Bez różowych okularów. Wywiad z Agatą Suchocką
Data: 2024-12-13 15:50:39 | artykuł sponsorowany– Rasizm to problem, który nie zniknął wraz ze zniesieniem niewolnictwa. Przemiana mentalności zachodzi powoli i do dziś problem rasizmu nie zniknął. Problem nieobecności kobiet w historii jest podobny do problemu wymazywania osiągnięć innych cywilizacji poza cywilizacjami białego człowieka – mówi Agata Suchocka, autorka książki Grzechy Południa.
Do moich rąk trafia wiele powieści historyczno-obyczajowych, ale jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z fabułą rozgrywającą się na luizjańskiej plantacji. To na wskroś amerykańskie, fascynujące. Tamten okres w historii Ameryki szczególnie Cię ciekawi?
Tak, to czas zmian społeczno-politycznych i narodziny Stanów Zjednoczonych. Gdy byłam mała, USA jawiły się jako niedościgniony raj, państwo mlekiem i miodem płynące. Tam było pięknie, kolorowo, był Disney World, Coca-Cola i soki Donald, lalki Barbie i dolary. U nas w latach osiemdziesiątych była tylko szarość. Gdy dorosłam, przestałam idealizować Amerykę, a studia we Wrocławskim Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych i wykłady z „native’ami” pokazały mi zupełnie inne oblicze tego kraju. To fascynujące, że z krwi, wyzysku, zniszczenia i eksterminacji, z niewolnictwa i przekonania o własnej wyższości zrodziła się jedna z największych światowych potęg. Styl życia na niewolniczym Południu przed wybuchem wojny secesyjnej to kompletna niedorzeczność, wyidealizowana w masowej świadomości przez Przeminęło z wiatrem. Moja powieść jest próbą pokazania fenomenu tego miejsca i tych czasów bez różowych okularów. Choć ja jako biała Europejka nie mam, oczywiście, pojęcia, jak to wyglądało naprawdę i mogę jedynie napisać swoją bajkę, to mam nadzieję, że właśnie ta bajka, szorstka, brudna i wyzwalająca różnorakie emocje w czytelniku, zacznie się dla wielu początkiem odkrywania prawdy niewolniczym Południu.
O Twojej książce mówi się, że to polska odpowiedź na Przeminęło z wiatrem. To porównanie uważasz za trafne?
Nie, to tylko chwyt marketingowy (śmiech). Jak już wspomniałam, nie jestem częścią tej kultury ani potomkinią uciśnionej społeczności. Margaret Mitchell żyła wśród białej społeczności, która idealizowała i pamiętała czasy świetności Południa, dlatego właśnie jej opowieść nie jest prawdziwa i przekłamuje rzeczywistość. Ja starałam się sięgnąć prawdy historycznej, która dziś jest zupełnie inną prawdą niż ta sprzed pięćdziesięciu lat. Nie skupiałam się tak bardzo na wątku romansowym, a czytelnik niekoniecznie musi kibicować moim bohaterkom. To nie odpowiedź, raczej wyzwanie rzucone bajce napisanej przez Mitchell. Mimo to powieść na pewno rozbudzi nostalgię w czytelniczkach Przeminęło z wiatrem i w miłośnikach filmu. W obu przypadkach należy jednak pamiętać, że te historie, choć mocno posadowione w realiach historycznych, są fikcją i wymysłem autorek.
Ameryka miała swoje wojny. Czy dla nas, Europejczyków, wydają się one mniej ważne, mniej brutalne? Takie odnoszę wrażenie.
Każda wojna – nawet ta, która toczy się za naszą granicą – jeśli nie dotyka nas bezpośrednio, wydaje się tylko obrazkami w telewizorze. A wojna sprzed półtora wieku? W naszej świadomości to tło dla filmu, dla serialu Północ-Południe. To wizja Scarlett, idącej przez główną ulicę miasta, obłożoną rannymi. Malowniczy, ale tylko obrazek, poruszający wyobraźnię na chwilę. Ja również potraktowałam wojnę pretekstowo. Skupiłam się na tym, jakich spustoszeń dokonała w umysłach bohaterek, ale też na tym, że utworzyła dla nich nowe ścieżki. Gdy zniknęły plantacje i gnuśni synowie plantatorów, mający zostać mężami sióstr Maubaut, dziewczęta musiały inaczej pokierować swoimi losami.
Po śmierci męża Lucille musi okazać siłę charakteru. Co jej zagraża jako wdowie z trzema córkami?
Przede wszystkim zwyczaje, konwenanse i tradycje. Powinna była oddać się pod opiekę brata, przekazać mu swoje ziemie, powierzyć córki jego pieczy. Nie uczyniła żadnej z tych rzeczy. I od tego właśnie zaczyna się moja opowieść.
Lucille imponuje. Jest silna, to bizneswoman, a jednocześnie kobieta niezwykle świadoma swoich czasów. Jednak nie ma jej czego zazdrościć? Wciąż ma pod górkę?
Lucille staje sama przeciwko światu. Czy takie kobiety istniały w tamtych czasach? Silne, niezależne i brutalne? Pewnie tak, ale w świecie zdominowanym przez mężczyzn świadectwo o nich się nie zachowało. Dopiero teraz w Ameryce pisze się herstorie, odkopywane są postaci kobiet, które uczyniły wiele, a zostały zapomniane. Czy moja powieść jest manifestem feministycznym? Nie. Jestem jednak głęboko przekonana o tym, że gdyby to kobiety zapisywały historię, herstorię, to byłaby ona pełna postaci takich jak Lucille Maubaut.
Dotykasz w swojej książce wyjątkowo wrażliwej kwestii: segregacji rasowej. Lucille żyje w czasach rozkwitu niewolnictwa, ale też w czasie wielkich przemian społecznych. I choć nie ma w niej okrucieństwa, to jednak jest rasistką. Jak każdy wtedy?
Jak większość wtedy i jak wielu teraz. Rasizm to problem, który nie zginął wraz ze zniesieniem niewolnictwa. Przemiana mentalności zachodzi powoli i do dziś problem rasizmu nie zniknął. Problem nieobecności kobiet w historii jest podobny do problemu wymazywania osiągnięć innych cywilizacji poza cywilizacjami białego człowieka.
Mieszane związki i romanse były wówczas największą hańbą? Co za to groziło?
W tamtych czasach były niedopuszczalne, niewyobrażalne wręcz, przynajmniej oficjalnie. To, że biali mężczyźni wykorzystywali kolorowe kobiety, było powszechnie wiadome. To, że biali plantatorzy utrzymywali w miastach kolorowe rodziny, było wstydliwą tajemnicą, ale i dziwacznym przywilejem. Pisała o tym Anne Rice w Uczcie Wszystkich Świętych, pisałam ja w Melodii serca. Do tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego siódmego roku mieszane małżeństwa były nielegalne. Niewiarygodne! Zakaz zniesiono trzynaście lat przed moim narodzeniem!
Wojna domowa wywraca świat znany Lucille do góry nogami. Dostosowanie się do szokujących zmian osłabia bohaterkę? Czy gorsze jest to, co nadchodzi potem?
Lucille w każdej sytuacji widzi okazję, nie myśli kategoriami klęski czy porażki. Umacnia się – mimo tego, że co chwilę coś traci. Przekonana o wyższości swoich racji, stawia się nawet ponad prawem. Co z tego wynika? Musicie przeczytać sami!
Rodzinny dramat, zemsta, miłość i nienawiść – Twoje bohaterki muszą wiele przejść. Czy trudy ich życia to los czy konsekwencja zasad, jakie panowały w tamtych czasach?
To wypadkowa wychowania, historii i konwenansów. Dziewczęta wybierają różne drogi życiowe i są przede wszystkim wierne sobie. To przedstawicielki nowego pokolenia, które nie bardzo widziało siebie jako dziedziczki stylu życia swoich rodziców. Wojna stała się dla nich nie siłą niszczycielską, a wyzwalającą.
Polubiłaś się z prozą historyczną? Jakie są Twoje dalsze plany literackie?
Lubiłam się z nią od zawsze. Bohaterem mojego debiutu, powieści Woła mnie ciemność, jest potomek plantatorskiej rodziny, Armagnac Jardineux, młody pianista, który również nie cenił sobie własnego dziedzictwa. Pojawia się on jako postać epizodyczna w Grzechach Południa, jest sąsiadem panienek Maubaut, a jedna z nich rozważa nawet… nie powiem, co, odsyłam do książki! (śmiech).
Powieść Grzechy Południa kupicie w popularnych księgarniach internetowych: