Czas rozciągam do niemożliwości. Wywiad z Ałbeną Grabowską
Data: 2015-07-13 21:23:57Warsztat ma dla Pani duże znaczenie?
Do literatury podchodzę intuicyjnie, ale też przypominam sobie, co na lekcjach polskiego mówiono mi o konstrukcji powieści. Od mojej polonistki słyszałam, że opowieść musi chwytać czytelnika od pierwszego zdania. Poza tym bardzo ważny jest punkt kulminacyjny, który powinien być gdzieś w połowie powieści. Każdy rozdział powinien kończyć jedną historię, ale zaczynać jednocześnie nowy wątek – na wzór opowieści Szecherezady. Poza tym postaci – każda musi być inna, mieć inny wygląd, cechy charakteru, inaczej mówić. Tego się trzymam.
A research? Jak się pracuje nad sporym przecież przedsięwzięciem, jakim musiała być dla Pani saga Stulecie Winnych?
Research to była sama przyjemność. Czytałam o bardzo ciekawych wydarzeniach, znajdowałam takie fakty, że aż żal mi było, że nie mogę wszystkiego zmieścić w książce.
Co, jeśli pomysłów brakowało? Stanęła Pani kiedyś w obliczu kompletnej niewiedzy: co dalej zrobić z rozpoczętą właśnie historią?
Nigdy do tej pory tak mi się nie zdarzyło. Mam nadzieję, że tak pozostanie…
Pisuje Pani po nocach? Przy trójce dzieci – w tym jednym wymagającym szczególnej opieki, przy kontynuowaniu pracy lekarskiej chyba nie można inaczej?
Niestety, wielokrotnie jestem zmuszona do pisania kosztem snu. Priorytetem są dom i dzieci. Nie mogę ich odsuwać, bo piszę. Nie chcę być mamą, która jest daleko, która nic nie rozumie i niczym się nie interesuje. Poza tym, uwielbiam patrzeć, jak rosną i jak się zmieniają. Bardzo zależy mi na pisaniu. Piszę od niedawna, od pięciu zaledwie lat i tylko dzięki mojej determinacji oraz pasji powstało tyle książek. Czas rozciągam do niemożliwości, skracam sen i… piszę.
Dużo daje Pani z siebie swoim bohaterkom?
Cóż, moje bohaterki są zupełnie inne. Żadna nie jest mną, nie mają moich cech, nie dokonują wyborów, których ja dokonywałam. Niektóre z moich bohaterek bardzo lubię. Najbardziej Anię i Bronię Winne ze Stulecia... Nie są one jednak do mnie podobne – ani fizycznie, ani charakterologicznie. Są jednak bardzo dobrze przedstawione, wyraziste i, jak się okazuje, ważne dla czytelniczek.
Więc jak tworzy Pani te postaci?
Wyobrażam sobie każdą postać, która jest mi „potrzebna”. Najpierw widzę ją – jak wygląda, jak się ubiera, jak się porusza. Potem daję jej język, jakim mówi, sposób mówienia, a może specyficzne powiedzonka. Cechy charakteru są bardzo ważne, one „stawiają” bohatera. Na koniec nadaję mu całą historię – od urodzenia, do śmierci. Wyobrażam go sobie, jakby żył/żyła naprawdę. Nawet jeśli na kartach książki bohater jest przedstawiony tylko w zakresie kilku czy kilkunastu lat, ja wiem, kiedy się urodził i jaki był w dzieciństwie.
Czytelniczki często podkreślają, że w Pani książkach odnalazły odbicie samych siebie i swoich problemów. Więc, proszę powiedzieć, jakie są współczesne kobiety?
Jesteśmy takie różne – mamy jedno dziecko, wcale, trójkę, kochamy, nienawidzimy, jesteśmy biedne, bogate, szczęśliwe, albo ze złamanym sercem. Jak w jednym z moich ulubionych wierszy Szymborskiej Portret kobiecy. Bywa, że jesteśmy stawiane na szali, zmuszane do wyborów, określenia się, czy służenia „wyższej sprawie”. Niektóre z nas poddają się nurtowi, inne płyną pod prąd…
Literatura ma w jakiś sposób ofiarować im to, o czym marzą?
Ja nie lubię dzielenia literatury na tak zwaną „kobiecą” i ambitną. Uważam, że książki łatwe, przyjemne, lukrowane nie są współczesnej kobiecie do niczego potrzebne. Wydawcy często popełniają ten błąd i traktują nas jak głupiutkie stworzenia, które czytają o kwiatkach na łące i księciu, który po nie przyjedzie na białym koniu. Tymczasem my lubimy czytać o prawdziwych bohaterach i ich realnych problemach.
Zdarza się jeszcze, że coś potrafi Panią olśnić?
O tak, na szczęście. Nieustannie zachwyca mnie widok mojego ogrodu, dzieci, które mówią coś mądrego albo śmiesznego, tulące się i gadające do mnie koty. Chwile, kiedy mogę usiąść i czytać książkę, albo rzadziej – obejrzeć dobry film czy posłuchać pięknej muzyki – są dla mnie bezcenne. Ostatnio zachwycam się Szczygłem Donny Tartt i płytą Quadrophenia Pete’a Downshend’sa. A mój najmłodszy syn powiedział, że jestem najpiękniejsza na świecie.
Rozmawiał Sławomir Krempa. W wywiadzie wykorzystano pytania nadesłane przez czytelników serwisu Granice.pl
Dodany: 2015-12-16 00:35:05
Dodany: 2015-07-23 23:21:37
Dodany: 2015-07-21 11:01:22
Dodany: 2015-07-13 21:43:30