Jak popełnić zbrodnię doskonałą? Wywiad z Ałbeną Grabowską

Data: 2025-01-14 09:21:31 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Jak popełnić zbrodnię doskonałą? Wywiad z Ałbeną Grabowską z kategorii Wywiad

– Literatura musi być przede wszystkim ekscytująca, wiarygodność – choć istotna – jest jednak na drugim planie. Jeden z bohaterów mojej książki mówi, że prawdziwa praca policyjna jest nużąca i żmudna – i taka jest prawda. To godziny oczekiwania, trudne warunki, nocne przesłuchania, zimno, deszcz – nic naprawdę ekscytującego zarówno dla śledczych, jak i dla czytelników. Podobnie jest na planie filmowym – sceny letnie kręci się zimą, trzeba czasem udawać, że jest ciepło, choć panuje przenikliwy ziąb. Rzeczywistość rzadko bywa tak dramatyczna jak seriale kryminalne – mówi Ałbena Grabowska, autorka książki Nóż w sercu. Sprawa chirurga

Myśli Pani, że istnieje zbrodnia doskonała?

Myślę, że tak naprawdę nie. Zbrodnia doskonała nie istnieje, ale zdarza się, że morderstwa pozostają niewykryte. Brak ciała, brak motywu, brak możliwości udowodnienia winy – to sprawia, że nawet, jeśli wszyscy wiedzą, kto jest sprawcą, nie można tego formalnie udowodnić.

Ale gdyby istniała, to na pewno łatwiej byłoby popełnić ją lekarzowi.

Wydaje mi się, że z racji wykonywanego zawodu i dostępu do specjalistycznej wiedzy lekarz miałby większe możliwości ukrycia dowodów swej winy. Jego znajomość medycyny i dostęp do substancji farmakologicznych mogłyby ułatwić dokonanie morderstwa.

I taki jest punkt wyjścia Pani nowej powieści Nóż w sercu. Sprawa chirurga.

Podejrzanym w mojej powieści jest właśnie lekarz, ale to zbyt oczywisty trop. Ma motyw, miał możliwość popełnienia zbrodni, zostaje przyłapany na miejscu, to on wzywa pogotowie. Przez cały czas pojawia się pytanie: czy to rzeczywiście on jest sprawcą? Wszystko wskazuje na niego, ale jednocześnie wiele elementów zaprzecza jego winie. W normalnych warunkach nikt nie pochyliłby się nad sprawą – albo mój bohater zostałby szybko skazany, albo uniewinniony. Moi detektywi jednak nie dają za wygraną i próbują dociec prawdy – czy miał sposobność, czy to zrobił, a jeśli tak, to dlaczego?

Wydaje mi się, że w rzeczywistości taki chirurg zostałby z miejsca uniewinniony, bo przesłanki są zbyt słabe. Teoretycznie wydaje się niemożliwe, by to on popełnił zbrodnię. To, co dzieje się dalej, to już czysta literatura. 

Literatura może daleko odbiegać od rzeczywistości?

Moim zdaniem literatura musi być przede wszystkim ekscytująca, wiarygodność – choć istotna – jest jednak na drugim planie. Jeden z bohaterów mojej książki mówi, że prawdziwa praca policyjna jest nużąca i żmudna – i taka jest prawda. To godziny oczekiwania, trudne warunki, nocne przesłuchania, zimno, deszcz – nic naprawdę ekscytującego zarówno dla śledczych, jak i dla czytelników. Podobnie jest na planie filmowym – sceny letnie kręci się zimą, trzeba czasem udawać, że jest ciepło, choć panuje przenikliwy ziąb. Rzeczywistość rzadko bywa tak dramatyczna jak seriale kryminalne.

W literaturze rozwiązanie sprawy często opiera się na śladach biologicznych – włosie znalezionym na miejscu zbrodni, kropli śliny czy potu. Widzowie oglądający CSI mogą odnieść wrażenie, że to laboratorium prowadzi śledztwo, a technik kryminalistyki zbiera ślady, a potem idzie i aresztuje mordercę. To jest ekscytujące w fikcji, ale w prawdziwym śledztwie wygląda zupełnie inaczej.

Czyli raczej nie czytuje Pani kryminałów medycznych?

Rzeczywiście, nie przepadam za nimi. Połowa zbrodni w takich książkach odbywa się poprzez podanie potasu, wstrzyknięcie trucizny. To dla mnie przewidywalne i nużące. Ostatnio przeczytałam medyczny kryminał – motywem była rutynowa operacja, podczas której zdrowy pacjent nagle umiera. Okazuje się, że fiolki leków zostały podmienione, podano potas, serce stanęło, a ciało natychmiast skremowano, bez sekcji zwłok. Było dla mnie oczywiste, że to musiało być celowe działanie, a jednak bohaterowie książki zdawali się tego nie dostrzegać.

Ten potas to rzeczywiście marzenie seryjnego mordercy?

Jeśli poda się potas dożylnie, serce przestaje bić. Nie jest łatwo później wykryć, że śmierć nie nastąpiła w sposób naturalny – w chwili śmierci potas naturalnie uwalnia się z komórek, więc trudno go odróżnić od podanego z zewnątrz. Gdyby ktoś podał go zdrowemu człowiekowi, można by było wykryć ślad wkłucia, ale w szpitalu pacjent ma już wenflon i jest to otwarta droga do popełnienia zbrodni w taki sposób, by pozostać niewykrytym. Wejście na oddział tak, by pozostać niezauważonym, nie jest jednak takie proste – nawet w Polsce. 

Zastanawiała się Pani kiedyś nad tym, jak zabić człowieka?

Często zastanawiam się, jak mogłoby to wyglądać. Jak zapewnić sobie alibi? Gdybym miała kogoś zabić i uniknąć kary, musiałabym mieć niepodważalne alibi. Natomiast gdyby moim celem było popełnienie zbrodni dla spektakularnego efektu, zrobiłabym to w świetle reflektorów – strzeliła w biały dzień. Ale to nie byłoby interesujące z punktu widzenia kryminału.

Chyba że interesowałby nas motyw sprawcy. Mówi się, że kryminał jest najbardziej schematycznym spośród wszystkich gatunków literatury popularnej. Jak to się dzieje, że schemat może być dla kogoś interesujący?

Lubimy kryminały, bo pozwalają nam doświadczyć czegoś, czego nie mamy w codziennym życiu. Pozwala wcielić się w mordercę, kibicować mu, a jednocześnie nie być za to osądzanym. Większość prawdziwych morderstw, o których czytamy w wiadomościach, to brudne, nieciekawe sprawy – kłótnie sąsiedzkie, rodzinne tragedie. W kryminałach zbrodniarz jest inteligentny, ścigający go detektyw boryka się z osobistymi demonami i zasłuchuje w muzyce klasycznej, bo w niej kryją się wskazówki podsunięte mu przez mordercę. Co ciekawsze niż komisarz z powiatowego miasta, który szuka męża za śmiertelne pobicie żony.

Śledztwa w kryminałach są często przerysowane. W rzeczywistości pyłek na miejscu zbrodni nie wystarczyłby, by rozpocząć śledztwo, a analiza DNA sprzed stu lat niczego by nie udowodniła. Ale w literaturze to działa i budzi emocje – dlatego wierzymy w taką fikcję.

Korzysta Pani z pomocy konsultantów, tworząc swoje kryminały?

Nie, bo tworzę fikcję. Rozmawiałam jednak z policjantami, pytając, co by zrobili, gdyby dostali zgłoszenie o podobnym morderstwie – gdzie człowiekowi wbito nóż w serce. Powiedzieli mi, że ścisłe trzymanie się faktów czy procedur obowiązujących w polskiej policji nie jest konieczne – okazuje się, że oni sami lubią czytać kryminały i nie oczekują pełnego realizmu.

Nie znam żadnej policjantki, która miałaby za sobą karierę operową. Nie znam też żadnego chirurga, który byłby psychopatą. Większość znanych mi lekarzy to normalni ludzie. Mają swoje słabości, grzeszki na sumieniu, bywa, że popełniają pomyłki. Ktoś stracił prawo do wykonywania zawodu – ale z powodu błędu medycznego, nie popełnienia zbrodni. Jeśli więc nadaję moim bohaterom jakieś szczególne cechy, to po to, by wyróżnić ich spośród całego mrowia literackich śledczych. Jasne, wtedy staje się to bardziej fikcją literacką niż prawdopodobnym scenariuszem, ale przecież w literaturze szukamy czegoś niezwykłego. Dlatego Franciszek jest doświadczonym detektywem, ale już nie rutyniarzem, który stracił zapał. Nie jest też klasycznym zmęczonym życiem policjantem, który popada w alkoholizm – ma swoje tajemnice, ale nie jest karykaturą. Jego partnerka, Maja Kwiatkowska, dopiero zaczyna karierę w policji, choć ma już za sobą wiele doświadczeń – studiowała medycynę, uczyła się śpiewu operowego, a teraz rozwiązuje zagadki kryminalne.

Myśli Pani, że mogliby się stać bohaterami serii? Bo, wie Pani, czytelnicy kochają serie kryminalne (śmiech).

Seria? Może. Nie mówię ani tak, ani nie. Kryminał to wyczerpujący gatunek, trudny, ale kto wie – może kiedyś do nich wrócę.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.