Szukając wolności. Wywiad z Joanną Jagiełło
Data: 2024-06-06 12:23:18– Pewnego dnia przeczytałam w sieci artykuł o tym, że z rancza Western City w Karkonoszach uciekły lamy. Zaczęłam śledzić tę historię i – co tu kryć – kibicować tym sympatycznym zwierzętom, które widocznie zatęskniły za wolnością. Samiczka pozwoliła się złapać dość szybko, jeszcze w niższych partiach gór – zupełnie, jakby przestraszyła się wolności, ale samiec przez cztery miesiące hasał po Karkonoszach. Został schwytany dopiero z nadejściem zimy. Później miałam okazję poznać go i bardzo go polubiłam. I tak powstała książka Zbój – mówi pisarka Joanna Jagiełło.
Dlaczego właściwie nie jeździ się na lamach?
Nie wiem, skąd taki pomysł! Lamy to zwierzęta juczne, wykorzystywane są do transportu towarów. Są jednak zbyt delikatne, by ich dosiadać. Próba ujeżdżenia lamy mogłaby skończyć się dla niej niezbyt dobrze. A przecież nie chcielibyśmy skrzywdzić tak cudownego zwierzęcia.
Lamy są trochę podobne do ludzi?
Oczywiście – i to nie tylko w mojej książce. Podobnie jak ludzie obdarzone są osobowością. To istoty rozumne, czujące, myślące, mające emocje. Jednego z bohaterów mojej książki, czyli właśnie tytułowego Zbója, miałam okazję poznać osobiście. Pewnego dnia przeczytałam w sieci artykuł o tym, że z rancza Western City w Karkonoszach uciekły lamy. Zaczęłam śledzić tę historię i – co tu kryć – kibicować tym sympatycznym zwierzętom, które widocznie zatęskniły za wolnością. Samiczka pozwoliła się złapać dość szybko, jeszcze w niższych partiach gór – zupełnie, jakby przestraszyła się wolności, ale samiec przez cztery miesiące hasał po Karkonoszach. Został schwytany dopiero z nadejściem zimy. W Święta Wielkanocne pojechaliśmy do Karpacza, a potem do Ścięgien, żeby go poznać. Nie powiem, trochę się obawiałam.
Nigdy wcześniej nie spotkałam lamy, bałam się, że może mnie kopnie albo opluje. Ale Zbój chyba wyczuł moje pozytywne nastawienie. Kiedy na mnie spojrzał, przypominał mi mądrego psa albo konia. Próbowałam kiedyś jeździć konno, ale nic z tego nie wyszło – okazało się, że mam silne uczulenie. Tymczasem przy Zbóju – nic, mogłam do niego się przytulać, spojrzeć mu w oczy. A, nie powiem, dobrze mu z oczu patrzyło, miał takie ludzkie spojrzenie. Bardzo Zbója polubiłam i postanowiłam, że muszę napisać tę książkę.
Słyszałem, że te wyjątkowo piękne zwierzaki potrafią być… dosyć wredne. A przynajmniej charakterne.
Lamy potrafią opluć, kiedy się je przestraszy. Ale to tylko mechanizm obronny, a nie wyraz wrednego czy trudnego charakteru.
A charakter to Zbój pokazał, kiedy uciekł i wszystkich wodził za nos przez tych kilka miesięcy. To nie jest tak, że nie próbowano go schwytać – właściciel wyznaczył nawet nagrodę za złapanie go, bojąc się, że Zbój nie przetrwa zimowych miesięcy w górach. Tymczasem on droczył się z ludźmi, potrafił zabrać im jabłko z dłoni, a potem tak wygiąć się, wywinąć, że lasso nie lądowało mu na szyi. Nie uciekał w popłochu, dreptał, patrzył na tropiących go ludzi – zupełnie jakby się z nich podśmiewał albo traktował całą akcję jako coś w rodzaju zabawy. Nie uważam, żeby był wredny – raczej grał z ludźmi w grę i sam ustalał jej reguły. Zbój ma w oczach takie wesołe ogniki, podobnie jak niektórzy ludzie o awanturniczym charakterze.
Zbój nie próbował już później uciec?
Chyba nie. Może potrzebował wolności, ale na chwilę, może się nią nasycił, może naprawiono ogrodzenie. Mnie zafascynowało to, jak może czuć się na wolności zwierzę, które zawsze żyło w zamknięciu. W Andach lamy występują i w stanie dzikim, i są udomowione, u nas wyłącznie w zoo albo takich miejscach jak Western City. Takie lamy nie znają gór, zapachów, podłoża. Ale fascynowało mnie też spojrzenie z drugiej strony – jak na lamę, zwierzę egzotyczne, patrzą polskie zwierzęta, które nigdy takiego cuda nie widziały. Ciekawi mnie, jak zwierzęta postrzegają siebie nawzajem. Wydaje mi się, że mało się o tym mówi. Owszem, żyjące pod jednym dachem kot i pies jakoś w końcu nauczą się wspólnej egzystencji. Ale taka wiewiórka i sarna – czy potrafią się porozumieć, dogadać? Czy „rozmawiają" ze sobą? Czy zwierzęta mają ze sobą jakieś interakcje – oprócz tych przypadków, w których na siebie nawzajem polują i nawzajem się zjadają? Zbój podobno „zaprzyjaźnił się" z sarnami, ludzie często widzieli go w towarzystwie ich stada. To też mnie zafascynowało.
Lamy nie mają podstawowej wiedzy o lesie i górach. A jednak jakoś sobie radzą. Jak?
Bardzo dobrze. Lamy są mało wybredne, jeśli chodzi o pożywienie. Trawa, różne roślinki – są niemal wszystkożerne. To, co potrafiły znaleźć w niższych partiach Karkonoszy, nawet zimą, w zupełności im wystarczało. Nie były nauczone poruszania się po skałach. Ale przecież to wysokogórskie zwierzęta, na wolności żyją w takim środowisku, mają odpowiednią budowę łapek, potrafią nimi niemal „obejmować" skały czy kamienie, wczepiać się w nie z zaskakującą zwinnością. Gdy trochę potrenowały, okazało się, że znakomicie sobie radzą, szybko biegają, są odporne na niełatwe w zimie warunki – takie się po prostu urodziły.
Myśli Pani, że Pani książka to trochę opowieść o zderzeniu światów: cywilizacja i komfort kontra natura i wolność? O ich wzajemnym przenikaniu się – i wykluczaniu? Myśli Pani, że takich wyborów musimy dziś dokonywać? I naprawdę trudno tu o jakiś kompromis?
Jestem pewna, że można tę książkę odczytywać w bardzo różny sposób. Gdy ją pisałam, wiedziałam, że będzie to głównie opowieść dla dzieci, ale przecież i z dziećmi możemy poruszać różne tematy i nie interesuje ich wyłącznie przygoda. Możemy rozmawiać z dziećmi o wolności, o tym, czy lepiej zadowolić tym, co się ma, czy patrzeć dalej. Mówi się czasem, że trawa po drugiej stronie płotu jest bardziej zielona – i mądrzy rodzice podczas słuchania czy czytania mojej książki mogą o tym pogadać z dziećmi. Bo przecież w codziennym życiu wielu z nas ma podobne dylematy, chociażby wybierając swą drogę zawodową. Zastanawiamy się czasem nad tym, czy lepiej pracować w korporacji i mieć co miesiąc zapewnioną stałą, dobrą pensję oraz bezpieczeństwo finansowe, czy raczej odejść z etatu, bez gwarancji, że się uda, wyjechać w Bieszczady i na przykład robić sery. Albo – jak ja – pisać książki. Myślę, że nam, ludziom, też czasem doskwiera w życiu pewien rodzaj niewoli – niewoli w postaci pracy, która nie przynosi nam satysfakcji, nie pozwala robić tego, co chcemy. I też – jak Zbój – musimy się czasem choć na chwilę wyrwać z tego kieratu.
Kieruje Pani tę książkę do dzieci-mieszczuchów? Trochę po to, by zasmakowały leśnego życia i dowiedziały się więcej o istotach, które żyją dziko?
Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że dziś ten dawny podział na dzieci-mieszczuchy i dzieci wiejskie, żyjące bliżej natury mocno się zaciera. Jeżdżę na spotkania z dziećmi i w miastach, i we wsiach i widzę, że nie ma tu niemal żadnej różnicy, że dzieci nie spędzają już po prostu tyle czasu na powietrzu, co kiedyś. Ich świat to nie natura, ale telefony, internet, gry. W mojej książce chciałam trochę pokazać im ten świat, zachęcić do odkrywania go. Chciałam też zabrać czytelników w góry, które kocham. Miałam nadzieję, że moje opowieści skłonią dzieci do tego, by spróbowały je poznać. Na pewno pomoże im to, że świat górskiej fauny i flory został pięknie ukazany przez mojego ukochanego ilustratora, Marcina Minora. Jestem szczęśliwa, że to on tę książkę ilustrował – zawsze podziwiałam jego pracę. Cieszę się, że zwierzęta są w Zbóju tak realistycznie przedstawione. Chciałam, by pojawiło się ich jak najwięcej – są tu i zwierzęta, które dzieci lepiej znają, jak nietoperze, dziki, sarny, wiewiórki, jak i te charakterystyczne tylko lub prawie wyłącznie dla Karkonoszy, na przykład cietrzew czy muflon. Dla dzieci takie historie są ciekawe, bo dzieci uwielbiają zwierzęta i opowieści o nich. To mnie zresztą z nimi łączy – chociaż jestem humanistką, to poszłam do klasy biologiczno-chemicznej, bo kochałam przyrodę. Do dziś uwielbiam obserwować zwierzęta – podczas moich beskidzkich wędrówek podpatruję owady, salamandry i zastanawiam się nad tym, dlaczego na przykład saren jest w Iwoniczu dziś dużo mniej niż pięć lat temu. Myślę, że jestem uważną obserwatorką ich świata. Uwielbiam chodzić do zoo z wnuczką – nie tylko dlatego, że z dziećmi tak trzeba, ale bo dzięki niej mam pretekst, by to robić.
Jako dziecko miałam w domu psy, świnki morskie, kanarki, myszki, ale też robale i ślimaki. Ostatnio miałam patyczaki, urosły ogromne i wypuściliśmy je z nadejściem ciepłych dni – żeby mogły sobie trochę pożyć – właśnie na wolności.
Mówi Pani, że dzieci są nieco dalej od natury niż dawniej. A od książek? Czy nadal istnieją dzieci, które – postawione przed wyborem: książka czy telefon – wybiorą czytanie?
Nie wiem. Wiem za to, że kiedy podczas spotkań w szkołach pytam uczniów klas 1-3, kto lubi czytać, podnoszą ręce niemal wszyscy. W klasach 4-6 jest już dużo trudniej – i nie wiem, czy to kwestia szkoły oraz doboru lektur, czy po prostu wszystkie dzieci wtedy mają wtedy już dużo bardziej swobodny dostęp do telefonu i wybierają rozrywkę, która jest łatwiejsza i bardziej przystępna. Bo książka wymaga czasu, spokoju, uwagi, refleksji – nawet gdy się jej słucha. A równocześnie bardzo często słyszę, że dzieci wieczorami siadają z rodzicami i wspólnie czytają lub słuchają książek, a potem o nich rozmawiają. Uważam, że nic tak nie utrwala więzi i nawyku czytania, jak takie właśnie spotkania przy książce.
Jak dzisiaj pisać dla dzieci?
Z serca. Nie spoglądając na rynkowe trendy czy mody. A jak wybierać książki dla swojego dziecka, by zaszczepić w nim nawyk czytania? Myślę, że patrząc na jego zainteresowania. Nie wiem, czy Zbój byłby konkurencją dla dobrej przygodówki z dziecięcym bohaterem. Ale na pewno zachwyci każde dziecko, które kocha zwierzęta. Takich zaś dzieciaków jest bardzo wiele. Rodzice powinni to wykorzystywać, podsuwając im kolejne lektury.
Możemy długo dyskutować na temat tego, co dzieje się na rynku książki, jakie książki się wydaje, czy książka ma być jedynie produktem kształtowanym przez trendy. Ale uważam, że to droga donikąd – wtedy wszyscy zaczniemy pisać takie same książki i czytelnik nie będzie miał żadnego wyboru. Poza tym mody mają to do siebie, że przemijają. A literatura pozostaje.
Jakie ma Pani plany? Czy powstaje nowa książka o zwierzętach? A może coś zupełnie innego?
Napisałam książkę o dwóch sympatycznych fokach, Olafie i Stelli. Ukaże się w przyszłym roku, również nakładem wydawnictwa Agora. O ile Zbój prócz tego, że jest książką o lamie, to równocześnie uniwersalna historia o wolności, o tyle książka o fokach mówi również o tolerancji. Stella jest obca, bo pochodzi ze Szwecji. Nie wszystkim się to podoba. Oprócz tego w sierpniu nakładem wydawnictwa HarperKids ukaże się moja powieść Wzgórze snów. To też historia dla dzieci, z elementami nieco baśniowymi i fantastycznymi, inspirowana historią zatopionych wsi, ale i mitologią słowiańską, a jednocześnie opowieść o tym, że nigdy nie jest za późno, żeby powiedzieć „przepraszam". Pracuję też nad serią dla wydawnictwa Wilga – o sympatycznych trojaczkach, pomagających wujkowi tworzyć program o zjawiskach nadprzyrodzonych. Pierwszy tom zatytułowany jest Wielkie Trio i potwór z Loch Ness i mówi o Nessie, premiera była niedawno. Drugi, już napisany, będzie o duchach zamkowych w Polsce, a trzeci… to się jeszcze okaże.
Ostatnio największą moją ekscytację wzbudził projekt Uzdrowisko, tym razem dla dorosłych. To powieść o trzech kobietach, które poprzez wspólny wyjazd do sanatorium próbują reaktywować licealną przyjaźń. Szybko okazuje się, że szczere rozmowy pobudzają je do istotnych życiowych zmian. Nic już nie będzie takie samo – i nie tylko dlatego, że właśnie wybuchła pandemia… Jestem niezwykle dumna z tego, że ta książka to nie tylko wersja papierowa i ebook, ale również słuchowisko, z bogatą obsadą i pełnym udźwiękowieniem. Zawsze o tym marzyłam! Mam nadzieję, że powieść spodoba się czytelnikom.
Książkę Zbój kupicie w popularnych księgarniach internetowych: