Za późno. Wywiad z Ałbeną Grabowską
Data: 2019-11-03 11:32:15– Bardzo często unikamy rozmowy z najbliższymi o historii naszych rodzin. Nie mamy czasu, ochoty, a może mamy czas, ale ktoś bliski uważa, że jesteśmy za młodzi, by zrozumieć? Wstydzimy się pewnych wyborów, nie chcemy opowiedzieć o nich dzieciom czy wnukom, by nie pomyśleli, że ich kochana mama czy babcia zrobiła coś złego. Z drugiej strony: często postrzegamy nasze babcie czy mamy jako osoby kochane, cudowne, a może czasem – trudne, powolne, stare. Potem orientujemy się, że kiedy bliscy próbowali coś nam opowiedzieć, nikt ich nie słuchał. Niestety, jest już często za późno – mówi Ałbena Grabowska, autorka powieści Matki i córki. To opowieść o czterech kobietach, których losy splotły się z historią XX wieku. Ich macierzyństwo naznaczone było traumą. Po latach mierzą się z rodzinną historią i próbują odkryć własne korzenie.
Wierzy Pani w bajki?
Zawsze w nie wierzyłam. Zawsze też wydawało mi się, że kiedy ktoś opowiada jakąś bajkę, to jest ona kierowana tylko do mnie i tylko ja jej wysłuchuję. Tak samo było z bohaterami tych opowieści – zawsze byłam przekonana, że jeśli stoją oni przed jakimiś problemami lub muszą wyjaśnić jakąś tajemnicę, to tylko ja mogę im w tym pomóc.
I to właśnie bajka – ta o Czerwonym Kapturku – staje się punktem odniesienia dla głównej bohaterki Pani nowej książki Matki i córki.
Bajka, a raczej jej bohaterka. Czerwony Kapturek – postać, którą postrzegamy bardzo płasko i sztampowo. Odczytujemy tę historię bardzo powierzchownie jako opowieść o dziewczynce, która poszła z koszyczkiem do babci, przez las, a wilk złapał ją i zjadł. Można by było uznać, że to kara za nieposłuszeństwo, ale moim zdaniem bajka o Czerwonym Kapturku tak naprawdę mówi o mamie, która niespecjalnie dba o dziewczynkę, bo posyła ją do ciemnego lasu, gdzie czyha niebezpieczeństwo, zamiast się nią zająć. Babcia, która mieszka daleko, milcząco wyraża na to zgodę. Dlaczego postanowiła zamieszkać w środku lasu? Może nie bardzo chce żyć pod jednym dachem z córką? Może dzielą je jakieś problemy, skoro nie chcą się spotkać? Zawsze wydawało mi się, że jest w tej historii coś więcej niż tylko morał o konieczności słuchania rad dorosłych.
A może właśnie czegoś w niej nie ma? W tej bajce – podobnie jak w Matkach i córkach – nie ma przecież ojca?
I dziadka. I o ile brak dziadka przyjmujemy stosunkowo naturalnie, bo mężczyźni często żyją krócej niż kobiety, o tyle pytanie o nieobecność obu panów daje już do myślenia. W obu tych historiach nie ma nikogo, kto mógłby chronić bohaterki przed ich matkami. A bardzo by się to przydało.
– Uważam, że przedstawienie ekskrementów czy rozpięcie genitaliów na krzyżu nie jest żadną sztuką i niczego nie wnosi poza powtarzaniem nazwiska „artysty”. Natomiast próbę zrozumienia tego, co zrobił Judasz, pytanie, czy rzeczywiście zdradził dla chęci zysku, czy może kazano mu tak uczynić, może stanowić podstawę do bardzo ważnej dyskusji. I sztuki.
- wywiad z Ałbeną Grabowską na marginesie powieści Kości proroka
Powiedziałbym nawet mocniej: Lilka nie tylko pozbawiona jest ojca. Nie ma też matki. Nie może liczyć na czułość czy wsparcie z jej strony. Ba, niczego się o niej nie dowie – matka głównej bohaterki nie lubi opowiadać o sobie. Podobnie jak babka i prababka Lilki.
Rzeczywiście, w domu rodzinnym Lilki panuje prawdziwa zmowa milczenia. Główna bohaterka jest pozbawiona w sensie biologicznym ojca, ale w sensie psychicznym również i matki. Nawet babcia w tej opowieści nie jest taką babcią, jaką my znamy – kochającą, wyrozumiałą, wspierającą. Tradycyjnie w wielu rodzinach to babcie są tymi osobami, na które zawsze można liczyć, które pozwalają wnukom na więcej niż rodzice. Tu jest inaczej.
Inaczej ze względu na to, co te kobiety przeszły?
Moje bohaterki zdołały oprzeć się traumie tylko na tyle, by przeżyć. Od tego czasu po prostu egzystują: oglądają programy telewizyjne, machinalnie wykonują kolejne czynności. To strasznie smutne – tym bardziej, że nie są przecież same na świecie, mają siebie. Magdalena po śmierci swojej matki cierpi, ale nie potrafi się otworzyć, nie potrafi zmienić swoich relacji z Lilką. Myśli, że chroni Lilkę, nie rozmawiając z nią o przeszłości rodziny, ale tak naprawdę jej postawa jest bardzo egoistyczna. Paradoksalnie, kobiety z tej rodziny zaczynają żyć naprawdę dopiero po własnej śmierci. Lilka to bardzo mocno dostrzega.
Z psychologicznego punktu widzenia lepiej rozmawiać z bliskimi o swoich traumach czy starać się ich chronić?
Zawsze lepiej z nimi porozmawiać. Nie chodzi jednak o epatowanie nieszczęściem i wychowywanie dzieci w domu, w którym mówi się tylko o traumie. Ale ukrywanie wszystkich wydarzeń czy przeżyć smutnych, trudnych, prowadzi do tego, że człowiek nabiera fałszywego, złudnego poczucia bezpieczeństwa i, postawiony przed jakakolwiek trudnością, poddaje się. Może się też zdarzyć, że stanie się marionetką, prowadzoną na sznureczku kukłą, pozbawioną tożsamości i własnego zdania.
– Człowiek bez wspomnień, bez tożsamości, bez przodków, jest po prostu kaleki, niepełny. Dlatego właśnie ludzie, którzy dowiedzieli się, że zostali adoptowani, najczęściej rozpoczynają poszukiwania biologicznych rodziców.
- wywiad z Ałbeną Grabowską na marginesie powieści Nowy świat
Lilka z pewnością kukłą nie jest – wciąż drąży, niczego nie mogąc być pewną. Potrzebujemy przeszłości, korzeni, historii przodków, żeby nie żyć w pustce? Budować własną tożsamość możemy tylko w odniesieniu do innych członków rodziny?
Potrzebujemy korzeni. Gdyby było inaczej, osoby, które dowiadują się o tym, że zostały adoptowane, nie poszukiwałyby biologicznych rodziców, nie starałyby się odkryć własnej przeszłości.
Warto to robić nawet, jeśli pamięć o przeszłości mogłaby nas zniszczyć?
Pamięć jest procesem chemicznym. To, wbrew pozorom, nie jest zjawisko tak bardzo ulotne, jak nam się często wydaje. Gdy coś zapamiętujemy, dokonuje się zmiana chemiczna w naszych neuronach. Ale to stosunkowo prosty proces, często dzieje się niejako automatycznie. Mówimy więc, że zapamiętać coś jest łatwo – o wiele trudniej to w odpowiednim momencie z pamięci „wyjąć” – na tym właśnie polega problem z uczeniem się. A skoro wiemy, że gdy coś zapamiętujemy, zachodzi fizyczna zmiana w strukturze, to pamięć – a także traumy – mogą być dziedziczone.
Wydawało mi się, że będzie w tym więcej… cóż, metafizyki?
Tak, my jako ludzie bardzo lubimy postrzegać się jako istoty w jakimś sensie metafizyczne, ale zapominamy, że metafizyka w dużej mierze wynika z fizyki i chemii. To nie znaczy, że wszystko jest w naszym życiu proste. Proszę spojrzeć: każdy z nas ma jakiś genotyp, zbiór genów, które otrzymuje od matki i ojca. Ale nawet bliźnięta jednojajowe, wydawałoby się obdarzone takim samym materiałem genetycznym, nie są przecież identyczne. Dziedziczenie cech może się bardzo rozszczepiać. Dochodzi jeszcze kwestia wychowania, które także ma wpływ na każdego człowieka. To, w jakim środowisku wzrastamy, w jakim domu, rodzinie, jakich mamy kolegów, przyjaciół, towarzyszy – to wszystko ma dla nas ogromne znaczenie. Jesteśmy całością złożoną z wielu cząstek, zlepkiem bardzo wielu historii. Przez cały czas, mając bazę, którą dostaliśmy w genach i opowieściach rodziców, opowiadamy innym - ale też i sobie – swą własną historię. Taka jest też moja bohaterka, która usiłuje opowiedzieć historię o samej sobie, choć ma mało danych, by to była pełna opowieść.
Lilka historię każdej z kobiet ze swojej rodziny stara się wpisać w jakiś archetyp – to zabieg jakby żywcem zaczerpnięty z Junga….
Tak, Jungowe archetypy bardzo dobrze pasowały do tej książki, choć długo nawet nie myślałam o tym, że całe moje pisanie zaczęło się od mitu Orfeusza, od książki Tam, gdzie urodził się Orfeusz, od podążania jego śladem i zastanawiania się, czy był prawdziwym człowiekiem. W przypadku Matek i córek powracam do mitów, idę jednak o wiele dalej. Lilka jest wprawdzie bohaterką zaczerpniętą z baśni, ale jej prababka już Heleną Trojańską, babka – Medeą, a mama Ateną. Podobny zabieg zastosował Georgi Gospodinow w Fizyce smutku, który nawiązał do mitu o Minotaurze i zaproponował nań nowe spojrzenie. Zwykle Minotaura postrzegamy jako potwora, którego należy zabić. On zobaczył bardzo samotne dziecko, które opuściła matka. To bardzo zmienia perspektywę.
– Bułgaria to dla mnie miejsce magiczne – kraj lat dziecinnych. Jestem bardzo związana z rodzinnymi stronami mojej mamy, z moją rodziną mieszkającą w Bułgarii. Mówię dobrze w tym języku, staram się czytać, mam tam dwa domy… Gdyby nie pragnienie, żeby przypomnieć Polakom, jak pełen słońca, tradycji, kultury i wspaniałego jedzenia jest ten kraj, nie zaczęłabym w ogóle pisać.
- wywiad z Ałbeną Grabowską na temat Bułgarii i mitu Orfeusza
Można powiedzieć, że Lilka ma łatwiej – jest psychologiem, posiada odpowiednie narzędzia, by poradzić sobie z traumą. Co może zrobić zwykły czytelnik – zwłaszcza w kraju, w którym wizyta u psychologa czy psychiatry nadal, niestety, stygmatyzuje.
Lilka ma narzędzia czysto teoretyczne, nie ma natomiast potrzebnych do budowania prawdziwej opowieści danych. Jej sytuacja nie jest więc łatwiejsza niż czytelników. Celowo nie posyłam jej do psychologa, bo nie uważam, by było to lekarstwo na całe zło tego świata. Chcę za to zwrócić uwagę czytelników na fakt, że bardzo często unikamy rozmowy z najbliższymi o historii naszych rodzin. Nie mamy czasu, ochoty, a może mamy czas, ale ktoś bliski uważa, że jesteśmy za młodzi, by zrozumieć? Wstydzimy się pewnych wyborów, nie chcemy opowiedzieć o nich dzieciom czy wnukom, by nie pomyśleli, że kochana babcia zrobiła coś złego. Z drugiej strony: często postrzegamy nasze babcie czy mamy jako osoby kochane, cudowne, a może czasem – trudne, powolne, stare. Za późno orientujemy się, że kiedy bliscy próbowali coś nam opowiedzieć, to nikt ich nie słuchał. Gdy umierają, zostawiają nas z jednym rzuconym przypadkowo zdaniem, z początkiem opowieści, którą można by było poprowadzić w różnych kierunkach. Niestety, jest już na to za późno.
Brzmi, jakby doświadczyła Pani takiej sytuacji.
Tak, moja polska babcia nigdy nie opowiadała mi o swoich rodzicach. Wiedziałam, że prababcia urodziła babcię, potem ciocię Jadzię, a później zmarła. Do dziś jednak nie wiem, czy była to śmierć przy porodzie, czy dopiero później, w połogu. Wiem za to, że dziadek pojął za żonę siostrę mojej babci i miał z nią dwie córki – razem czworo dzieci.
Krótki akapit, raptem cztery zdania – a ile w tym wszystkim dramatu. Przypadkowo dowiedziałam się później, że ciocia zerwała zaręczyny, by ożenić się z własnym szwagrem. Czy była szczęśliwa? Czy zrobiła to, bo czuła się w obowiązku zająć się dziećmi siostry? Czy mąż był jej wdzięczny? Czy uznał, że to wszystko jedno, jaką kobietę pojmie za żonę? Czy ciocia żałowała swojej decyzji? Nie wiem tego i chyba już nigdy nie uzyskam odpowiedzi na swoje pytania. W tym wymiarze wszyscy jesteśmy podobni do Lilki, bohaterki Matek i córek. Choćbyśmy nie wiem, jak się starali, zawsze ostatecznie staniemy w obliczu pytań, na które nie można znaleźć odpowiedzi.
Książkę Matki i córki kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Dodany: 2019-11-05 00:27:08
Muszę sięgać po tę książkę.
Dodany: 2019-11-04 14:53:04
Jak każdy z Czytelników marzy mi się poznanie twórczości Pani Ałbeny Grabowskiej.
Dodany: 2019-11-04 10:42:58
Mam w planach :)
Dodany: 2019-11-04 10:39:15
Książaka już czeka na mojej półce :)
Dodany: 2019-11-03 21:43:40
Jestem bardzo ciekawa tej książki.
Dodany: 2019-11-03 16:12:54
Mam w planach przeczytać tę książkę.
Dodany: 2019-11-03 15:57:12
Książkę już mam, czeka w kolejce.
Dodany: 2019-11-03 11:48:49
Matki i córki mam chęć przeczytać...