Po prostu lubię pisać. Wywiad z Ewą Cielesz
Data: 2022-04-26 14:47:58– Szlachetność ukazana w mojej powieści z pewnością nie była częstym zjawiskiem. Chciałam raczej z tej całej masy zła, albo posłuszeństwa reżimowi, wyodrębnić człowieka, który w drugim człowieku, obojętnie jakiej narodowości, dostrzega uczucia – pisze Ewa Cielesz, autorka powieści Zakryte lustra. Sny i przebudzenia.
Zawsze fascynuje mnie proces powstawania powieści historycznej. Jak wiele książek i materiałów trzeba przeczytać, by tak barwnie i sprawnie nakreślić tło epoki? Wiem, że wielokrotnie sięgałaś już do dawnych czasów w swojej twórczości.
O, tak. Pisałam o dawniejszych czasach. Elementy historii sięgającej II wojny światowej wystąpiły w Córce cieni. I w Pochyłym niebie, gdzie skupiłam się na stanie wojennym i późniejszych przemianach. Teraz przyszedł czas na wiek XIX i nie ukrywam, że było to dla mnie wyzwanie. Historia jest łańcuszkiem następujących po sobie i zazębiających się zdarzeń. Nie sposób pisać o jakimś wycinku historii bez znajomości wcześniejszych i późniejszych sytuacji, które są od siebie zależne. Trzeba poznać ich przyczyny i skutki, dlatego istotnie, na moim biurku piętrzyły się materiały, z których korzystałam. Nigdy nie unikałam książek historycznych, chętnie po nie sięgam, niezależnie od tego, o czym aktualnie piszę. Myślę, że ten czytelniczy gust w pewnym stopniu pomógł mi osadzić bohaterów w określonym czasie. W momencie wątpliwości dotyczących Powstania Listopadowego skorzystałam z wiedzy znajomego historyka i on je rozwiał w jasny i czytelny sposób.
Właśnie – dlaczego wybrałaś akurat czasy Powstania Listopadowego?
Okładka Zakrytych luster informuje, że fragmenty powieści inspirowane są prawdziwymi wydarzeniami, co zobligowało mnie do trzymania się pewnych faktów. Do dyspozycji miałam konkretną datę urodzin późniejszej bohaterki, której w pierwszym tomie nie ma, a nawet jeszcze nie będzie jej w drugim tomie. Szczegółowe wyliczenia, domysły i spekulacje wskazały, że jej pra-prababka Rozalia żyła w trzydziestych latach dziewiętnastego wieku, a to czas wybuchu Powstania Listopadowego.
Co jest ci bliższe: pisanie o emocjach czy pisanie z historią w tle? Jedno i drugie udaje ci się wspaniale.
Pisanie o emocjach jest dla mnie procesem znacznie szybszym. Głównie dlatego, że angażuję w takie książki własne emocje i doskonale wiem, o czym chcę pisać. Zwykle mniej czasu poświęcam na sprawdzanie faktów, konsultacje, itp. Są jednak wyjątki. Pisząc Tango, naczytałam się psychologicznych materiałów, rozmawiałam również z panią psycholog o toksyczności w związkach. Nie ukrywam jednak, że moje własne emocje brały górę, co znacznie ułatwiało ubierania myśli w słowa. Obie formy są mi bliskie. Lubię je. Po prostu lubię pisać. Próbuję różnych form i sięgam po różne tematy.
Czy w czasach Powstania Listopadowego prawdziwa miłość zdarzała się często? Twoi bohaterowie jej doświadczają i przyznam, że szalenie się w to angażowałam, jako czytelniczka. Jest tu sporo romantycznych momentów, gdy serce bije szybciej.
Z tą miłością w tamtych czasach nie było wcale tak różowo. Niejednokrotnie zastanawiałam się, czy nie przesłodzę wątku dotyczącego głównego bohatera, ale uznałam, że nic nie jest tylko czarne albo tylko białe. Wielkie uczucia również wtedy się zdarzały. W XIX wieku bardzo dobrze miała się instytucja swatki i w ogóle kojarzenie małżeństw przez osoby trzecie. Para albo miała szczęście zakochać się w sobie, albo zawierała małżeństwo z rozsądku, zwykle wtedy, gdy mężczyzna się wyszumiał albo osiągnął wiek, w którym wypadało się ustatkować. W związkach różnie bywało. Mężczyźni byli na innych prawach niż kobiety. W epoce zaborów panowie mieli powszechne przyzwolenie na „skoki w bok". Nawet – a może raczej: zwłaszcza – lekarze przymykali na to oko, ponieważ wstrzemięźliwość od cielesnych uciech uznawali za groźną dla zdrowia. W żadnym wypadku nie dotyczyło to pań, a zdrady z ich strony uznawano za skandal. W tamtych czasach kobiety dzielono na cnotliwe i nietknięte narzeczone, wierne żony, z którymi mężczyźni spędzali popołudnia oraz na kobiety upadłe, w których objęciach spędzali wieczory, niejednokrotnie noce. Trudno tu więc mówić o prawdziwej i szczerej miłości.
Bohaterowie twojej książki żyją zgodnie z rytmem przyrody. Chyba na tym polegało życie ziemianina?
Tak, życie ziemianina powinno opierać się na wypełnianiu obowiązków wynikających z prowadzenia gospodarstwa i miłości do ziemi. Mimo że prace wykonywane były rękami parobków, właściciele ziemscy martwili się o zbiory, które nie tylko miały wykarmić domowników, ale powinny również przynieść dochody ze sprzedaży plonów. Na przednówku chłopi bardzo często korzystali z zapasów dworskich, które traktowane były jako pożyczki. Worek ziemniaków, buraków albo zboża należało odrobić w sezonie prac polowych.
Opisujesz w książce przyjaźń ponad podziałami. Nie chcę zdradzać, o co chodzi. Lubisz szlachetność w bohaterach? Czy w tamtych czasach była ona po prostu częstszym zjawiskiem?
Nigdy nie jest tak, że wszyscy są tacy sami, wyznają te same zasady i morale. Jeżeli nasze państwo jest w stanie wojny z jakimś krajem, nie oznacza to, że wszyscy ludzie w tym kraju są naszymi wrogami. Wielu, jeśli nie większość z nich, wcale nie chce tej wojny. Są jedynie żołnierzami, którym kazano walczyć, pionkami w grze, w której decydują inni. Na tym polegają wojny, zmuszają ludzi do nienawiści, do zabijania. Szlachetność ukazana w mojej powieści z pewnością nie była częstym zjawiskiem. Chciałam raczej z tej całej masy zła albo posłuszeństwa reżimowi, wyodrębnić człowieka, który w drugim człowieku, obojętnie jakiej narodowości, dostrzega uczucia, bo sam je ma, ma w sobie dobroć. W mojej innej powieści w ogromie zła, jakiego Polacy doświadczyli ze strony banderowców, znalazł się Ukrainiec, bez którego główna bohaterka nie potrafiłaby przeżyć. A czy lubię szlachetność w bohaterach? Tak. Ogólnie lubię szlachetność.
Edward. Mężczyzna, który może rozkochać w sobie niejedną czytelniczkę. Czy on jest w jakimś sensie uosobieniem swoich czasów? Za co go lubisz?
Myślę, że na przełomie czasów – czy to dawniejszych, czy współczesnych – można natrafić na takiego Edwarda. Jest dżentelmenem. Z szacunkiem odnosi się do matki, żony, ale i do służby. A nawet przy nielubianym wuju trzyma nerwy na wodzy. Potrafi kochać, jest wierny, lojalny, odpowiedzialny i sumienny. A jednocześnie stać go na głupstwa i jak każdy popełnia błędy. Umie cieszyć się i rozpaczać. Jest ludzki, za to go lubię.
Warstwa językowa znakomicie zgrywa się u Ciebie z klimatem dawnych lat. Łatwo wejść w taki rytm? Zdarza ci się później mówić tak do kogoś? (śmiech)
Przyznam, musiałam się pilnować, żeby nie użyć wybitnie współczesnego wyrażenia. Zdaję sobie sprawę z tego, że język nie brzmi tak, jak ten, którym faktycznie posługiwano się w XIX wieku, ale starałam się nadać klimat i utrzymać w tej dawnej konwencji. Na początku szło dość opornie, ale im bardziej wtapiałam się w atmosferę książki, tym było łatwiej. Kiedy odchodziłam od komputera, potrafiłam się natychmiast przestawić na współczesne słownictwo. Na szczęście.
Czytelniczki cię kochają. Masz nadzieję, że nowa seria mocno podbije ich serca, prawda?
Jeśli kochają, to bardzo chcę, żeby wiedziały, iż jest to miłość wzajemna. Uwielbiam moje czytelniczki. Zresztą, cóż pisarz wart byłby bez czytelników?
O, tak. Mam wielką nadzieję, że pokochają również Zakryte lustra. Lubisz tworzyć serie. To dlatego, że pokazujesz długą drogę bohaterów do celu?
Prawdę mówiąc, te serie same jakoś tak wychodzą. Ja robię długie rozbiegówki! Tak było w przypadku Córki cieni i Pochyłego nieba. Nie planowałam trylogii, ale zanim doszłam do sedna… (śmiech) Co innego Zakryte lustra. Tutaj od początku zaplanowana była czterotomowa saga. Tyle właśnie mam do napisania.
Twoje opisy przyrody przyznaję, że mnie urzekły, a rzadko się to zdarza! Kochasz poezję?
Kocham. Mam na koncie dwa tomiki poetyckie. Trzeci czeka w wydawnictwie na lepszy czas, ale wierzę, że będzie. Pisanie poezji jest dla mnie wspaniałą intelektualną przygodą. Winem, które musi dojrzeć. Kamieniem, który długo się szlifuje. W swoich powieściach zamieszczam tu i ówdzie odrobinę poetyckich zwrotów, żeby nadały prozie lekkości.
Jesteś autorką wielu książek. Warsztat pomaga ci tworzyć coraz sprawniej, czy jednak powołanie do życia nowego bohatera zaczyna być bardziej czasochłonne?
Na pewno warsztat. Z każdą kolejną książką moje pisanie jest płynniejsze, a bohaterowie, jak starzy znajomi. Wystarczy ich opisać. Czasochłonne natomiast jest sięganie po nowe wyzwania, kiedy sama wdrażam się w poruszany temat.
Czy tom drugi jest już napisany? Kiedy możemy spodziewać się premiery?
Tom drugi na warsztacie. Ostrożnie szacuję, że pojawi się jesienią. Ale nie tą złotą. Raczej słotną jesienią.
Powieść Zakryte lustra. Sny i przebudzenia kupicie w popularnych księgarniach internetowych: