Przepadam za celebrytami! Wywiad z Jackiem Getnerem
Data: 2021-10-21 11:25:40– Uwielbiam obserwować, jak celebryci się kompromitują tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Zbieram te różne sposoby pijarowe od dwudziestu lat i myślę, że jestem całkiem niezłym ekspertem w tej dziedzinie (śmiech) – mówi Jacek Getner, autor powieści Znamienne stany świadomości, w której genialny detektyw Jacek Przypadek próbuje wyjaśnić kolejne zagadki kryminalne, przy okazji obnażając miałkość świata ludzi, którzy są znani z tego, że są znani.
Ludzie są banalnie przewidywalni?
Ludzie potrafią być banalnie przewidywalni. Ale potrafią też, oczywiście, zaskakiwać. I mój detektyw, choć wciąż powtarza, że ludzie są banalnie przewidywalni, też czasem bywa przez nich zaskakiwany. Szczególnie przez kobiety.
Za każdym razem, gdy czytam o głównym bohaterze, który nosi imię swojego twórcy, zastanawiam się nad tym, czy po prostu jest on tak bliski pisarzowi, czy też dzieli z nim więcej bliźniaczych cech, niż pisarz chciałby pokazać na papierze. Jak jest w Pańskim przypadku? A może – w Panu Przypadku?
Jacek Przypadek to w zasadzie moje alter ego. Z tym, że jeśli chodzi o biografię, łączą mnie z nim tylko nieukończone studia prawnicze. Natomiast charakter ma w zasadzie w stu procentach mój. Stworzyłem go takim, bo wiedziałem, że w serii zaplanowanej na czternaście tomów nie mogę zastanawiać się nad tym, jak zachowa się główny bohater. Lecz z czasem okazało się również, że nie tylko on przejął moje cechy, ale i ja w życiu codziennym zaczynam czasem stawać się nim...
W utworze są poruszone bardzo różne problemy – mamy zdrady, utratę kontaktu z rzeczywistością czy choćby uzależnienie od sławy. Takie tematy łatwiej przedstawiać okiem komika niż w dramatycznym tonie?
Zdecydowanie tak wolę je pokazywać. Uważam, że – podane w lekkiej formie – dotrą do większego grona odbiorców. A ponieważ mimo tego, że pływają w komediowym sosie, nie lekceważę ich i czasem właśnie specjalnie dla nich dodaję odrobinę poważniejszą nutkę.
Opisani bohaterowie są nośnikami wielu cech – dobroci, troskliwości, hipokryzji, egoizmu, protekcjonalności. Nie można oprzeć się wrażeniu, że przynajmniej jedna z takich osób występuje w życiu każdego z nas, dzięki czemu łatwiej utożsamić się ze światem, który Pan opisuje…
Myślę, że zdecydowanie tak. Ja tych bohaterów przecież nie wymyślam, tylko biorę ich z rzeczywistości. Przy czym właściwie nigdy nie przenoszę ich na strony książki jeden do jednego – staram się ich ulepić z dwóch, trzech postaci, by w ten sposób stali się bardziej pełnokrwiści.
Świat książkowy też nie jest identyczny z tym, w którym żyjemy.
Z całą pewnością nie. Autor, żeby dobrze ukazać pewne zjawiska, na pewno musi je trochę wyostrzyć, żeby Czytelnik mógł je dostrzec równie wyraźnie jak on. Czasem idzie to w stronę naturalistycznych opisów, od których może się zrobić niedobrze, a czasem zmierza w prześmiewczą formę, ocierającą się o groteskę – tak, jak u mnie.
Każdy z rozdziałów wyraźnie odzwierciedla Pańską opinię dotyczącą środowiska osób powszechnie uznanych za sławne. Wyśmiewa Pan ich styl życia i zwraca uwagę na to, jak łatwo rezygnują one z jakichkolwiek wartości w zamian za sesję zdjęciową do popularnego magazynu plotkarskiego. Nie po drodze Panu ze „sławami”.
Wprost przeciwnie. Ja za nimi przepadam! Uwielbiam obserwować, jak się kompromitują tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Zbieram te różne sposoby pijarowe od dwudziestu lat i myślę, że jestem całkiem niezłym ekspertem w tej dziedzinie (śmiech).
Czytaj również: Jacek Getner - cytaty
Myśli Pan, że świat celebrytów jest zatruty i nie ma w nim porządnych ani wartościowych ludzi?
Jak mówi przysłowie: Jeśli wszedłeś między wrony, musisz krakać tak jak one. Dlatego nawet, jeśli ktoś wszedł w ten światek, nieco przypadkiem zyskując sławę, to chcąc w nim pozostać, musi się upodobnić do pozostałych. I jedną z rzeczy, która mnie najbardziej bawi, jest celebryta twierdzący, że on się zdecydowanie różni od innych celebrytów. Przy czym bądźmy precyzyjni: nie każdy sławny człowiek to celebryta. Bywają nawet znani aktorzy, którzy trzymają się z boku świata szołbiznesu, bo faktycznie z tak zwanym „celebryctwem" nie chcą mieć nic wspólnego.
A jednak i pisarzom czasem „przytrafia się” sława. Co wtedy?
Jakoś sobie muszą z nią poradzić (śmiech). Choć nie jest łatwo, bo pisarz traci wtedy jeden z największych swoich atutów, czyli anonimowość. Ta anonimowość pozwala mu spokojnie podglądać innych bez ryzyka, że sam stanie się obiektem obserwacji.
Czyli raczej nie życzyć Panu zostania literackim celebrytą?
Zdecydowanie nie. Próbowałem nawet przekonać moje wydawnictwa, żeby zrezygnowały z moich zdjęć na okładkach. Ostatecznie stanęło na tym, że mam na nich wyłącznie głupie miny i jeśli ktoś będzie chciał mnie rozpoznać na ulicy, będzie miał utrudnione zadanie. Chciałbym, żeby ludzie znali moje nazwisko i moje książki, ale żeby kompletnie nie kojarzyli mojej twarzy, ponieważ człowiek, który się skupia na tym, żeby być rozpoznawalnym, siłą rzeczy traci wiele dużo bardziej istotnych możliwości.
I takim właśnie „morałem” chciał Pan podzielić się z czytelnikami swojej powieści? A może literatura popularna wcale nie potrzebuje „morału”?
Mimo wszystko trochę potrzebuje. Tyle że w literaturze popularnej to moralizatorstwo nie musi być tak bardzo na wierzchu, jak w tej bardziej ambitnej. Sam staram się zapewnić Czytelnikom przede wszystkim dobrą rozrywkę, a te morały ukryć gdzieś na drugim planie. Dlatego Czytelnik, który chce po prostu odetchnąć przy czytaniu moich książek, będzie mógł to zrobić, a ten, który potrzebuje nieco więcej, też coś w nich dla siebie znajdzie.
Niedawno do księgarń trafiła najnowsza część cyklu o detektywie Jacku Przypadku, Morderstwo w Orient Espresso. Znowu planuje Pan zaskoczyć czytelników?
Tym razem zanurzam się w świat korpoludków, czyli pracowników wielkich, międzynarodowych korporacji. Ręczę, że jest on nie mniej ciekawy i śmieszny niż środowisko celebrytów, choć siłą rzeczy trochę mniej znany.
Tworzenie cyklu rozpisanego na kilkanaście powieści – a tyle liczyć ma seria Detektyw Jacek Przypadek – to zawsze ryzyko pewnego „zmęczenia materiału”. Ma Pan plan dotyczący tego, jak go uniknąć?
Pierwszy punkt planu brzmi: czternaście tomów i ani jednego więcej (śmiech). Właśnie z racji tego, że w tomie piętnastym może się pojawić ryzyko zmęczenia materiału. A tak bardziej serio mówiąc, generalnie staram się nie planować zbyt dużo, choć wiem dokładnie, dokąd ta historia zmierza i jaka będzie ostatnia scena tomu czternastego. Natomiast po drodze wydarzy się na pewno bardzo wiele i wierzę, że wciąż będę zaskakiwał Czytelników swoimi pomysłami.
Książkę Znamienne stany świadomości kupicie w popularnych księgarniach internetowych: