Najwięcej ukrywamy przed najbliższymi. Wywiad z Wojciechem Nerkowskim
Data: 2021-04-26 12:35:48– Odnoszę wrażenie, że w literaturze, zwłaszcza popularnej, trwa wyścig na coraz bardziej brutalne wątki. W ogóle mi się to nie podoba. Lubię oczywiście, jak w filmie czy powieści sporo się dzieje, ale zawsze staram się, żeby to miało głębszy sens – mówi Wojciech Nerkowski, który nakładem Wydawnictwa Lira wydał właśnie swoją kolejną książkę, Kryptonim Romeo.
Często musisz uciekać z kraju przed służbami specjalnymi?
Odmawiam odpowiedzi na to pytanie, powołując się na piątą poprawkę do konstytucji… Nie, zaraz, tak mógłby powiedzieć Robert Kidd, bohater mojej powieści, który ma podwójne obywatelstwo polskie i amerykańskie.
Czyli mam uwierzyć, że tak naprawdę jesteś praworządnym obywatelem?
Myślę, że każdy autor od czasu do czasu tworzy bohatera, który jest jego alter ego, ale z naciskiem na „id”, czyli według Freuda pierwotny element naszej psychiki. Taka postać może na kartach powieści robić to wszystko, czego autorowi nie wypada. Więc moje utożsamianie się z Kiddem w poprzednim pytaniu było pomyłką Freudowską. Co do swoich doświadczeń szpiegowskich, mogę z czystym sumieniem zaprzeczyć. Choć z drugiej strony podobno należy wierzyć tylko w zdementowane informacje...
To może te powieści o Robercie Kiddzie to tak naprawdę poradniki, jak zniknąć z radarów?
Starałem się jak najwierniej opisywać realia i wszelkie procedury, ale świat zmienia się w tak zawrotnym tempie, że podręczniki tracą aktualność w momencie gdy wyjeżdżają z drukarni. Na przykład moi bohaterowie dostają się nielegalnie do Arabii Saudyjskiej, ponieważ jest to dla nich jedyna możliwość. I rzeczywiście tak było, kiedy pisałem Kryptonim Romeo, ale teraz ten kraj już powoli otwiera się na turystów.
Nie wszyscy chcą zniknąć z własnej woli. Tak stało się z żoną Roberta.
Jej bliscy są przekonani, że zginęła w wypadku samochodowym. Pojawienie się Julii w jednym z krajów arabskich jest w żargonie scenariuszowym „zdarzeniem inicjującym”. Na co dzień pracuję jako scenarzysta i swoje powieści tworzę podobnie jak filmy, więc Julia nie miała wyjścia, musiała uruchomić całą akcję. Podobnie zbudowany jest np. Frantic, w którym zdarzeniem inicjującym jest zniknięcie żony Harrisona Forda.
Robert Kidd postanawia na własną rękę odszukać zaginioną żonę. To ten typ bohatera, który najpierw coś robi, a potem dopiero myśli?
Wręcz przeciwnie, jest raczej typem chłodnego intelektualisty. W dziewięćdziesięciu pięciu procentach sytuacji działa według starannie opracowanego planu. Ale uważam, że sens ma pisanie powieści o tych pozostałych pięciu procentach. Innymi słowy, lubię przełamywać swoje postaci, jak bardzo średniowiecznie i makabrycznie by to nie zabrzmiało.
Roberta „przełamuje" raczej ktoś inny. W pewnym momencie dołącza do niego… Kaśka, dawna znajoma! Nawet tajni agenci potrzebują przyjaciół?
Raczej lustra. To też jest mechanizm typowy dla scenariuszy i chyba podświadomie stosuję go również w powieści. W filmie nie ma narracji pierwszoosobowej, więc żeby bohater mógł się wysłowić, potrzebuje partnera.
Premiera nowego filmu o Jamesie Bondzie wciąż jest przekładana. Może ekranizacja Roberta Kidda będzie prędzej?
Oczywiście marzyłoby mi się, żeby Kidd wygryzł Bonda. Zwłaszcza że jest bardziej nowoczesnym agentem, na przykład nie traktuje kobiet przedmiotowo, ale po partnersku. Jednak bądźmy realistami, Kidd to agent „na miarę naszych możliwości”, cytując klasyka.
Ale nie jest to jednak paradoks, że nie ma ekranizacji Twoich książek? Przecież jesteś scenarzystą!
Każda z moich powieści odpada w przedbiegach jeśli chodzi o ekranizację ze względów finansowych. I nie, nie chodzi mi tu o moje honorarium… Pisząc powieści, odreagowuję ograniczenia budżetowe, z jakimi boryka się każdy scenarzysta. Dużo jest u mnie samolotów, egzotycznych miejsc i tak dalej. W filmie to wszystko kosztuje, a w powieści jest za darmo. Myślę, że budżet Kryptonimu Romeo załatwiłby na kilka lat całą polską kinematografię. Chociaż kto wie, polscy filmowcy coraz śmielej wchodzą w międzynarodowe koprodukcje. Może więc i ja ruszę ścieżką wydeptaną przez Blankę Lipińską, na końcu której rośnie krzak Złotych Malin.
Zadebiutowałeś komediami kryminalnymi, teraz prezentujesz powieść szpiegowską. Ale chyba i w Kryptonimie Romeo przemycasz trochę poczucia humoru?
Ucieczka w komedię… To jest silniejsze ode mnie, bo zawsze lubiłem się wygłupiać. Z drugiej strony, nie jestem rasowym komediopisarzem. Elementy zabawne traktuję jedynie w kategoriach kontrapunktu, który pomaga wybrzmieć poważniejszym wątkom. Kaśce rzeczywiście powierzyłem rolę „żartownisia”. To jeden z archetypów postaci używanych przez scenarzystów, patrz: Osioł w Shreku. Ona w ogóle ma sporo na głowie, bo jest też lustrem, sojusznikiem bohatera, i oczywiście jego wątkiem romantycznym. Jak zwykle, niestety, kobieta za to samo wynagrodzenie musi pracować więcej niż mężczyzna.
W posłowiu pisałeś, że starałeś się równoważyć w powieści sensację i dramatyzm.
To teraz będzie na poważnie. Odnoszę wrażenie, że w literaturze, zwłaszcza popularnej, trwa wyścig na coraz bardziej brutalne wątki. W ogóle mi się to nie podoba. Lubię, oczywiście, jak w filmie czy powieści sporo się dzieje, ale zawsze staram się, żeby to miało głębszy sens. Na przykład historię poszukiwania przez Kidda zaginionej żony wymyśliłem jako metaforę kryzysu małżeńskiego. W prawdziwym życiu nie byłoby tak dramatycznie, żona bohatera nie zniknęłaby dosłownie, ale raczej w przenośni. Oddaliliby się od siebie, u jego boku pojawiłaby się młoda dziewczyna… Mam nadzieję, że wnikliwy czytelnik dostrzeże i ten wymiar mojej książki. Na nim zbudowana jest na przykład kluczowa konfrontacja, zamiast hektolitrów krwi, które na ogół załatwiają sprawę w tego typu powieściach.
Akcja twojej powieści przenosi nas – uwaga, będę wyliczał, do: Cypru, USA, Egiptu, Izraela, Arabii Saudyjskiej, Bahrajnu (musiałem sprawdzić na mapie, gdzie dokładnie leży Bahrajn) oraz na Sycylię. Odwiedziłeś wszystkie te miejsca, czy zaglądałeś jedynie przez Street View?
Odwiedziłem, z jednym wyjątkiem. Przywiązuję dużą wagę do zbierania materiałów, poza tym wygodniej się pisze, kiedy wszystko po prostu wychodzi spod palców, bo jest zakodowane we wspomnieniach. A gdzie diabeł nie może… tam babę pośle. Więc w tym jednym wyjątku pomogła mi znajoma, która od wielu lat mieszka w opisywanym kraju i była moimi oczami i uszami.
Kryptonim Romeo to nie tylko tytuł twojej książki. To także kryptonim operacji polskich służb. Operacji, która nieoczekiwanie komplikuje się przez pewnego funkcjonariusza… Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu?
Idealnie to opisałeś i tak właśnie miało być. Sam mam raczej wyluzowane podejście do życia, więc z czystej złośliwości chciałem dokopać nadgorliwcom.
Mam wrażenie, że w Kryptonimie Romeo wszystko ma drugie dno. Nic nie jest takie, jakie na pozór się wydaje?
Znów trafiłeś w punkt. To było motto, które towarzyszyło mi podczas pisania. I chyba to jest najbardziej nęcące w opowieściach o szpiegach. Nie pościgi, wybuchy i inne fajerwerki, ale fakt, że agenci służb ciągle muszą udawać kogoś innego. Jak my wszyscy, oczywiście na ogół w mniejszej skali. Dlatego powieść szpiegowska jest dobrym medium, żeby w atrakcyjnej formie opowiedzieć coś uniwersalnego.
Niełatwo zrozumieć ludzi i ich myśli. Nie masz wrażenia, że czasem najmniej wiemy o tych, którzy są nam najbliżsi?
Zdarza się, że najwięcej ukrywamy przed najbliższymi. Ale to dlatego, że najwięcej mamy do stracenia w przypadku „dekonspiracji” – że posłużę się terminem rodem ze służb specjalnych.
Jestem pewien, że Robert, ale przede wszystkim Kaśka, nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Rozumiem, że pojawią się jeszcze w kolejnych książkach?
Nie miałbym nic przeciwko, bo polubiłem ich i miło spisuje się ich perypetie. Z drugiej strony od wielu lat pracuję jako scenarzysta seriali telewizyjnych, więc choćby w ramach przekory nie chciałbym ciągnąć przygód Kaśki i Kidda w nieskończoność. Wszystko i tak jest w rękach czytelników, z czego bardzo się cieszę. Jeśli Kryptonim Romeo przypadnie im do gustu, pokuszę się o kontynuację.
Książkę Kryptonim Romeo kupić można w popularnych księgarniach internetowych: