"Bilet na księżyc" - sentymentalna podroż do Polski lat 70-tych.
Data: 2013-11-14 12:09:11W ostatnich latach mamy niebywałą okazję podziwiania na ekranach kin filmów osadzonych w realiach Polski lat 70-tych. Co więcej, są to często filmy naprawdę udane, opowiadające w interesujący sposób o ważnych kwestiach. Wystarczy wspomnieć chociażby doskonałe "Wszystko, co kocham" Jacka Borcucha, równie udane "80 milionów" czy niedawno goszczący w kinach film Piotra Mularka "Yuma". Albo też - jak się okazuje - bardzo interesujący obraz Jacka Bromskiego, zatytułowany "Bilet na księżyc".
Film opowiada historię 18-letniego Adama, który po ukończeniu szkoły zostaje powołany do Ludowego Wojska Polskiego, do jednostki marynarki wojennej w Świnoujściu. Jako że chłopiec mieszka w niewielkiej, podrzeszowskiej miejscowości, czeka go podróż licząca ponad tysiąc kilometrów. W owej drodze postanawia towarzyszyć mu jego starszy brat - Antoni, który sam służył we wspomnianej jednostce wojskowej. Towarzystwo starszego brata ma z jednej strony dodać otuchy Adamowi, z drugiej zaś pomóc mu przeżyć inicjację seksualną, gdyż wedle jego mniemania, chłopak nie będzie miał życia w wojsku, jeśli wyda się, iż jest prawiczkiem. W ten sposób rozpoczyna się pełna przygód i niezwykłych wydarzeń podróż braci, która zawiedzi ich m.in. na Śląsk, do Krakowa i - wreszcie - do Świnoujścia.
Polskie kino drogi
Najnowszy film Jacka Bromskiego to klasyczne kino drogi, tak często unikane przez polskich reżyserów. To kino drogi, podczas której zza szyb pociągu czy auta widzimy Polskę schyłku lat sześćdziesiątych. Polskę pełną muzyki, bawiących się i cieszących się życiem ludzi. Jest to obraz głównie polskiej prowincji, małych miasteczek, dalekich od wielkiej polityki, wpływów władzy i walki o wolność. Tutaj najważniejsi są zwykli ludzie, ich codzienne problemy i radości. Przyznam, iż to właśnie taki kraj chce się tutaj oglądać, ten bardziej swojski, bliższy naszym rodzicom, oddalony od Warszawy i jej problemów. Reżyserowi udało się ukazać tamten świat w sposób w pełni wiarygodny. Ukazał go takim, jakim był, ze wszystkimi jasnymi stronami, jak chociażby otwartość i gościnność ludzi, ale też z tymi mniej przyjemnymi, czyli np. wszechobecnym kombinatorstwem.
Kino inicjacyjne
Warto zwrócić uwagę na to, kogo uczynił bohaterami swojego filmu reżyser. Otóż są to młodzi ludzie, wkraczający w dorosłość, pełni wiary i nadziei na lepszą przyszłość. To chyba tak naprawdę pierwsze powojenne pokolenie ludzi w pełni wolnych, nie obarczonych martyrologią rodziców i poprzednich pokoleń. Dla nich wielka polityka, wspomnienie koszmaru wojny, nie są ważne, są niejako poza tym. Istotne kwestie to pierwsze miłości, udana zabawa, muzyka docierająca z Zachodu. To ludzie szczęśliwi i cieszący się dniem dzisiejszym i tym, co on przynosi.
Kino aktorskie
Wielkim atutem filmu są kreacje aktorskie - zarówno głównych bohaterów, jak i postaci drugoplanowych. Filip Pawlak, wcielający się w postać Adama, doskonale ukazał charakter młodego chłopaka, nieco zagubionego i nie do końca radzącego sobie z problemami dorosłego życia. Chłopaka, dla którego kontakty z kobietami to totalna katastrofa, zaś załatwienie czegokolwiek staje się nie przekraczalną przeszkodą. Bohater ten przechodzi jednak podczas kilkudniowej podróży swoistą metamorfozę, która zmienia go w odpowiedzialnego, dorosłego mężczyznę.
Absolutnym przeciwieństwem Adama jest jego starszy brat - Antoni, w którego to brawurowo wcielił się jeden z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia, Mateusz Kościukiewicz. Nie wiem, na ile to zasługa samego aktora, na ile zaś wskazówek reżysera, ale postaci tak idealnie odpowiada fizjonomia młodego aktora, jego mimika twarzy, głos, iż po prostu czuje się podświadomie, że jest to człowiek z krwi i kości, taki, jakiego możemy spotkać w ciemnym zakamarku starego podwórka. Człowiek potrafiący odnaleźć się w każdej sytuacji, umiejący załatwić wszystko i wszędzie, począwszy od darmowego noclegu w hotelu, poprzez przekupienie konduktora w pociągu, a na załatwieniu dziewczyny dla brata skończywszy. To przykład typowego polskiego "cwaniaczka", który radzi sobie doskonale w realiach ówczesnej Polski.
Kino drugiego planu
Na uznanie zasługują także aktorzy, wcielający się w bohaterów drugiego planu. Szczególnie pochwalić wypada doskonałego jak zawsze Krzysztofa Stroińskiego, równie znakomitego Piotra Głowackiego i czarującą Annę Przybylską. Każda z kreowanych przez tych aktorów postaci daje filmowi ważną cząstkę, bez której całość nie stanowiłaby tak udanego projektu.
Jak to zwykle bywa w filmach Jacka Bromskiego, bardzo duże znaczenie odgrywają zdjęcia, które stanowią wspaniałe tło dla opowiadanej historii. Tak jest również i w tym przypadku. A zasługa to wielkiego mistrza - Michała Englerta. Jego zdjęcia ukazują Polskę okresu PRL-u w tak prawdziwy i jednocześnie barwny sposób, iż czuje się wręcz tęsknotę za dzieciństwem, za czasem, gdy świat wyglądał piękniej, ciekawiej. Nawet nie do końca ładne z natury miejsca są ukazane w intrygujący sposób - tak, że chciałoby się znaleźć tam choć na krótką chwilę, poczuć ten klimat, usłyszeć "nocne Polaków rozmowy", dać się porwać tej atmosferze.
I wreszcie słów kilka o muzyce, która stanowi bardzo ważną cześć filmu. Wystarczy wspomnieć, iż znalazły się tutaj utwory tak wybitnych polskich i zagranicznych artystów, jak Tadeusz Woźniak, Halina Frąckowiak, zespól ABC, Breakout, Los Desperados, Shabby Hancock.
"Bilet na księżyc" to pełna humoru, ciepła, ale też wzbogacona nutką goryczy sentymentalna podróż do Polski początku lat 70-tych. To podróż, która bawi, czasami smuci i skłania do refleksji, jednak z pewnością zabiera widzów do niezwykłego świata, którego już nie ma. We współczesnym kinie bardzo mało jest filmów, które mówią o czymś naprawdę ważnym, a które czynią to jednocześnie w przystępny i ciekawy sposób. Nie można więc przegapić znakomitej okazji powrotu do takiego kina i nie obejrzeć "Biletu na księżyc".
Dodany: 2016-10-16 00:57:22
Dodany: 2016-09-28 17:00:31