Miłość dopełnia wszystko. Wywiad z Klaudią Duszyńską

Data: 2021-07-07 10:37:41 Autor: Patryk Obarski
udostępnij Tweet

– Miłość dopełnia wszystko. I nieważne, jaka to miłość – partnerska, rodzicielska, między rodzeństwem, do zwierzaka, czy taka między dwojgiem najbliższych przyjaciół albo przyjaciółek. Miłość to miłość i bez niej życie byłoby bledsze, w kolorach jak o zmierzchu – mówi Klaudia Duszyńska, autorka powieści Beskidzki Anioł.

Beskidzki Anioł - ksiązka

Każdy z nas potrzebuje czasem pomocy w życiu?

Myślę, że tak, ale nie każdy decyduje się po nią sięgnąć. Czasem pozornie lepiej jest tkwić w marazmie niż podjąć działanie. Życie to nie Instagram, nie zawsze jest słodko i ślicznie. Otacza nas cała paleta barw, uczuć i emocji. Warto o tym pamiętać, pozwalać sobie na przeżywanie wszystkiego. A w razie potrzeby – nie bać się prosić o pomoc.

Ale kto powinien jej udzielić? Przyjaciółka zamiast psychologa? A może doktor Google? 

Doktora Google odradzam. A co do reszty – to zależy. Czasem przyjaciółka czy przyjaciel są cenniejsi niż złoto. Ale mądry psycholog może czynić cuda i skutecznie pomóc uporać się z problemem. To naprawdę indywidualna kwestia. Gdy bohaterka mojej książki – Joanna – decyduje się pomóc młodej dziewczynie, Esterze, sama bije się z myślami, czy robi dobrze, bo psychologiem nie jest… Ja na jej miejscu pewnie mimo wszystko doradziłabym w tym wypadku pomoc specjalisty. Nie bójmy się tego.   

Mówi się o zbawiennej roli rozmowy. Ważne jest chyba jednak także zaufanie pomiędzy rozmówcami?

Ośmielę się stwierdzić nawet, że bez zaufania nie ma rozmowy. Takiej prawdziwej, dającej ukojenie i zaspokajającej potrzeby bezpieczeństwa i bliskości. Oczyszczającej. Bo żeby otworzyć się przed kimś, pokazać swoje wnętrze ze wszystkimi jego odcieniami, zaufanie jest niezbędne. Tylko w takiej sytuacji i z bezgraniczną szczerością rozmowa może być zbawienna.

Wsparcia młodej dziewczynie, Esterze, udziela główna bohaterka Pani powieści – Joanna. Istotny jest również dobry słuchacz?

Tak, z pewnością. Nie przed każdym się otwieramy. Ja, jako introwertyczka, szczególnie wiem, jak czasem jest to trudne. Mądry i dobry słuchacz jest prawdziwym wybawieniem.

Chyba nie ma takich osób dziś zbyt wiele? Żyjemy w ciągłym biegu i rzadko zwracamy uwagę na osoby, które nas potrzebują...

To prawda. Żyjemy coraz szybciej, bardziej intensywnie, ale powierzchownie. Przez to tracimy z oczu to, co ważne. Często skupiamy się też na tym, co chcemy zobaczyć, a nie na tym, co faktycznie widzimy. Efektem jest rosnąca liczba samobójstw, szczególnie wśród młodzieży, kryzys psychiatrii dziecięcej. To są istotne problemy, może nawet teraz najważniejsze. Zresztą pandemia pozamykała nas wszystkich w domach, a to tym bardziej nie ułatwia znalezienia słuchacza, któremu można by zaufać i który byłby w stanie pomóc. To jest bardzo trudne. Zawodowo pracuję z młodzieżą i tylko przez ostatni miesiąc bardzo często widziałam, jak wiele młodych osób potrzebuje pomocy, choćby w formie szczerej rozmowy, wysłuchania.

Może więc wszyscy potrzebujemy wyjazdu w Beskidy?

Beskidy są dobre na wszystko, ale (zwykle) daleko. Mnie każdy kontakt z naturą daje ukojenie. Wypad do lasu, na łąkę za miasto, spacer z własnymi myślami stanowi dobry punkt wyjścia do skupienia się na tu i teraz, zatrzymaniu na chwilę i wsłuchaniu się w siebie. Ale Beskidy są pod tym względem wyjątkowe. Tam jest spokój, cisza, czasem wciąż jeszcze można iść przed siebie przez pół dnia i nikogo nie spotkać. Myślę, że każdemu z nas dobrze by zrobił taki dzień sam na sam ze sobą.

Góry dają szansę na wewnętrzne oczyszczenie?

Zdecydowanie. Wędrówka z plecakiem pozwala nabrać dystansu do wielu spraw. Zresztą z góry wszystko wydaje się mniejsze – dosłownie i w przenośni. To piękne uczucie: zostawić swoje sprawy na dole i potem patrzeć, jak stają się małe i błahe. Dobrze spojrzeć na nie z takiej perspektywy.

Pisze Pani: jeśli droga zaczyna być zbyt wymagająca dla wędrowca [...], bez względu na wszystko powinien z niej zawrócić. Czasem więc warto się poddawać?

Nie nazwałabym tego poddaniem się. Nikt z nas nie jest idealny i wszechmocny, bardzo ważna jest znajomość swoich słabości i życie w zgodzie ze sobą. Czasem nie warto iść dalej – i to też jest w porządku. Umiejętność odpuszczania jest trudna, ale bardzo ważna. Na szczęście mamy tę możliwość, że możemy dowolną liczbę razy zmieniać szlak, szukać tego, co jest dla nas dobre. Nie mówię tu, oczywiście, o jakimś uleganiu chwilowemu widzimisię, ale myślę, że są w życiu sytuacje, kiedy warto pójść inną drogą. Ta często okazuje się lepsza i piękniejsza od wcześniej wybranej. 

Brakuje nam zdroworozsądkowego podejścia? Myślimy, że jesteśmy wszechmocni?

Wiele osób, które znam, tak myśli, albo lepiej – mają zakodowane gdzieś w podświadomości, że muszą dawać z siebie 110%, bo inaczej będzie źle. Nie mają czasu na chwilę słabości. Odpoczynek? Nie ma na to czasu. A przecież zawsze można coś zrobić lepiej, szybciej, ładniej, więc poprzeczka podnoszona jest coraz wyżej i wyżej. Sama kiedyś taka byłam, co przypłaciłam zdrowiem. Dlatego teraz słucham swojego wewnętrznego głosu rozsądku i odpuszczam. To wciąż jest dla mnie trudne, ale uczę się wytrwale i idzie mi coraz lepiej.

W Pani powieści istotna okazuje się również sztuka. W każdym z nas drzemie jakaś artystyczna dusza?

Myślę, że tak i super jest tę część siebie odnaleźć i pielęgnować. To daje dużo radości. I naprawdę nie chodzi o talent czy wybitne plastyczne umiejętności. Po prostu fajnie jest na przykład wziąć kartkę i ołówek, a potem przenieść do czasów, gdy rysowanie samo w sobie było świetną zabawą, niezależnie od efektów. Każdy rodzaj sztuki, tworzenia wymaga skupienia, a to z kolei pozwala nam pobyć tylko ze sobą. Sztuka ma dla mnie podobne działanie jak wędrówki z plecakiem.

Tylko jak w sobie odnaleźć zadatki na artystę?

Przede wszystkim nie wolno bać się, trzeba po prostu spróbować. Można znaleźć bogate oferty przeróżnych warsztatów – ceramicznych, filcowania, renowacji mebli. Warto eksperymentować, testować, szukać. Pożyczyć od dziecka farby, od sąsiadki szydełko i nici. Albo zamówić w Internecie glinę samoutwardzalną i lepić małe cuda w zaciszu domowym.

Joanna prowadzi warsztaty z lepienia z gliny. Aby cokolwiek stworzyć, trzeba jednak nie tylko wyobraźni, ale przede wszystkim – spokoju, cierpliwości i poczucia bezpieczeństwa. To tak, jak w życiu?

Tak, ale – jak to zwykle w życiu bywa – nie zawsze mamy komplet. Mnie na przykład często brakuje cierpliwości i właśnie sztuka mnie tego uczy.

Beskidzki Anioł - książka

Joanna przekonuje się, że w angażowaniu się w pomoc innym trzeba zachować pewien dystans. Nie wolno nadmiernie ingerować w życie innych?

Myślę, że należy być ostrożnym. A już na pewno, gdy druga osoba o taką ingerencję nie poprosi czy to wprost, czy dając sygnały pośrednie. Łatwo można przekroczyć granicę, gdy nie działamy już dla dobra tej drugiej osoby, a realizujemy jakiś własny plan. Żeby pomagać innym, trzeba być niezwykle czujnym i empatycznym. Znowu – trzeba przede wszystkim słuchać i być wyczulonym na najcichsze dźwięki. Inaczej można wyrządzić więcej szkody niż pożytku.

Nierobienie niczego to przyzwolenie na zbrodnię – mówi w pewnym momencie bohaterka Pani książki. Są sytuacje, w których trzeba zareagować? 

Niereagowanie na zło to przyzwolenie na nie. Gdy słyszymy, że sąsiad za ścianą tłucze żonę – reagujemy. Gdy plażowicz po kilku piwach wrzuca z pomostu do jeziora z psa – reagujemy. Przypuszczam, że większość z nas wychowywano w przekonaniu, że słabszym trzeba pomagać – warto, żebyśmy jako dorośli o tym nie zapominali. Niestety, nadal żyjemy w społeczeństwie, w którym takie ingerencje nie są mile widziane. Wciąż dla wielu pachnie donosicielstwem, niepotrzebnym mieszaniem się w życie innych. A później często jest już za późno, żeby pomóc i pada niemalże sakramentalne pytanie: gdzie byli sąsiedzi/ rodzina? Dlaczego nikt nie zareagował i musiało dość do tragedii?

Czytając Beskidzkiego Anioła, można dojść do wniosku, że istotna jest równowaga życiowa. Równowagę może dopełniać miłość?

Miłość dopełnia wszystko. I nie ma znaczenia, jaka to miłość – partnerska, rodzicielska, między rodzeństwem, do zwierzaka czy taka między dwojgiem najbliższych przyjaciół albo przyjaciółek. Miłość to miłość i bez niej życie byłoby bledsze, w kolorach jak o zmierzchu.

A może to właśnie miłość odpowiada za większość naszych problemów? 

Ale czymże byłoby życie bez problemów? (śmiech) A poważnie – na pewno łatwiej jest przejść przez życiowe burze, gdy ktoś idzie obok nas. I jasne – miłość się zmienia, my się zmieniamy, czasem jest pod górkę. Czasem okazuje się, że to nie to. Ale na pewno trzeba próbować.

– Świat pełen jest szczegółów, od których zaczynają się historie – pisał Stasiuk. Każda, choćby niepozorna zmiana w naszym życiu, to szansa na nową historię?

Oczywiście. I to jest właśnie powód, dla którego uwielbiam zmiany. Nie muszą być duże – czasem wystarczy zmienić trasę spaceru, by w głowie zaczęła kiełkować całkiem nowa opowieść. Przykład z życia – ostatnio w szalejącą burzę wracałam ze starego, ukrytego w lesie cmentarza. I gdy tak szłam szybkim krokiem drogą, to tam tak intensywnie pachniały poziomki. Taki szczegół, niby nic, a już mam zapisane pierwsze zdanie nowej powieści.  

Stasiuka przywołuję nieprzypadkowo, bo i Pani w powieści do niego nawiązuje. Więc na koniec pytanie: Jadąc do Babadag czy Fado?

Pytanie z rangi tych najtrudniejszych… Beskidzkiego Anioła otwiera motto będące cytatem z Jadąc do Babadag, ale… Do momentu, w którym znajduję się teraz, pasuje cytat: Są takie zbiegi okoliczności, które przypominają wyrafinowany plan, więc chyba jednak Fado. Uwielbiam obie.

Książkę Beskidzki Anioł kupić można w popularnych księgarniach:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.