Jestem feministką. Wywiad z Emilią Teofilą Nowak
Data: 2020-07-30 11:25:25– Im dłużej żyję, tym więcej przemocy zauważam i bywa to dla mnie druzgocące – mówi Emilia Teofila Nowak, autorka Hotelu Aurora. O pięknych Karkonoszach, o trudnej miłości i sile, jaką daje rodzina autorka opowiada na łamach naszego portalu.
Akcja Twojej najnowszej powieści toczy się w pięknej okolicy. Niewiele znam lepszych miejsc na wakacje niż Jakuszyce. Do niedawna jeszcze mało znane. Jakuszyce to miejsce absolutnie wyjątkowe.
Okolice poznałam trzy lata temu, kiedy z ciężkim plecakiem przemierzaliśmy z fantastyczną ekipą Karkonosze i Izery podczas obozu wędrownego, od schroniska do schroniska. Wtedy pierwszy raz świadomie zetknęłam się z ogromem i mocą górskiej przyrody.
Dzisiaj na Śnieżkę pędzą tłumy, ale jeszcze piętnaście lat temu można tam było znaleźć spokój. Taki, jaki oferuje Aurora. Czy to prawdziwy hotel, czy powstał w Twojej wyobraźni?
Z tym pędzeniem jest różnie, ja ledwo się wgramoliłam… Faktycznie, turystyka górska ma coraz więcej zwolenników. I z jednej strony to całkiem dobrze. Niech ludzie walą w góry zamiast kisić się w domach przed komputerami. Co zaś się tyczy Aurory… Hotel początkowo powstał w mojej wyobraźni. Był patchworkową konstrukcją tego, co obserwowałam podczas górskich wycieczek oraz co przetworzyłam w myślach dzięki pracy w wydawnictwie. Podróżniczych historii tam nie brakowało. Stąd na przykład w zasobach hotelu znajdziemy pled ręcznie stworzony przez inkaskie kobiety czy oryginalne bambusowe meble w oranżerii. Hotel Aurora jest położony w górach, ale mieści się w nim po troszku cały świat.
Bohaterów Hotelu Aurora nie sposób nie polubić. Są niezwykle barwni. Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że zbliżony typ narracji znam z powieści Joanny Chmielewskiej. Ten wujek Soledad i mężczyzna życia o niebieskich oczach. Dobrze myślę?
To już drugi raz w tym tygodniu, kiedy słyszę, że moja powieść podobna jest do książek Joanny Chmielewskiej. A to dopiero…! Jest to jak najbardziej miłe porównanie, czuję się zaszczycona. Niestety, póki co nie czytałam absolutnie żadnej książki Joanny Chmielewskiej. Postaram się to nadrobić. Ten sposób narracji wynika chyba z tego, że to dopiero moja druga powieść i wciąż szukam własnego stylu. Pisałam tak, by było mi wygodnie, nie siląc się na budowanie gotyckich struktur językowych. Chciałam być zrozumiała dla siebie i przyszłych czytelników, nie przysparzać im tortur. Lektura powieści miała być łatwa w odbiorze. I z tego zadania udało mi się wywiązać, sądząc po pierwszych spływających opiniach.
Nie jest jednak tak słodko w Hotelu Aurora. Poruszasz w tej powieści ważne tematy. Po pierwsze: pedofilia. Wkurza Cię, że ciągle za mało się robi w Polsce, aby uchronić dzieci przed przemocą?
Wkurza to za mało powiedziane. Im dłużej żyję, tym więcej przemocy zauważam i bywa to dla mnie druzgoczące. Pedofilia jest najgorszego rodzaju złem. Po filmach braci Sekielskich utwierdzam się w przeświadczeniu, że jest tym straszniejsza, że często wydarza się w miejscach, które powinny być dla dziecka ostoją bezpieczeństwa. W domu albo w świątyni. Mam już dosyć bezsilności w tym temacie i wściekania się, za którymi nic nie idzie. Umiem pisać, więc będę takie tematy poruszać. Żeby ludzie byli świadomi, że nawet jeśli wydaje im się, iż temat ten ich nie dotyczy, to są w błędzie. Wszyscy musimy być czujni, by zadbać o najmłodszych.
Inna sprawa, to słynny Baron z Bombaju. Pół Polski się za nim ujęło. Trafił i do Twojej książki.
Dziękuję za to pytanie. Baron to prawdziwa gwiazda, jak widać i historia zwierzęcia może być na tyle inspirująca, by zostać zaaranżowana na potrzeby fabularne. Tu chodziło mi jednak o to, że każdy medal ma dwie strony. Jeśli ktoś sprawia ból, prawdopodobnie robi to dlatego, że albo nie zdaje sobie z tego sprawy (w filozofii buddyjskiej zło często wynika z ludzkiej nieświadomości, głupoty) albo dlatego, że nagromadzone w nim cierpienie musi znaleźć ujście. Trudno być obiektywnym, wysłuchując tylko jednej strony konfliktu. Łatwo oceniać i mówić, że ktoś jest złym człowiekiem. Ale to pójście drogą na skróty. I wtedy często dalej się kogoś krzywdzi takimi bezlitosnymi opiniami.
A co myślisz o celebrytach? Pokazujesz ich życie niejako „od kuchni".
Celebryci często są pokazywani w mediach jako zupełnie inny gatunek, jakbyśmy mieli homo sapiens i homo celebrytus. Oczywiście homo sapiens, jak to mają w zwyczaju, stawiają się na piedestale, traktując tych drugich jak zwierzęta w złotej klatce, które będą zabawiać publikę. Tymczasem blichtr to kolejna iluzja. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Z krwi i kości. Oraz z duszą.
Kiedy gasną przysłowiowe światła sceny, odsłaniasz ludzi i ich tragedie. I kobiece, i męskie. Każesz czytelnikowi spojrzeć na swoich bohaterów inaczej. I nikt nie jest taki, jak się na początku wydawał. To bardzo ciekawe.
Dziękuję. W dzisiejszym świecie, kiedy pędzimy, często nie mamy czasu na pogłębienie relacji i prawdziwe poznanie drugiego człowieka. Staram się od tego pędu odciąć. Związki małżeńskie rozpadają się pozornie z powodu zdrady, ale za tym stoi dużo grubsza historia. Tylko parom brakuje czasu, by sobie ją przypomnieć i spróbować opowiedzieć na nowo, w kolejnym rozdziale. To samo z przyjaźniami. Rozsypują się świetne relacje zawiązane w pracy, gdy jedna z osób przenosi się z zatrudnieniem gdzie indziej. Trudno utrzymać więzi z dzieciństwa. Zrażamy się do ludzi przez to, jakie błędy popełniają i jak nas ranią, a wybaczenie, zrozumienie i miłość potrzebują czasu, by zyskać prawdziwą moc. Bohaterowie książki nie są idealni. Popełniają mnóstwo błędów. Ale też pracują nad sobą i nie odpuszczają zbyt łatwo. W Hotelu Aurora czas biegnie zupełnie inaczej, spokojniej, właśnie dzięki nim.
Porozmawiajmy o feminizmie. Co o nim myślisz?
Jestem feministką. Czy dokonałabym aborcji? Nie, ale to moja osobista sprawa. I jeśli moja koleżanka z różnych względów by jej dokonała, nie przestałabym jej kochać. Czy uważam, że kobiety są lepsze od mężczyzn? Może w niektórych aspektach owszem. Ale w większej mierze zależy to od temperamentu oraz charakteru, a nie płci. Nie chcę uśredniać i generalizować. Feminizm jest bardzo obszernym pojęciem. Jest w nim miejsce dla każdego. Próby podziałów, odcinania się, zacieśniania definicji moim zdaniem nie są sprawą wartą czasu. Wszyscy głęboko w sercu chcemy tego samego. Dobra. Dlatego powtórzę: jestem feministką.
Ale kobiety walczą z przypisywanymi im rolami służących, podpórek, osób z drugiej linii. Zresztą nie tylko kobiety. Każdy, kto nie spełnia określonego wizerunku. Piszesz o tym, ujmując temat w postaci Debory, ale i Kamila.
No właśnie. Na szczęście nie tylko kobiety o to walczą, w ich sprawie walczy coraz więcej świadomych mężczyzn. Cieszę się, że nasze społeczeństwo dojrzewa i potrafi się zjednoczyć, gdy mówimy o konkretnych działaniach, a nie semantyce. Niesprawiedliwość dotknęła również mnie osobiście, i to wielokrotnie. Nie tylko ze względu na płeć, choć praca w zespole, w którym przez lata byłam jedyną kobietą, w dodatku najmłodszą, zdecydowanie bywała źródłem frustracji. Totalnie nieadekwatne do wykonywanej pracy wynagrodzenia to tylko wierzchołek góry lodowej, pod którą tkwi mnóstwo niemoralności i całe pokolenia krzywd, za które można śmiało winić patriarchat. Osobiście jednak nie chcę tego robić. Nie chcę drążyć przeszłości, wolę skupić się teraz na tym, by ramię w ramię, kobieta i mężczyzna, tu i teraz, budowali wspólnymi siłami lepszą przyszłość, w której nikt nie będzie wykluczony. Także człowiek, który świetnie czuje się i jako kobieta, i jako mężczyzna jednocześnie. Lub ktoś, kto urodził się z ciałem nieprzystającym do kanonu piękna uznawanego w danej kulturze. To, że wszyscy jesteśmy równi, nie jest prawdą. Nie jest prawdziwy również podział na lepszych lub gorszych. Moim zdaniem warto eksponować indywidualność, bo to właśnie ona jest piękna! Stawanie się pełnym szacunku wobec różnorodności to wyzwanie dla naszego gatunku na najbliższe lata.
Antonina, bohaterka Twojej powieści, powstaje w czasie lektury. Na początku jest nijaka, nawet imię ma częściowo zmienione. Ona się wykuwa, wyzwala. Odnajduje swoją drogę. Ale to przecież model stary jak literatura. Dlaczego nie pozwoliłaś jej od razu na doskonałość?
Bo wtedy pisałabym książkę o Buddzie albo Mary Sue, a nie o Antoninie Walczak. Czasem nawet Chrystusowi puszczają nerwy…
Puściły Ci? Wygląda na to, że pisząc tę powieść byłaś w dobrym humorze.
Najważniejsze, żeby czytelnik miał dobry humor... Więc jak? Uśmiechnęłaś się choć raz podczas lektury?
Nawet kilka razy… Szczególnie przy duecie Aurelia-Roksana.
Będąc totalnie szczerą i niezbyt skromną, w zdecydowanie lepszym humorze byłam, kiedy czytałam własne zapiski po kilku miesiącach. Podczas korekty autorskiej bawiłam się wyśmienicie. Nabrałam dystansu do własnej prozy. Nie podejrzewałam się o takie poczucie humoru. Dziwne rzeczy mnie bawią. Nerwy natomiast staram się trzymać na wodzy, a wiedz, że to trudne zadanie, kiedy jest się z natury cholerykiem. Czuję się momentami tak, jakbym siedziała na aktywnym wulkanie. Ale to nie oznacza, że cały czas rwę włosy z głowy. Wręcz przeciwnie. Dzięki świadomości niszczącej energii, którą w sobie noszę, często bywam najspokojniejszą osobą w gronie znajomych. I rozwijam się ja, więc rozwijają się też moi bohaterowie.
Podobną drogę przechodzi Rozalia i Debora. Debora to dziewczyna, która uciekła od sekty. Czy to prawdziwa historia?
Nie napisałam reportażu, a powieść obyczajową. Historia jest więc na pewnym polu prawdziwa, ale to pole nazywamy fikcją literacką. Słyszałam jednak wiele podobnych historii, znam też osobę, która w dniu osiemnastych urodzin wzięła spakowaną wcześniej walizkę i wyszła z domu rodzinnego świadków Jehowy. Jeśli kocha się bardziej Boga niż własną rodzinę, to coś jest nie tak. Bóg jest miłością, a gdzie ta miłość w momencie, gdy osoby decydujące się żyć w zgodzie z sobą, nie mogą już się kontaktować z bliskimi? Z rodzicami, rodzeństwem, kuzynostwem?
Aurora to miejsce terapeutyczne, leczy dusze i serca. No, może nie wszystkich, ale leczy. Ale poszłaś trochę na skróty. Kolejne Rozlewisko, prawda?
Jako czytelniczka, która wychowała się na Harrym Potterze, makabrycznym Abaracie Clive’a Barkera, książkach Neila Gaimana, Gartha Nixa i opowiadaniach Alfreda Hitchcocka (a więc fantastyce i horrorze, którego teraz nie trawię, za dzieciaka już miałam po prostu przesyt) oraz anime, powiem, że dla mnie to wcale nie jest droga na skróty. Wręcz przeciwnie. Napisanie powieści obyczajowej bez ani jednego rozdziału, w którym wchodzi nagle jakaś czarodziejka, by walczyć z demonem spod szafy, to gigantyczny wyczyn. Niemniej porównanie do Rozlewiska to kolejny wspaniały komplement, bo… No cóż, nie czytałam książek Małgorzaty Kalicińskiej, jednak mam świadomość popularności jej utworów. Zresztą, oglądałam pierwszą i drugą serię Rozlewiska z mamą w TV. Wkręciłyśmy się. Jeśli więc choć w połowie uda mi się sprawić, że ktoś w Hotel Aurora wkręci się tak jak w Rozlewisko, będzie to niewątpliwy znak, że robota została dobrze zrobiona. I będę naprawdę zadowolona.
I na koniec, babka Maryna pojawia się w snach Antoniny w aureoli ze szczoteczek do zębów. Przyznam, że widziałam to jako Statuę Wolności z taką dziwną koroną. Zapachniało Fridą Kahlo, dobrze myślę?
Frida pojawia się epizodycznie w jednym rozdziałów Hotelu Aurora, ale jest jej na kartach powieści dużo więcej. Ze względu na Meksyk. Kolory. Kwiaty. Pewnego rodzaju prymitywizm (jak choćby w momentach erotycznych, które są proste i dosłowne) oraz cierpienie, pełniej ukazane w kolejnej części losów Antoniny. Frida to wielka, inspirująca postać. Uwielbiam jej sztukę, fascynuje mnie jej życiorys. Byłam na wystawie dzieł jej oraz Diego Rivery w poznańskim CK Zamek, oglądałam filmy, teraz na przykład czytam fabularyzowaną książkę o życiu tej wielkiej artystki autorstwa Barbary Mujici. Frida ma wielki wpływ na całe pokolenia kobiet, a w jej życiu było sporo wątków związanych z Polską.
A zatem zapraszamy do Hotelu Aurora?
No raczej! A wiesz, że Hotel Aurora wydarza się również w rzeczywistości? Dzięki współpracy z Radisson Hotels spotykam się z czytelnikami w największych miastach w Polsce. Premiera była w Poznaniu, potem świetny wieczór autorski w Gdańsku, 31 lipca Kraków, 6 sierpnia Warszawa, a 21 sierpnia Wrocław... Dla uczestników spotkań przygotowane są niesamowite prezenty, w tym vouchery np. na obiad w hotelowej restauracji czy weekendowy pobyt... Zapraszamy więc do lektury i na fantastyczne spotkania autorskie, które, cóż, według opinii jednego z gości, są lepsze niż te z samą królową polskiego kryminału. ;)
Dziękuję Ci, Adrianno, za świetny wywiad, a wszystkim Czytelnikom za sięgnięcie po moją książkę.
Emilia Teofila Nowak prowadzi blog http://fabrykadygresji.pl Zajmuje się marketingiem oraz organizuje warsztaty kreatywnego pisania. Po Piromanach (debiut powieściowy, 2015) opublikowała dwa opowiadania: O trzech wykastrowanych kotach - kwartalnik Fabularie; Niepokonana Helena Stein - ukazało się w antologii Powstanie ‘18 obok prac takich artystów jak Sylwia Chutnik czy Przemek Semczuk. Interesuje się psychologią, duchowością i podróżami (mówi, że ma bzika na punkcie Islandii).
Książkę Hotel Aurora kupicie w popularnych księgarniach internetowych: