Tajemnica jest najważniejsza. Wywiad z Ewą Popławską
Data: 2023-02-07 14:22:21– Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że miłość i fascynacja drugim człowiekiem to dwie różne sprawy. To było dla mnie przełomowe odkrycie, dzięki któremu żyje mi się dzisiaj dużo przyjemniej i spokojniej. Fascynacja jest silna, ale bardzo szybko się wypala, nie warto poświęcać jej większej uwagi. Wystarczy zaakceptować jej istnienie oraz to, że po czasie minie. Miłość to uczucie głębokie, trwałe. Niekoniecznie musi się wiązać z wielkimi porywami serca; tchnie spokojem i bezpieczeństwem. I to jest dobre – mówi Ewa Popławska, autorka książki Bezdroża.
Dokąd wiodą nas bezdroża?
Nie wiadomo. I właśnie ta tajemnica jest najważniejsza. Zupełnie inaczej podchodzimy do spraw, których zakończenia nie znamy. Na przykład do naszego życia – jest ono cenne, ważne. Ma wartość przede wszystkim dlatego, że może być jedyną szansą na poznanie czegoś ważnego, na świadome zaistnienie. Kolejnego życia możemy już nie dostać albo będzie ono zupełnie inne. My kroczymy codziennie takimi bezdrożami. Dokądś nas zaprowadzą, ale dokąd – nie wiadomo. Ta tajemnica wiąże się z dużym niepokojem, ale możemy starać się go zamieniać w ekscytację.
Po wojnie w krajobrazie Polski dominowały bezdroża, ale i powojenne miasta stanowiły smutny i przerażający widok. Jak ludzie odnajdywali się w tej zrujnowanej rzeczywistości?
Było to trudne, ale dla ludzi żyjących w tamtym okresie stanowiło znaczącą część codzienności. Dla nas to prawie egzotyka. Ludzie musieli w takiej rzeczywistości żyć, więc się do niej przyzwyczajali. Była wśród nich niezgoda na wojnę i zniszczenia, ale nie mogli nic poradzić. Kochali, przyjaźnili się, chodzili do pracy, kupowali, jedli… Człowiek szybko się adaptuje.
W Pani powieści przenosimy się do powojennego Gdańska. Jak wyglądało to miasto? Jakie było?
Miasto było zniszczone, zrujnowane. Piękne zabytki, które przetrwały setki lat i stanowiły historyczne dziedzictwo, zostały spalone. Runęły kamienice patrycjatu przy ulicy Długiej i Długim Targu.
Dużo się mówi o zniszczonej Warszawie, mało o Gdańsku. A przecież niektórych kamienic i wspaniałych budowli nie odtworzono po wojnie, na przykład pięknego klasycystycznego gmachu teatru, który stał na Targu Węglowym. Obecnie zupełnie inaczej wygląda też ulica Straganiarska. Kamienicom, które przetrwały, pozwolono niszczeć po wojnie i zupełnie zaniedbano ich odbudowę, tak że w końcu się zawaliły. To są przykłady klęsk i zaniedbań.
Uwielbiam dawną architekturę, zwłaszcza barokową. Kiedy czytałam o ogromie zniszczeń, ale też nie zawsze poprawnie prowadzonej odbudowie, chciało mi się płakać. Tuż po wojnie ludzie handlowali na gruzach, dzieci szukały jedzenia, wydobywano kolejne ciała spod ton kamieni. To wszystko opisałam w pierwszym rozdziale Bezdroży. Miastu, jego historycznemu dziedzictwu oraz ludziom, którzy zginęli, należy się szacunek. Poświęciłam im miejsce w powieści i bardzo bym chciała, żeby moi czytelnicy też dowiedzieli się, jak wyglądały ówczesne realia.
Podczas lektury Bezdroży odczuwamy, że II wojna światowa odcisnęła swe piętno nie tylko na mieście, ale też na ludziach, którzy ją przeżyli – między innymi na głównych bohaterach książki, Ani i Kazimierzu...
Tak. Starałam się nie rozpisywać na temat samej wojny, raczej pokazać jej skutki i wpływ na bohaterów. Oni, oczywiście, o wojnie mówią, jest obecna w ich wspomnieniach, ale sytuuję ten wątek poza akcją główną. Już bardzo wiele książek poświęcono II wojnie światowej. Czułam, że w tym temacie nie miałabym wiele do dodania. A przecież pisarz powinien pisać o tym, na czym mu zależy, wobec czego czuje jakieś emocje. Dla mnie takim tematem był XVII wiek, napisałam o nim barokową sagę. Teraz to czasy powojenne.
Obraz powojennego Gdańska i trudne życie ludzi, czyli sytuacje, na jakie natykają się Ania i Kazimierz, to efekt researchu, opowieści rodzinne czy wytwór Pani wyobraźni?
Wszystko razem. Efektem researchu jest na przykład opisane referendum ludowe, ale też egzekucja zbrodniarzy z obozu Stutthof czy absurdalna akcja dokwaterowania. Postać Miecia została przeze mnie opisana z humorem, sytuacja z dokwaterowaniem to moment, w którym czytelnik może złapać oddech i trochę się pośmiać. Miecio – choć zabawny – jest postacią tragiczną. Nie ma własnego miejsca, żadnej bezpiecznej przystani. Jest ofiarą wojny i systemu, który daje byle jakie mieszkanie i pracę, nie pyta o komfort psychiczny czy potrzeby. Tak właśnie wyglądało wówczas życie. Człowiek żył z traumami, radząc sobie lepiej lub gorzej. Jeśli nie dawał rady, popełniał samobójstwo. Efekt wyobraźni to z kolei cała historia uwodzenia, a więc praca, którą dał Ani Eugeniusz. Pozostali bohaterowie również są fikcyjni.
W Bezdrożach widoczna jest też inspiracja jedną opowieścią rodzinną, myślę, że bardzo ciekawą. Mój dziadek pochodził z Wilna i kiedy wybuchła wojna, był dzieckiem. Pewnego razu zobaczył pędzących ulicami ludzi. To byli Żydzi, których goniono przez miasto do Ponar, na miejsce masowej egzekucji. Jeden ze strażników wepchnął do tego tłumu mojego dziadka. I pewnie tak zakończyłaby się jego historia – zostałby rozstrzelany wraz z Żydami w Ponarach – gdyby nie inny strażnik, który zauważył całe zdarzenie. Szybko wyciągnął dziadka z tłumu, widząc, że to pomyłka.
W Bezdrożach jest mowa o Ponarach i reakcji Ani na masowe egzekucje. Ten fragment wiele mówi o mojej bohaterce. Prędzej była w stanie wybaczyć Niemcom niż Rosjanom. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie znajduje się w powieści.
Kazimierz, pianista i kompozytor, zaczyna pracować dla komunistów, choć jest to sprzeczne z jego poglądami. Co pchało ludzi do podejmowania takich decyzji?
To zależy. Niektórzy chcieli zrobić karierę i po czasie zauważali, że posłuszeństwo wobec nowej władzy jest sposobem na osiągnięcie sukcesu. Inni szczerze wierzyli w komunizm. Byli też tacy, którzy poddali się mu po czasie. Chcieli żyć godnie, mieć lepsze warunki bytowania. Zaczynali rozumieć, że Polacy nie pozbędą się tego systemu tak łatwo. Nie dość, że gospodarczo i militarnie byliśmy bardzo osłabieni po wojnie, to w dodatku wiele z postulatów komunistycznych trafiło na podatny grunt. Propaganda również odegrała dużą rolę. Jeśli ma się media, można z większością społeczeństwa zrobić wszystko. Nie można też pominąć kwestii aresztowań, tortur i kar śmierci. Ludzie się bali, atmosfera terroru, na początku wcale nie tak duża, rosła z każdym rokiem. Pod tym względem najgorzej było w czasach stalinizmu.
Anna w pewnym momencie otrzymuje bardzo nietypową propozycję pracy...
Ania ma uwodzić mężczyzn. Sprawiać, że będą od niej uzależnieni. Zauważmy, że nie od razu ma ich w sobie rozkochiwać. Eugeniusz zleca jej na początku mniej angażujące spotkania. Dopiero później, gdy widzi talent Ani, daje jej coraz bardziej niebezpieczne zadania. Ania w to brnie, bo pragnie się czuć adorowana i wielbiona. Być może jest to żałosna motywacja, ale silna. Nadaje bohaterce wiarygodności, bo obnaża słabość, wadę.
Wszystko za życie? Ludzie zrobią wszystko, by tylko przeżyć?
W wielu przypadkach tak, co pokazuje historia. Ale tam, gdzie Ania pragnie żyć za wszelką cenę, w dodatku odczuwając całą paletę emocji, jej siostra Hania się wycofuje. To są postacie, których charaktery stworzyłam na zasadzie kontrastu. Kiedy myślę o tym przeżyciu za wszelką cenę, mam przed oczami młodszą z sióstr, która tego dla siebie nie chciała. Tę, która żyła złudzeniami, karmiła się resztkami uczucia, ochłapem, myśląc, że to coś wyjątkowego. Siostry szalenie się od siebie różnią.
Nie wszystko można zapomnieć i wybaczyć – to życiowa filozofia Ani. Zgadza się Pani z bohaterką?
Tak, zgadzam się. Przyjęło się, że powinniśmy wszystko wszystkim wybaczać, a ja myślę, że niekoniecznie. Warunek jest jeden: negatywne uczucia nie mogą w naszym życiu dominować, nie mogą stanowić jego integralnej części. Gdy brak wybaczenia staje się zwyczajnym faktem, takim do zaakceptowania, śmiało możemy sobie mówić: „a ja nie wybaczyłam" i iść dalej. Pewnie to niemiłosierne podejście, ale za to zdrowe. Akceptacja tego, co odczuwamy, jest potrzebna. Również po to, żeby móc zostawić przeszłość za sobą i pójść w swoją stronę.
Czy w rzeczywistości, w jakiej żyją Anna i Kazimierz, są jakiekolwiek szanse na przetrwanie ich małżeństwa? Zaufanie w ich relacji wydaje się mocno nadwątlone...
Szansa jest zawsze, lecz Ania potrzebuje pomocy. To bohaterka, która wciąż nie może sobie poradzić z traumami. Dodatkowo zatruła się tym, od czego się uzależniła. Zrozumiała, że uwodzenie mężczyzn to iluzja i w niczym jej nie pomoże. Czuje się z tego powodu zagubiona, bo to, co było podstawą marzeń, nie spełniło oczekiwań w rzeczywistości. Okazało się nijakie, w dodatku nieprawdziwe. A Ania nie znosi iluzji, nie cierpi fałszu. Tymczasem i ona wykreowała miraż, w który uciekała od problemów. Krytykowała sposób Hani na radzenie sobie z rzeczywistością, krytykowała też sposób matki. To odkrycie musiało być dla niej tym bardziej szokujące.
Motywacją działań Ani w jej "drugiej pracy" jest zemsta? Dlaczego? Czy z takiej postawy może wyniknąć coś dobrego?
Ania kieruje się w życiu prostą zasadą: oko za oko, ząb za ząb. To temperamentna bohaterka, dopiero po czasie widać, jak bardzo jest podobna do matki, której przecież nie cierpi i unika. Z tą zemstą wiąże się głębszy problem. Ania była mocno związana z Wiktorem, ponieważ czuła jego cierpienie. Ból Wiktora koresponduje z bólem Ani. Zrozumiałe, że po tym, co się wydarzyło, będzie szukała zemsty. Z takiej postawy nie wyniknęło nic dobrego – nienawiść i działania Ani obróciły się przede wszystkim przeciwko niej.
Pani powieść skłania do refleksji na temat nie tak dawno minionego w naszym kraju ustroju. Część osób odczuwa dużą nostalgię za PRLem, inni ludzie zaś odżegnują się od niego. Jak Pani patrzy na ten system?
Uważam, że system był zły. Było kilka dobrych rozwiązań, na przykład praca od ręki dla każdego człowieka czy powszechny dostęp do uniwersytetów. Całość jednak funkcjonowała źle, kolos na glinianych nogach musiał runąć. Zresztą historia pokazuje, że to, co miało trwać wiecznie, w końcu przemija. Trochę to dziecinne uważać, że jakiś ustrój albo organizacja będzie trwać przez następnych tysiąc lat, jak mówiono na przykład o III Rzeszy Niemieckiej.
Postawy podobne do tej, którą wyraża Ania, były wówczas częste lub powszechne?
Ludzie czuli gniew, to naturalne. Było wielu przeciwników nowego systemu, tuż po wojnie ludzie wypowiadali jeszcze głośno swoje zdanie w wielu niewygodnych sprawach. Komunizm to była pętla, zaciskająca się powoli na szyi społeczeństwa. Nic dziwnego, że ludzie się buntowali, komuniści za szczególnie niebezpiecznych już wtedy uważali stoczniowców. To bardzo ciekawe, biorąc pod uwagę to, jaki wpływ mieli oni na rozpad systemu w Polsce.
Jeśli chodzi o profesję Ani, to jest ona nietypowa, choć zdarzały się przypadki uwodzenia mężczyzn w imię ważniejszych wartości. Tu przybiera ono charakter stałej pracy, dlatego można mówić o wyjątkowości sytuacji.
Jak wyglądało życie takich kobiet?
Kobiety, które uwodziły po to, by coś osiągnąć, musiały być bardzo ostrożne. Zranione męskie ego rzadko kiedy wybacza. Widać to też na przykładzie Kazimierza i Marysi.
Kwestie polityczne to jedna sprawa. Annie wydaje się jednak również, że nie potrafi prawdziwie kochać. Myśli Pani, że można tak żyć?
Cóż, nie mogę odpowiadać za wszystkich ludzi. Jeśli ktoś twierdzi, że nie potrafi kochać, że nie jest zdolny do odczuwania miłości, to może faktycznie tak jest. W niektórych przypadkach może to być pancerz ochronny przed zranieniem, w innych rzeczywiście niezdolność do odczuwania czegoś więcej. Ludzi jest tak wielu i są tak różni, że nie sposób wyrokować. Pojawia się również pytanie o to, czym właściwie jest miłość, jak ją rozpoznać? To jedno z głównych pytań, jakie stawiam w tej powieści.
Wykreowane przez Panią postacie – zarówno te pierwszoplanowe jak i epizodyczne – są pełne emocji, niebanalne i niesztampowe. Jak tworzy się takich bohaterów?
Trzeba ich poznać, wykreować w głowie fikcyjny świat. Cały, nie tylko jakiś skrawek. Pomyśleć o bohaterach jak o postaciach rzeczywistych jeszcze przed rozpoczęciem pisania. I cały czas mieć w głowie ich obraz podczas procesu tworzenia. To tak, jak z pomieszczeniami. Jeśli dokładnie zobaczymy w wyobraźni pokój, który opisujemy, nie zdarzy nam się w tym miejscu błąd redakcyjny, nieścisłość, że raz szafa jest brązowa, a innym razem biała. Bo ten pokój widzimy za każdym razem w umyśle. Wiemy, co się w nim znajduje, jakie kolory mają poszczególne przedmioty, z czego zostały wykonane. Tak samo jest z postaciami. Jeśli się je pozna, zrozumie dogłębnie motywacje i intencje oraz to, w jaki sposób żyją, możemy spokojnie pisać. Czytelnikowi dawkujemy wtedy odpowiednio tę wiedzę. To jest dla mnie jedno z najprzyjemniejszych i najbardziej wymagających zadań podczas tworzenia książki.
Sporo miejsca na stronach książki poświęca Pani miłości – umiejętności kochania, ale też miłości jako fascynacji, namiętności, czy też jako narzędzie do osiągania własnych celów. Czym dla Pani jest miłość?
Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że miłość i fascynacja drugim człowiekiem to dwie różne sprawy. To było dla mnie przełomowe odkrycie, dzięki któremu żyje mi się dzisiaj dużo przyjemniej i spokojniej. Fascynacja jest silna, ale bardzo szybko się wypala, nie warto poświęcać jej większej uwagi. Wystarczy zaakceptować jej istnienie oraz to, że po czasie minie. Miłość to uczucie głębokie, trwałe. Niekoniecznie musi się wiązać z wielkimi porywami serca; tchnie spokojem i bezpieczeństwem. I to jest dobre.
Zakończenie Pani książki jest otwarte. Czy poznamy dalsze losy Ani, Kazimierza i Kostka? Czy pracuje Pani nad kontynuacją Bezdroży?
Na razie nie zdradzę moich planów. Myślę, że sprawa jest otwarta, zupełnie jak to zakończenie.
Powieść Bezdroża kupicie w popularnych księgarniach internetowych: