Odwrócić konwencję. Wywiad z Eweliną Stefańską
Data: 2022-08-23 14:11:07– Uważam, że fantastyka jest gatunkiem, który wręcz skłania twórcę do badania nowych dróg, do eksperymentowania. To literatura bardzo pojemna i nie ma żadnych przeciwwskazań, by łączyć ją z innymi konwencjami, by tworzyć wszelkiego rodzaju crossovery, miszmasze. Ważne, by miało to pewien cel i by samemu sobie wyznaczyć konkretne granice – mówi Ewelina Stefańska, autorka książki Więcej niż zło.
Jak to się dzieje, że opowieści o walce dobra ze złem nigdy nie nudzą się czytelnikom?
Ten temat rzeczywiście powraca w różnych wariacjach niemal we wszystkich historiach, jakie znamy. Jako ludzie potrzebujemy opowieści, by porządkować nasz świat, by już w dzieciństwie wyrabiać w sobie umiejętność odróżniania dobra od zła, ale też oswajać strach, czy poszukiwać bliskości. Opowieści są nam naturalnie potrzebne i dlatego właśnie wciąż nam się nie nudzą.
I dzieje się tak, pomimo wpisanej w nie schematyczności?
Każdą opowieść w historii cywilizacji można wpisać w jakiś schemat. Najczęściej jest to tak zwana podróż bohatera, monomit, który opisał amerykański badacz Joseph Campbell w Bohaterze o tysiącu twarzy. Owszem, mieliśmy w postmodernistycznej prozie próby łamania schematu poprzez tworzenie powieści pozbawionych zupełnie struktury fabularnej, ale to eksperymenty. Droga bohatera jest jedną z podstaw naszej kultury. Można powiedzieć, że akceptujemy pewną powtarzalność takich opowieści dlatego, że jesteśmy ludźmi. Być może, gdy przejdziemy na inny etap rozwoju, zmienią się również historie, które będziemy sobie nawzajem opowiadać.
Najczęściej takie historie występują w formie zakrojonej na szeroką skalę, epickiej. Można powiedzieć, że w fantastyce zawsze coś się kończy, coś zaczyna, zawsze jakieś imperium chyli się ku upadkowi, zbliża się wielka wojna lub kończy się świat. Powieść Więcej niż zło na tym tle wypada raczej kameralnie?
Fantastyka to bardzo szeroki gatunek. Rzeczywiście, często występuje w nim typowe epickie starcie z siłami ciemności – to tak zwana linia posttolkienowska, ale na przestrzeni lat pojawiło się wiele podgatunków fantastyki. Ja wybrałam low fantasy, w której eksplorujemy sprawy bardziej przyziemne: codzienność bohaterów, ich życie, bardzo zbliżone do życia w naszym świecie w konkretnych okolicznościach historycznych, do którego dodajemy delikatne elementy fantastyki.
Właśnie – w powieści Więcej niż zło bardziej typowy dla fantastyki jest – powiedzmy – czas, w którym toczy się akcja. Epoka, która mocno przypomina znaną nam z historii starożytność.
Starożytność była dla mnie punktem wyjścia. Pisałam tę opowieść, chcąc trochę przekornie odejść od epickości i realiów przypominających średniowiecze. Widzę zresztą pewną analogię między współczesnością a starożytnością rzymską – to wyjątkowo barwne czasy, gdy mieszało się wiele prądów, poglądów, kultur. Dla mnie to fascynujące podłoże do snucia opowieści. Do tego dodałam pochodzące spoza cywilizacji plemiona, będące połączeniem dawnych ludów germańskich i rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej.
Bardzo widoczne w Pani powieści jest też skupienie na realiach codziennego życia.
Można powiedzieć, że od zawsze czytałam książki opisujące życie codzienne w dawnych wiekach w różnych miejscach świata i pochłaniałam je z wypiekami na twarzy. Lubię poznawać obce kultury, odkrywać, jak niegdyś żyli ludzie. Wydaje mi się, że warto czytać takie książki także po to, by docenić, jak wiele mamy współcześnie, by przemyśleć pewne rozwiązania, porównać zasady panujące dawniej i dziś. W pewnym momencie chciałam nawet studiować archeologię, ale ponieważ dostałam się wcześniej do ASP, pozostałam przy tej „artystycznej” drodze.
Porozmawiajmy przez chwilę o miejscu, w którym toczy się akcja, a jest to niewielka mieścina gdzieś na peryferiach cywilizowanego świata.
Wieś, która leży przy drodze łączącej dwie inne miejscowości. Pierwotnie miała być ona całkowicie odcięta od świata, ale byłoby to nielogiczne – taka osada nie miałaby szans funkcjonować na dłuższą metę, będąc całkowicie pozbawioną kontaktu ze światem zewnętrznym. A przecież kontakt tworzy też napięcia, tak potrzebne fabule. Generalnie pozostajemy na pograniczu, nieopodal stanicy, blisko puszczy, w której mieszkają plemiona uznawane za dzikie.
W naszym świecie raczej o takich miejscach nie myślimy zbyt ciepło. „Dziura" – to chyba najłagodniejsze określenie, jakie nasuwa się w tym kontekście.
To prawda – to miejsce wydaje się dziurą, ale ma ono swój niepowtarzalny urok, klimat. Poza tym pewne mechanizmy są podobne jak w większych miastach – i tu trzeba zapewnić zaopatrzenie, pożywienie, dostawy, bezpieczeństwo, w osadzie jest kowal – wbrew pierwszemu wrażeniu, miejsce to funkcjonuje raczej prężnie.
Wie Pani o tej miejscowości dużo więcej, niż zdradza Pani w powieści? Wie Pani – na przykład – ilu żyje tu mieszkańców?
Oczywiście, muszę wiedzieć więcej niż czytelnik. Można to porównać do dryfującej góry lodowej – czytelnik widzi to, co jest nad powierzchnią. Ja na przykład na własne potrzeby stworzyłam drzewa genealogiczne dzikich plemion, przygotowałam też specjalny plik dotyczący kultury szeptaków, by całość była spójna. Ale – z drugiej strony – nie piszę przecież rozbudowanej encyklopedii świata, lecz opowieść i pozwalam sobie czasem płynąć z prądem, na przykład nie wiem z góry, co znajdzie się w poszczególnych dialogach, choć znam cel, do którego dążą moi bohaterowie.
Właśnie – bohaterowie. Jednym spośród nich jest Eustachy, człowiek, którego już samo imię wybrała Pani nie bez powodu...
Imię ma znaczenie i polecam zajrzeć do Księgi Imion, aby je poznać. Ale zaczerpnęłam je z cyklu Opowieści z Narnii, nawiązując do postaci Eustachego właśnie, którego polubiłam. Mój bohater z kolei jest człowiekiem już starszym, doświadczonym przez los. Na pewno nosi w sobie pewną tajemnicę i pragnie uciec przed przeszłością – ale czy mu się to uda, to już inna sprawa. Eustachy jest mądry, ale też nieco niecierpliwy – tak, jak niecierpliwi bywają nieraz starsi ludzie. Trochę złośliwy, dość ostrożny, nie chce dopuścić do siebie nikogo zbyt blisko.
Eustachy pragnie wyruszyć w dalszą podróż, jednak wciąż coś zatrzymuje go w miejscu, do którego dotarł.
Rzeczywiście, Eustachy zatrzymuje się, by móc przejść pewną drogę. Takich poodwracanych motywów, stanowiących swego rodzaju „mrugnięcie okiem" do fanów gatunku, jest zresztą w powieści więcej. Kiedy przyszła do mnie ta opowieść, kiedy postanowiłam ją napisać, zastanawiałam się, jak to zrobić, by zmieścić się w gatunku, jednak pewne rzeczy ująć nieco inaczej. I postanowiłam trochę odwrócić konwencję.
Kolejne słowo, które często pojawia się w powieściach fantasy, to drużyna. Drużyna, która u Pani też jakoś nie bardzo chce się zawiązać.
W powieści Więcej niż zło odchodzimy od kliszy drużyny i drogi w sensie fizycznym, którą jej członkowie musieliby pokonać. Zamiast tego bohaterowie powoli się docierają, muszą nauczyć się współpracować i przechodzą pewną drogę emocjonalną, zanim staną się prawdziwym zespołem. W tym sensie uważam, że jest to bardziej realistyczny obraz niż w high fantasy, gdzie zbieranina ludzi z zupełnie różnych światów spotyka się i od razu ich drużyna działa jak w zegarku.
Porozmawiajmy przez chwilę o kolejnych członkach tego zespołu. Mamy Słowika – człowieka, który wydaje się dużo starszy niż jest w rzeczywistości.
Może dlatego, że w dość młodym wieku spotkało go trwałe kalectwo, co sprawiło, że dojrzał dużo szybciej niż jego rówieśnicy. Słowik ocenił Eustachego na około 60 lat, sam liczy ich trochę ponad 20. Młodzi ludzie bardzo często polegają na swojej sile, młodości, sprawności, co jest zupełnie naturalne, natomiast Słowikowi życie to odebrało i musi wciąż szukać innych dróg, by osiągnąć swoje cele.
I Słowik, i Eustachy są w powieści reprezentantami cywilizacji – inaczej niż chociażby Ravi, młody człowiek, który należy do świata Dzikich. Tyle, że w gruncie rzeczy obie te kultury wydają się bardzo sobie bliskie i trudno orzec, która z nich jest bardziej – we współczesnym rozumieniu tego słowa – cywilizowana.
To, jak rozumiemy cywilizację, bardzo mocno zależy od tego, na jakim etapie rozwoju jesteśmy, od postępu technicznego, ale też etycznego. Przypomnijmy, że jako ludzie współcześni mamy i akceptujemy Europejską Konwencję Praw Człowieka, ale kiedyś zupełnie inaczej podchodzono do tej kwestii. W starciu cywilizacji bardzo często kwestia tego, kto stoi po dobrej, a kto po złej stronie, pozostaje otwarta. Oczywiście chcielibyśmy, by istniała wyrazista linia podziału na to, co jest czarne, a co białe, ale historia pokazuje, że te kategorie często się zacierają. Uznałam, że ciekawe będzie właśnie balansowanie na tej nieostrej granicy: teoretycznie źli, dzicy ludzie napadają na świat cywilizowany, jednak w praktyce oba te światy mocno się przenikają. Podobnie było na kartach historii. Uczymy się o podbojach Cesarstwa Rzymskiego poprzez wielkie bitwy, jednak zanim do nich dochodziło, trwały negocjacje, polityczne intrygi, wysyłano poselstwa, na przykład Rzymianie zapraszali elitę plemienną do miast i pokazywali, jak wygląda ich świat. Propozycja była jasna: będziecie mieli przepustkę do tego świata, będziemy ze sobą handlować i współistnieć, ale zaakceptujcie reguły i zwierzchność Rzymu. Nie jest też tak, że były to ludy oddzielone grubą kreską od cywilizacji rzymskiej. Kultury się przenikały, a zwłaszcza w późniejszych wiekach n.e. tak zwani „dzicy" na przykład dysponowali zdobycznym uzbrojeniem rzymskim i w gruncie rzeczy obie armie wyglądały dość podobnie. Działało to też w pewnym zakresie w drugą stronę: Rzym narzucał podbitym ludom swoją kulturę, ale też ulegał jej wpływom. Cesarstwo z czasem coraz bardziej się zmieniało. Próba pokazania podobnych procesów w powieści fantasy wydała mi się ciekawym pomysłem.
Dzicy, szeptacy mają swoje zasady i żyją dużo bliżej puszczy otaczającej wieś, w której toczy się akcja. Ta puszcza kusi, przyciąga, zwraca uwagę, choć nie jest to miejsce szczególnie przyjazne ludziom. Puszcza to prawdziwy żywioł?
Na pewno to niebezpieczne miejsce, które może przypominać las pierwotny albo puszczę amazońską. Cesarstwo czuje przed puszczą respekt, ponieważ nigdy jej nie zdobyło, jego żołnierze w niej polegli. Szeptacy też czują respekt wobec puszczy, ale ona ich żywi, zapewnia im bezpieczeństwo, więc nauczyli się wykorzystywać dary puszczy, poruszać się po niej, współistnieć z nią i w niej.
Puszcza to jeden żywioł, który trudno kontrolować i który często wydaje się człowieka odrzucać. Drugim wydaje się magia, która w Pani powieści odsłania chyba przede wszystkim swoje mroczne oblicze?
Rzeczywiście, moc również jest żywiołem, zjawiskiem pierwotnym, podobnie jak ogień i woda. Magowie mogą z niej czerpać, ale płacą za to pewną cenę, magia pozostawia ślady fizyczne. Nie chciałam wykorzystywać reguł znanych z gier, w których każdy dysponuje pewną ilością many (lub innej „waluty”), jaka pozwala rzucić konkretne zaklęcia. Podeszłam do magii na zasadzie antropologicznej, sami bohaterowie nie do końca wiedzą, jak magia działa, ale jej skutki zauważają.
Wreszcie – mamy w Pani powieści elementy kryminału, które w fantasy nie są najbardziej oczywistym rozwiązaniem.
Ale też nie są zjawiskiem tak całkiem rzadkim. Uważam, że fantastyka jest gatunkiem, który wręcz skłania twórcę do badania nowych dróg, do eksperymentowania. To literatura bardzo pojemna i nie ma żadnych przeciwwskazań, by łączyć ją z innymi konwencjami, by tworzyć wszelkiego rodzaju crossovery, miszmasze. Ważne, by miało to pewien cel i by samemu sobie wyznaczyć konkretne granice.
W drugim tomie cyklu przesunie Pani te granice konwencji jeszcze dalej?
Prawdę mówiąc, kiedy myślę o pisaniu, nie konwencja czy gatunek są dla mnie najważniejsze. Nie myślę nad tym, czy moja książka będzie popularna i co zrobić, żeby taką się stała. Najpierw po prostu przychodzi pomysł na fabułę, a ja zastanawiam się nad tym, jak tę historię opowiedzieć. Ponieważ jestem swoim pierwszym czytelnikiem, więc historia musi rezonować we mnie, dawać pewną satysfakcję z całego procesu poszukiwania i pisania. A najczęściej szukam tego, co mogę zmienić, by pozostać w obrębie fantastyki, a jednak się pobawić, pewne rzeczy poprzekręcać. Raz może to być wprowadzenie wątku kryminalnego, innym razem – zupełnie inne rozwiązanie. To, co wiem na pewno, to to, że kontynuacja Więcej niż zło nie będzie kolejną opowieścią o wyprawie drużyny, ponieważ w tym momencie takie historie mnie po prostu nie interesują.
Powieść Więcej niż zło kupicie w popularnych księgarniach internetowych: