Bardziej waleczne od mężczyzn. Iwona Kienzler o kobietach-wojowniczkach
Data: 2020-01-28 13:32:22W świecie zdominowanym przez mężczyzn każda kobieta, która „wychodziła z roli”, była posądzana o jakieś związki z siłami nieczystymi. Znachorki ginęły jako czarownice, kobietom nie wolno było nawet się uczyć, bo uważano to za sprzeczne z ich naturą i zamierzeniami Stwórcy. Niewiasta parająca się nauką budziła przecież równie wielkie kontrowersje jak przedstawicielka płci pięknej sięgająca po broń i idąca na wojnę – mówi Iwona Kienzler, która wydała właśnie książkę Kobiety wojowniczki. Znajdziemy w niej historie kobiet, które nie tylko dorównywały mężczyznom walecznością, ale często ich przewyższały – nie tylko na polu walki.
Mickiewicz był kłamczuchem?
Tak bym go nie nazwała. Przecież nie pisał biografii, tylko poezję, a ta ma swoje prawa, gdyż odwołuje się raczej do uczuć niż do faktów. Romantyzm stworzył wręcz zapotrzebowanie na tragicznych bohaterów, przy czym w zachodniej literaturze owi bohaterowie, jak wiemy, cierpieli z reguły z powodu niespełnionej miłości. U nas, z racji sytuacji ówczesnych Polaków, cierpieli zaś za ojczyznę. Dlatego właśnie Mickiewicz w swoim słynnym wierszu, którego pokolenia polskiej młodzieży uczyły się w szkole na pamięć, uśmiercił Ordona, dowódcę baterii artyleryjskiej nr 54, która podczas obrony warszawskiej Woli została wysadzona 6 września 1831 roku. Zginęło wówczas również dwustu Rosjan szturmujących redutę. Tymczasem Konstanty Julian Ordon wybuch przeżył, został jedynie mocno poparzony. Wieszcz nie kłamał, po prostu naprawdę sądził, że nieszczęsny oficer wówczas zginął i uznał, iż jego los doskonale wpisuje się w tak charakterystyczną koncepcję poświęcenia życia dla Ojczyzny przez jednostkę.
Legenda Emilii Plater
Podobnie było w przypadku Emilii Plater, dziewicy-bohatera, której Mickiewicz też przecież nie znał osobiście. Historia o młodej arystokratce, która rzuca wszystko, by złożyć swoje młode życie na ołtarzu Ojczyzny, musiała jednak nim wstrząsnąć, nawet, jeżeli nie był zorientowany w jej powstańczych dokonaniach – czy raczej, jak w tym przypadku, ich braku. Wiersz powstał już po upadku powstania, po śmierci panny Plater, zapewne na fali emocji związanych z klęską narodowego zrywu. Zresztą Platerówna swoją decyzją wywoływała sensację jeszcze za życia, zanim w ogóle ruszyła do boju. Wszak w Kownie przyjaciółka Mickiewicza, Karolina Kowalska, wydała na jej cześć bal, na którym Emilia poznała brata poety, Franciszka Mickiewicza. Wprawdzie o bohaterskiej arystokratce pisała „na gorąco” zarówno warszawska, jak i poznańska prasa, ale z braku dostępu do wiarygodnych świadków i relacji, podano nie do końca sprawdzone informacje, które tylko rozpalały wyobraźnię poety. W efekcie wieszcz stworzył własną wizję śmierci bohaterskiej dziewczyny, inspirując się historią Stefana Czarneckiego, a przy okazji awansował ją z kapitana na pułkownika. Ale przecież – podkreślam raz jeszcze – nie pisał jej biografii. Zresztą to nie jedyny taki przypadek w literaturze. Przypomnijmy chociażby, w jaki sposób Henryk Sienkiewicz opisał naszego króla Jana Kazimierza w Potopie. Przecież w powieści władca jawi się niemal jak heroiczna postać, a ten obraz nijak się ma do rzeczywistego monarchy!
Emilia Plater słynęła zresztą z bohaterstwa nie tylko w Polsce...
Jej losy opiewali wówczas niemal wszyscy poeci europejscy. Proszę sobie wyobrazić, że pod koniec 1831 roku, kiedy w Paryżu bawił nasz wielki kompozytor Fryderyk Chopin, triumfy święciła wystawiana w Cirque Franconi sztuka poświęcona historii Polski pt. Les Polonais en 1831, a jedną z jej bohaterek była właśnie Emilia Plater, przedstawiana tam jako nasza Joanna d’Arc. Chopin nie omieszkał obejrzeć przedstawienia, ale był nim, mówiąc delikatnie, zdegustowany, bowiem fabuła nijak się miała do rzeczywistych wydarzeń. W liście do przyjaciela pisał nawet, że nie może uwierzyć, iż Francuzi są tak głupi, że łykają takie brednie jak gęś kluski.
Czytaj także: Iwona Kienzler o wojennych losach przedwojennych gwiazd
Kompozytor jednak był wyjątkiem, historia o pięknej i bohaterskiej Emilii bardzo się podobała publiczności, bo – co tu ukrywać – był to niebywale nośny temat. Tym bardziej, że wyobrażano ją sobie jako piękność, a prawdziwa panna Plater bynajmniej urodziwa nie była, o czym możemy przekonać się chociażby z relacji osób znających ją osobiście. Zresztą jej wizerunek przechodził dość osobliwą ewolucję: na pierwszych portretach widzimy pulchną dziewczynę o krótkiej szyi i dość przeciętnej urodzie, a na kolejnych, powstałych już po jej śmierci, portretowana kobieta staje się coraz bardziej urodziwa. Można odnieść wrażenie, że jej portret został poddany obróbce w jakimś programie graficznym, którego oczywiście ówcześni ludzie przecież nie znali. Ostatecznie w zbiorowej wyobraźni utrwalił się jej wizerunek autorstwa Francoisa le Villaina, bardzo mocno wyidealizowany. Ale cóż, dziewica walcząca o wolność swego kraju musiała być piękna…
Skąd wzięła się jej legenda?
W tym przypadku jest to efekt dość osobliwej propagandy, którą nazwałabym propagandą rodzinną. Tak się bowiem złożyło, że pierwsza biografia Emilii Plater wyszła spod pióra jej stryjecznego brata, Cezarego Platera, który w 1831 roku, krótko po śmierci krewnej, wydał anonimowo w Bordeaux życiorys Emilii pod znamiennym tytułem Histoire d’Emilie Plater héroïne de la Pologne (fr. Historia Emilii Plater bohaterki Polski), w którym, mówiąc delikatnie, nieco przesadził z opisem bohaterskich dokonań swojej stryjecznej siostry. Autorem pierwszej, obszernej biografii Platerówny był także spokrewniony z Platerami Józef Straszewicz. Pierwsza wersja tego dzieła ukazała się w Paryżu w 1835 roku i znacznie wyolbrzymiała zarówno postać samej Emilii, jak i bohaterskie dokonania w trakcie powstańczych zmagań. Podobnie było w przypadku dwóch późniejszych, także pisanych w języku francuskim, monografii poświęconych bohaterce naszej opowieści pióra Straszewicza. A potem każdy z kolejnych biografów dodawał coś od siebie, skutecznie tworząc romantyczną legendę dziewicy-żołnierza. Nawiasem mówiąc, dziewiętnastowieczni biografowie nader często dość swobodnie poczynali sobie z faktami z życiorysów opisywanych przez siebie postaci. Przykładem takiego biografa był Ferdynand Hoesick, który pisząc chociażby o życiu Fryderyka Chopina, nader często puszczał wodze fantazji. Idealizowanie życiorysu, a właściwie dokonań bojowych Emilii Plater było jednak powodowane szczytną ideą gloryfikacji walki o wolność ojczyzny.
Polacy po prostu potrzebowali takich historii?
Bardzo. Miało to podsycać miłość ojczyzny, wychowywać kolejnych potencjalnych bohaterów, walczących za zniewoloną Polskę – stąd ten wysyp Konradów i Kordianów. Dopiero pozytywiści zaczęli wylewać Polakom kubły zimnej wody na ich rozpalone głowy. A i tak przegrywali z utworami Sienkiewicza, kochanymi przez pokolenia naszych rodaków.
Kobiety wychodzą z ról
Historia Emilii Plater nie spotykała się z niedowierzaniem ówczesnych? Przecież do niedawna kobiety zainteresowane wojaczką mogły zostać posądzone o konszachty z diabłem...
W świecie zdominowanym przez mężczyzn każda kobieta, która „wychodziła z roli”, była posądzana o jakieś związki z siłami nieczystymi. Przecież wiele znachorek, kobiet, które pomagały chorym hodowanymi przez siebie ziołami i sporządzanymi we własnej kuchni miksturami, ginęło potem na stosach jako czarownice. Mało tego, przedstawicielkom płci pięknej nie wolno było nawet się uczyć, bo uważano to za sprzeczne z ich naturą i zamierzeniami Stwórcy. Kobieta parająca się nauką budziła przecież równie wielkie kontrowersje jak przedstawicielka płci pięknej sięgająca po broń i idąca na wojnę. Poza tym, kobiety nawet nie biorąc udziału w bitewnych zmaganiach, miały przecież wpływ na mężczyzn, dowódców i władców, niejednokrotnie decydujący o wyniku wojennych zmagań. Warto wspomnieć o roli, jaką u boku Karola VII odegrała jego metresa, Agnes Sorel, o której szerzej piszę w mojej książce Kobiety ze słynnych obrazów, a w naszej historii – królowa Ludwika Maria, w trakcie szwedzkiego potopu zagrzewająca do boju swojego męża, Jana Kazimierza, borykającego się z depresją i gotowego abdykować.
Dlaczego w takim razie niektóre panie chciały zajmować się wojowaniem?
Często nie miały innego wyjścia. Kiedy obok nich nie było mężczyzn musiały chwycić za broń, by chronić nie tylko siebie i swój dobytek, ale przede wszystkim dzieci. Wszyscy doskonale wiemy, do czego zdolna jest matka chroniąca swoje potomstwo. Tak, jak opisywane w mojej książce wilczyce kresowe, kobiety żyjące na Kresach, bezustannie nękanych najazdami Tatarów. Przecież nie mogły bezczynnie czekać aż ich dobytek spłonie, a one same, o ile ocalą życie, wraz z dziećmi pójdą w jasyr. Zresztą dorastając w tak trudnych warunkach, od dziecka były przyzwyczajane, by radzić sobie w obliczu zagrożenia. Już małe dziewczynki wiedziały, że kiedy dorosną, to na ich kruchych barkach spoczywać będzie zadanie obrony rodziny w czasie, gdy ich mężowie pójdą na wojnę. I uczyły się tego od dzielnych matek i babć, równie dobrze posługujących się wrzecionem i kądzielą jak samopałem i szablą, a jeżeli przyszła taka potrzeba – potrafiących zabrać dziecię kwilące w kolebce, wsiąść na konia i uciekać przed wrogiem.
Niektóre spośród bohaterek Pani książki mogły też mieć to w genach...
Na pewno, świadczy o tym właśnie podany przed chwilą przykład kobiet żyjących na Kresach dawnej Rzeczypospolitej. Zresztą kobiety często wdają się w ojców. Jeżeli więc ojciec był dzielnym wojownikiem, bywało, że te cechy dziedziczyła jego córka, a nie syn. Inna sprawa, że kobiety rzadko miały okazję by tego dowieść. Doskonałym przykładem takiej wojowniczki była Agryppina Starsza – córka wielkiego rzymskiego wodza, Marka Agryppy.
Emancypacja – przynajmniej w kwestii wojaczki – nie jest więc niczym nowym?
Emancypacja w kwestii wojaczki nie jest niczym nowym, podobnie jak emancypacja w dziedzinie nauki, aczkolwiek kobiety często sięgały po broń nie tyle z powołania, ile z konieczności. Natomiast uczyły się dlatego, że chciały i miały ku temu zdolności.
I czasem bywały zdecydowanie bardziej waleczne od mężczyzn...
Waleczniejsze, odznaczające się większą determinacją, większym zdecydowaniem... Artemizja jest dobrym przykładem, zresztą została doceniona przez Kserksesa. Dokonania Agryppiny Starszej bardzo imponowały jej dziadkowi, Oktawianowi, tym bardziej że on sam na polu bitwy w ogóle sobie nie radził, chowając się za plecami ojca Agryppiny, swojego przyjaciela Marka Agryppy. A nasza Anna Dorota Chrzanowska? Przecież gdyby nie jej determinacja i wola walki, Trembowla wpadłaby w tureckie ręce, poddana bez walki wojskom Ibrahima Szyszmana paszy.
Historia Joanny d'Arc
Jedną z najsłynniejszych kobiet-wojowniczek była Joanna d'Arc. Święta? Szalona? A może będąca prawdziwym demonem wojny?
Demonem wojny bym jej nie nazwała, chociaż faktycznie była bardzo odważna, a jej odwaga zadziwiła niejednego mężczyznę. I miała niezwykłą charyzmę, dzięki czemu mogła porwać do walki francuskich żołnierzy, praktycznie nie mających nadziei na zwycięstwo Francji. Bez wątpienia Joanna d’Arc jest jedną z najbardziej frapujących postaci nie tylko w historii Francji czy w dziejach średniowiecza, ale w historii całej naszej europejskiej cywilizacji, a w jej biografii jest tyle tajemnic i niedopowiedzeń, że z pewnością zostanie o niej napisana jeszcze niejedna książka i nakręcony niejeden film. W tym przypadku warto przytoczyć słowa innej znanej średniowiecznej damy, pisarki i intelektualistki, także Francuzki, Christine de Pizan, która – pisząc o Joannie – zauważyła: Królestwo [zostało] podniesione z kolan i przywrócone przez niewiastę – czego nie potrafiły dokonać setki mężczyzn.
Czytaj także: Edward Stachura. Biografia, życie, twórczość.
W swojej książce pisze Pani również o innych wojujących kobietach...
Zgadza się: opowiadam nie tylko o mitycznych Amazonkach, których mityczność wcale nie jest taka oczywista, czy o Joannie d’Arc, ale dużo miejsca poświęcam także Katarzynie Sforzy, dającej się nieźle we znaki Borgiom i Medyceuszom, moim zdaniem stanowczo niedocenianej w naszej historiografii Henryce Pustowójtównie czy kobietom walczącym w szeregach Legionów Piłsudskiego, oczywiście w męskim przebraniu. I proszę mi wierzyć, że nie wyczerpałam tematu: wszak były jeszcze damy parające się piractwem i siejące postrach na morzach i oceanach, kobiety broniące twierdz, o Polkach walczących w powstaniu warszawskim nie wspominając.
Joanna Żubr: pierwsza kobieta w randze sierżanta
Pisze też Pani o Joannie Żubr – pierwszej Polsce odznaczonej orderem wojskowym...
Joanna Żubr była też pierwszą kobietą w randze sierżanta, na dodatek – podkomendną swojego własnego męża! Warto dodać, że w czasach, w których żyła Joanna kobiety nader często towarzyszyły swoim partnerom, a nawet braciom czy ojcom idącym na wojnę. Świadczyły zresztą wojsku rozmaite usługi w rodzaju prania, sprzedaży żywności czy alkoholu lub wyrobów tytoniowych, jak również rozmaitych artykułów codziennego użytku. Nikogo nie dziwił widok pań jadących za wojskiem w wozach przepełnionych po brzegi towarem, a w czasach księcia Józefa nazywano je „wojskowymi”.
Mężowie owych kobiet walczyli na froncie, bywało nawet, iż robili to również ich synowie, a ci małoletni bywali doboszami. Jednak dopiero Joanna Żubr poważyła się na to, by w męskim przebraniu towarzyszyć ukochanemu jako żołnierz i służyć w regularnym wojsku. Co ciekawe, jej mąż nie miał nic przeciwko temu. Faktem jest, że miała ułatwione zadanie, bo mówiąc oględnie, nie grzeszyła urodą. Miała wręcz męskie rysy twarzy, brakowało jej pięknej figury – była dość przysadzista, a odziana w mundur, wyglądała jak młody chłopak. Wszystko to sprawiło, że przynajmniej na początku wszyscy uwierzyli, że naprawdę jest młodszym bratem Macieja Żubra. A kiedy mistyfikacja się wydała, jakimś cudem pozwolono jej zostać, aczkolwiek nie obyło się bez dyskryminacji – Joanna, w przeciwieństwie do swoich męskich kolegów w mundurze, nie tylko musiała zapewnić sobie sama ekwipunek, ale wręcz nie miała prawa do żołdu ani darmowego wyżywienia! Ale zdeterminowana kobieta z czasem dowiodła swojej przydatności na polu walki, spisując się nie gorzej od własnego męża, wykazując się zwłaszcza w trakcie szturmu na Bramę Lwowską w Zamościu. Dopiero wówczas dowództwo przyznało jej prawo do pobierania żołdu. A do orderu została nominowana właśnie ze względu na zasługi w zdobyciu Zamościa, nie zaś za to, że była kobietą walczącą w mundurze.
Nie przeszkadzało jej to, że choć walczyła o niepodległość, order Virtuti Militari otrzymała z rąk zaborców?
Order ten powinna dostać od razu, po szturmie na Zamość, ale członkowie komisji przyznającej to odznaczenie uznali, że kobieta nie może go otrzymać – nawet, jeżeli walczy w mundurze i odwagą dorównuje mężczyznom. W zamian zaproponowano jej nagrodę pieniężną, której dumna Żubrowa nie przyjęła, oświadczając samemu księciu Józefowi Poniatowskiemu, że jej honor nie jest na sprzedaż. I wciąż służyła w armii, zyskując opinię wzorowego podoficera.
Jeżeli zaś chodzi o przyjęcie orderu z rąk cara Aleksandra II, Żubrowa, podobnie jak inni uhonorowani w ten sposób przez imperatora żołnierze, w zasadzie nie przyjmowali odznaczenia z rąk zaborców, ale Króla Polskiego. Przecież Królestwo Polskie, utworzone na mocy traktatu między Rosją, Austrią i Prusami z 3 maja 1815 roku, było połączone unią personalną z Imperium Rosyjskim, posiadało własną konstytucję, sejm, monetę, wojsko oraz szkolnictwo, a wszystkie czynności urzędowe odbywały się w języku polskim. Co więcej, każdy car automatycznie był Królem Polskim i właśnie pod takim tytułem występował w Królestwie. Poza tym, car Aleksander I, przynajmniej w początkowym okresie swojego panowania, robił wrażenie człowieka sprzyjającego Polsce i Polakom, otwarcie manifestując swoją przychylność. I przez wielu tak właśnie był odbierany, o czym świadczą chociażby zapiski w pamiętnikach Polaków pochodzące z tego okresu. Mało tego: w pierwszym okresie istnienia Królestwa Polskiego pisano na jego temat istne panegiryki! Dziś niewielu o tym pamięta, ale znana pieśń „Boże, coś Polskę" jest zmodyfikowaną wersją hymnu Alojzego Felińskiego do słów Jana Nepomucena Piotra Kraszewskiego na cześć cara Aleksandra I, będącego królem polskim. W refrenie pieśni śpiewano „Naszego króla zachowaj nam, Panie!", a odnosiło się to wówczas właśnie do cara. Co więcej, liberalne postępowanie władcy wobec Polaków zjednało mu serca także wśród zwolenników Napoleona. Wszak Koźmian pisał, że po klęsce Cesarza Francuzów Polacy pewni byli zemsty ze strony Romanowa – i to srogiej. Tymczasem wnuk Katarzyny II – tej samej, która przyczyniła się do upadku Rzeczpospolitej, zamiast się mścić, przebaczył Polakom.
Nie zapominajmy, że w dokumencie końcowym Kongresu Wiedeńskiego, car zastrzegł sobie możliwość rozszerzenia granic Królestwa Polskiego, co obudziło w sercach jego polskich poddanych wielkie nadzieje na zmartwychwstanie Polski w dawnych granicach, wprawdzie zależnej od Rosji, ale nominalnie niepodległej. Joanna zapewne podzielała tę wiarę, dlatego bez wahania przyjęła odznaczenie – tym bardziej, że Aleksander widział w niej żołnierza zasługującego na wyróżnienie, a płeć nie miała tu żadnego znaczenia.
Czy dzisiaj dopisałaby Pani do swojej książki historię kolejnych kobiet-wojowniczek?
Właściwie to już dopisuję ciąg dalszy. Właśnie rozpoczynam pracę nad publikacją dotyczącą kobiet biorących udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku i mam nadzieję odkryć przed Czytelnikami wiele interesujących historii…
Książkę Kobiety wojowniczki kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Dodany: 2020-02-07 20:40:19
Nie powinno się pomijać takich kobiet, a głośno o nich mówić i pisać, by dawały siłę młodym pokoleniom.
Dodany: 2020-01-29 19:02:22
Mam w planach.
Dodany: 2020-01-29 10:36:05
Joanna Żubr - bardzo ciekawa postać.
Dodany: 2020-01-29 00:22:58
MOżliwe, że przeczytam.
Dodany: 2020-01-28 20:47:52
Mam zamiar przeczytać.
Dodany: 2020-01-28 15:34:05
Ciekawy temat.
Dodany: 2020-01-28 13:49:57
Ja podziękuję...