Straszydła. Recenzja filmu „Upiorne opowieści po zmroku"

Data: 2019-08-13 13:52:18 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Kiedy Guillermo del Toro bierze się za tworzenie kolejnego horroru, także – a może szczególnie – w roli scenarzysty – wiadomo, że oczekiwania kinomanów będą mocno wygórowane. Niestety, poza kilkoma naprawdę sugestywnymi obrazami, „Upiorne opowieści po zmroku” to bardzo przeciętne kino grozy, wtórne, pełne zbyt zgranych chwytów.

Zacznijmy od tego, że scenariusz napisany przez del Toro oparty został na książce Alvina Schwarza ze świetnymi, przerażającymi ilustracjami Stephena Gammella. Zdobywca Oskara snuje na tej bazie opowieść o dzieciakach, które w opuszczonym, „nawiedzonym” domu znajdują pamiętnik Sary Bellows – nieszczęśliwej dziewczyny, której duch wciąż łaknie krwi. Kiedy nastoletnia Stella (Zoe Margaret Colletti) otwiera książkę, odkrywa, że może za jej sprawą obserwować, jak na żywo „piszą się” kolejne przerażające historie. Problem w tym, że ich bohaterami są znajomi Stelli, a opowieści te prowadzą niechybnie do… śmierci. Dalej będzie więc już raczej standardowo: dziewczyna stanie po prostu do walki o życie przyjaciół.

I tu mamy pierwszą silniejszą stronę filmowego horroru: del Toro i Ovredal są wobec bohaterów dość bezlitośni, co momentami może zaskakiwać. To nie jest tak, że nieszczęścia dotyczą wyłącznie śmiertelnie głupich, antypatycznych ludzi, co często zdarza się w kiepskich horrorach. Tu twórcy starają się wzbudzić u widzów autentyczną sympatię do bohaterów, a potem zsyłają na nich kolejne nieszczęścia – plagę pająków wyżerających drogę na wolność spod skóry, napuchniętą postać kobiecą, która mogłaby połknąć człowieka bez gryzienia, śmiertelnie niebezpieczną kupkę kości i gnijącego mięsa, które łączą się w przerażającego zombie. Ilustracje Gammella ożywają w filmie i potrafią wzbudzić obrzydzenie, a niektóre sceny – strach. A że mamy do czynienia z horrorem, to chyba o to właśnie chodzi, prawda?

Dość dobrze działa również przesłanie filmu. Filmu, który – nie będzie to spojler, bo podobne stwierdzenie pada kilkakrotnie w różnych momentach – ma być opowieścią o tym, że książki mogą leczyć, ale potrafią też ranić (w tym przypadku całkiem dosłownie i z całkiem poważnymi konsekwencjami) i o tym, że nie wolno tłumić czy wręcz tępić cudzej odmienności, bowiem może to mieć katastrofalne skutki, prowadząc do przebudzenia demonów. Są też inne potwory, wypuszczane z szafy nie przez dzieciaki, lecz przez prezydenta, który wysyła „amerykańskich chłopców” na wojnę (akcja toczy się w roku 1968). Z kolei to, jakie znaczenie mają dla Stelli kolejne wydarzenia jako doświadczenie formacyjne, stanowi ciekawą podbudowę dla ewentualnej kontynuacji.

Z czym jest zdecydowanie gorzej? Cóż, choć Andre Ovredal całkiem dobrze radzi sobie z konwencją horroru, to brak w jego filmie oryginalności. Filmowe dzieciaki sprawiają wrażenie niemal żywcem wyjętych z „Tego” czy „Stranger Things”, tylko o wiele mniej charakterystycznych, ciekawych, bardziej za to jednowymiarowych. Nie jest to wina aktorów – obserwując ich w najbardziej dramatycznych scenach, widzimy, że radzą sobie dobrze z oddaniem emocji, ale scenariusz nie pozwala widzowi naprawdę poznać czy polubić postaci, które grają. Wizualna strona – poza monstrami z ilustracji Gammella – jest po prostu banalna: mamy tu noc, szpital albo przerażający dom rodem z… no, właśnie – horroru. Fabularnie – poza „przesłaniem” filmu – oryginalności również jest jak na lekarstwo. Nie ma też ironii czy elementów „puszczania oka” do widza, co potrafi przeciętnemu horrorowi pomóc przejść o stopień wyżej w ostatecznej ocenie. Oczywiście, na podstawowym poziomie zastosowane przez twórców środki działają, ale o filmie zapomina się niemal od razu po wyjściu z kina.

Banalność i przeciętność – to największe wady filmowych „Upiornych opowieści po zmroku”. Mimo naprawdę udanego pomysłu na marketing, mimo dobrego materiału źródłowego, Guillermo del Toro i Andre Ovredal nie stworzyli horroru, który mógłby się wyróżnić. A to w dobie produkcji tak oryginalnych, jak „To”, „To my”, Midsommar (recenzja), czy nawet całkiem udanej „Laleczki” grzech raczej nie do wybaczenia.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - wwwiolka
wwwiolka
Dodany: 2019-09-13 14:00:43
0 +-

Fajne w domu do popcornu że znajomymi.

Avatar uĹźytkownika - gosiaczek
gosiaczek
Dodany: 2019-08-16 09:14:46
0 +-

CHyba nie dla mnie :)

Avatar uĹźytkownika - MonikaP
MonikaP
Dodany: 2019-08-13 21:55:53
0 +-

A ja być może zerknę ;)

Avatar uĹźytkownika - Lenka83
Lenka83
Dodany: 2019-08-13 19:23:14
0 +-

Dla mnie też nie...

Avatar uĹźytkownika - Poczytajka
Poczytajka
Dodany: 2019-08-13 17:24:25
0 +-

Ja również podziękuję.

Avatar uĹźytkownika - martucha180
martucha180
Dodany: 2019-08-13 17:19:57
0 +-

Nie dla mnie.

Książka

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje