Za co kocham kino? Za jego niezwykłą moc, polegającą na zabieraniu widza do światów, które dotychczas było dla niego nieosiągalne, odległe, zakazane. Obiektyw kamery to swoiste okno, poprzez które podziwiamy owe światy i żyjących w nich ludzi, towarzyszymy im w chwilach dobrych i złych, obserwując ich codzienne zmagania z losem. Ten swoisty rodzaj "podglądania" z poczuciem bezpieczeństwa - bo my, siedząc wygodnie w kinowym lub domowym fotelu, nie musimy się bać o to, co bohaterom filmu przyniesie kolejny dzień - jest jak narkotyk, na który zapotrzebowanie wzrasta wraz z każdym kolejnym mądrym filmem. Na szczęście są reżyserzy, którzy ten apetyt w pełni zaspokajają. Do takich twórców należą Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze. I choć na ich kolejny film musieliśmy czekać blisko osiem lat, to warto było zachować cierpliwość. Owocem ich pracy jest bowiem oczekiwana od bardzo dawna i głośna na długo przed swoim powstaniem - "Papusza". czytaj dalej
W ostatnich latach mamy niebywałą okazję podziwiania na ekranach kin filmów osadzonych w realiach Polski lat 70-tych. Co więcej, są to często filmy naprawdę udane, opowiadające w interesujący sposób o ważnych kwestiach. Wystarczy wspomnieć chociażby doskonałe "Wszystko, co kocham" Jacka Borcucha, równie udane "80 milionów" czy niedawno goszczący w kinach film Piotra Mularka "Yuma". Albo też - jak się okazuje - bardzo interesujący obraz Jacka Bromskiego, zatytułowany "Bilet na księżyc". czytaj dalej
Bywały czasy, a i pewnie nadal dla niektórych czasy takie trwają, w których człowiek zmuszony jest zrezygnować z siebie, z własnej rodziny na rzecz cudzego życia i cudzej wygody. Sama należę do pokolenia, które nie bardzo wie, czym są zmiany systemowe, czym jest rewolucja, do czego to wszystko prowadzi. Dla mnie to podniesienie wieku emerytalnego było największą pomyłką. Również i moje pokolenie dotknęło masowe wysłanie młodych ludzi na studia, by trochę zmniejszyć poziom bezrobocia. Po studiach nic się nie zmieniło. Dalej nie ma się perspektyw na dobrą pracę, a kredyty studenckie same się przecież nie spłacą. Tkwimy w wielkim kołowrotku. Toczymy się wyłącznie z konieczności. czytaj dalej
Filmowa "Gra Endera" to adaptacja naprawdę wierna i całkiem udana. Ale to także film, który pokazuje, że na dokładnym odtworzeniu wydarzeń opisanych w książce proces ekranizacji nie może się zakończyć. I że genialna książka po raz kolejny musi odnieść zwycięstwo nawet nad bardzo sprawną adaptacją filmową. czytaj dalej
Samochód i rysujące się na przedniej jego szybie cienie przydrożnych drzew; kobieta prowadząca samochód i mężczyzna, który ciągle poprawia jej kierownicę – taką sceną, śledzoną z różnych ujęć, zaczyna się film Romana Polańskiego „Nóż w wodzie”. czytaj dalej
Dzieci myślą z mózgiem szeroko otwartym; dorastanie, jak zdążyłam zaobserwować, polega tylko na stopniowym zamykaniu go*. czytaj dalej
Steven Spielberg jest królem Oskarów. Trzy wygrane w najdziej prestiżowych kategoriach - dla najlepszego reżysera i za najlepszy film. Dziesiątki - jeśli nie setki - nominacji do Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej dla jego obrazów. Niewyobrażalne budżety. Najlepsi rzemieślnicy i artyści sztuki filmowej na jego usługach. I temat ważny dla każdego Amerykanina - rola Abrahama Lincolna w zniesieniu niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych. To - teoretycznie - nie mogło się nie udać. A jednak. A jednak "Lincoln" to film monumentalny, ale bardzo zachowawczy. To bardziej laurka dla legendarnego prezydenta, szkolna czytanka dla rozmiłowanych w propagandzie patriotyzmu Amerykanów niż wielkie dzieło filmowe. Więcej: to film, który poza Stanami Zjednoczonymi lub poza gronem najbardziej zagorzałych miłośników historii czy kina raczej nie ma szans odnieść wielkiego sukcesu. czytaj dalej
Wizualna uczta, która wbije w fotel nawet najbardziej sceptycznych wobec tego typu kina widzów. Wciągająca opowieść, która - mimo, iż rozgrywa się głównie na ograniczonej przestrzeni łodzi ratunkowej - trzyma w napięciu do ostatniej sceny. Wreszcie - pytania. Pytanie o to, jak człowiek radzi sobie w sytuacji ekstremalnej. Pytanie o to, co tak naprawdę znaczy "być człowiekiem"? czytaj dalej
Od wielu już lat toczy się medialna dyskusja nad kondycją polskiego kina. Większość opinii głosi, że nie jest z nim najlepiej. Sam również podzielam to zdanie, choć bardzo chciałbym się mylić w tej kwestii. Wystarczy jednak spojrzeć na premiery polskich filmów w ostatnich miesiącach, by się przekonać, że jest naprawdę źle. Wciąż powstają jedynie niezbyt śmieszne komedie o miłości, które bawią chyba jedynie aktorów w nich występujących oraz producentów liczących na spore wpływy finansowe. Czasami jednak pojawiają się swoiste perełki, które wciąż każą wierzyć, że polskie kino jeszcze nie umarło. I właśnie taką perełką jest "Ewa" w reż. Adama Sikory i Ingmara Villqista. czytaj dalej
Po filmach pod takim tytułem spodziewano się religijnego drogowskazu. A tymczasem Kieślowski nie miał zamiaru nikogo nawracać. Twórcom chodziło nie tyle o Boga, co o człowieka. czytaj dalej