Co kryje się za zielonymi drzwiami? Wywiad z Kamilą Majewską

Data: 2022-02-17 13:44:20 Autor: Magdalena Galiczek-Krempa
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Co kryje się za zielonymi drzwiami? Wywiad z Kamilą Majewską z kategorii Wywiad

– Samotność w tłumie to zjawisko, które jest plagą naszych czasów. Sami sobie stworzyliśmy wirtualny świat, całe życie toczy się w sieci. Przez to zatracamy umiejętność rozmawiania z ludźmi, którzy naprawdę nas otaczają – mówi Kamila Majewska, autorka książki Za zielonymi drzwiami

Co można znaleźć za zielonymi drzwiami?
 
Za zielonymi drzwiami można znaleźć głównie lekką, przyjemną w obiorze historię. Zależało mi na tym, aby porwać czytelnika stylem, nie pozwolić mu odłożyć książki na później. Udało mi się jednak poruszyć w niej dość istotny w dzisiejszych czasach problem – pracoholizm. Za zielonymi drzwiami więc można znaleźć chwilę spokoju, zaciszne miejsce do przemyślenia swoich życiowych priorytetów.

Zielony to kolor nadziei. To też kolor, który uspokaja, niesie wytchnienie. Czy właśnie tego potrzeba Ani, głównej bohaterce Pani książki?

Myślę, że tak, chociaż główna bohaterka raczej nie zdaje sobie z tego sprawy. Dopiero śmierć szefa i przebywanie na wsi uświadamia jej, że można żyć inaczej i nie trzeba czuć się z tego powodu gorszym. Anię wciąż goniły jej własne ambicje, początkowo chciała udowodnić coś ojcu, jednak z upływem lat coraz bardziej rozkręcała się na pracowniczym kołowrotku, chociaż nikt od niej tego nie wymagał. Wpadła w pułapkę, z której nie widziała wyjścia. Ba! Ona go nawet nie chciała szukać, tak bardzo wsiąkła w swoją pracę, że nie widziała w tym nic złego. Może jeszcze wtedy tego nie odczuwała, ale potrzebny jej był odpoczynek, chwila z samą sobą.

Prowincja czy wielkie miasto? Wymarzona praca czy życie na wsi? Przed takimi dylematami staje bohaterka powieści. Czy dla Pani ta decyzja byłaby równie trudna? Co by Pani by wybrała? 

Gdybym ja miała taką możliwość, z pewnością wybrałabym życie na wsi. Jestem raczej typem samotnika, nie potrzebuję tłumów i ciągłego pędu, aby czuć, że żyję. Wystarczą mi najbliżsi, możliwość obcowania z przyrodą, chodzenie boso po trawie. Wprawdzie sama pochodzę z niewielkiego miasta, spokojnie można znaleźć tu odrobinę zieleni i dom na uboczu, ale dla mnie to nie to samo. Nie zaszyłabym się jednak w sercu lasu, z dala od cywilizacji i udogodnień, bo jednak za bardzo wsiąkłam już w nowoczesność. To duży komfort móc pojechać do galerii na zakupy (chociaż sama nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam w centrum!), wybrać się do kina, wpaść na jakiś koncert czy wybrać się na obiad do restauracji. Dla mnie złotym środkiem byłoby zamieszkanie na wsi z dość łatwym dojazdem do miasta.

Bo życie na wsi ma też swoje gorsze strony...

Sporą wadą życia na wsi z pewnością jest ogrom pracy, który jednak trzeba włożyć w otaczającą nas przestrzeń. Zaznaczę, że ja życie na wsi postrzegam poprzez pryzmat posiadania przynajmniej hektara ziemi, z pasącymi się końmi na łące, ogródkiem warzywnym i kawałkiem trawnika przed domem. I odległość. Zdecydowanie, to może być problem – zwłaszcza w przypadku, gdy posiada się małe dzieci, auto nawali, a trzeba dostać się do pracy czy szkoły.

Kiedyś myślałam też, że po wyprowadzce z miasta kończy się też życie towarzyskie. No bo jak wrócić w środku nocy z imprezy z przyjaciółmi na swój „koniec świata”? Jednak, wraz z upływem lat, moje postrzeganie w tym temacie nieco się zmieniło. W końcu posiadając dom na wsi, można przyjmować gości u siebie, co dawałoby mi jeszcze więcej frajdy, gdybyśmy rano mogli razem zasiąść do śniadania. No i imprezować w sumie też za bardzo nie lubię (śmiech). Pewnie jeszcze jakieś drobne minusy bym dostrzegła, gdybym już się na wieś wyprowadziła. Dla wielu ludzi z pewnością problemem są zapachy czy hałasujący do późna kombajn w czasie żniw. Mnie to nie przeszkadza.

Chciałaby Pani – tak jak Ania – otrzymać niespodziewany spadek?  

Hmmm, trudne pytanie! Bardzo bym chciała w swoim życiu dojść do wszystkiego sama. Krok, po kroku. Nie liczę na żadne spadki, więc pewnie i tak muszę zakasać rękawy i brać się do pracy (śmiech). Nie pogniewałabym się jednak, gdybym dostała w swoje władanie jakieś małe gospodarstwo, ale nie wykończone, jak trafiło się Ani. Chciałabym w takie miejsce tchnąć swoją duszę, urządzić po swojemu, zgodnie z własną wizją. Taki spadek nie stanowiłby dla mnie problemu, raczej mógłby przynieść wiele korzyści, choć pewnie wywróciłby moje życie do góry nogami!

Ania to pracoholiczka. To dobry sposób na życie? Czy poświęcenie się pracy nie zabiera nam tego, co w życiu najważniejsze?

Pracoholizm, w takiej czystej postaci, nie jest niczym dobrym. W obecnych czasach pracownik, który w stu procentach poświęca się pracy, zacierając granicę pomiędzy życiem prywatnym, to z pewnością łakomy kąsek dla pracodawców. Ale nie zapominajmy, że jest to choroba. Pomijając już życiowe priorytety, jest to po prostu niezdrowe, zahacza wręcz o pewne zaburzenia psychiczne, uzależnienie i niesie wiele negatywnych skutków. Ania, na szczęście, jeszcze nie dobrnęła do najgorszego stopnia pracoholizmu, ale ciągłe podnoszenie sobie poprzeczki i brak odpoczynku może prowadzić do poważnych problemów. Kazimierz, szef Anny, jest tego doskonałym przykładem. Zawał jest jednym z fizycznych skutków pracoholizmu.

Co jest dla Pani najcenniejsze w życiu?

Poczucie bezpieczeństwa i spokój. Zwłaszcza w tych czasach, gdy niczego nie można być pewnym, a sytuacja co chwilę się zmienia. Poczucie bezpieczeństwa zapewnia mi rodzina – mąż i moja córka. Wiem, że są to stałe elementy mojego życia, nie znikną, jak na przykład praca, którą można stracić z dnia na dzień.

Sporo miejsca na stronach powieści zajmują konie i nauka jazdy na tych szlachetnych zwierzętach. Kocha Pani konie? Czego uczy przebywanie i obcowanie z tymi zwierzętami?

Tak! Konie to ważny element mojego życia, chociaż obecnie brakuje mi trochę czasu na pielęgnowanie tej pasji. Końmi interesuję się od dziecka, nie tylko samym jeździectwem, ale i sposobami pracy oraz obcowania z tymi zwierzętami. Czego można nauczyć się od koni? Z pewnością pokory i cierpliwości. Tu nie ma miejsca na nerwy, krzyk czy pośpiech. Konie jak gąbka chłoną nasze emocje i odpowiadają w ten sam sposób. Jako człowiek mamy być liderem, przewodnikiem stada, a nie osobą wywołującą lęk czy niepewność. Konie to zwierzęta płochliwe, potrzebują osoby, od której bije pewność siebie. Z pewnością mają działanie terapeutyczne, mogą pomóc w nabraniu pewności siebie, asertywności. Wykorzystywane są też do hipoterapii, czyli rehabilitacji osób niepełnosprawnych, pomagają odzyskać sprawność ruchową.

Życie Anny toczy się bardzo szybko. Kobieta koncentruje się na karierze, sukcesach i zarabianiu pieniędzy. Miłość to dla niej przelotne romanse, a rodzina i dzieci – wyłącznie ograniczenie. Czy tak się teraz żyje? Egoistycznie, patrząc tylko na siebie? 

Powiem tak: coraz więcej kobiet nastawionych jest na coś więcej niż stanie przy garach z dzieckiem uczepionym nogawki i mężem odpoczywającym na kanapie po pracy. Nie ma w tym nic złego, przeciwnie, cieszę się, że kobiety coraz częściej stawiają swój rozwój ponad oczekiwania społeczeństwa. Czasy się zmieniają, coraz więcej kobiet podejmuje świadome decyzje. Niekoniecznie uważam, by było to z ich strony egoistyczne podejście. Jeśli główna bohaterka, Ania, chciałaby pracować ponad własne siły, rezygnując z miłości – okey, to jej sprawa. Nikogo w ten sposób nie rani, ewentualnie samą siebie. Bardziej chodzi o to, że czasem trzeba spojrzeć szerzej, zatrzymać się na chwilę i przemyśleć różne opcje, które daje nam życie. Każdemu szczęście daje co innego. Dla jednych będzie to rozwój kariery, dla innych – wychowywanie dzieci. Nikt nie powiedział jednak, że obu tych rzeczy nie można ze sobą połączyć.

Czy tęsknota za tym, by znaleźć ukochaną osobę i założyć rodzinę w końcu „dopadnie" każdego? Czy nie istnieją zagorzali single i singielki?

Każdy człowiek jest inny i co innego go uszczęśliwia. Nie mogę wypowiadać się za wszystkich, ale wydaje mi się, że tak jesteśmy skonstruowani, by dzielić życie z drugą osobą. O ile nie wszyscy chcą mieć dzieci, o tyle uważam, że potrzeba bliskości dopadnie każdego. I, jak to w życiu bywa, jedni zaspokoją tę potrzebę poprzez przelotne romanse, inni zaś zbudują długotrwałe, szczęśliwe związki. Jeśli mam być szczera – chociaż nie chcę być źle odebrana – tak zwani single z wyboru tworzą wokół siebie otoczkę wolności, wychwalają taki styl życia, ale bywa to trochę na pokaz. Samotność może być fajna na chwilę, gdy potrzeba wolności jest silniejsza niż pragnienie stworzenia z kimś bliskiej relacji. Więc tak, myślę, że istnieją zagorzali single i singielki, ale wierzę, że jest to tylko ich mur obronny, przez który przebić musi się odpowiednia osoba.

Ania zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę żyje na uboczu. Samotność w tłumie to jedna z chorób współczesnego świata? 

Nie doświadczyłam tego problemu na własnej skórze, ale wydaje mi się, że zdecydowanie zmierzamy w tym kierunku. Tutaj akurat duży wpływ na to ma rozwój technologiczny. Fakt, że w przypadku Ani na życie z boku wpływ miał raczej jej charakter, chęć wspinania się po szczeblach kariery, przez co najzwyczajniej w świecie nie była lubiana i nie miała czasu na wchodzenie z nikim w bliższe relacje. Ale tak, samotność w tłumie to zjawisko, które jest plagą naszych czasów. Ile mamy znajomych na Facebooku? Ilu followersów na Instagramie? Ilu osobom dosłownie wchodzimy do domu, oglądając ich filmiki na Tik Toku? Są to pewnie setki osób, jeśli nie tysiące. A z iloma z nich potrafimy porozmawiać szczerze i bez skrępowania? Ilu z nich możemy powierzyć swoje tajemnice, kto z nich zapyta nas, co u nas słychać z prawdziwym zainteresowaniem? Z iloma z nich spotykamy się na kawie czy wychodzimy na wspólny spacer? Sami sobie stworzyliśmy wirtualny świat, całe życie toczy się w sieci. Przez to zatracamy umiejętność rozmawiania z ludźmi, którzy naprawdę nas otaczają, w rzeczywistym świecie. W czasach, gdy zakupy możemy zrobić przez Internet, film obejrzeć na Netfixie zamiast iść do kina, a życie towarzyskie przenieść na prywatną grupę na Messengerze, brakuje nam możliwości obcowania z żywym człowiekiem. Poczucie samotności może w nas wzrastać, powodując coraz większe wyobcowanie i trudności w nawiązywaniu relacji. Profesor Holt-Lunstad, która zajmuje się badaniem samotności, wręcz sugeruje, że ludzie czuli się mniej samotni w czasach, gdy technologia i ekonomia nie były aż tak rozwinięte. Czasem trzeba odłożyć telefon na bok, zagadać do sąsiada w windzie albo wyskoczyć na kawę z koleżanką z pracy.

Kasia, siostra Ani namawia ją, by decyzję w sprawie w spadku podjęła sercem. Czy myśli Pani, że to najlepszy sposób na dokonywanie wyborów?

I tak i nie. Sama jestem raczej w gorącej wodzie kąpana i sporo decyzji podejmuję pod wpływem impulsu, bo tak mi serce dyktuje. Czy zawsze są to dobre decyzje? Nie, zdecydowanie nie, ale zazwyczaj ich nie żałuję, bo zawsze wyciągam z tego jakąś lekcję. W niektórych sprawach można dać się ponieść emocjom i poczekać, co z tego wyniknie. Zwłaszcza w sprawach miłosnych warto podążać za głosem serca. Jednak nad wzięciem kredytu hipotecznego na trzydzieści lat głęboko bym się zastanowiła i raczej posłuchała rozumu. Niemniej, każda decyzja czegoś nas uczy i, jak we wszystkim, trzeba znaleźć swój złoty środek.

Czy poznamy dalsze losy Ani? Czy przygotowuje pani kontynuację powieści Za zielonymi drzwiami? A może pracuje Pani nad zupełnie nową historią?

Jestem w trakcie pisania drugiej części Za zielonymi drzwiami, w której moralność odegra sporą rolę. Los jest przewrotny i jak szybko coś nam ofiarował, tak szybko może nam to odebrać. Ania albo będzie musiała posunąć się do brzydkich rzeczy, aby uchronić swoje szczęście, albo ugiąć kark, postąpić jak należy i zaryzykować wszystkim, co ma. To tak w ogromnym skrócie.

Ukończoną mam też historię Moniki, która doświadcza w pracy mobbingu, mąż naciska na dziecko, ojciec skrywa jakąś tajemnicę, a pojawienie się jej dawnej miłości z młodzieńczych lat jeszcze bardziej komplikuje jej życie. Bohaterka próbuje odnaleźć w sobie ten mityczny instynkt macierzyński, próbując odpowiedzieć sobie na pytanie, czy pragnie dziecka tak mocno, jak jej mąż. Mamy tu też trudy pracy w męskim zawodzie, bowiem Monika decyduje się na otworzenie własnego warsztatu samochodowego, aby zyskać trochę czasu na przemyślenia, jest też rodzinna tajemnica w tle. Książka obecnie szuka wydawcy, więc proszę trzymać kciuki!

Książkę Za zielonymi drzwiami kupicie w popularnych księgarniach internetowych:


 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.