informacji podobnych do tych, w jakich posiadanie mógłby wejść czytelnik, działając na własną rękę. Poza tym cała historia wydaje się bliższa, bardziej codzienna. To musi pociągać i dawać dużo frajdy – mówi Katarzyna Gacek, pisarka i scenarzystka, autorka książek W jak morderstwo oraz Zemsta ze skutkiem śmiertelnym.
Chciała Pani kiedyś zostać policjantką?
Nigdy. Za to marzyłam o tym, żeby zostać dyrektorem ogrodu zoologicznego. Dlatego bohaterka obu moich kryminałów, Magda, jest z zawodu weterynarzem.
Ale potrafiłaby Pani poprowadzić prawdziwe śledztwo?
Nie sądzę. Śledztwo to bardzo nudna i żmudna robota, wymagająca dokładności i cierpliwości, a ani dokładność, ani cierpliwość nie są moją mocną stroną.
To już druga rzecz, która łączy Panią z Magdą, bohaterką powieści W jak morderstwo oraz Zemsta ze skutkiem śmiertelnym.
Z Magdą łączy mnie mnóstwo rzeczy. Obie kochamy zwierzęta, dałam jej zresztą mój wymarzony zawód. Obie jesteśmy roztrzepane i przyciągamy do siebie przeróżne dziwne sytuacje niczym magnes opiłki metalu. Nasze relacje z mężczyznami są podobne i w podobny sposób ewoluują. No i, przede wszystkim, obie nie bardzo wierzymy w siebie. Do tego na samym początku W jak morderstwo Magda wygłasza swoje credo na temat dzieci, które de facto mi ukradła. Brzmi ono mniej więcej tak: z dziećmi wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach.
Powiedziała Pani, że Magda przyciąga do siebie dziwne sytuacje jak magnes metal. Wygląda na to, że przyciąga też do siebie kolejne kryminalne sprawy do rozwiązania.
Na razie wszystkie kryminalne wydarzenia, w których bierze udział, są dziełem przypadku. Ale ponieważ całkiem nieźle sprawdza się w roli śledczego i coraz pewniej się czuje w temacie, zauważyłam, że zaczyna ją wyraźnie ciągnąć w kierunku zbrodni. Rozgląda się, węszy, i podejrzewam, że niedługo sama zacznie sobie organizować śledztwa.
Przez to nie może raczej liczyć na życzliwość swojego dawnego kolegi, policjanta Jacka Sikory.
No cóż, Sikora Magdę ledwo toleruje. Jego ego bardzo źle znosi fakt, że amatorka radzi sobie momentami lepiej niż on, profesjonalista. Gdyby nie to, że ją lubi, oraz że w sumie Magda pracuje na niego, zwyczajnie by ją pogonił.
Jak to się dzieje, że jej się udaje?
To, co jest siłą Magdy, to emocjonalne zaangażowanie w historię. W W jak morderstwo zagadka dotyczyła po pierwsze kobiety, której zwłoki znalazła Magda, a po drugie – zaginionej przyjaciółki, z którą była bardzo związana. Dlatego staje na rzęsach, żeby zdobyć jak najwięcej informacji i pomóc Sikorze rozwikłać te zagadki. W Zemście... dla odmiany została porwana osoba, którą Magda znała i bardzo lubiła. I znowu jej zaangażowanie jest nieporównywalne z zaangażowaniem policji, a to ze względów emocjonalnych.
Kolejnym plusem jest to, że znała ofiary i była dużo lepiej niż policja zorientowana w ich życiu. Poza tym jest jej dużo łatwiej zdobyć informacje, ludzie chętniej rozmawiają z ludźmi, których znają niż z policją. Jak widać plusy bycia amatorem są całkiem spore.
Taka współpraca, jak ta między Jackiem i Magdą, nie byłaby chyba możliwa, gdyby akcja toczyła się w wielkim mieście?
