Naturalna muzyka staje się w naszym życiu rzadkością. Wywiad z Dariuszem Lechańskim
Data: 2020-06-10 14:10:30– Muzyka nas uwrażliwia. Jest językiem uniwersalnym. Międzynarodowym – w najlepszym tego słowa znaczeniu. Pozwala nam przekraczać nieprawdziwe i niesłuszne granice. Dodaje nam skrzydeł. Jest wytchnieniem i nadzieją. Balsamem – mówi Dariusz Lechański, autor powieści Nuta, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Novae Res. To opowieść o niezwykłym chłopcu, który poświęca całe życie, by odnaleźć melodię idealną.
Autor z córką, Wrocław 2018.
Dzieci patrzą na świat inaczej?
Inaczej. Ich spektrum jest inne. I wachlarz możliwości też. Z jednej strony patrzą mądrzej, ufniej, bardziej sprawiedliwie. Są nawet na swój sposób zbyt mądre, zbyt ufne i zbyt sprawiedliwe. Z drugiej strony: potrafią ranić często bardziej od dorosłych.
Jeszcze inaczej na świat patrzy Dawid Archer, bohater Pańskiej powieści Nuta.
Dawid ma zmysł nadnaturalny – swój niezwykle wyczulony słuch. Trochę jak zmysł z innego świata. To daje mu przewagę, ale jest też jego przekleństwem. Piętnem.
Dawid pewnie nie dostałby zbyt wielu punktów w skali Apgar – gdy się rodzi, nie krzyczy.
Ma Pan rację – dostałby mniej. Moja córka też dostała mniej. Ale ja chcę być kiedyś w przyszłości, kiedy już się tego trochę nauczę, pisarzem. A to oznacza, że lubię historię o pewnym brzydkim kaczątku. I o tym, co stało się z nim później. O jego cudownej metamorfozie. I pięknie wewnętrzej siły w nim ukrytej. Ja w ogóle lubię te ukryte w nas siły. I lubię czekać, co z nich powstanie. Dlatego to nic nie szkodzi, że dostajemy na starcie mniej punktów.
Nauka ma jakieś określenie, nazwę, etykietkę na to, z czym mierzy się Dawid?
Jest wiele podejść naukowych do tego tematu, ale ja nie zdecydowałem się na żadne z nich. Przepraszam moich czytelników, że nie opisałem na przykład człowieka z zespołem sawanta. Zresztą, musiałbym takiej osobie przyporządkować wtedy – w przypadku muzyki – najczęściej fortepian. A tego nie chciałem. Chciałem natomiast napisać historię o ludzkiej, a może i nadludzkiej wręcz wrażliwości. A przynajmniej spróbować napisać taką historię. Muzyka idealnie mi do niej pasowała. A może i trochę pomogła.
Ludzie, którzy spotykają Dawida, mają za to wiele etykietek. Chłopiec jest „inny", „dziwny", to „cudak". Albo „odmieniec".
Ludzie nie lubią odmieńców. Wolą ludzki standard. To daje im poczucie bezpieczeństwa. W dzieciństwie byłem gruby. Okropnie gruby. Doświadczyłem wielu rzeczy na własnej skórze. I zapamiętałem.
Bycie innym jest trudne?
Jest najtrudniejsze. To tak, jakby musiał Pan biec pod górkę z plecakiem pełnym kamieni na grzbiecie, wiedząc do tego, że na końcu tej górki stoi ktoś z tak samo włączonym stoperem dla Pana i dla tych, co biegną obok. Tylko że oni nie mają plecaka.
Lekarstwem na ostracyzm ze strony innych ludzi, jest dla Dawida muzyka, którą słyszy w każdym przejawie życia.
Dla niego wszystko jest muzyką. To przez nią poznaje i odczuwa otaczający go świat. Inne zmysły nie mają dla niego takiego znaczenia. Ta muzyka to jednak także przykrywka jego niezwykłej wrażliwości. To dzięki wrażliwości pewne dźwięki są rozpoznawalne tylko przez niego.
Dawid jest wyjątkowy, ale dostrzeganie muzyki w otaczających nas dźwiękach nie jest, wbrew pozorom, tak rzadkie wśród ludzi. Dość przypomnieć najbardziej chyba oczywistego Gershwina, w którego muzyce również słyszy się dźwięki wielkiego miasta.
W muzyce, nie tylko u Gershwina – choć ma Pan rację w tym przypadku – pobrzmiewa wszystko. Cały otaczający nas świat. I każdy może znaleźć tam coś dla siebie, jeśli tylko zechce szukać. To dobrze, że słuchamy muzyki. I że dostrzegamy ją wśród innych dźwięków. Słusznie powtarzamy: „muzyka łagodzi obyczaje”. Zgadzam się z tym.
Ale Dawid ma jeszcze jedną umiejętność: takiego strojenia instrumentów, że wydobywa z nich dźwięki po prostu oszałamiające.
To jego siły „naddane” przez naturę. Trochę nie do zrozumienia dla otoczenia. Coś, co wynosi go ponad jeden wymiar i pozwala pójść dalej. Niestety, dar ten jest błyskawicznie wykorzystywany przez spotykanych przez niego ludzi, najczęściej dorosłych, do rozwoju swoich prymitywnych instynktów i zaspokajania bardzo ludzkich potrzeb. To otoczenie poprzez swój wrodzony egoizm próbuje zmarnować ten dar i dostosować do własnych celów. Zniweczyć lub zniwelować ten genialny dar. Zupełnie go nie dostrzec. Przeoczyć.
A Dawidowi łatwiej dostroić się do muzyki niż do funkcjonowania w świecie, w którym żyje...
Dla ranionego i zawodzonego przez ludzi dziecka to instrumenty i płynące z nich dźwięki stają się prawdziwymi przyjaciółmi. To one zaspokajają jego potrzeby. Są jego naturalnym zapleczem. Szansą na przetrwanie. Próbą zaistnienia.
Jaką muzykę słyszał Pan, gdy pisał Pan o Dawidzie?
Wiele, tej konkretnej, można znaleźć w książce. Ale była też również ta nieopisana na kartach książki. Mam pewne fragmenty ukochanej literatury, filmów i muzyki właśnie, do których wracam tak często, jak to tylko możliwe. Dlatego słuchałem Chopina, którego uwielbiam, ale też „New Down Fades” w wersji Moby'ego. I słuchałem fagotu. Wiele fagotu. Poznawałem go.
Muzyka może leczyć?
Trzeba nią leczyć. Jak najcześciej. Uwrażliwia nas. Jest językiem uniwersalnym. Międzynarodowym – w najlepszym tego słowa znaczeniu. Pozwala nam przekraczać nieprawdziwe i niesłuszne granice. Dodaje nam skrzydeł. Jest wytchnieniem i nadzieją. Balsamem.
Ale może też zagłuszać nas na piękno odgłosów świata, w którym żyjemy.
Dobrze, jeśli potrafimy odróżniać tę wartościową od tej będącej tylko niepotrzebnym hałasem. W tym znaczeniu ptasia muzyka słowika podczas spaceru i ludzka muzyka piosenkarki Jassie Ware śpiewającej „Wildest Moments” są bardzo blisko siebie. Ta naturalna muzyka staje się jednak w naszym życiu rzadkością. Unikatem.
Jesteśmy dzisiaj uzależnieni nieustającego hałasu?
Uzależniamy się ponad nasze zwykłe, ludzkie siły od wszystkiego. Od bodźców wszelakich – także tych dźwiękowych. Miejsca ustronne już prawie nie istnieją. Bedzie ich zresztą za chwilę jeszcze mniej. Zadepczemy wszystko. I mówię tu cału czas o muzyce... Cisza jest jednym z jej elementów. Elementem na wymarciu.
Rozumiem zatem, że na przykład do lasu nie chodzi Pan w słuchawkach na uszach?
Do lasu chodzę po to, by „nagrywać” – w znaczeniu: „zapamiętywać”.
Jaką więc historię usłyszymy w Pańskiej kolejnej książce?
Historię o miłości niemożliwej. Takiej, która nie mogła się wcale przydarzyć. Miłości opartej na zaufaniu drugiemu człowiekowi. Może nawet na bezgranicznym wzajemnym zaufaniu dwojga zupełnie obcych sobie ludzi. Miłości, która przydarzyła się w miejscu i czasie najgorszym z możliwych. Miłości zakończonej przedwcześnie i do tego miłości niedoświadczonej. No chyba, że znajdzie się Wydawca, który pomoże mi wydać moje miniatury science-fiction. Bo zawsze piszę kilka historii równolegle. Historii zupełnie różnych. To, gdzie postawię następny krok, zależy od moich czytelników. I od wskazówek od nich.
Książkę Nuta kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Dodany: 2020-06-11 12:36:36
Brzmi ciekawie.