Wszyscy mamy jakiś trigger. Wywiad z Aleksandrą Kalbarczyk
Data: 2023-10-26 11:44:00 | artykuł sponsorowany– Wszyscy mamy jakiś trigger, element, na który jesteśmy szczególnie wyczuleni. Wydaje mi się, że każdego z nas można by było ściągnąć w pułapkę, tylko trzeba by było zbadać, jaka metoda najlepiej na nas zadziała – mówi Aleksandra Kalbarczyk, autorka książki Nieznajomi.
Ile razy czytała Pani I nie było już nikogo?
Powiem Panu prawdę: tylko raz i było to naprawdę dawno temu – tak dawno, że właściwie nie pamiętam już szczegółów fabuły. Ale, oczywiście, po premierze Nieznajomych słyszałam o tej powieści nieskończenie wiele razy i z pewnością będę musiała ją sobie odświeżyć.
Czyli nie jest Pani psychofanką Agathy Christie?
Nie jestem. Owszem, czytywałam jej książki, ale nie była na liście moich ulubionych autorek. Powieści Christie to takie książki-pewniaki i jeśli nie masz lepszego pomysłu na kolejną lekturę, to możesz z powodzeniem po nie sięgnąć, bo autorka Morderstwa w Orient Expressie zawsze trzyma poziom, ale – przynajmniej w moim przypadku – nie były to lektury zmieniające życie.
Czyli raczej zainspirowała Panią zagadka zamkniętego pokoju niż jakakolwiek konkretna książka?
Tak, ten motyw zawsze bardzo mi się podobał i postanowiłam połączyć go z całkiem współczesnym slasherem. I powiedziałabym, że więcej nacisku kładę właśnie na ten drugi aspekt – na akcję, konwencję thrillera niż na zagadkę kryminalną.
A więc film Cube, a nie Christie?
Ja mam raczej skojarzenie z Tożsamością – to zresztą rewelacyjny film. Mamy w nim hotel na odludziu i – podobnie jak u mnie – bohaterowie po kolei odpadają, tylko rozwiązanie zagadki jest nieco bardziej skomplikowane.
Jak najbardziej. Jak Pani widzi, właśnie wymieniliśmy całkiem sporo książek i filmów, w których występuje podobny motyw, co pokazuje, jak bardzo jest on nośny. Dla mnie również stał się on motorem dla całej fabuły. Lubię podobną konwencję: określoną liczbę podejrzanych, pomieszczenie, do którego raczej nie wszedł nikt z zewnątrz.
Także po to, by czytelnik mógł pobawić się w detektywa?
Uważam, że dobry kryminał powinien mieć rozwiązanie, do którego czytelnik może samodzielnie dojść. Kiedy skończyłam szkic mojej książki, zauważyłam, że popełniłam bardzo poważny błąd – nie było żadnych jednoznacznych wskazówek, które mogłyby zasugerować odbiorcy tożsamość mordercy. W zasadzie mogłabym skreślić ostatnich 20 stron i napisać zupełnie inne zakończenie, a wszystko wciąż jakoś dałoby się skleić. Gdy to zauważyłam, stwierdziłam, że tak być nie może. Przy kolejnym drafcie zaczęłam „podrzucać" poszlaki w różnych fragmentach powieści i uważam, że teraz każdy może rozwiązać stworzoną przeze mnie zagadkę.
Nie wiem, czy w rzeczywistości ktoś uwierzyłby w to, o czym przekonani byli moi bohaterowie. Być może tak – przecież co jakiś czas słyszymy w wiadomościach, że ludzie przelewają całe oszczędności życia obcym, bo usłyszeli od nieznajomych, że prezydent potrzebuje pomocy albo bo liczą na wielką nagrodę w zamian. Zależało mi na tym, by motyw, „haczyk" wykorzystany przez mordercę, był dostosowany do charakteru poszczególnych postaci – coś, co zadziałało u jednego z nich, u innego zupełnie by się nie sprawdziło. Bo wszyscy mamy jakiś trigger, element, na który jesteśmy szczególnie wyczuleni. Wydaje mi się, że każdego z nas można by było ściągnąć w podobną pułapkę, tylko trzeba by było zbadać, jaka metoda najlepiej na nas zadziała.
Właśnie: w przypadku każdego z nich ten „haczyk" jest inny, bo też i oni są zupełnie różnymi ludźmi.
I takie było moje założenie: mieli się różnić tak bardzo, jak to tylko możliwe. Przekonanie, że coś ich łączy, podczas lektury człowiek uznaje za zupełnie abstrakcyjne. Nie miałam miejsca na to, by stworzyć w powieści ich szczegółowe portrety psychologiczne, bo byłaby ona kilka razy bardziej obszerna, a akcja okazałaby się dużo mniej wartka, ale chciałam, by każdy z nich miał pewne cechy charakterystyczne.
Taka sytuacja musi, siłą rzeczy, rodzić konflikty.
Oczywiście. Często w przypadku slasherów zarzuca się twórcom, że bohaterowie postępują głupio i zbyt szybko i łatwo się rozdzielają. Tu konflikty między bohaterami, wynikające z ich charakterów, miały to uzasadnić. Dodatkowo bohaterowie mieli podejrzewać siebie nawzajem. Gdyby wśród 10 osób uwięzionych był jeden morderca i pozostali spróbowaliby współpracować, szybko udałoby im się uciec. Konflikty miały im to utrudnić.
Podobnie jak adrenalina, która siłą rzeczy pojawia się, jeśli zagrożenie jest tak duże.
Rzeczywiście. Inny zarzut, jaki często pojawia się w przypadku thrillerów i slasherów, jest taki, że bohaterowie postępują w nich po prostu głupio. Mam dużo wspólnego z ludźmi i – mówiąc szczerze – nie zawsze zachowują się oni tak rozsądnie, jak byśmy tego chcieli czy jak byśmy się spodziewali.
Ale jako adwokat chyba nieczęsto spotyka się Pani z tak ekstremalnymi sytuacjami.
Nieczęsto, chociaż do adwokata częściej przychodzi się z problemem niż z dobrą wiadomością. I tu bardzo dobrze widać, że w takich przypadkach ludzie zwykle postępują nierozsądnie, nieracjonalnie i raczej kierują się emocjami niż rozumem. Być może na chłodno, i na spokojnie, dokonaliby zupełnie innych wyborów. Gdy człowiek jest świadomy zastawionych na niego pułapek i tego, że w każdej chwili może stracić życie, dużo trudniej jest kalkulować.
Autorzy kryminałów często podobne pułapki na swoich bohaterów zastawiają. Czerpała Pani przyjemność z wymyślania dla nich kolejnych tortur? Dlaczego się o tym pisze? I – jeszcze ważniejsze – dlaczego my chcemy o tym czytać?
Pułapki to ciekawa sprawa. Zacznę od kwestii praktycznej: bez nich i bez pomocy z zewnątrz zabójca nie byłby w stanie zamordować tylu innych osób. Potrzebowałam więc pułapek ze względów czysto praktycznych. Z drugiej strony: istnienie pułapek w opuszczonym domu buduje napięcie, zwiększa poczucie niepewności i zagrożenia. Gdy moi bohaterowie zorientowali się, że w budynku czyhają na nich kolejne pułapki, uświadomili sobie, że nie mogą usiąść w spokoju i czekać, zyskali dodatkową motywację, by szukać wyjścia i dróg ucieczki. Jeszcze inny aspekt jest taki, że istnieje określony arsenał środków, by zamordować drugiego człowieka osobiście. Pułapki są dużo bardziej nieprzewidywalne. Niektóre z nich były stosunkowo proste, inne – nieprzewidywalne i bardzo skomplikowane. Nie wiem, czy wszystkie dałoby się skonstruować, ale w powieści bardziej niż na realizmie zależało mi na tym, by fabuła po prostu była ciekawa i angażująca.
I taka jest – a całości dopełnia jeszcze niesamowita atmosfera.
To właśnie dlatego akcję powieści osadziłam w starym domu na odludziu. Takie miejsca wspaniale tworzą atmosferę. Mam w głowie taki obraz: położony w środku lasu stary, trochę zniszczony dom – wygląda to fantastycznie. Druga sprawa to zasięg – w środku lasu rzadko działają telefony. I o to chodziło, bo gdyby bohaterowie mogli, po prostu zadzwoniliby po pomoc i nici z całej intrygi.
Kryminał jest chyba jednym z najbardziej sformalizowanych gatunków. To upraszcza czy utrudnia sprawę autorowi?
Wydaje mi się, że jeśli chodzi o literaturę w ogóle, nie tylko kryminalną, to po prostu wszystko już było. W pewne schematy wpisujemy się z premedytacją, w inne wpadamy zupełnie nieświadomie. Dla mnie ważniejsze niż jakiekolwiek reguły gatunkowe są zasady, których sama staram się trzymać.
Na przykład?
W przypadku kryminału rozwiązanie zagadki musi być jasne i przekonujące – chyba że mówimy o true crime i jakaś zagadka faktycznie pozostała nierozwiązana. Po drugie: czytelnik musi mieć możliwość odkrycia tożsamości sprawcy na własną rękę. Tego kryterium bardzo wiele kryminałów czy thrillerów nie spełnia i, moim zdaniem, jest to ze strony autora zawsze jakieś pójście na skróty. Po trzecie: całość musi być spójna. Dobrze, gdyby po lekturze zaskoczony czytelnik dostrzegł zaszyte w powieści wskazówki i stwierdził, że cały czas miał rozwiązanie przed oczami, a i tak go nie zauważył i pozwolił autorowi się zaskoczyć.
I tego planuje się Pani trzymać w przypadku kolejnej powieści?
Tak sądzę. Na razie chcę pozostać przy konwencji kryminału, ale kusi mnie też fantastyka – właśnie dlatego, że tam autor ma dużo większą swobodę i jeśli czegoś potrzebuje, to po prostu może to wymyślić. W kryminale są sztywne ramy, wszystko musi się spinać nie tylko ze sobą, ale też z rzeczywistością i rządzonymi nią zasadami. Jedno musi z drugiego wynikać, przez co jest dużo więcej miejsca na popełnienie błędów. Fantastyka pozostawia dużo większą wolność.
Książkę Nieznajomi kupicie w popularnych księgarniach internetowych: