Kto krył się pod maską najbardziej uwielbianej staruszki świata? Wywiad z biografką Królowej Matki

Data: 2013-07-03 11:59:33 Autor: granice_pl
udostępnij Tweet

Dlaczego teraz, 11 lat po śmierci brytyjskiej monarchini Elżbiety, znanej jako Królowa Matka, zdecydowała się pani napisać jej biografię?

Pomysł  nie  wyszedł  ode  mnie,  ale  od  mojego  wydawcy. Oboje,  obracając  się w brytyjskich kręgach arystokratycznych, wiedzieliśmy, że publiczny wizerunek Królowej Matki jest bardzo różny od jej prawdziwej historii. Mój wydawca kierował się przekonaniem, że jeśli ja nie odważę się opisać jej losów, zaginie ona w odmętach historii i nikt nie dowie się prawdy o tej fascynującej kobiecie. Elżbieta była o wiele bardziej niejednoznaczną postacią, niż dotąd się wydawało. 

 

Powstało ogromne, niemal 600-stronicowe dzieło. Jak przygotowywała pani materiał do książki? 

 To, co nazywam „soczystymi kąskami”, czyli nieupublicznione wcześniej szczegóły prywatnego życia Elżbiety, znałam, zanim zabrałam się do pracy nad książką. Obracając się przez lata wśród arystokratów, słyszałam te historie. Jednym dawałam wiarę, inne wydawały się podejrzane, ale łączyło je jedno: miały nigdy nie wypłynąć poza pewne kręgi. Moja praca polegała na żmudnym przekopywaniu się przez archiwa królewskie i inne brytyjskie zbiory dokumentów, na przyswajaniu ton pamiętników i listów. Na potwierdzaniu i selekcjonowaniu faktów. Następnie interpretowałam ich znaczenie w szerszym, historycznym i politycznym kontekście. Bo nigdy nie jest tak w przypadku koronowanej  głowy, że sprawy prywatne da się oddzielić od politycznych. Temperament, preferencje i wychowanie tych osób mogą zmienić losy świata.

W sumie biografia Elżbiety pochłonęła dwa lata bardzo intensywnej pracy. Pod koniec pracy nad książką pisałam już niemal całą dobę z kilkugodzinnymi zaledwie przerwami na sen. Przyjaciele moich synów wychodzili od nich o czwartej nad ranem i z zaskoczeniem zastawali mnie przy pisaniu. Byłam tak wyczerpana, że z trudem wlokłam nogę za nogą. 

 

Prasa brytyjska nazywa Panią „zatrutym piórem”, bo ma Pani odwagę pisać więcej niż inni. Czy ma pani osobistągranicę, której Pani nie przekracza? Czy istnieje informacja o życiu Elżbiety, którą Pani zna, ale nie zdecydowała się Pani umieścić jej w książce?

 Nie. Wszystkie wiadomości, które zebrałam, znalazły się w książce. Niczego nie przemilczałam. Większość biografów cenzuruje swoje książki. Odmalowuje swoich bohaterów „na zamówienie” – tak jak oni chcieliby się widzieć albo tak, jak inni chcieliby ich postrzegać. Ja kieruję się zasadą: wszystko albo nic. Piszę całą prawdę o swoich bohaterach, a nie manipuluję ich wizerunkiem. Fakty mówią same za siebie. 

 

Co Panią najbardziej zaskoczyło, gdy wzięła Pani pod lupę życie Królowej Matki?

 Słynna nie tylko w Wielkiej Brytanii jest sprawa abdykacji króla Edwarda VIII. Oficjalna wersja jest taka – zakochał się w dwukrotnej rozwódce, w dodatku Amerykance, po czym ustąpił z tronu, by zostać z ukochaną. Otóż prawda wygląda nieco inaczej. Edward jako król miał prawo poślubić swoją ukochaną. Co więcej: gdyby sięuparł, mógłby nawet uczynić ją królową. Abdykację na nim wymuszono, a pierwsze skrzypce w intrydze przeciwko niemu grała właśnie Elżbieta - wtedy jeszcze nie Królowa Matka, ale żona księcia Yorku, młodszego brata króla. 

Elżbietą targała gigantyczna ambicja. Swego czasu adorowała Edwarda i próbowała go nakłonić do zaręczyn. Gdy się nie udało, zadowoliła się jego młodszym bratem, ale paląca ambicja w niej pozostała. Wykorzystała pierwszy moment, by posadzić swojego męża na tronie, a sobie zapewnić tytuł Królowej Małżonki. Słyszałam tę historię jako plotkę wielokrotnie i zawsze uważałam ją za głęboko przesadzoną. Podczas moich badań odkryłam, że było przeciwnie – w tych plotkach rola Elżbiety w spisku była nadal niedoszacowana.

Królowa Matka, jak w przypadkach wielu swoich intryg, dołożyła wszelkich starań, by zatrzeć ślady własnego udziału w sprawie. 

 

Właśnie, Królowa Matka przeszła do historii jako dobrotliwa staruszka, uśmiechnięta pani w kapelusiku, sącząca dżin.

 Elżbieta była pierwszą koronowaną głową, która w pełni rozumiała i doceniała władzę, jaką mają media. To ona zmieniła zasady gry między mediami a dworem królewskim. Dała prasie sygnał, że rodzina królewska to nie pomniki, które trzeba obchodzić szerokim łukiem, ale przeciwnie, dwór i prasa mogą ułożyć relację, na której wszyscy skorzystają.  

Elżbieta była mistrzynią PR, obdarzoną naturalnym talentem propagandzistką, której największą kreacją była ona sama. Królowa Matka weszła w rolę, którą sama dla siebie napisała, i pozostała w niej na zawsze. Pod tym względem była doskonałą realizacją postulatów aktorskiej metody Stanisławskiego. Sprzedawała wszystkim wizerunek siebie jako cudownej istoty, a niemal cały świat to kupił. 

 

A jaka była naprawdę?

 Potężna. Jestem przekonana, że gdyby nie jej intrygi, losy II wojny światowej ułożyłyby się zupełnie inaczej.

Wróćmy do ustąpienia z tronu Edwarda. Wskutek intryg Elżbiety król Edward VIII abdykuje w 1936 roku, a na tronie zasiada jej mąż, książę Yorku, Albert, przyjmując imię Jerzy VI. Albert, zwany w rodzinie Bertie, jest bardzo podatny na wpływy żony, której podszepty są dla niego ważniejsze niż opinie politycznych doradców. Teraz uwaga: Edward VIII jest przeciwnikiem mieszania się Imperium Brytyjskiego w konflikt z  Niemcami. Uważa, że gdyby doszło do wojny, najlepiej stać z boku i czekać, aż Hitler i Stalin wykończą się nawzajem. Stanowisko Elżbiety tymczasem jest obsesyjnie antyniemieckie. W momencie wybuchu wojny Elżbieta zaczyna przekonywać króla, że Anglia musi do niej przystąpić. Oczywiście, król nie ma konstytucyjnej władzy, by zmusić polityków do działania, ale może wywierać naciski. Co by było, gdyby król w 1939 roku sprzeciwił się wojnie? Czy Wielka Brytania zaangażowałaby się w nią? Jak rozłożyłyby się siły w Europie, gdyby Brytyjczycy stali z boku? Wpływ Elżbiety na historię i politykę był ogromny. Manipulowała Europą i swoim krajem z  dobrotliwym uśmiechem. I to jej największy propagandowy sukces – zapamiętano ją jako miłą starszą panią, a nie chorą z ambicji intrygantkę. 

 

Opinia publiczna skupiła się jednak na innych fragmentach pani książki.

 Brytyjskie gazety zwróciły największą uwagę na doniesienia o pochodzeniu Elżbiety: napisałam zgodnie z wieloma wiarygodnymi źródłami, że Królowa Matka była córką kucharki. Oczywiście szerokim echem odbiła się również informacja, że ElŜbieta nie znosiła seksu i poddała się dwóm sztucznym zapłodnieniom, z których narodziły się jej córki – Elżbieta II i jej siostra Małgorzata. To wzbudziło większą dyskusję niż informacje o jej ambicjach politycznych, wyrachowaniu i cynizmie. Przypuszczałam, że raczej jej gierki – począwszy od próby matrymonialnego upolowania następcy tronu, wzbudzą największą dyskusję. 

 

Czy polowanie na męża było naprawdę takim przejawem cynizmu? Przecież na początku XX wieku zdobycie dobrej partii było swoistą grą, której zasad wszystkie panny na wydaniu uczyły się pilnie.

 Oczywiście, celem każdej panny, a przynajmniej jej rodziców, było wyjść za mąż najlepiej, jak to możliwe. Ale i wtedy zdarzały się śluby z miłości. Postawa Elżbiety, nawet jak na tamte czasy, była bardzo cyniczna. Ona podeszła do tematu wyłącznie ambicjonalnie. Elżbieta niczego nie pragnęła bardziej niż tytułu księżnej z perspektywami na zostanie królową. 

 

Myśli pani, że brytyjska arystokracja nadal gra w tę matrymonialną grę?

 Grała, gdy byłam młodą dziewczyną. Dziś zdarza się to zdecydowanie rzadziej. Jeszcze 30 lat temu małżeństwo było wyznacznikiem statusu społecznego i było rozpatrywane w kategoriach sukcesu życiowego. Dziś określamy swoją pozycję przez sukces zawodowy, a nie matrymonialny. 

 

Co pani sądzi o małżeństwie Williama i Kate?

 Kate Middleton ma moje absolutne poparcie. Sprawdza się świetnie w roli koronowanej głowy na świeczniku. Nigdy nie popełnia błędów. W kontekście ich małżeństwa ciekawy jest fakt, że Kate pochodzi z klasy średniej. To nowy trend na europejskich dworach królewskich, które jeszcze pokolenie temu nie wyobrażały sobie przyjęcia do rodziny kogoś niżej urodzonego. Tymczasem dziś nie tylko takie osoby się akceptuje, wręcz w dobrym tonie jest zawieranie małżeństw z klasą pracującą. Monarchia w ten sposób legitymizuje swoje istnienie w nowoczesnym społeczeństwie. Królowie i książęta zdają się mówić: jesteśmy monarchią ludzi i dla ludzi, a nie skostniałym muzealnym eksponatem. Poza tym większość dziewcząt z arystokratycznych rodzin niechętnie widziałaby dziś siebie na królewskim dworze, bo mają one świadomość tego, jak ciężka i nudna to praca. 

 

Skoro jesteśmy przy Williamie i Kate, pomówmy również o macierzyństwie. Jaką matką była kobieta, która przez pół życia oficjalnie nazywana była "Królową Matką"?

 Dla Elżbiety liczyły się tylko wpływy i władza. Reszta spraw, w tym rola matki, była temu podporządkowana. Na przykład Elżbieta nie życzyła sobie, by córki przewyższały ją intelektualnie. Dlatego mocno ograniczyła ich edukację. Większość rodziny królewskiej była zszokowana tym, jak zaniedbane edukacyjnie są księżniczki. Dlatego teściowa Elżbiety, królowa Maria, w porozumieniu z arcybiskupem Canterbury, w tajemnicy organizowała dla nich dodatkowe lekcje. Marii nie mieściło sięw głowie, że Lilibeth, jak nazywano przyszłą królową ElżbietęII, nie ma możliwości rozwoju intelektualnego, choć jest następczynią tronu!

Księżniczka Małgorzata, młodsza siostra Lilibeth, wielokrotnie publicznie na to narzekała. Królowa Matka była osobą interesowną. Z córką, która miała szansę odziedziczyć tron, utrzymywała „dobrą relację”. Małgorzata nie była jej do niczego potrzebna i tak była traktowana. Publicznie jednak zachowywano pozory, że ElŜbieta jest troskliwą i dobrą matką. O tym właśnie jest moja książka. O tym, kto krył się pod maską najbardziej uwielbianej staruszki świata... 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.