Raczej nie. Oni oboje świetnie funkcjonują w swojej niszy ekologicznej, zwłaszcza Magda. Te wszystkie plusy bycia spoza policyjnego układu, o których wspomniałam wyżej, w dużym mieście raczej by się nie sprawdziły. Anonimowość Magdzie na pewno by nie sprzyjała. W Podkowie dziewczyna nadrabia właśnie tym, że zna wszystkich i wszyscy znają ją. A przede wszystkim – zna Sikorę i może z nim współpracować. Gdyby Sikora był policjantem w dużym mieście, nigdy nie zgodziłby się na tak bezczelne wpychanie się Magdy do śledztwa.
Ma Pani „swojego Jacka”, którego zamęcza Pani pytaniami o policyjną „kuchnię”?
Przed rozpoczęciem pisania powieści W jak morderstwo konsultowałam się z policją, ale prawdę mówiąc nie miałam zbyt wielu pytań. To właśnie dlatego stworzyłam sobie bohaterkę-amatorkę, która ma prawo nie wiedzieć, ma prawo robić błędy i której działania nie wymagają znajomości policyjnej kuchni. Znam swoje możliwości – czy raczej niemożliwości – dlatego nie sadzę się na procedural. Choć oczywiście staram się zachować logikę zdarzeń i nie strzepywać popiołu z papierosa na świeże zwłoki. Tylko że do tego nie potrzebuję Sikory, wystarczą seriale kryminalne, Internet i książki.
Miejsca akcji są w obu powieściach opisane dość szczegółowo. Ludzie nie wkurzają się na Panią, gdy zostawia im Pani zwłoki na posesjach?
Nie, wręcz przeciwnie. Znajomi mają pretensje, że akurat u nich w ogródku żadnego trupa, a u sąsiadów i owszem.
W jak morderstwo było powieścią mocno zabawną, dobrze wpisywało się w nurt cozy crime, czuć było inspirację Joanną Chmielewską. Zemsta ze skutkiem śmiertelnym wydaje się dużo bardziej serio. To kwestia stawki?
Chyba rzeczywiście ta różnica stąd się wzięła. Nie planowałam aż takiej różnicy między książkami. Byłam pewna, że piszę podobnie. Ale chyba rzeczywiście w Zemście... temat zdominował i historię, i jednak odrobinę styl. A jaki temat, tego zdradzić nie możemy.
Zemsta… to powieść świetnie skonstruowana, bardzo logiczna. Nie ma tu sprawców, którzy „wyskakują z kapelusza”. Pisała Pani tę powieść tak, by czytelnik miał szansę podczas lektury próbować prowadzić własne śledztwo?
Chyba każdy kryminał powinien być tak skonstruowany, żeby wciągnąć czytelnika w zabawę, dać mu szansę przeprowadzenia własnego śledztwa i satysfakcję z rozwiązania zagadki. Ja teoretycznie przy pisaniu przyjmuję właśnie takie założenia, ale potem muszę się bardzo pilnować, bo mam tendencję do zbyt szybkiego odsłaniania kart. Pamiętam krótką recenzję jednej z naszych książek z Agnieszką Szczepańską, ktoś napisał mniej więcej tak: „Fajna lektura, tylko szkoda, że już na dwudziestej czwartej stronie wiedziałem, kto zabił”. Dwudziestej czwartej, nie dwieście dwudziestej czwartej…
Myśli Pani, że to właśnie sprawia, że czytelnicy wciąż chcą czytać o detektywach-amatorach?
Nie myślałam o tym w tym kontekście. Ale chyba ma Pan rację – czytelnikowi łatwiej wejść w buty detektywa amatora niż świetnie wyszkolonego policjanta. Taki bohater dostarcza informacji podobnych do tych, w jakich posiadanie mógłby wejść czytelnik, działając na własną rękę. Poza tym cała historia wydaje się bliższa, bardziej codzienna. To musi pociągać i dawać dużo frajdy.
Na ekrany kin wkrótce trafi ekranizacja powieści W jak morderstwo. Myślała Pani o tym, gdy pisała Pani tę książkę?
Nie, absolutnie nie. Byłam tak przejęta samym faktem, że wreszcie zdobyłam się na napisanie książki w pojedynkę, nie w duecie, że interesowała mnie tylko jedna rzecz – dowieźć tę historię do końca. Bo przy moim braku wiary w siebie byłam prawie pewna, że mi się nie uda. Dlatego oferta, a wręcz oferty, które się pojawiły prawie natychmiast po wydaniu W..., zaskoczyły mnie totalnie. Dopiero kiedy usiedliśmy do pisania scenariusza z reżyserem, Piotrkiem Mularukiem, zdałam sobie sprawę z tego, że faktycznie ta książka jest bardzo filmowa. Ale ta jej filmowość stała się zupełnie przypadkiem. Myślę, że po prostu moje nawyki scenariopisarskie wyszły przy pisaniu na wierzch zupełnie odruchowo, bez specjalnych intencji.
Te nawyki podczas pisania raczej się Pani przydały czy przeszkadzały?
One przydają mi się na każdym kroku, przy każdej książce, i tych dla dorosłych, i tych dla dzieci. Pisanie scenariuszy rządzi się swoimi surowymi prawami. I kiedy robi się to przez wiele lat i poświęca temu dużo czasu, pewne rzeczy wchodzą w krwioobieg pisarski. Struktura trzech aktów, przemiana bohatera, punkty zwrotne czy w ogóle pisanie scenami… to z jednej strony bardzo pomaga, a z drugiej – trochę krępuje ruchy. Nie sądzę, żebym potrafiła lać wodę w książkach. Lać wodę w sensie bardzo pozytywnym i literackim, podkreślam.
Funkcjonuje Pani trochę na styku światów literatury i filmu – czy to znaczy, że wkrótce Zemstę… też będziemy mogli zobaczyć w kinie czy telewizji?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że wszystko będzie zależało od tego, jak zostanie przyjęte W jak morderstwo. Jeżeli dobrze, wtedy szanse na sfilmowanie drugiej części przygód Magdy z pewnością wzrosną.
A kiedy przeczytamy kolejną książkę o Magdzie? I, oczywiście, co tym razem czeka Pani bohaterkę?
Trzecia część ciągle się pisze. To straszne, ale co chwila wyskakują mi różne pilne projekty, na przykład do końca grudnia musimy z Magdą Nieć oddać kolejny scenariusz, na który dostałyśmy stypendium PISF, i trzeci tom trochę na tym cierpi. Mam nadzieję, że uda mi się go skończyć tak, żeby mógł ukazać się wiosną. Czyli mniej więcej w okresie, kiedy W jak morderstwo wejdzie na ekrany.
Tym razem Magda ląduje na Zanzibarze, ze swoją szanowną mamuśką, i tym razem zupełnie sama wikła się w zagadkę pewnej śmierci. Sikora będzie obecny tylko wirtualnie, ale na szczęście po dwóch poprzednich tomach Magda wydaje się już gotowa do samodzielnego śledztwa. I uprzedzając pytanie, dlaczego akurat Zanzibar – dokładnie rok temu przyjaciółka zabrała mnie tam na wakacje. Ja generalnie nigdzie nie jeżdżę, więc to było dla mnie totalne szaleństwo. Pomyślałam, że szkoda marnować takie bogactwo wrażeń, i postanowiłam swoje doświadczenia wykorzystać w książce. Najwięcej trudności mam z upchnięciem w fabule wędrującej larwy, ale mam nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzę. Poza tym będą wspaniałe widoki, dobre jedzenie i trudna relacja Magdy z matką. O zagadce kryminalnej sza.
Książkę Zemsta ze skutkiem śmiertelnym kupicie w popularnych księgarniach internetowych: