Szanujemy słowa? Szanujmy i dźwięki! Wywiad z Janem Antonim Homą
Data: 2021-08-03 14:39:20– Mimo wszystko muzyka wciąż pozostaje magiczną siłą. Sposobem na życie. Formą rozumienia świata, próbą jego uporządkowania – mówi Jan Antoni Homa, autor kryminałów muzycznych Altowiolista, Ostatni koncert oraz Niebieska nuta.
Lubi Pan po latach wracać do tych samych miejsc?
Tak. Ale ze świadomością, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody.
Do świata Bartosza Czarnoleskiego powrócił Pan po prawie 10 latach. Co się w tym czasie u Pana zmieniło?
Niebieska nuta powstała kilka lat temu, w sensie czasowym nie była bardzo oddalona od Ostatniego koncertu, nie została po prostu wcześniej wydana. Historia altowiolisty nigdy się we mnie nie zerwała; ona mi towarzyszy, nawet jeśli wydanie kolejnej części odbywa się po latach. Ukazujące się przy tej okazji wznowienie poprzednich części pozwoliło mi ponownie zagłębić się w opisany świat. A co zmieniło się u mnie przez dziesięć lat? Na przykład to, że w międzyczasie napisałem parę książek zupełnie niezwiązanych z cyklem o Bartoszu Czarnoleskim.
U Pańskiego bohatera również zmieniło się sporo…
Zmiany są nieodłącznym elementem ludzkiego losu. W sensie fabularnym, kontynuacja wcześniejszych wątków mogłaby być nużąca lub wprowadzać niepotrzebne pokłady zawiłości. Doszliśmy więc z Bartkiem do wniosku, że pora opowiedzieć zupełnie nową historię.
Bartosz Czarnoleski, gdy poznajemy go w Altowioliście, jest młodym muzykiem, altowiolistą właśnie, na życiowym rozdrożu. Traf chce, że staje się świadkiem napadu na znanego dyrygenta i mimochodem odkrywa w sobie talent detektywistyczny. Ton tej książki jest bardzo jasny, to właściwie powieść przygodowa z wątkiem kryminalnym – podobnie jest z Ostatnim koncertem. Niebieska nuta to już zupełnie inna książka.
Altowiolista był moją pierwszą książką, więc wybór znanego mi muzycznego tła i środowiska miał pomóc w poruszaniu się w nowym dla mnie spektrum literatury. To przygodowy kryminał, uchylający nieco drzwi do hermetycznego z pozoru świata muzyki i muzyków klasycznych. Ostatni koncert kontynuował tę linię, wprowadzając trochę więcej rozmachu geograficznego, a także mnożąc i krzyżując wątki. Niebieska nuta jest lekturą mniej rozrywkową, ale po pierwsze, nie ma sensu pisać ciągle tego samego, po drugie zaś, literatura powinna pozostawać w pewnym dyskursie ze światem zewnętrznym. Bartosz był i pozostaje bystrym obserwatorem rzeczywistości. Ta cecha pozwala mu więcej widzieć, a zarazem zmusza go do bycia bardziej dociekliwym. Raz jeszcze podkreślę, że Niebieska nuta powstała siedem lata temu. Czy straciła przez ten czas na aktualności, czy może zyskała? Proszę ocenić samemu.
Między Ostatnim koncertem a Niebieską nutą Bartosz stracił wszystko?
Stracił wiele. Miłość, przyjaciela, ukochanego psa… Stracił też włoski majątek, ale zawsze traktował go raczej jako przejściowy i nie do końca uzasadniony. Ze wszystkich strat z tą pewnie było mu się pogodzić najłatwiej. Natomiast pamiętne ewolucje w finale Ostatniego koncertu skończyły się dla niego kontuzją wykluczającą go ze społeczności instrumentalistów.
Zmienił się również otaczający go świat. I to chyba, niestety, na gorsze?
Świat zmienia się bezustannie. Zmieniamy się także my. Suma tych zmian wyznacza nam ciągle nowe rozumienie rzeczywistości i nasze w niej miejsce. Czy świat zmienia się na gorsze? A może, mimo wszystko, na lepsze? Może pozytywne zmiany mogą dokonać się dopiero wtedy, kiedy pokona się ostatnie bastiony myślenia w starym stylu, a te, jak wiadomo, będą bronić się — ba, atakować — zaciekle. Zmiany na lepsze wymagają wspólnego wysiłku, ale dla wielu są po prostu nieopłacalne. Wracając do pańskiego pytania: wydaje się, że świat idzie co najmniej w dwóch kierunkach. To jest takie trochę przeciąganie liny. Nawet, jeśli przeciwnicy rozwoju rozumianego też jako ewolucja etyczna i humanitarna przeciągają czasem linę na swoją stronę, to ostatecznie właśnie oni stoją na straconej pozycji.
Pański bohater mimo wszystko jednak się nie załamuje, próbuje zacząć wszystko od początku. W Pogodnej. Niewielkiej miejscowości, położonej… Właściwie – gdzie położonej?
W pewnym sensie nie ma wyjścia. Świat może okazać się ciekawy w miejscu zdawałoby się przypadkowym. Pogodna jest miejscowością położoną w każdej lokalizacji, o której pomyśli czytelnik. Być może ktoś odnajdzie w niej rysy swojego miasta, dla kogoś innego będzie miejscem obcym, ale możliwym, takim — jak mówi Marek Hłasko — prawdziwym zmyśleniem.
Ilu Pogodna może liczyć mieszkańców?
Kilkadziesiąt tysięcy, na pewno nie przekracza stu.
Bartosz próbuje znaleźć tu swoje miejsce – o to jednak niełatwo, gdy ma się na samochodowej szybie tęczową naklejkę.
No tak, pewne zestawienia kolorystyczne drażnią niektórych. Przypisuje się im jakieś złowieszcze, złowróżbne i niszczycielskie cechy.
W takich miejscowościach jak Pogodna tolerancja wszelkich odmienności wciąż jest sprawą rzadką?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wydaje się, że odsetek ludzi otwartych i tolerancyjnych jest wszędzie znaczny. Ale tolerancja nie krzyczy ani nie wojuje, bo to byłoby jej zaprzeczeniem. Zaś brak tolerancji ma wojowniczość wypisaną na swoich sztandarach, więc łatwiej daje się zauważyć.
W większych miastach nie jest lepiej?
Większe miasta są z natury swojej bardziej zróżnicowane, do dużych miast ciągną ci, którzy w nich upatrują swojej nadziei i szansy. W dużych miastach łatwiej jest znaleźć swoje miejsce, bo jest ku temu więcej przestrzeni. Wydaje mi się, że demonstrowanie przekonań, które idą pod prąd tym odgórnie ukazywanym jako wzorce, wymaga więcej odwagi od mieszkańców małych ośrodków.
I nic się tutaj nie zmienia?
Zmienia się. Jestem przekonany, że w dłuższej perspektywie zmiany są nieuniknione. One dokonują się każdego dnia, czy tego chcemy, czy nie. Kiedyś niewolnictwo było normą, dziś nikt normalny nie próbowałby go przywrócić. Może jednak taki opór „starego” przed „nowym” ma swój sens? Na pytania współczesności nie należy odpowiadać nadmiernie szybko ani chaotycznie. Należy odpowiadać dobrze.
Wydaje się też, że niewielkie miejscowości są raczej bastionami fanów Zenka Martyniuka niż miłośników jazzu.
Z pewnością. Ale pamiętam taki wieczór, kiedy cała Warszawa zasnuta była wyziewami muzyki discopolo. Jazz istnieje także w mniejszych ośrodkach. Nie ma też nic dziwnego w fakcie, że gatunki elitarne mają mniejszą publiczność niż muzyka popularna. Problemem jest natomiast, kiedy instytucja medialna sama siebie nazywająca misyjną tytułuje czołowego przedstawiciela nurtu discopolo mianem ekscelencji. Łatwą rozrywkę każdy znajdzie sobie sam. Wszyscy, którzy mają na to wpływ, powinni dbać, aby muzyka sącząca się z ekranów i odbiorników nie spadała poniżej pewnego poziomu. Do szkół powinno wrócić wychowanie muzyczne. Informacje o tym, że prócz herosów discopolo było jeszcze w historii paru kompozytorów zasługujących na uznanie i słuchanie (jakiś tam Mozart albo Czajkowski, dla przykładu). Nauka śpiewu. Może wówczas nie czulibyśmy zażenowania, gdy widzimy sportowców i inne postaci życia publicznego, dla których melodia hymnu to jakieś nieosiągalne muzyczne Himalaje. Szanujemy słowa? Szanujmy i dźwięki.
Trudno, by znalazło się tu miejsce dla aktywnego muzyka, dlatego więc Pański bohater ima się różnych zajęć.
Proszę pamiętać, że Bartosz przyjeżdża do Pogodnej jako muzyk niepełnosprawny. On po prostu nie wie, czy granie będzie jeszcze kiedyś jego zawodem. Dorabia więc, jak się da.
W serialu Amazonu „Mozart in the jungle” amerykańscy zawodowi muzycy w czasie kryzysu musieli pracować jako kierowcy Ubera. W Polsce również takie sytuacje się zdarzają?
Tak, znam takie przypadki. I to zmiany trwałej, nie czasowej. Niektórzy z kolegów przebranżowili się zupełnie, poszli w kierunkach odległych od muzyki. Oczywiście, nie ma łatwych zawodów. Ale chyba nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak trudny jest zawód muzyka. Utrzymywanie się w nieustającej dyspozycji fizycznej i psychicznej jest swojego rodzaju zakonem. Od muzyków wciąż wymaga się więcej: większej elastyczności, większej uniwersalności, grania w różnych stylach, na różnych instrumentach. Wychodzenia z muzyką na ulice, organizowania happeningów, promocji, prawie że stawania na głowie. Dużo trzeba z siebie dać, nie zawsze otrzymując w zamian to, czego się oczekuje.
Dlaczego więc ludzie wciąż wybierają karierę muzyczną?
Muzyka posiada magnetyczną moc. Aby jednak zbliżyć się do jej rdzenia, wejść w krąg jej magii, potrzebne są lata wyrzeczeń i naprawdę solidnej pracy. Kto z początkujących muzyków nie ma nadziei na podbój sal koncertowych świata? Komu — i w imię czego — odmówić prawa do wejścia w muzyczne uniwersum? Ostatecznie życie i tak dokona weryfikacji. Ale to prawda, istnieje dziś nadprodukcja muzyków. A tam, gdzie nadprodukcja, tam i dewaluacja. Dzisiejsi laureaci międzynarodowych konkursów walczą o miejsca w orkiestrze. Z samych tylko chińskich pianistów gotowych do udziału w Konkursie Chopinowskim dałoby się stworzyć armię. W niektórych krajach organizowane są kursy dla muzyków, którzy chcieliby zmienić specjalność zawodową. Mimo wszystko muzyka pozostaje magiczną siłą. Sposobem na życie. Formą rozumienia świata, próbą jego uporządkowania.
Bartosz ma tyle szczęścia, że swoje miejsce znajduje – jest to klub jazzowy „Blue Note”, tytułowa „Niebieska nuta”. To wyjątkowe miejsce.
Tak, ale proszę pamiętać, że on, zawodowiec, gra tam wyłącznie dla przyjemności. Nie ma mowy o żadnych honorariach. Jednak wejście w nowy dla niego świat, świat jazzu jest wartością samą w sobie.
Niestety, gdy wszystko zdaje się iść ku dobremu, ma miejsce morderstwo, a Bartosz nie może pozostać obojętny. Ta nieobojętność, brak umiejętności pójścia dalej chyba mu mocno utrudnia życie?
Zamykanie oczu na to, co dzieje się wokół nas, jest jakimś sposobem na życie. Ale czy najlepszym? Bartek nie zamyka oczu i nie odwraca głowy. Dlatego czasem po niej dostaje. Być może nie ułatwia sobie życia, ale kto powiedział, że życie musi być łatwe? Lepiej, żeby było ciekawe. Koniec końców, satysfakcje, których zaznaje, równoważą, a nawet przewyższają niebezpieczeństwa i problemy, w które się wikła.
Nie da się ukryć, że Niebieska nuta to bardzo krótka powieść – szczególnie w zderzeniu z poprzednimi tomami cyklu.
Ciekawe, w odniesieniu do poprzednich części zdarzało mi się słyszeć, że są za długie. No cóż, kiedy styl barokowy, a kiedy lakoniczność. W przypadku Niebieskiej nuty miałem wrażenie, że powiedziałem dokładnie to, co chciałem, używając do tego celu odpowiedniej ilości słów.
Jest to też powieść dużo bardziej mroczna niż wcześniejsze części…
Z pewnością. Wydaje mi się, że kreowanie odmiennego nastroju jest pewnego rodzaju umiejętnością pisarską. Jeśli ta mroczność jest w Niebieskiej nucie wyczuwalna, to znaczy, że zamiar się powiódł.
Łączy je jednak to, że wszystko tu zaczyna się od muzyki i na muzyce kończy.
Nie bez powodu seria została nazwana kryminałami muzycznymi, choć proporcja oraz zależność akcji i muzyki mogą układać się różnie. W przypadku Niebieskiej nuty ta ostatnia nie jest obiektem drobiazgowych roztrząsań, po prostu towarzyszy akcji, niejako ją komentując.
Ale po lekturze nie mam wrażenia, jakby historia Bartosza Czarnoleskiego miała już zmierzać ku końcowi?
Mogę potwierdzić, Bartek wcale nie zamierza składać… smyczka. Są już szkice kolejnej części Altowiolisty. Czy Niebieska nuta była dla Pana zaskoczeniem?
Sporym.
Mam nadzieję, że czwartą częścią znów uda mi się czytelników zaskoczyć!
Powieść Niebieska nuta kupicie w popularnych księgarniach internetowych: