Kawa, croissanty i... piłka. Wywiad z Martą Orzeszyną

Data: 2019-05-30 14:44:08 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Była researcherką Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, z którą napisała książkę o Paryżu czasów belle epoque. Jest tłumaczką, autorką biografii fryzjera królów, Antoine'a Cierplikowskiego. Właśnie wydała powieść Gra o miłość – historię polsko-francuskiej miłości z piłką nożną i wielką modą w tle. A że spotykamy się na Stadionie Narodowym, to tematu piłki po prostu nie możemy pominąć. 

Kiedy ostatnio Polska grała z Francją mecz „o coś”?

A wiesz, że tak naprawdę to nie pamiętam? Pamiętam jak przez mgłę wygrany przez Polskę mecz o trzecie miejsce w Mistrzostwach Świata w 1982. 37 lat temu. Potem były jeszcze eliminacje do Mistrzostw Europy, ale w tej chwili nie potrafię ci opowiedzieć o szczegółach.

W takim razie nie będę pytał o wynik – zapytam raczej: komu kibicowałaś?

Mimo wszystko zawsze kibicuję Polsce. Nawet, kiedy grają dwie moje ukochane drużyny. 

Wiesz, że to pytanie paść musiało?

Jasne, bo Gra o miłość to historia polsko-francuskiej miłości z piłką nożną w tle.

No właśnie: czy czytelniczki powieści obyczajowych obchodzi piłka nożna?

Wbrew pozorom, jak najbardziej. Wydaje mi się, że nadal bardzo często nie doceniamy sportowej inteligencji kobiet i ich wiedzy o sporcie. W moim otoczeniu jest bardzo wiele kobiet, które interesują się piłką nożną, a tymczasem odmawia się im prawa do oceniania, wypowiadania się, żartując z wiedzy stereotypowych „blondynek” o „spalonych” czy „karnych”. Mogą co najwyżej kibicować. To strasznie maczystowskie... Tymczasem najlepsze książki dla dzieci, dotyczące piłki nożnej pisze w Polsce kobieta, Yvette Żółtowska-Darska. Moi synowie mają wszystkie.

Nie wątpię, że ja na przykład o piłce wiem znacznie mniej niż Ty....

Ale ja trochę nie miałam wyjścia, bo wśród sportu się wychowałam. Moja mama była polonistką, ale tata – wuefistą, trenerem piłki nożnej i siatkówki. W naszym domu nie było dnia bez sportu, bez treningów taty, jego wyjazdów na turnieje, bez śledzenia meczów, oglądania po nocy NBA czy krótkich walk Gołoty. Dla mnie sport jest taką samą częścią życia, jak wiedza o literaturze czy romanistyka.

Nie boisz się, że kobiety, które wychowały się w mniej usportowionych rodzinach ta strona powieści może odrzucić?

Nie uwierzysz – dzieje się dokładnie przeciwnie. Wczoraj wieczorem dostałam sms od czytelniczki, pani Magdy:

Odkryłam, że jedynym piłkarzem pochodzącym z Saint-Jean-de-Luz jest Lizarazu, ale on nie strzelił pierwszego karnego w meczu Francji z Włochami w 1998 roku, ani nie strzelił pierwszego gola z Brazylią, był to Zinedine Zidane, ale jego życiorys nie pasuje do Léo. Pani książka wciągnęła mnie na dobre. Szkoda, że nie widziała Pani miny mojego męża, kiedy mu powiedziałam, że w Internecie obejrzałam mecz Francja – Brazylia z 1998 roku. Dziękuję bardzo, że mogłam dzięki Pani przeżyć tyle wrażeń.

Takie poszukiwania śladów biografii prawdziwego piłkarza w Twojej książce mają sens?

Leo jest postacią fikcyjną. Natomiast można znaleźć w powieści echa życiorysów kilkunastu różnych sportowców - polskich, francuskich i angielskich, bo pisałam tę książkę po przeanalizowaniu przebiegu wielu skandali, o których kiedyś było głośno. Można powiedzieć, że moja powieść to kwintesencja związku piłkarza z tak zwaną „zwyczajną dziewczyną”. Wszyscy obserwujemy tę jasną stronę celebryckiego życia piłkarzy. Ja chciałam również pokazać, jak to wygląda „od kulis”.

Jak wykopałaś te wszystkie brudy? Skąd wiesz o mechanizmach, zgodnie z którymi w czasie mundialu całe życie piłkarzy jest ściśle kontrolowane – włącznie ze spotkaniami z żonami, partnerkami, kochankami sportowców?

Odmawiam odpowiedzi na to pytanie. Mogę tylko powiedzieć, że ręczę za prawdziwość tych realiów i mechanizmów. Potwierdzi to każdy, kto zetknął się ze światem wielkiej piłki. Ale też nie chciałabym przesadzać z uwypuklaniem znaczenia świata piłki nożnej w mojej powieści. Owszem, jest ona obecna, ale Gra o miłość to przede wszystkim historia miłości i opowieść o kobietach dojrzewających na emigracji.

Trochę tak, jak Ty na emigracji dojrzewałaś...

Nie będę udawać – „Gra o miłość” to powieść mocno oparta, zanurzona w moich doświadczeniach – tyle, że ja do Francji trafiłam dopiero po studiach. Mojej bohaterce – Martynie – „sprzedałam” przede wszystkim moje marzenie o życiu w Paryżu. A nosiłam je w sobie od wczesnego dzieciństwa, odkąd zaczęłam czytać. Najpierw jednak musiałam nauczyć się języka.

W niewielkim Namysłowie dało się w latach dziewięćdziesiątych nauczyć francuskiego?

Zupełnie nie mam słuchu muzycznego, przydatnego przy poznawaniu języków obcych, ale nauka francuskiego przychodziła mi bardzo łatwo. Ale też miałam genialne nauczycielki, których nazwiska pojawiają się w książce jako podziękowanie dla tych dwóch niezwykłych kobiet. To także dzięki nim potem, po wyjeździe do Francji szybko zaczęłam śnić, mówić, sama ze sobą rozmawiać w głowie, nawet czuć, po francusku. I tylko żałowałam, że nie udało mi się wcześniej wyjechać.

Tyle, że wtedy nie było to takie proste – Polska nie była nawet w Unii Europejskiej.

Tak, trzeba było mieć wizę oraz gwarancję zatrudnienia lub wyjechać z polecenia kogoś bliskiego. Łatwo było też wizę stracić, na czym wielu miejscowych bazowało, bezlitośnie wykorzystując przyjeżdżające do nich jako au pair dziewczyny, o czym zresztą piszę w Grze o miłość. Można powiedzieć, że w 2004 roku, gdy Polska weszła do Unii Europejskiej, zrobiło się łatwiej. Normalnie.

Piszesz w swojej powieści, że Paryż albo kogoś przyjmuje z otwartymi ramionami, albo bezlitośnie odrzuca...

I rzeczywiście tak jest, takie mam obserwacje. Kiedy zabierałam do Paryża ludzi, o których myślałam, że są dla Paryża stworzeni, bardzo często następowało brutalne zderzenie z rzeczywistością. Z kolei ludzie, w przypadku których byłam przekonana, że zupełnie do Paryża nie pasują, często zakochiwali się w tym mieście od pierwszego wejrzenia, zmieniali się pod jego wpływem, osiadali tam na lata. Paryż to po prostu miasto z charakterem. Niestety, dla wielu dość trudnym do zniesienia.

Paryż to nie tylko kawa i croissanty?

Ale też będąc w Paryżu nie sposób od nich uciec, bo kiedy wpadasz do kawiarni, szybko orientujesz się, że to właśnie nimi żywi się każdy paryżanin. Z kolei nie spotkałam mieszkańca stolicy, który podałby mi żabie udka – to bardziej charakterystyczne dla oczekiwań turystów.

A Twoje ulubione miejsca w Paryżu?

Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, uprawiam tak zwaną turystykę cmentarną! Często bywam na Père-Lachaise i na cmentarzu Montmartre – także ze względu na Polaków, bo choć prochy Słowackiego i Lelewela zostały przewiezione do Polski, to nagrobki pozostały. Lubię chodzić po Paryżu śladami Polaków. Jestem przywiązana do mojej dawnej dzielnicy, choć Pierwsza Dzielnica to najbardziej turystyczna część Paryża, ale to właśnie w „jedynce” mieszkałam i to była moja codzienność. Często nad ranem, wracając z imprez przez pusty plac obok piramidy przed Luwrem, wałęsaliśmy się nocą po śpiącym Paryżu. Byłam też przewodnikiem i oprowadzałam turystów na przykład trasą Kodu Leonarda da Vinci – to mniej ograne miejsca, a wędrowanie śladami 135 medalionów Arago wkomponowanymi w paryskie chodniki to zupełnie inne doświadczenie niż typowa wycieczka. Ale jeśli Paryż, to tylko wiosną albo jesienią. Latem zwiedzanie miasta może stać się prawdziwą mordęga: za gorąco, zbyt dużo ludzi.

No i dzisiaj to chyba trochę inne miasto niż to, które opisujesz w swojej książce...

Wbrew pozorom Paryż naprawdę długo prawie się nie zmieniał. Dopiero w listopadzie 2015 roku, po atakach na Bataclan czy Stade de France można było poczuć niepokój. W 2016 roku pojechałam tam z mężem i trójką synów tuż przed świętami. Jeszcze w drodze otrzymaliśmy informację, że planowano wówczas atak na jarmark bożonarodzeniowy – na szczęście udaremniono go. Wtedy naprawdę poczułam się nieswojo. Poszliśmy oczywiście na Champs-Élysées, gdzie zobaczyliśmy wielkie betonowe bloki, które miały oddzielać ulice od chodników i pomóc utrzymać bezpieczeństwo. Wcześniej nie bałam się chodzić nocą nawet po najmniej bezpiecznych dzielnicach, choć może było w tym więcej szczęścia niż rozumu. A jednak, gdy miałam przy sobie moją rodzinę, bałam się o nich. Ale to, że Paryż się zmienił, nie zmieniło moich uczuć do tego miasta. Paryż dał mi to, co w moim życiu najlepsze: wiedzę, podstawy do pracy i miłość. I nadal daje mi bardzo dużo.

Aż dziwię się, że jednak zdecydowałaś się wrócić do kraju...

A jednak tak się stało. Po dziesięciu latach – dla mojego męża, którego poznałam we Francji i który był jedyną osobą, dla której mogłabym zostawić Paryż.

Po powrocie był szok?

Nadal, już prawie 9 lat po powrocie, powtarzam, że cierpię na syndrom eksemigranta. Do tej pory wiele spraw mnie bulwersuje i nie potrafię przejść obok nich do porządku dziennego.

Opowiesz o tym?

No, dobrze, chociaż na chwilę wrócimy do sportu: dużo się w Polsce mówi o niezgodzie na panującą w tej dziedzinie bylejakość. Fala krytyki regularnie powraca, skierowana w system szkolenia, w działaczy lub w zawodników. Wyobraź sobie zatem, co może dziać się na szczeblu sportu powiatowego. Mieszkamy w Namysłowie. Jest tu klub sportowy, którego współzałożycielem był mój dziadek, mój tata był w nim zawodnikiem i trenerem. W tym klubie chciał grać mój syn. I w tym samym klubie próbowano mi wmówić, że moje dziecko – tylko dlatego, że pochodzi z małego miasteczka – nie ma prawa nawet marzyć o tym, że w sporcie osiągnie coś więcej niż granie na podwórkowym boisku. Usłyszałam, że jeśli nie zgadzam się na taką sytuację, to mogę wozić dziecko poza Namysłów albo założyć własny klub. Lepiej nie mówić mi takich rzeczy, bo dla swoich dzieci jestem gotowa zrobić wszystko. Zatem z grupą podobnych do mnie pasjonatów założyliśmy akademię piłkarską. Bo dzieci zdolne są wszędzie – także w Namysłowie. Trzeba tylko stworzyć im możliwości do rozwoju. Namysłów czasem doprowadza mnie na skraj załamania nerwowego, ale to moje miasto. Nie wyobrażałam sobie powrotu do Polski i mieszkania gdzie indziej. Czuję się emocjonalnie związana z tym miejscem. Długa nieobecność pomogła mi to zrozumieć. To miasteczko, które kocham, tutaj się urodziłam, tutaj teraz mieszkam. Tu też mogę pisać książek, tłumaczyć, współpracować z wydawnictwami, prowadzić kwerendy do kolejnych projektów.

Rozumiem, że nie porzucasz literatury faktu dla prozy?

Nie, ale pisanie Gry o miłość to była raczej potrzeba serca. Praca nad biografią Cierplikowskiego oznaczała 12 lat researchu, trudnej, ciężkiej walki z oporem materii, a potem wzięłam się za temat, którego zgłębianie zajmie mi chyba równie wiele czasu. Nie można wydawać książek co dziesięć lat, jeśli nie chce się zostać zapomnianym. Potrzebowałam odskoczni od tej harówki i książki, która pisałam w przypływie natchnienia i z wielką przyjemnością.

Było lato 2017, zbliżał się mundial i siedzieliśmy w ogrodzie z mężem. Rzuciłam wówczas nieopatrznie: „To co, za rok Francja wygrywa w dwudziestolecie swojego mistrzostwa?” Mąż oczywiście się nie zgodził, zaczęliśmy się droczyć, wreszcie – zrobiliśmy zakład. A potem, z tych emocji okołofutbolowych, zaczęłam pisać Grę o miłość.  Zajęło mi to mniej niż pół roku. Chciałam tę książkę skierować do żon fanów futbolu, do ich dziewczyn – do kobiet, które niekoniecznie oglądają mecze, ale chciałyby poczytać, poznać kulisy. Ale równie dobrze mogą po nią sięgać czytelniczki spragnione mocnej, wiarygodnej historii miłosnej, na dodatek związanej z Paryżem. Mam też sygnały, że powieść podoba się mężczyznom. Kiedy moja agentka Renata de La Chapelle przedstawiła mi propozycję Wydawnictwa Hardego, nie wahałam się długo, choćby ze względu na nazwę, współgrającą z charakterem mojej bohaterki.

Powiedziałaś, że pracujesz nad tematem równie wymagającym, co biografia Cierplikowskiego....

Zainteresowałam się Sarą Lipską – to pierwsza Polka, która miała butik modowy i sprzedawała swoje wyjątkowe kreacje na Champs-Élysées w latach dwudziestych XX wieku. Projektantka kostiumów dla Baletów Rosyjskich i dla Cierplikowskiego, jedna z prekursorek modernizmu w architekturze wnętrz, współpracowała z siostrą Tamary Łempickiej, Adrianą Górską. Okazało się, że dwie siostry Sary to również szalenie interesujące postaci – ich losy będą osią opowieści, ale chciałabym poruszyć też temat ich bliższej i dalszej rodziny. Tyle, że to praca na kolejne lata…

To może w ramach relaksu jeszcze jedna powieść obyczajowa? 

Chciałabym znowu zabrać czytelników do Paryża – współczesnego i tego z szalonych lat dwudziestych XX wieku. Mam już pomysł na powieść z rozbudowanym wątkiem detektywistycznym, bazującą na moich doświadczeniach podczas poszukiwania materiałów do biografii Cierplikowskiego. W końcu wakacje już blisko…

Powieść Gra o miłość dostępna jest w popularnych księgarniach internetowych: 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - losar
losar
Dodany: 2019-06-09 10:18:31
0 +-

Ciekawy wywiad .A książka może być interesująca.

Avatar uĹźytkownika - Poczytajka
Poczytajka
Dodany: 2019-05-31 12:01:48
0 +-

Zainteresowała mnie ta rozmowa. Chętnie sięgnę po książkę.

Avatar uĹźytkownika - igielka
igielka
Dodany: 2019-05-31 10:58:33
0 +-

Na ten romans się skuszę, bo w Paryżu.

Avatar uĹźytkownika - martucha180
martucha180
Dodany: 2019-05-31 09:15:26
0 +-

Nabrałam ochoty na lekturę.

Avatar uĹźytkownika - Justyna641
Justyna641
Dodany: 2019-05-30 17:35:36
0 +-

Trochę interesuję się piłką nożną, więc być może spodoba mi się ta książka.

Avatar uĹźytkownika - Lenka83
Lenka83
Dodany: 2019-05-30 16:59:33
0 +-

Ciekawy wywiad... choć ja należe do grona kobiet która nie interesują się za bardzo piłką nożną chyba że grają Polacy....:)

Avatar uĹźytkownika - monikap
monikap
Dodany: 2019-05-30 15:16:32
0 +-

Nie znoszę piłki nożnej :(