Zależy mi na tym, by moje książki niosły nadzieję. Wywiad z Anną Purowską
Data: 2022-11-25 14:16:37– Często słyszę, że moje książki są inne niż typowe powieści świąteczne. Pewnie dlatego, że w żaden sposób się nimi nie sugerowałam. Ale... doceniam optymizm.
Z Anną Purowską, autorką powieści Lustrzane serce, która właśnie ukazała się w księgarniach, rozmawiamy o samotności i o magii Świat Bożego Narodzenia.
Lubi Pani Święta Bożego Narodzenia?
Tak, lubię Święta, ale chyba najbardziej lubię grudniowe przygotowania. Odkąd pamiętam, pierwszego grudnia świętowałam wielkie otwarcie sezonu. W tle piosenek Michaela Buble uwielbiam ubierać choinkę, piec ciasteczka, pierniczki, spędzać czas przy światełkach. Od niedawna towarzyszy mi również syn, więc cała magia przygotowań nabrała dla mnie trochę innego znaczenia. Znów jest pisanie listów do Mikołaja, jest czytanie świątecznych bajek i Rudolf Czerwononosy.
Bohater Pani najnowszej powieści, zatytułowanej Lustrzane serce – Bruno – nieszczególnie lubi Boże Narodzenie. Ba, chciałby, aby nigdy nie nadchodziło. To dla niego trudny czas…
Rzeczywiście, Bruno ma za sobą trudne doświadczenia. I, niestety, tragiczne wydarzenia, z którymi wciąż się nie pogodził, miały miejsce właśnie w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Choć jest jeszcze młodym mężczyzną, od dziewięciu lat jego życie wypełnione jest smutkiem i ogromnymi rozterkami.
W Święta trudno jest być samotnym, wszyscy starają się być szczęśliwi. Są jarmarki, jeden z nich opisuje Pani w powieści…
Tak, wszyscy się starają... Ale próby ukrycia emocji bywają karkołomne. Jeśli serce wypełnione jest smutkiem i żalem, trudno udawać szczęście. Bohaterów mojej powieści spotykamy w bardzo ciężkim dla nich czasie. Kontrastem dla emocji, jakie przeżywają, jest tutaj ciepło nadciągających Świąt. Jarmark, płomienie iskrzące w kominku, gorąca czekolada, zimowe piosenki. Nastrój, który może wywołać uczucie ciepła i spokoju.
Ale Lustrzane serce to nie tylko opowieść o Świętach, porusza w niej Pani także ważny problem samotności. I to samotności rozumianej na wiele sposobów.
Kiedy pisałam tę książkę, od początku wiedziałam, że będę w niej chciała opowiedzieć właśnie o samotności. O tej, która spotyka nas nie tylko wtedy, gdy jesteśmy sami. Samotność można przeżywać również będąc w otoczeniu ludzi... Czasem zdawałoby się najbliższych. Julianna rzeczywiście została sama w wielkim, pięknym domu na kilka tygodni. Bruno stracił rodziców, ale wokół siebie ma kochających, życzliwych ludzi. Kiedy Bruno i Julianna się spotykają, okazuje się, że choć te sytuacje bardzo się różnią, to łączy ich oboje wielka cisza w sercu... Pustka, której nie da się wypełnić pustymi gestami czy niewiele znaczącymi słowami.
Bruno jest samotny z wyboru. Odrzuca ludzi. Chroni siebie?
Tak, samotność Brunona to zdecydowanie pewien rodzaj tarczy ochronnej. Bruno nie chce zerwać kartki z kalendarza... Łudzi się, że dzięki temu grudzień nie nadejdzie. Nie chce doznawać bliskości, otworzyć się na pomoc bliskich. Nie chce znów poczuć tego klimatu, który w pewien sposób odebrał mu rodzinę.
Juliannę dotyka zupełnie inna samotność, oparta na zależności. Czym właściwie jest?
Julianna zostaje sama w nowym domu i obcym mieście. Zaczyna odczuwać już nie tylko strach, ale i lęki. Nigdy wcześniej nie dbała o zbudowanie własnej niezależności, co wynika w dużym stopniu z tego, jak została wychowana, jakie słowa usłyszała pod swoim adresem jako dziecko. Wiele aspektów ukształtowało ją jako niepewną siebie. Na jej samotność i zachowanie wpływa cały wachlarz doświadczeń z przeszłości. To samotność mocno skomplikowana, związana z brakiem akceptacji samej siebie. Z poczuciem, że bez obecności męża ona sama nic nie znaczy, niczego nie może dokonać. Bardzo zależało mi na tym, aby Julianna podjęła walkę o siebie. Aby opuściła dom, który miał być jej rodzinnym gniazdem, a stał się więzieniem.
Jest też trzeci typ samotności – odrzucenie. Ten jest chyba najtrudniejszy, o ile to można w taki sposób oceniać. Człowiek, którego uczucie zostaje odepchnięte, szuka pociechy. Przegląda się w innych niczym w lustrze i widzi wykoślawiony obraz samego siebie…
Zgadzam się. Jeden z moich bohaterów traci wiarę w istnienie prawdziwej miłości, bo widział ją w kobiecie, która odeszła. Mijają lata, a on, myśląc, że już nigdy jej nie spotka, że nie spotka nikogo tak mu bliskiego jak ona, wchodzi w związek, który jest wyniszczający. Akurat w tym tomie Śnieżyska spotykamy Marcina na etapie zupełnej rezygnacji, załamania. Niestety, odrzucenie potrafi sprawić, że człowiek widzi w siebie w krzywym zwierciadle. Myśli, że skoro został odtrącony, pewnie nie jest wart miłości.
Jak w tym wszystkim odnaleźć nadzieję i radość Świąt? Bohaterowie powieściowego Śnieżyska to postaci z krwi i kości, oni nie są cukierkowi.
Zależy mi na tym, by moje książki niosły nadzieję, ale też nie ukrywały prawdy o życiu. Sama zmagam się z trudnościami każdego dnia i zastanawiam się, jak nie tracić nadziei, jak budować poczucie własnej wartości po niełatwych doświadczeniach, jak wyjść z kryzysu, jak sobie pomóc, jak odnajdywać piękno w drobiazgach i chwilach. Bo wiem już, że dla mnie to chwile, które uda mi się w cudowny sposób zatrzymać, budują poczucie spokoju, piękna, sprawiają, że mam siłę, by iść dalej. Tworzę fabuły i bohaterów, ale piszę swoimi emocjami. W moich książkach nie żałuję trudnych doświadczeń, wplecionych w fikcyjne sytuacje. Pisanie to moja terapia.
Do Śnieżyska zaprasza nas już Pani po raz drugi. Pierwszy raz odwiedzamy je w powieści Kiedy spada gwiazda. Czy Śnieżysko istnieje? Jak tam dojechać?
Cieszy mnie ogrom pytań o istnienie Śnieżyska... Lub chociaż o miejscowość podobną do niego. Stworzyłam to miejsce. Narodziło się w mojej wyobraźni. Jedyna droga do Śnieżyska prowadzi przez kartki książki i zawsze serdecznie do tego świata zapraszam.
Porozmawiajmy o tzw. powieściach świątecznych. To literatura terapeutyczna, ma wprowadzać do życia czytelników miły akcent. Optymizm. Takie książkowe Listy do M. Lubi Pani ten typ powieści?
Niestety, nie czytałam żadnej powieści świątecznej. Przyznaję się do tego. Sama też nigdy nie planowałam, że taką napiszę. Często słyszę, że moje książki są inne niż typowe powieści świąteczne. Pewnie dlatego, że w żaden sposób się nimi nie sugerowałam. Ale... doceniam optymizm. Bardzo! Sama również go potrzebuję. Dobre zakończenia zawsze dają mi poczucie spokoju.
Nie zamyka Pani historii, wrócimy jeszcze do bohaterów ze Śnieżyska?
Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Bardzo bym chciała kontynuować serię i zabrać czytelników do Śnieżyska jeszcze nieraz – tyle mogę powiedzieć.
Książkę Lustrzane serce kupicie w popularnych księgarniach internetowych: