Od babci z mieczem po Mortal Kombat, czyli jak powstała „Pani Cisza"
Data: 2021-07-12 14:34:01Kim byli shinobi? Czy w dawnej Japonii rzeczywiście istniał złożony z wyrzutków i odszczepieńców Klan Węża? Czym była Ikko-Ikki oraz dlaczego starsze panie chwyciły za miecze? Arkady Saulski, polski pisarz, autor powieści Czerwony Lotos oraz Pani Cisza zaprasza na poszukiwanie skarbów w świecie dawnej Japonii, opisując inspiracje, które stały za powstaniem jego książek o wojowniku Kentaro. To przygoda tym ciekawsza, że bezspojlerowa – po lekturze tekstu bowiem czytelnicy lepiej poznają historię i kulturę Kraju Kwitnącej Wiśni, jednak fabuła najnowszych powieści autora pozostanie osnuta mgłą tajemnicy.
Przejrzawszy kilkaset grafik, obrazów i rycin, mając wiedzę na temat dziejów dawnej, ale i nieco mniej dawnej Japonii, wielokrotnie łapałem się na tym, iż historia opowiedziana w Pani Ciszy i Czerwonym Lotosie pisała się sama. Z drugiej, (i tu możemy mówić o pułapce) o ile znacząca większość potencjalnych odbiorców miała styczność z elementami japońskiej historii i kultury w kinie, grach czy literaturze o tyle elementy te często są jeśli nie półprawdami lub uproszczeniami, to niekiedy wprost – jawnymi przekłamaniami. Jak napisać historię o wojownikach ninja, skoro nagle okazuje się, że ich wizerunek w kulturze jest do szczętu zafałszowany? Jak opisać zjawisko kobiecych wojowniczek, onna-bugeisha, skoro odgrywały one znacząco większą rolę, niż przyjęło się dziś zakładać? Jak – wreszcie – pogodzić tę pokusę do rozbijania mitów z chęcią napisania ciekawej historii, grającej na intelektualnych strunach czytelnika, przyzwyczajonego już przecież do pewnych wzorców?
Najlepszy ninja? Moja babcia!
Zacznijmy od głównego wątku, który zawarłem w obu powieściach – wojowników ninja, czy też – jak częściej określa się ich w samej Japonii – shinobi.
„Co tu opisywać?!” – obruszy się Czytelnik – „Ninja to ninja! Odziani w czerń, działający pod osłoną nocy mordercy i sabotażyści!”. Cóż, też tak sądziłem, jednak dopiero lektura źródeł sprawiła, iż nie tylko zmuszony zostałem do drastycznej reformy własnych przekonań o tej klasie wojowników, ale też zdałem sobie sprawę z tego, że rzeczywistość była znacznie, znacznie ciekawsza od tego, co błędnie utarło się w naszej umysłowości.
Kim byli shinobi?
Sabotażystami – tak. Mordercami – zdarzało się. Lecz głównie – szpiegami i informatorami, działającymi dla feudalnych panów daimyo, ale nie tylko dla nich. Pozyskiwali informacje, zdobywali tajne dane, czasem też – zostawiali sami fałszywe listy i meldunki, co niejednokrotnie było skuteczniejszą metodą sabotażu niż podpalanie składów broni czy bram twierdz. Trudnili się też mordem… lecz bardzo rzadko! Nagła śmierć budziła wiele pytań i potencjalny agent mógł później być „spalony" na dworze (daimyo dopuszczali do siebie jedynie wąską, samodzielnie wybraną służbę, wskutek czego wykrycie potencjalnego mordercy nie nastręczało problemów – tradycję tę kontynuują oyabunowie współczesnej yakuzy). Samo morderstwo, skoro już musiało doń dojść, raczej zachodziło wskutek użycia trucizny lub uduszenia we śnie niż efektownego zamachu. Znany jest też historyczny przypadek, gdy ważnego dowódcę zamordowała nałożnica – wsuwając sobie do pochwy rybi pęcherz wypełniony trucizną, pozwoliła, by pękł podczas odbywanego z oficerem stosunku. W wyniku tego zamachu zmarł zarówno wojskowy, jak i kobieta. Shinobi byli więc chłopi, sługi, nałożnice, często też dzieci, lecz bezwzględnie najlepszym ninja byłaby… moja babcia. I nie tylko moja.
Osoby starsze, seniorzy, niejednokrotnie pracowały w zamkach czy warowniach, często pełniąc tam ważne funkcje w obrębie służby. Ze względu na swój sędziwy wiek i utartą w Japonii tradycję szacunku dla starszych budziły zaufanie, toteż nietrudno było im prześlizgiwać się w pobliże celu, by pozyskać informacje, szpiegować, sabotować działania lub nawet… zabić! Tym samym wizerunek sędziwego (lub sędziwej) ninja był pierwszym, który wrył się w moją głowę, gdy zacząłem tworzyć postać tytułowej Pani Ciszy.
Fikcyjny klan z prawdziwej prowincji
Mówiąc o ninja, możemy też płynnie przejść do kolejnej historycznej inspiracji. Otóż opisany w powieści klan Węża, złożony z chłopów, roninów, wagabundów i innych odszczepieńców… istniał naprawdę! Naprawdę, choć nie do końca w taki sposób w jaki to opisałem.
Japońska prowincja Iga pozostaje do dziś jedną z najbardziej pasjonujących i tajemniczych. To tam miało zrodzić się właśnie ninjutsu, lub – jeśli nie zrodzić – to przynajmniej wykształcić swą najbardziej perfekcyjną formę. Obok miasta Kōka, to właśnie prowincja Iga była przez długi czas miejscem, które opierało się zakusom daimyo. I opierało się skutecznie. Praktycznie do czasów zwycięstwa Tokugawy Ieiasu górzysta, lesista, pełna dolin, przepastnych rowów i wysokich szczytów, pokryta wilgotną mgłą prowincja Iga cieszyła się niezależnością. Każdy, kto nie chciał pracować ponad siły w polu lub służyć pod którymś z daimyo, uciekał do prowincji Iga, gdzie zyskiwał równe prawa w obrębie dość skomplikowanego, ale bardzo liberalnego, czy wręcz demokratycznego systemu, jaki tam panował. Japońscy historycy niemal jednogłośnie uznają prowincję Iga z okresu wojen o shogunat swoistą republiką.
Taka republika w feudalnej Japonii istnieć nie mogła – głowę temu państewku pragnął jako pierwszy uciąć Oda Nobunaga. Niestety dla niego, Iga okazała się orzechem trudnym do zgryzienia – regularne oddziały miały problem z pokonaniem partyzantów i zamachowców shinobi, wojownicy z prowincji też zasłynęli ze skutecznego stosowania broni ognistej. To właśnie odziani w słomkowe kapelusze i płaszcze strzelcy z obliczami owiniętymi bandażami i chustami (tłumić miały one parę wydobywającą się z oddechem – tak, by strzelec do ostatniej chwili był niewykrywalny) strzelcy byli inspiracją i dla wojowników z Żelaznej Mieściny w Księżniczce Mononoke, i dla tajemniczych wojowników z Zatopionej Doliny w Sekiro: Shadows Die Twice, wreszcie – dla mnie, gdy opisywałem operujących bronią ognistą wojowników Klanu Węża. Klanu, który jest de facto właśnie ową „republiką” z prowincji Iga, tak znienawidzoną przez Odę Nobunagę, a w mojej powieści – ród Nagata.
Bunt Ikko-Ikki i oblężenie świętej góry
I znów możemy przejść płynnie do kolejnego wątku, jakim są fanatyczne buddyjskie sekty, których nie brakowało w dawnej Japonii. Mniej-więcej w tym samym czasie, gdy wojował z prowincją Iga, Nobunaga stłumił kolejny ruch – tym razem złożony z fanatycznych wyznawców Buddy. Sekta Ikko-Ikki była w opinii historyków tym, co złamało potęgę Nobunagi, choć ta trwała jeszcze wiele lat! Jednak to właśnie brutalna rozprawa z mnichami i wojownikami z twierdzy-świątyni na górze Hiei i rzeź, jakiej dokonał w drodze do wewnętrznego sanktuarium Enryaku-ji, była tym, co pogrążyło autorytet tego wielkiego wodza i ostatecznie doprowadziło do jego upadku.
Jednak złamanie Ikko-Ikki nie było końcem buddyjskich sekt. Wiele z nich istniało, skrytych w górskich twierdzach jeszcze przez wieki – niektóre dotrwały do restauracji Meiji, inne nawet dłużej – do lat 40-tych XX wieku, złamane dopiero przez bezwzględną, militarną władzę Hideki Tojo. Nauki tych sekt były często skrajnie odległe od tego, co proponował buddyzm, ocierając się o to co my, Europejczycy, określilibyśmy wręcz mianem okultyzmu. Pokłosie tych wątków widać w grach – każdy, kto chciałby poprowadzić Ikko-Ikki do zwycięstwa, może to uczynić w Shogunie 2, z kolei świątynia Senpou ze wspomnianego już Sekiro jawnie odnosi się do Enryaku-ji, podobnie jak Złota Świątynia w Ghost of Tsushima – miejsce, w którym po najeździe Mongołów chronią się uchodźcy. Co do Pani Ciszy, nie chcę tu zbyt dużo zdradzać – dość powiedzieć, że czytelnik sięgający po powieść pozna bardzo mroczną wizję odstępstw od buddyjskiej „reguły”, jest to jednak wizja stosunkowo najbliższa prawdzie historycznej spośród tych przedstawionych wyżej. A przy tym wcale nie mniej pasjonująca i fantastyczna!
Onna-bugeisha, czyli seniorka z mieczem
Wróćmy do bardziej przyziemnych spraw, konkretnie – domowego ogniska. A właściwie – jego obrony.
Japonia jednoznacznie kojarzona jest jako kraj samurajów, jednak przez wieki to kobiety odgrywały tam dominującą rolę, a potem, gdy ster przejęli mężczyźni, panie wcale nie ustępowały im pola. I w polu! Onna-bugeisha była specyficzną klasą społeczną. Należąc do grupy bushi (wojowników) były zarazem onna-bugeisha „zwykłymi” szlachciankami – żonami, matkami, często – babciami, trudniącymi się kobiecymi obowiązkami w majątkach. Gdy jednak nadchodziły wojny i mężczyźni opuszczali włości, by walczyć dla swych panów, wiele z tych kobiet przekształcało się w onna-bugeisha. Wojowniczki strzegące swych rodzin z bronią w ręku.
Bycie taką wojowniczką było skrajnie trudne – kobieta nie tylko musiała perfekcyjnie wykonywać zlecone jej obowiązki typowo domowe, ale też znajdywać czas na naukę walki orężem: głównie strzelania z łuku, walki naginatą, ale też operowania zestawem daisho (czyli mieczami – katana, wakizashi i tanto), a nawet nożami kunai czy ostrzami shuriken (które, wbrew utartym mitom, znacznie częściej miały formę igieł lub noży niż gwiazdek). Wszystko po to, by bronić swych domostw.
I czyniły to najwyraźniej bardzo skutecznie, bowiem historyczne przekazy pełne są historii o doświadczonych matronach onna-bugeisha, które nawet w „babcinym” wieku skutecznie broniły swych ziem przed bandytami czy wojownikami wrogich klanów. Wiele z tych wojowniczek doczekało się własnych mitologii, jak Tomoe Gozen czy Masako Hōjō, której wizerunek z ryciny z XVIII wieku był zresztą tym obrazem, po ujrzeniu którego wizerunek Pani Ciszy ukształtował się w moim umyśle w pełni.
Szczęśliwie dla nas tradycja onna-bugeisha trwała silnie do wieku XIX-go i to właśnie z okresu restauracji Meiji pochodzą autentyczne fotografie uzbrojonych i często sędziwych, ale nadal sprawnych onna-bugeisha. Wyraźnie czerpali z tych wizerunków twórcy gier – onna-bugeisha występują w istotnych rolach zarówno w Sekiro (Phantom Lady Butterfly) jak i, dwukrotnie, w Ghost of Tsushima (pani Masako oraz opiekunka Jina – Yuriko). Moja Pani Cisza jest zaś postacią, do stworzenia której posłużyło za inspirację kilka z tych wojowniczych kobiet. Wspomniana już Masako Hōjō, jak również na wpół legendarna Tomoe Gozen, ale i inne, o których nie chcę tu zbyt wiele pisać, by Czytelnik znający historię i mitologię za szybko całej intrygi nie rozgryzł.
Horror, groza i Mortal Kombat
Na koniec nie sposób wspomnieć o mniej typowych inspiracjach. Pisząc Panią Ciszę, przechodziłem zarazem okres wzmożonego nadrabiania japońskiego kina grozy. Nie mówię tu jednak o znanych powszechnie na zachodzie obrazach takich jak Ring czy The Grudge, lecz bardziej niszowych dziełach, głównie ze „stajni” reżysera Koji Shiraishi. To właśnie dzieła tego twórcy – Noroi, Okaruto czy Kult zalewały mój umysł, gdy pisałem Panią Ciszę, w wyniku czego kilkukrotnie historia ta skręca w klimaty bliskie grozy.
Nie tylko kinem nasycałem swoją świadomość – także gaming mocno na mnie wpłynął, trudno było bowiem przejść obojętnie obok fenomenu jakim był wtedy Ghost of Tsushima, udało mi się też nieco „nadgryźć” Sekiro, dzięki czemu mogłem opisać obecne i w tych grach wątki historyczne – traf chciał, że bliskie temu, co i sam chciałem zaprezentować. Nie sposób też nie napisać o bezwzględnie władającym naszą konsolą Mortal Kombat 11, w której to grze moja ukochana małżonka spuszcza mi niemiłosierne bęcki…
Długo mógłbym opisywać tu kolejne i kolejne inspiracje – nie chcę jednak całkowicie odzierać Pani Ciszy z tajemniczości. Dość powiedzieć, że jest to chyba pierwsza moja powieść, w której tak wiele, ba! – większość miejsc czy postaci istniała, w tej czy innej formie – naprawdę. I jeśli mieli Państwo przyjemność odwiedzić takie miejsca jak wspomniana świątynia Enryaku-ji, górski klasztor Yama-dera, rzekę Arakowa czy terytoria dawnej prowincji Iga, to bez wątpienia wyczują Państwo klimat, który starałem się oddać. Życzę więc teraz przyjemnej, pasjonującej lektury!
Arkady Saulski
Książkę Pani Cisza kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Źródła ilustracji: Wikipedia, Dangerous Minds