Bez oryginalności nie ma twórczości. Wywiad z Andrzejem Góralem

Data: 2024-09-12 13:11:27 | artykuł sponsorowany Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet

– Gdy słyszę określenie, że literaturą rządzą schematy, to od razu cierpnie mi skóra. Chociaż masz rację – fantastyka jest szczególnie podatna na taki rodzaj wypaczenia, co wydaje się dziwne, gdyż z definicji fantastyka jest nieskrępowaną grą wyobraźni – nieograniczoną inwencją twórczą. Sama zresztą twórczość, do której literatura przynależy, opiera się na oryginalności, nie ma tu miejsca na schematy. Wręcz przeciwnie, tworzenie polega na wychodzeniu poza przyjęte konwencje i ograniczenia, na poszukiwaniu nowych przestrzeni myślowych i uczuciowych oraz napełniania ich innowacyjnym tworzywem. Bez oryginalności nie ma twórczości – mówi Andrzej Góral, autor książki Kroniki Czasu Ziemi

Fantastyka rządzi się pewnymi schematami, które Ty zdajesz się przełamywać. Opowieści, które snujesz mają bowiem miejsce jeszcze przed powstaniem ludzkości? 

Gdy słyszę określenie, że literaturą rządzą schematy, to od razu cierpnie mi skóra. Chociaż masz rację – fantastyka jest szczególnie podatna na taki rodzaj wypaczenia, co wydaje się dziwne, gdyż z definicji fantastyka jest nieskrępowaną grą wyobraźni – nieograniczoną inwencją twórczą. Sama zresztą twórczość, do której literatura przynależy, opiera się na oryginalności, nie ma tu miejsca na schematy. Wręcz przeciwnie, tworzenie polega na wychodzeniu poza przyjęte konwencje i ograniczenia, na poszukiwaniu nowych przestrzeni myślowych i uczuciowych oraz napełniania ich innowacyjnym tworzywem. Bez oryginalności nie ma twórczości.

To, że w fantastyce pojawiają się stereotypowe, szablonowe „dzieła”, przeczy idei fantastyki. Powiedzmy wprost: to odtwórczość. Uważam, że jeśli ktoś nie ma oryginalnego pomysłu twórczego, nie powinien pisać. Dla mnie taką przestrzenią poszukiwań nowych koncepcji stała się możliwość wyewoluowania istoty myślącej w świecie dinozaurów. Pomysł nie jest nowy, pojawiał się w różnych, nie tylko fantastycznych opracowaniach. Mam na myśli literaturę popularnonaukową. Dla mnie jednak najbardziej frapującym zagadnieniem stało się pytanie: na ile taka inteligentna istota, gdyby oczywiście wyewoluowała, mogłaby być podobna do człowieka oraz jak uformowałaby struktury społeczne czy podobne do naszych? Przyjąłem założenie – na szczęście to nie opracowanie naukowe, tylko fantastyka – że podobne warunki środowiskowe – w szczegółach trochę się różniły, ale w ogólności nie tak bardzo – oraz silnie już wcześniej wykształcony genom biośrodowiskowy, musiałyby prowadzić do podobnego efektu końcowego. Homona i człowieka łączyłyby ogromne podobieństwa – anatomofizjologiczne i behawioralne. Czy kulturowe? Nie wiem, w książce zasugerowałem, że tak.

Homorianie byli przed nami, ale nie można określić ich mianem naszych przodków?

W koncepcji zawartej w książce homorianie na Ziemi przestali istnieć w wyniku kosmicznej zagłady ponad 65 milionów lat temu. Nie mogliby więc być naszymi przodkami, stanowiliby oddzielną linię rozwojową, wywodzącą się z rodziny gadów. My wyewoluowaliśmy z ssaków. Należy jednak pamiętać, że gdzieś tam – czy może raczej: kiedyś tam – obie rodziny posiadały wspólnych przodków. W tej sytuacji moglibyśmy ich nazywać dalekimi kuzynami, jednak egzystującymi dużo wcześniej. Na szczęście pojęcie kuzynostwa nie zależy od różnicy wieku.

Tworzysz opowieści, które są opowiadaniami. Jednak pod koniec wszystko zaczyna się ze sobą łączyć. Taki zabieg literacki również odbiega od tego, co zazwyczaj znajdujemy w literaturze. Skąd taki pomysł na opowiedzenie o tym świecie?

Nie do końca jest to pomysł nowy. W literaturze często spotyka się powieści wielowątkowe, w których poszczególne wątki toczą się w oddzielnych rozdziałach, choć przyznaję, że zwykle są z sobą powiązane już od samego początku. Odwołałbym się do następującej analogii – najczęściej spotykamy powieści, w których fabuła toczy się jak dostojnie płynąca rzeka – mniejsza lub większa, czasem – monumentalna. Pozyskuje nowe dopływy – wątki, czasem tworzą się boczne odnogi, które ponownie łączą się z głównym nurtem. Ale fabuła może toczyć się inaczej – wartko i burzliwie w wielu niezależnych strumieniach, które łączą się niespodziewanie, po czym znowu rozdzielają, a czasem nawet zawracają, by ponownie włączyć się do głównego strumienia. Istotne jest to, że wszystkie te wątki w końcu wiążą się, by znaleźć jedno finałowe ujście. Dla mnie ta druga wersja jest bardziej atrakcyjna, mniej nudna, a ponadto lepiej koresponduje z biegiem wydarzeń w prawdziwym życiu, które ciągle zalewa nas i zaskakuje lawiną niespodziewanych, pozornie nie związanych z sobą wydarzeń.

Zabieg ten zastosowałem z pełną premedytacją. Nie ukrywam również, że kierowałem się starym chwytem, jaki stosuje się w powieściach kryminalnych – wiele różnych wątków, a na końcu nieoczekiwane zakończenie. Moje intencje były jednak inne: różnorodność fabuły nie ma na celu zmylenia czytelnika, ale nakreślenie szerokiej panoramy obcego, choć tak podobnego do naszego, społeczeństwa. Cel ten ujawniony został w Prologu – nasi starsi kuzyni, jeśli istnieli, musieli być bardzo do nas podobni.

Zdaję sobie sprawę z tego, że przyjęta przeze mnie struktura książki wymaga od czytelnika większej uwagi i koncentracji. Spotkałem się już z opiniami, że książka jest trudna w odbiorze, a czytanie wymaga większego wysiłku. Traktuję taką opinię jak komplement.

W swoich opowieściach sporo piszesz o miłości. Stawiasz tezę, że właśnie to uczucie najmocniej upodabnia nas do homorian? A może jednak coś innego?

Cóż, wiemy doskonale, że człowiek to nie tylko istota myśląca – homo sapiens, ale i istota czująca – homo senties. To uczucia konstytuują człowieka, określają, jaki jest każdy z nas indywidualnie – kształtują nasz charakter. Spośród tych uczuć miłość jest chyba najpotężniejsza. Choć czasem zaczynam w to wątpić, obserwując wydarzenia na świecie – wojny, przemoc, okrucieństwo. Ujawnia się w nich mroczna strona duszy człowieka – zaczyna dominować uczucie nienawiści. Wszystkie te cechy naszego gatunku odnajdujemy u homorian jako atrybuty określające komplementarność obu społeczeństw.

Rzeczywiście, szczególnie wyróżniłem i skupiłem się na tym, z mojego punktu widzenia, najważniejszym uczuciu, jakim jest miłość dwojga istot, które przeznaczenie wiąże z sobą w ten zadziwiający, niewytłumaczalny sposób. Mówię tu o uczuciu, tym prawdziwym, do bólu splatającym ich losy, niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu, gdyż przeznaczenie może tak poplątać ścieżki życia, że miłość niekoniecznie (a nawet często) pozostaje niespełniona.

Wątki romantyczne stanowią kanwę większości opowieści, które nas pociągają, rozwijają uczuciowo i inspirują życiowo. Musiały więc zaistnieć w opowieściach o homorianach. Czy miłość najbardziej upodabnia homorian do nas? Odpowiem, że nie tylko. Również inne znane nam z codzienności uczucia, jak strach przed różnymi aspektami egzystencji, przed śmiercią, bólem, cierpieniem, potrzeba nadziei na życie wieczne, odkupienia błędów i przebaczenia grzechów. Nieobce nam – i im – są uczucia związane ze złem, podłością, nienawiścią, bestialstwem, ale też i te dobre, w tym uczucie miłości w różnej postaci, poświęcenia czy potrzeba dawania innym radości i szczęścia.

Uważasz, że homorianie to lepsza wersja ludzkości? Odnoszę wrażenie, że byli równie omylni, jak my.

Nie, nie uważam, by homorianie byli od nas lepsi. W większości ich dokonania w obszarze moralności były podobne do naszych – wojny, zabijanie bliźnich, niszczenie lub przywłaszczanie dorobku innych, niewolnictwo, chciwość – wymieniać można w nieskończoność. To doskonałe odbicie nas samych w może odrobinę zdeformowanym zwierciadle. Czyż nie łączy nas ułudny świat wielkich, słusznych idei, które w praktyce zawsze potrafimy tak zniekształcić, że obracają się przeciwko nam – przeciwko dobru społecznemu, zagrażając egzystencji gatunku, środowiska, całej planety? Cierpienie jednostki w tym świecie pozorów często staje się nieistotne.

Różnice, oczywiście, istnieją. Homorianie są społeczeństwem niemal jednolitym pod każdym względem. Czy to czyni ich lepszymi od nas? Nie sądzę. U nich doprowadziło to do skrajnego konserwatyzmu, trwania w regułach odwiecznej tradycji. Choć należy przyznać, że pozytywnym z punktu widzenia ochrony środowiska tego efektem było ograniczenie konsumpcjonizmu. W naszym przypadku wybujały zakupoholizm, napędzany intensywną reklamą, różnymi marketingowymi formami promocji i kreowaniem mody na posiadanie coraz nowszych gadżetów, zwłaszcza elektronicznych, zwiększa niebotycznie zapotrzebowanie na stosunkowo rzadkie surowce, których poszukiwanie i wydobycie dewastuje środowisko. Wymaga też zwiększonych mocy produkcyjnych i podwyższa zużycie energii. Często wymiana jakiegoś rekwizytu, bajeru z prozaicznych powodów, na przykład koloru lub dodania jakiejś nowej, mało istotnej funkcji, jest zwyczajnym marnotrawstwem i obciążeniem dla otoczenia. Dodatkowo, utylizacja z reguły przewyższa koszty produkcji. Idziemy więc na skróty, wyrzucając niechciany rekwizyt na wysypisko śmieci. Światowy moloch biznesowy z pełną premedytacją kreuje modę na coraz to nowe „zabawki” i kształtuje nasze postawy w tym zakresie.

Przepraszam za tę dłuższą dygresję, ale warto zastanowić się nad tym, komu służy niebywale rozrośnięty konsumpcjonizm, zatrzymać się na chwilę w tym irracjonalnym wyścigu w zakresie niszczenia środowiska. Każdemu się wydaje, że nawet, jeśli tak jest, to jego osobisty wkład wyniszczający jest mikroskopijny, jednak pomnożony przez kilka miliardów uczestników, staje się ogromnym ciężarem dla naszej planety.

Szczerze mówiąc - bohaterowie Twojej powieści nie mają łatwo. Ich trudny los przypomina mi czasem bohaterów mitologii, a może nawet Biblii. Czy to słuszny trop?

A czy my mamy łatwo? Wszyscy borykamy się w życiu z jakimiś problemami, mniejszymi lub większymi, często prowadzącymi na skraj egzystencjalnej krawędzi. Doznajemy trudów życia, różnych zagrożeń naszego doczesnego trwania – chorób, niedostatku, prześladowań. Większość z nas to mali herosi, bardzo podobni do bohaterów mitologii. Powiedziałem: mali herosi i zawstydziłem się tego określenia, ale przecież często zmagamy się z trudami i przeciwnościami losu porównywalnymi do tych z mitologii, a nawet przewyższającymi je. Lepszym będzie więc określenie: anonimowi, niedostrzegani herosi. Każdy z nas zmaga się z jakimś życiowym problemem (problemami). Na tym polega ból istnienia. Wielokrotnie jest on, dla obserwatora zewnętrznego, czymś mało istotnym, nic nie znaczącą błahostką, podczas gdy dla nas stanowi ogromna tragedię – zawiedziona miłość, odrzucenie przez bliską osobę, nałóg, z którym nieustannie się zmagamy. Dopóki walczymy, nie poddajemy się, stajemy się kimś na miarę wielkich herosów.

Trochę znowu uciekam w swych dywagacjach od istoty pytania. Owszem, mitologia zawsze mnie inspirowała i często nawet nieświadomie sięgam do jej źródeł. Dzięki Twojej sugestii teraz to dostrzegam. Natomiast odniesienia do Biblii są oczywiste. Na przykład wielka idea odkupienia grzechów i przewinień całego społeczeństwa poprzez cierpienie jednostki – Odkupiciela jest jedną z najwspanialszych, jakie znam. Nic dziwnego, że zaistniała również w cywilizacji homoriańskiej. Religia to potężna siła, kształtująca każdą społeczność. Natomiast wątki nawiązujące do Edenu mają inne znaczenie – ich znaczenie odkryte zostanie w kolejnym tomie Kronik Czasu.

O tym, jak powstawała Ziemia, co nas kształtowało i czym właściwie jest wszechświat, wiele już dyskutowano. Czy Twoja książka jest kolejną próbą zaproponowania jakichś scenariuszy?

Bardzo trafne pytanie, które zmusza mnie do ujawnienia pewnych dodatkowych przesłanek związanych z genezą powstania tej książki. Człowiek śledzący dokonania nauki w różnych dziedzinach, a do takich się zaliczam, tworzy w swym umyśle własny obraz świata, oparty na osobistych hipotezach i koncepcjach. Formuła fantastyki naukowej umożliwia prezentowanie takich hipotetycznych możliwości, wychodzących poza obszary sformalizowanej nauki. Ludzkość odkryła i poznała wiele teorii i faktów naukowych, pozwalających opisać zjawiska zachodzące w otaczającym nas świecie. Pozwolę sobie jednak wyrazić pogląd, że więcej (dużo więcej) pozostało jeszcze do odkrycia. Nawet największe teorie nie potrafią wyjaśnić istoty fundamentalnych procesów we Wszechświecie – na przykład mechanika kwantowa, mimo, że z ogromną precyzją pozwala obliczać wielkości fizyczne na poziomie kwantowym, nie wyjaśnia zachowania cząstek mikroskopowych. W tej sytuacji warto sięgać wyobraźnią w te niezbadane obszary naszej rzeczywistości. Epicka opowieść to wdzięczne miejsce do ulokowania takich przemyśleń, a fantastyka naukowa z definicji tego wręcz wymaga. Może zainspirują one kogoś do uwzględnienia ich w swoich badaniach naukowych.

W książce równolegle pojawia się także współczesny świat, który znamy. Dlaczego zdecydowałeś się w ten sposób przełamać tę narrację?

Wątki współczesne stanowią punkt wyjściowy do kontynuowania opowieści w kolejnym tomie cyklu. To klamra spajająca tom 1 z następnym. Nie chciałbym odsłaniać szczegółów dalszej fabuły. Zachęcam do przeczytania również tomu drugiego, który powinien ukazać się niebawem.

Kroniki Czasu Ziemi to opowieści pisane z rozmachem, które zwiastują coś większego. Masz zamiar dalej tworzyć w tym uniwersum?

Mogę tylko ujawnić, że drugi tom Kronik Czasu jest już w mocno zaawansowanym stadium pisania.

Co Ciebie fascynuje, jako autora? Ciekawi mnie, jaką fantastykę czytasz, skoro stworzyłeś tak ciekawy świat. I właściwie jak sam klasyfikujesz gatunkowo Kroniki Czasu Ziemi?

Fantastyką zacząłem pasjonować się od szkoły podstawowej. Czytam, oczywiście, bardzo różne utwory literackie, choć fantastyka w tym repertuarze dominuje. Jest to zarówno fantastyka naukowa, jak i typowa fantasy. W tym zakresie najważniejszymi dla mnie kryteriami są: rozmach wyobraźni autora oraz inteligentna, złożona fabuła. Gdybym miał wskazać ulubionych autorów, to na pewno należą do nich Neal Stephenson, John Crowley, Dan Simmons i w tym momencie pojawia się przed moimi oczami lista autorów tak długa, że aż żal mi się zrobiło, że nie mogę ich wszystkich wymienić, dodam może dla przyzwoitości następujących: Orson Scott Card, Ursula K. Lee Guin, Peter F. Hamilton i z weteranów Philip K. Dick, Isaac Asimov...

Kroniki Czasu Ziemi przynależą, zdecydowanie, do fantastyki naukowej. Nie ma w nich typowych elementów fantasy – magii i nadprzyrodzonych mocy. Cała fabuła mieści się w logicznej, dającej się wytłumaczyć naukowo scenerii działań i faktów. Jeżeli pojawiają się elementy sprawiające wrażenie magii, to w oparciu o znane powiedzenie Arthura C. Clarke’a: wysokorozwinięta technologia jest nieodróżnialna od magii – fantastyka naukowa na tym właśnie polega. Nie ukrywam, że pociąga mnie myśl o napisaniu typowego utworu fantasy – może nawet w obrębie cyklu Kroniki Czasu.

Książkę Kroniki Czasu Ziemi kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.