- Moje książki mają przynosić czytelnikom nadzieję. Wywiad z Magdaleną Kordel

Data: 2020-08-17 13:07:42 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

– W moich powieściach chcę przekonać czytelników, że zawsze jeszcze może nas spotkać coś dobrego – niezależnie od tego, ile mamy lat i co już przeszliśmy – mówi pisarka Magdalena Kordel, której książki ukazują się na rynku już od 15 lat. Niedawno do księgarń trafiła jej nowa powieść – W blasku słońca.

fot. Radek Kaźmierczak

Sławomir Krempa W Malowniczem zawsze świeci słońce? 

Magdalena Kordel: Nie, nie zawsze. Mieszkańcy Malowniczego, podobnie jak ludzie żyjący w każdym innym miejscu w Polsce czy na świecie, mają swoje radości i smutki, kłopoty i nadzieje, pragnienia i upadki. Tu po prostu toczy się normalne życie. 

Tylko historie, które się tu rozgrywają, zwykle dobrze się kończą. 

Rzeczywiście, często stawiam na szczęśliwe zakończenia, a moi bohaterowie prędzej czy później wychodzą na prostą. Ale przecież nie zawsze tak bywa. Na przykład w Tajemnicy bzów Leontyna odkrywa prawdę o tym, kim był chłopak, którego kochała, znajduje rozwiązanie zagadki i zyskuje krewną, o której istnieniu nie miała pojęcia, ale czy to przynosi jej szczęście? Leontyna przeżyła straszne rzeczy, straciła wielu bliskich – czy rzeczywiście powinniśmy zazdrościć jej wszystkich tych doświadczeń? Na pewno jednak...

Moje książki mają przynosić czytelnikom nadzieję. Przekonać, że zawsze jeszcze może nas spotkać coś dobrego – niezależnie od tego, ile mamy lat i co już przeszliśmy.   

Pamięta Pani, kiedy pierwszy raz trafiła Pani do Malowniczego? 

Tak, kiedy odwiedziliśmy Sudety i je pokochaliśmy. Marzyłam wtedy, że przeprowadzimy się tam z mężem, wyremontujemy stary dom i założymy pensjonat. Z tych marzeń narodziło się Uroczysko i dlatego Majka trafiła właśnie tutaj. Co ciekawe, nie myślałam wtedy, że powstanie większa seria. Chciałam raczej odczarować rzeczywistość, która z marzeniami nie miała nic wspólnego. Mieliśmy wtedy spore kłopoty, zmagaliśmy się z problemami finansowymi, firma zaczęła źle funkcjonować. Potrzebowałam odskoczni, czegoś, co utwierdzi mnie w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze i szczęśliwe zakończenia są możliwe. Że kawałek prostej drogi czeka właśnie na mnie. Uroczysko" napisałam dla samej siebie. To miała być książka-zaklęcie, która sprawi, że wszystko się poukłada. Moje dwie wcześniejsze powieści zostały przez wydawców odrzucone, ale pomyślałam, że nic mi nie szkodzi spróbować z kolejną. I udało się. Uroczysko przyjęto do druku.  

Potem był sukces.

Sukces, z którego rozmiarów kompletnie nie zdawałam sobie sprawy. Ktoś mi powiedział, że na stronie Empiku moja książka ma status bestsellera. 

– To chyba dobrze – odpowiedziałam, chociaż kompletnie nie wiedziałam, co to właściwie znaczy. Sprzedaż była naprawdę dobra. Zapewniła mi łatwe wejście na rynek z kolejnymi powieściami. To był taki mój mały cud.   

I tak zaczął się Pani „wymarzony czas"? 

Nie da się ukryć, że była to piękna przygoda. I ta związana z Malowniczem, i ta związana z innymi moimi książkami. Bo jest przecież seria Miasteczko – z sercem w tytule. Spróbowałam podróży w przeszłość w powieści Tajemnica bzów, w której pisałam o przedwojennym Lwowie, pokazując przeszłość Leontyny. Pisanie o historii zresztą sprawia mi niesamowitą radość i na pewno będą wracała do tej konwencji. 

Ukazała się też Córka wiatrów, która stanowi dla mnie wielki wyrzut sumienia, bo czytelnicy już zbyt długo czekają na kolejne tomy...  Kontynuacja pojawiłaby się jeszcze w tym roku, ale pandemia trochę pokrzyżowała plany wydawcom i autorom, a niektóre premiery przesunięte zostały na później. Ale mam też dobrą wiadomość dla czytelników: w 2021 roku powinny ukazać się dwie kolejne powieści z tej serii. 

Chyba w takim razie nadrabia Pani zaległości, bo od 15 lat wydaje Pani średnio nieco ponad jedną książkę rocznie. 

Piszę bardzo szybko, po prostu miałam pięcioletnią przerwę w pracy, która trochę psuje mi statystyki. Dla mnie dwie książki rocznie to ilość optymalna, trzy stanowią już naprawdę duży wysiłek. Szczególnie gdy muszę popracować nad researchem. W przypadku Córki wiatrów samo przygotowanie się do pisania zajęło mi ponad pół roku. 

Ale i tak czytelniczki najchętniej wracają do Malowniczego. Nie ma Pani poczucia, że po tylu latach, doczekawszy się tak wiele uznania z ich strony, stała się Pani trochę więźniem tego miejsca? 

Dość wcześnie zorientowałam się, co się święci i zaczęłam zapowiadać, że kończę z Malowniczem. Nie chciałam stać się Lucy Maud Montgomery, którą wszyscy kochamy za cykl o Ani, a resztę powieści traktujemy jako co najmniej problematyczną. „O, Kordelowa, idziemy w tym samym kierunku" – powiedziałam sobie w pewnym momencie. Dlatego zmieniłam kurs. 

Bardzo lubię Malownicze, ale miałam przesyt ciągłego pisania o tym samym miejscu, o tych samych ludziach i nie czułam radości na myśl o konieczności powrotu. A pisanie nie może być koniecznością. Ma być zgodne z pomysłem autora. Ale dziś nie mówię, że nie wrócę już do Malowniczego – po prostu opuszczam je coraz częściej i wracam tylko wtedy, gdy czuję potrzebę opowiedzenia czegoś, co jest związane z tym miejscem. A czytelnicy chyba przywykli już, że świat nie kończy się w Malowniczem. Że są jeszcze inne historie do opowiedzenia.   

Na przykład najnowsza powieść, W blasku słońca, w której uciekła Pani do Toskanii. 

Tak, a powieściowa scena, w której Lela się gubi i trafia do opuszczonej winnicy jest żywcem wyjęta z naszej pierwszej podróży do Włoch. Byliśmy wtedy bardzo stremowani, podróżując samochodem z małym dzieckiem, bardzo baliśmy się kłopotów. I te, oczywiście, na nas spadły, bo zamiast do miejsca docelowego, trafiliśmy do opuszczonego gospodarstwa. Byliśmy po całonocnej jeździe, kompletnie zagubieni, ale i tak gdy wysiedliśmy z samochodu i poczuliśmy zapach rozgrzanej ziemi, ziół, zobaczyliśmy położoną na zboczu pięknego wzgórza opuszczoną winnicę, poczuliśmy zachwyt nad pięknem tego miejsca. Pomyślałam: „O, piękna sceneria dla powieści". Tylko nie chciałam być jej bohaterką. 

Ale nie da się napisać książki, będąc w Toskanii tylko raz, i to przez kilka dni.  

Dlatego poczekałam kilka dobrych lat, żeby napisać o Toskanii. Trzeba poznać dane miejsce, popatrzeć na ludzi, porozmawiać z nimi, poobserwować, pozbierać trochę paciorków, które można nawlec na nić, z której stworzy się opowieść. Początkowo W blasku słońca miało być komedią, historią do pośmiania się, osadzoną w pięknej scenerii. Kiedy jednak zaczęłam pisać, szybko poczułam, że coś mi zgrzyta, nie pasuje. Przypomniałam sobie sytuacje, które obserwowałam, gdy zwiedzaliśmy Toskanię. A widzieliśmy wówczas naprawdę różne rzeczy. Bo kiedy przyjeżdża się do Toskanii na chwilę, dostrzega się tylko to, jak turystycznie piękny jest to region. Kiedy spróbuje się lepiej go poznać, wtedy człowiek odkrywa, że w Toskanii jest jak w każdym innym miejscu na świecie – bywa wspaniale, bywa i niefajnie, trudno, ciężko. Dlatego dla mojej postrzelonej polskiej bohaterki, która cały czas bierze się z życiem za bary i zwykle się uśmiecha, stworzyłam kontrast w postaci starszej Włoszki, która mierzy się z zupełnie innymi problemami. Przypomniałam sobie wtedy, że chciałam napisać powieść o tym, jak trudno odnaleźć się po śmierci kogoś bliskiego. Kiedy ktoś towarzyszy nam niemal przez całe życie, po jego śmierci wydaje się nam, że cały świat się zawalił, trudno znaleźć sobie miejsce, trudno go odbudować. Pomyślałam, że ta historia bardzo tu pasuje jako jeden z wątków, a moje bohaterki mogą się od siebie nawzajem całkiem sporo nauczyć.

Pokazuje Pani czytelniczkom, że warto spełniać swoje marzenia, a jednak z tym pensjonatem to się chyba Pani nie udało...

Ale moje książki pokazują też, że nigdy nie jest za późno, a ja nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. Wie Pan, że do niedawna mieszkania nie posiadaliśmy, tylko je wynajmowaliśmy? Mieliśmy tylko dwa niewielkie pokoiki, moje biurko wciśnięte było za biblioteczkę, a kiedy pisałam, po drugiej stronie toczyło się normalne życie mojego męża, syna, córki i jej narzeczonego. Rok temu przestałam być kobietą zza biblioteczki i zaczęłam być kobietą z kredytem. Może kiedy kredyt spłacimy, trafi nam się pensjonat? I może niekoniecznie będzie on położony w Sudetach? Podoba mi się to, że w życiu – inaczej niż w wydanych już książkach – nic nie jest jeszcze przesądzone, a ostatnia kropka nie została jeszcze postawiona. I tylko mam nadzieję, że uda nam się doczekać szczęśliwego zakończenia.

Powieść W blasku słońca kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
W blasku słońca
Magdalena Kordel

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Jak (nie) zostać królową
Katarzyna Redmerska ;
Jak (nie) zostać królową
Niewolnica elfów
Justyna Komuda
Niewolnica elfów
Lucek
Iwonna Buczkowska ;
Lucek
Mykoła
Michał Gołkowski ;
Mykoła
Jak ograłem PRL. Z gitarą
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Z gitarą
Faza kokonu
Joanna Gajewczyk ;
Faza kokonu
Bapu, opowieść o dobrym maharadży
Monika Kowaleczko-Szumowska
Bapu, opowieść o dobrym maharadży
Pokaż wszystkie recenzje