Tajemnice kryją tajemnice. Wywiad z Jarosławem Dobrowolskim
Data: 2024-11-22 11:18:38 | artykuł sponsorowany– Tajemnice kryją tajemnice. Niedopowiedzenia wywołują spekulacje. Koniec końców, zagłębiając się w fabułę jesteśmy jak dziecko odpakowujące prezent, w którym powinna kryć się satysfakcjonująca niespodzianka. Tak jest w każdej dobrej historii – mówi Jarosław Dobrowolski, autor książki Zły Samarytanin.
Kłaniam się z Warszawy. Współczesnej Warszawy, która dla mnie jest miastem możliwości, nadziei, szans i światła. A Twoja Warszawa, Warszawa Romana Burego jest paskudna, śmierdząca, ale też niepozbawiona mrocznego piękna. Istniała naprawdę w dwudziestoleciu międzywojennym? Ile w tym Twojej fantazji?
Myślę, że bardzo dużo, choć nie braknie tu pewnego rodzaju hiperboli wynikających z moich doświadczeń i obserwacji świata, w którym się wychowywałem, czyli późnych lat ’80 i ’90. Gdy o tym pomyśleć, trudno nie docenić postępu kulturowego, jaki poczyniliśmy. Jako dziecko bałem się Pragi, bałem się ulic Warszawy i myślę, że to przebrzmiewa z kart Złego Samarytanina. Może to ze względu na Bródno, na którym się wychowałem, a może na to, że zawsze byłem outsiderem, a takiego łatwo było wziąć na celownik. To moje rodzinne miasto, ale nasz związek jest co najmniej skomplikowany (śmiech).
Roman Bury, Przodownik Policji Państwowej, to postać w pewnym sensie odrażająca, a jednocześnie bardzo ludzka – choć nie jest to oblicze człowieka, którego chciałabym poznać osobiście. Facet ma przeszłość, ciężką rękę, wiele na sumieniu. Ale pod tą warstwą wszystkiego, co złe, bije też serce?
Jak w każdym z nas. Roman to prosty facet, który wiele już w życiu doświadczył. To człowiek, który nie śmie mieć aspiracji, ale gdzieś w głębi ma potrzebę bycia kimś więcej niż tylko silnorękim, uchwytem do trzymania policyjnej pałki. Jestem przekonany, że to za jego wady możemy go lubić, za jego zalety cenić. W moich oczach, Roman uosabia całą Pragę, jaką pamiętam z dzieciństwa. Brudna, niewybaczająca błędów, ale stworzona z mocnych cegieł, wciąż noszących ślady po kulach.
Naturalizm, turpizm – te dwa pojęcia opisują mrok, w jakim skąpani są bohaterowie Twojej książki?
Zdecydowanie. Są to narzędzia, które mają nas przybliżyć do poziomu brukowanych ulic. Powieść to najlepszy możliwy nośnik doświadczeń, który pozwala wtłoczyć w umysł czytelnika emocje, wrażenia, wywołać reakcje. Nieważne, jak wspaniałe filmy byśmy kręcili, jak cudownie dopracowanych gier byśmy nie tworzyli, historie, które działają na naszą wyobraźnię będą zawsze miały najlepsze efekty specjalne.
Taki klimat doskonale pasuje do zbrodni. Trzy martwe zakonnice. Dziwaczny oskarżony, który przeraża Romana jak mało kto. Zdaje sobie sprawę, że to tylko wierzchołek góry lodowej?
Jak w każdej dobrej historii. Tajemnice kryją tajemnice. Niedopowiedzenia wywołują spekulacje. Koniec końców, zagłębiając się w fabułę jesteśmy jak dziecko odpakowujące prezent, w którym powinna kryć się satysfakcjonująca niespodzianka.
Twój mroczny, ale też niesamowicie klimatyczny kryminał powoduje zamknięcie czytelnika. Ilekroć otwierałam książkę, miałam wrażenie, jakbym wchodziła do pomieszczenia, jakby ktoś odcinał mnie od bodźców zewnętrznych. Zatapiałam się. Ty także zatapiałeś się w pisaniu? Ta książka Cię wciągała, zawłaszczała sobie?
Zdecydowanie! Pierwsza wersja Samarytanina powstała podczas kursu pisarskiego kilka lat temu. Było to zadanie domowe – mieliśmy przez weekend napisać opowiadanie na osiem stron. Miałem wtedy już w głowie chęć, by stanąć na chodniku przy Targowej, jakoś w okresie międzywojennym. Usiadłem, zacząłem pisać i w dwa dni miałem gotowe opowiadanie na trzydzieści pięć stron maszynopisu. Byłem nim zachwycony. Mój kolega, który jest specjalistą od opowiadań, polecił mi, bym je skrócił, bo choć jest dobre, nikt mi go nie przyjmie do żadnej antologii ani magazynu. Jak zwykle postanowiłem zrobić na odwrót i usiadłem do pisania. Zacząłem tworzyć wątki, zagłębiać się w historię Romana. Nigdy chyba jeszcze nie byłem tak pochłonięty procesem twórczym. W przerwach od klepania w klawiaturę robiłem research, słuchałem kronik filmowych, felietonów Wiecha, czytałem o przestępczości z tamtych lat. Choć pracowałem na etacie, robiłem co mogłem, żeby mieć w ciągu dnia jak najwięcej czasu na pisanie. Sprawiło to, że po pięciu tygodniach miałem gotowy pierwszy draft Samarytanina. Po dwóch latach leżakowania uznałem, że czas do niej wrócić. Czytałem, poprawiałem, dopisywałem. Uznałem w końcu, że przyszła jego pora, że Samarytanin powinien być moją piątą opublikowaną powieścią. Tak znaleźliśmy się właśnie tutaj.
Roman, choć tak brutalny, przesiąknięty odorem życia, ma jednak rodzinę. Syna. To jego siła czy słabość?
Synek Romana to jedyna iskierka niewinności w tym brutalnym świecie. Myślę, że to ostatnia cząstka człowieczeństwa, jaką nasz bohater ma w życiu. Powiedziałbym, że to jego największa siła.
Im głębiej w las, tym śledztwo staje się bardziej zaskakujące, tajemnicze. A finał… Cóż. Jako miłośniczka kryminałów, jestem zadowolona. A Roman? To śledztwo zmieniło wszystko w jego życiu?
Wszystko. Gdybym chciał pisać o przeszłości Romana, myślę, że znalazłbym wiele ciekawych wątków, ale żaden nie byłby tak spektakularny jak wydarzenia Samarytanina. Przyznaję, że myślę już o tym, co dalej. Co powinno się zadziać w jego przyszłości, jak nasz bohater będzie kroczył ulicami miasta skazanego na zagładę, jak będzie postrzegał świat z zupełnie nowej perspektywy. Podczas wydarzeń Samarytanina Roman przechodzi ogromną przemianę i właśnie to, jak ona na niego wpłynie, fascynuje mnie, kiedy pomyślę o jego dalszych losach.
Czyli nie jest to koniec historii Romana?
Roman powróci. Jestem o tym przekonany.
W tej mrocznej, starej Warszawie, pełnej krętaczy i ludzi na bakier z prawem, najbardziej narażone są dzieci? Najmocniej odsłonięte?
Powiedziałbym, że najsłabsze. Bieda, wyzysk, choroby, kryzys, przestępczość. To nie był świat dla słabych. Dzieci symbolizują w powieści niewinność. Tę można zbrukać, zniszczyć. Pragnąłem jednak stworzyć historię, w której nawet ci najgorsi będą mieli w sobie siłę, by chronić to, co najcenniejsze, nawet jeżeli będzie to wymagało by przejść przez piekło.
Dotychczas uderzałeś w nieco inne gatunki literackie. Tym razem wybrałeś kryminał. I jest to dzieło! Kryminał był Ci pisany? Zostaniesz na dłużej?
Dla mnie kryminał to kolejna z odmian fikcji. Mniej lub bardziej fantastyczna, jest zwyczajnie środkiem przekazu. Pragnę pokazać, że nie trzeba być przyspawanym do konkretnej konwencji. Jasne, z biznesowego punktu widzenia pewnie jest łatwiej korespondować z wyrobionym gronem odbiorców. Jak już wspomniałem, zwykle robię na odwrót niż mi się radzi. Uważam jednak, że to łamanie schematów nas wzbogaca. Tak samo, jak warto eksperymentować z konwencjami, pisząc, tak samo warto eksperymentować, czytając. Mierżą mnie zapytania, które czasem widuję w social mediach – polećcie mi książkę fantasy, z wątkiem romantycznym, smokami, ale bez magii, w świecie wymyślonym, bliskim średniowiecznej Hiszpanii… Marzę o tym, by ludzie polecali sobie zwyczajnie dobre książki, niezależnie od tego, czy to będzie kryminał, thriller, fantastyka czy obyczaj.
Książkę Zły Samarytanin kupicie w popularnych księgarniach internetowych: