Dobrze jest umieć obracać w żart uciążliwe wydarzenia, które – wprawdzie dopiero po czasie – ale w końcu okazują się nie być końcem świata. Czy takie dojrzałe spojrzenie na trudy codzienności uda się wypracować bohaterce książki Dziennik Rut? Nie potrzeba wiele, by się o tym przekonać: w zapiskach z Dziennika Rut zawarta jest wyczerpująca odpowiedź.
Rozpoczął się nowy rok szkolny. Do klasy błękitnookiej (po mamie) Rut przyszły siostry bliźniaczki Blanka i Bianka. Ledwo weszły – natychmiast zaczęły wszystkich krytykować. I to właśnie przez nie zerwał się łańcuszek z Gwiazdą Dawida, który Rut nosiła na szyi. Na dodatek łańcuszek przepadł jak kamień w wodę. Gdy Blanka i Bianka dołączyły do kółka teatralnego, Rut (naprawdę musi zaczynać od robienia dobrej miny do złej gry?) już była pewna, że życie jest okrutne (na razie jeszcze nie wiedziała, że życie może być autorem nieprzewidywalnym i przewrotnym). Gdyby chociaż miała zamontowane drzwi do pokoju, mogłaby się odgrodzić przynajmniej na chwilę od czwórki rodzeństwa (siostrzano-braterskie przepychanki są naprawdę uciążliwe, a ojczymek miał wspaniały pomysł z tym sejfem) i psa Hamsy. Rut miała jeszcze inny problem: z każdym dniem coraz bardziej starała się nabierać pewności siebie. I nawet jej się to udawało, mimo zdarzających się – od czasu do czasu – wpadek. Jeszcze tylko musi przeżyć obóz żydowski, a potem prezentację na temat języka hebrajskiego. I to wszystko. Komu przypadnie główna rola w przedstawieniu? Czy próba przyjaźni z Ulą zostanie zaliczona? Z kim na długich przerwach warto omawiać teatralne kwestie? Szybko wszystko się wyjaśni.
W przeznaczonej dla dzieci starszych publikacji Wydawnictwa Znak tytułowa Rut dorasta w rodzinie żydowskiej. Umieszczając ją w polskiej szkole, gdzie musiała się mierzyć z niezrozumieniem oraz niechęcią ze strony Blanki i Bianki, Miriam Synger przedstawia życie – na codzień i od święta – tych, którzy pod względem religijnym znacznie różnią się od większości Polaków (dokładnie wyjaśnione: kultura, zwyczaje, święta, żywność, rzeczy, popularne w judaizmie określenia oraz przyjęte u Żydów zachowania). Towarzyszenie bohaterom stanowi zachętę do stawiania czoła przeciwnościom i przeżywania wraz z nimi problemów, nie dość, że typowych dla nastolatków, to dodatkowo jeszcze spotęgowanych przynależnością do innej religii (przecież w byciu innym nie ma niczego złego). Zamieszczona na początku książki, a pełniąca rolę biogramu zabawna ilustracja autorstwa Tadeusza Marka (ta i pozostałe w książce) przedstawiająca rodzinę Rut w komplecie (od najmłodszego do najstarszego, od najmniejszego do największego + pies) pełni rolę wprowadzającą. I dobrze, ponieważ warto dać się wprowadzić w wir zdarzeń uświadamiających, że strach często jest niepotrzebny, że warto realizować marzenia i cieszyć się z niespodzianek oraz podejmować próby pokonywania nieśmiałości. Warto też się przekonać, jak ważny jest czas spotkań z rodziną, a także, jak wiele wnoszą do wspólnego dobra prawidłowe relacje międzyludzkie.
Z dowartościowaniem empatii, akceptacji i tolerancji inności czytelnik spotka się w Dzienniku Rut. Wystarczy, że sięgnie po lekturę.
Jeden rok z życia ortodoksyjnej Żydówki, Polki, patriotki, matki pięciorga dzieci, feministki, kobiety silnej i wrażliwej. Czy religia daje wolność...