Romans brzmi dzisiaj strasznie staroświecko. Wywiad z Piotrem C.

Data: 2022-11-28 13:39:00 Autor: Patryk Obarski
udostępnij Tweet

– W Nowy Rok, kiedy wszyscy odsypiali kaca, ewentualnie zaczynali wstępnie jęczeć i konać, ja siedziałem w samochodzie i jechałem, by przenieść się z Warszawy na pomorską wieś. Za cholerę nie wiedziałem, ile tam będę, czy wytrzymam i czego mam się spodziewać. Ale mój debilizm w zetknięciu z tamtejszymi problemami, jak rozpalić piec za pomocą YouTube, co robić, jak przez tydzień nie masz prądu, a w lodówce jest cieplej niż w domu, wydał mi się zabawny. Na tyle, że pomyślałem, że szkoda, aby takie piękne cierpienie się zmarnowało. Sporo więc w tej książce jest moich prywatnych doświadczeń – mówi Piotr C., autor powieści Roman(s).

Życie prywatne trzydziestolatków bywa jałowe jak pustynia?

Bohater mojej nowej książki Roman(s) mówi: kobiety nigdy nie były tak chętne i tak łatwe. Mężczyźni nigdy nie byli tak puści. Ja powiem: żyjemy w kulturze obrazka. Żyjemy, aby inni nas podziwiali

I współcześni mężczyźni nie mają już czasu na romanse?

Słowo „romans” brzmi dzisiaj straszliwie staroświecko. Zakłada jakąś powolność, flirt, oczekiwanie, zainteresowanie drugą osobą. Coś jak podanie menu degustacyjnego z siedmiu dań w dobrej restauracji z gwiazdkami, gdzie człowiek siedzi i zastanawia się nad każdym smakiem. I każdy odkryty smak powoduje u niego dreszcze. Tymczasem rytuał randkowy przypomina teraz poziomem McDonald’s. Niby nazwa wskazuje, że to restauracja, ale w rzeczywistości każdy wie, że to fast food.

Dzisiejszy rytuał randkowy jest więc głównie kopulacyjny. Mężczyzna oczekuje, że kobieta, która chce się z nimi spotkać, wyśle co najmniej swoje cycki. On, żeby pokazać jej, jaki jest napalony, wyśle swojego czikibansiora, czyli innymi słowy penisa. Dla młodych ludzi to normalne, naturalne, jak dla piłkarzy wymiana koszulek po meczu.

Co jest teraz niezbędną randkową umiejętnością? Jak zrobić dobry thirst trap, czyli zdjęcie pokazujące atrakcyjność seksualną. Może w wannie, przykrywając strategiczne miejsca pianą? A może lepsze będzie belfie – to od selfie i butt, czyli zdjęcie pośladków? Popraw włosy, napręż ciało i poślij uwodzicielskie spojrzenie do obiektywu. I tak to teraz wygląda.

Roman, bohater Twojej książki, tego nie akceptuje? Kontakty z płcią przeciwną go uwierają?

Roman uważa, że dzisiejsze randki noszą znamiona łamania praw człowieka, a kryją się za nimi tylko pustka i samotność.

Roman nie jest w stałym związku i początkowo wcale nie zamierza się w niego pakować. Jeśli nie stateczne relacje, to o czym – Twoim zdaniem – marzą dzisiejsi mężczyźni?

O byciu sigmą. Ostatnio oglądałem film na Instagramie, który pokazuje, o co tu chodzi. Młody chłopak robi na poręczach barki na siłowni. Podchodzi do niego dziewczyna z niezłymi nogami, w krótkich spodenkach i mówi: Jesteś fajniutki, czy mogę dostać twojego snapchata? Co odpowiedział? Fuck, no. A później był już był tylko napis: Nie pozwól, aby ktokolwiek odwiódł cię od twoich celów. I 13 tysięcy polubień.

Sigmą był Tyler Durden, bohater Fight Clubu, Patrick Bateman z American Psycho, czy choćby Geralt z Rivii.

Sigma chce robić rzeczy, które są dobre dla niego, a nie korzystać ze schematów, które rysuje mu społeczeństwo, rodzice, kobiety. Chce żyć jak mu się podoba. Mówić to, co chce. Robić to, co chce. Ubierać się, jak chce. Jego życie jest podporządkowane jego pasjom. A kobiety i tak go uwielbiają. Choć on je odtrąca, bo wolność jest więcej warta.

Symbolem sigmy jest samotny wilk. Co prawda w rzeczywistości wilki żyją w watahach, ale to wszystko jest takie mocno komiksowe.

I jeszcze jedno: sigma to przeciwieństwo samca alfa. Alfa się dla młodych mężczyzn zużył. Oni nie chcą już podporządkowywać sobie innych. Nie chcą – jak alfy – zajmować najwyższych miejsc w hierarchii społeczeństwa. Oni chcą żyć obok społeczeństwa. I taki też jest bohater mojej książki. Żyje obok. Szczęśliwy jest bez ludzi, siedząc w klimatyzowanym biurze przed komputerem, wypełniając tabelki Excela. Chce mieć swoje biurko, swoją pracę, widok na Pałac Kultury i Nauki. Nie obchodzi go, czy będzie lubiany, czy nie. Kobiety go pożądają, a jemu się nawet nie chce.

A o czym marzą kobiety?

O wielkiej miłości. I to niezależnie od ich wieku, profesji, wykształcenia. Parę lat temu pisałem książkę Gwiazdor, w której silnie obecny był wątek luksusowych pań do towarzystwa, tzw. escortek, które kojarzymy głównie z turystyki do Dubaju. Robiąc research, rozmawiałem trochę z nimi. I zrozumiałem jedno: nawet one, które oddawały się za PLN-y, dolary, euro i nie miały żadnych złudzeń co do nas, mężczyzn, co do naszych popędów i ograniczeń, marzyły o wielkiej, gorącej miłości, która promieniuje przez całe ciało z podbrzusza. O tym, że ktoś przyjdzie i je uwolni.

Z drugiej strony: kobiety rozumieją, że takie pragnienie miłości to niedościgniony ideał. Podświadomie czują, że są od samego początku jakoś zepsute. Tkwią w jednym związku, a w tym czasie marzą o innym. Nie potrzebują partnera, tylko ojca, który będzie w stanie precyzyjnie nakreślić im granice, mówić: „Nie”, ale będzie przy tym wyrozumiały. Nie pozwalają się poznać, nie pozwalają się przebić przez swoje pancerze, bo po części same siebie nie znają, a po części boją się, że ktoś je zrani. Co najwyżej zacytują przypowieść prababki: Nigdy nie pokazuj facetowi całego swojego tyłka.

Może trzydziestolatkowie nie ponoszą jednak całej winy? Może to po prostu życie w dużym mieście nie sprzyja zawieraniu relacji?

Świat poszedł naprzód, czy nam się to podoba, czy nie. Duże miasta to świątynie samotności, gdzie ludzie często wyją, zamknięci w czterech ścianach albo leżąc koło męża, żony czy partnera, czując, że nikt ich nie zna, nie rozumie, nie ma tu czułości ani bliskości.

Dostałem jakiś czas temu list od czytelniczki, która opowiadała jak to wygląda w Japonii, gdzie jest bardzo dużo związków młodych ludzi, w których nie ma seksu, bo oni się siebie wzajemnie wstydzą. Seks jest głównie wirtualny. Za to pełną parą działają kliniki, w których małżeństwa nie potrafiące się do siebie zbliżyć zapładniają się sztucznie. Związek małżeński zawiązuje się, udając się do urzędu we dwójkę i wypełniając podanie. Następnie urzędnik przybija pod nim pieczątkę i jest się małżeństwem. Rozwód wygląda tak samo: trzeba iść razem do urzędu i wypełnić podanie. Chcieliśmy, żeby była u nas druga Japonia, kiedyś Wałęsa to obiecywał. To będzie. Bo nie mam wątpliwości, że skończymy podobnie.

Roman wyjeżdża więc na wieś. Wiesz o tym, że ten wątek często pojawia się w powieściach obyczajowych i… romansach?

Powiem szczerze: romansów nie czytam. Nie znam więc schematów, które rządzą tym gatunkiem. Ta książka powstała właściwie przez przypadek. 1 stycznia tego roku, kiedy wszyscy odsypiali kaca, ewentualnie zaczynali wstępnie jęczeć i konać, ja siedziałem w samochodzie i jechałem, by przenieść się z Warszawy na pomorską wieś. Za cholerę nie wiedziałem, ile tam będę, czy wytrzymam i czego mam się spodziewać. Ale mój debilizm w zetknięciu z tamtejszymi problemami, jak rozpalić piec za pomocą YouTube, co robić, jak przez tydzień nie masz prądu, a w lodówce jest cieplej niż w domu, wydał mi się zabawny. Na tyle, że pomyślałem, że szkoda, aby takie piękne cierpienie się zmarnowało. Sporo więc w tej książce jest moich prywatnych doświadczeń.

Czytaj również: Piotr C. - cytaty

Bohaterki romansów na prowincji najczęściej odnajdują miłość swojego życia. A co odnajduje Roman?

Zachwyt drugą osobą. Ludzie w miarę upływu czasu przestają go odczuwać. Wszyscy są tacy sami i mają takie same nałogi. Ten czas, kiedy druga osoba budzi w nas euforię, jakby był zarezerwowany dla chwili, gdy mamy 17, 18, 19, 20 lat. Później już ginie. W miarę upływu czasu coraz trudniej nam poznawać kogoś nowego. Naprawdę poznawać. Ludzie nie są w stanie się otworzyć, zamykają się na takie doznania. Wiarę zastępuje cynizm, nadzieję – szydera. Serce staje się tylko pompką do pompowania krwi. Ludzie wszędzie węszą ból, pułapkę, wykorzystanie. W pewnym momencie człowiek uodparnia się więc na wszelkie uczucia. I jest łatwiej. Ale i trudniej, bo traci się kawałek człowieczeństwa.

Przez brak prądu i problemy ze spłuczką w toalecie Roman poznaje Niki. Miłość od pierwszego wejrzenia?

Na początku Roman uważa ja za tępą, ale ładną dzidę. Czasami jest tak, że ludzie mają bardzo podobne deficyty. Romek je ma. I Niki je ma. A kiedy to odkrywają, coś się zaczyna dziać.

Wierzysz w to w ogóle? Bratnie dusze, dwie połówki pomarańczy i tak dalej?

Nie. Dla mnie cała teoria z dwoma połówkami jest gówno warta. Nie ma połówek – chyba że w monopolowym. Każdy z nas jest całością. Jedni do nas pasują bardziej, inni mniej. A związki, nawet udane, bywają trudne. Jeśli kogoś uraziłem, to dobrze, może się otrząśnie.

Ale też życie i miłość jest tajemnicą. Stoję w kolejce w kawiarni. Przede mną jest piękna kobieta. Kompletnie się nie znamy. I nagle czuję, że jest między nami jakieś dzikie napięcie. Można je kroić nożem, tak jest gęste. Jakby świat się nagle sprasował tylko do dwóch osób. Reszta się nie liczy. I ja wiem, że ona też to czuje. Odwraca głowę, poprawia włosy, jest zdezorientowana, nie wie, co się dzieje, ale zastygamy na chwilę w jakiejś potencjalnie możliwej wspólnej przyszłości. A po wydaniu kawy to wszystko się rozmywa. Skąd się to bierze? Nie wiem. Ale jest.

Czy Roman(s) może być więc w ogóle romansem? A jeśli nie, to czym, Twoim zdaniem?

Nie jestem za dobry w takie rzeczy. Zazwyczaj to pisarze od czytelników dowiadują się, o czym są ich książki. Wiele razy byłem już zaskoczony. Raz jestem głosem pokolenia, innym razem – cynicznym manipulatorem, chcącym zarabiać pieniądze na wpychaniu ludziom oczywistości. Raz piszę nudno, innym razem bardzo szybko się to czyta. Jedni mnie bardzo lubią, inni mnie nienawidzą. Moje poprzednie książki były dość cyniczne i ironiczne. Tu chciałem napisać przyjemną komedię, dającą ludziom oderwanie od rzeczywistości, bo cynizmu mamy teraz mamy pod dostatkiem. W cenie jest za to nadzieja.

Twoja nowa książka pełna jest czarnego humoru, podobnie jak poprzednie powieści. Pierwsza z nich, Pokolenie IKEA, jest teraz ekranizowana. Film będzie równie ironiczny?

Nie mam pojęcia. W tym przypadku swoje już zrobiłem, czyli zainkasowałem honorarium. No i mój pseudonim jest w napisach.

Wierzę w wolność artystyczną i wpierdzielanie się komuś do jego pracy uważam za skrajnie niegrzeczne. Film jest wizją reżysera, powstaje dzięki pasji i wściekłej determinacji Dawida Grala, który uznał, że ta książka mówi o współczesnym świecie coś, co warto puścić dalej. Że ten przygodny seks, szybkie romanse i wewnętrzna pustka to stan ducha dzisiejszych 20, 30 latków. On to czuje, więc jestem dobrej myśli.

Myślisz, że korposzczury znajdą czas, żeby pójść na niego do kina?

W przerwach między wysyłaniem cycków i belfie? Mam nadzieję.

Nie wpierdzielasz się w pracę reżysera, ale coś więcej o nadchodzącej produkcji chyba jednak wiesz.

Jestem naprawdę pod wrażeniem obsady, która bardzo mi pochlebia. Jest Michalina Olszańska, która ma wszystko – jest piękna, zdolna, ale przede wszystkim płynnie potrafi przechodzić od czułości i romantyczności do bycia wcieloną diablicą. Czarnego zagra Bartosz Gelner, który moim zdaniem idealnie tutaj pasuje. Jest mroczny, jest zagadką, kobiety strasznie lubią naprawiać takich facetów. Jest też Majka Jeżowska, jest Paweł Małaszyński. Są fantastyczne kobiety w rolach drugoplanowych jak choćby Adrianna Izydorczyk. Jestem przekonany, że spora część z nich zrobi w przyszłości naprawdę dużą karierę.

A jakie są teraz Twoje plany? Nie angażujesz się w prace, więc piszesz kolejną książkę? A może myślisz o urlopie? Na przykład w starej chacie gdzieś na wsi?

Starych chat na wsi na razie mam dość. Wiem, już jak to wygląda. Podobnie jak bohater Romansu jestem miejskim szczurem, do taplania się w warszawskim ścieku przywykłym. Może coś jeszcze napiszę, może nie, planowanie w dzisiejszych czasach zakrawa na brawurę. Każdy rok nagle staje się groźniejszy i gorszy od poprzedniego. Spodziewam się kolejnego potoku gówna, więc może nadejdzie jakaś przyjemna niespodzianka.

Powieść Roman(s) kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.